Alice
Otworzyłam oczy, biorąc głęboki wdech, by dostarczyć organizmowi odpowiednią ilość tlenu.
Wyglądałam pewnie, jak postać z horroru, która wybudza się po opętaniu, ale ja po prostu walczyłam o powietrze, bo zdarzało mi się poddusić podczas snu.
Nienawidziłam tego uczucia, choć lekarze mnie przed nim ostrzegali. W szpitalu dostałabym maskę, która ułatwiłaby mi oddychanie, a tu – musiałam radzić sobie sama.
Kark mi zesztywniał, więc minęła chwila, zanim udało się go rozruszać, a twarda gula w gardle zwiastowała mdłości.
Wymiotowałam często. Na podłogę, na siebie, czy na pościel. Niektóre leki kompletnie mi nie służyły, inne były po prostu trochę za mocne, ale nie miałam przy sobie oddziału lekarzy, którzy profesjonalnie by się mną zajęli.
Wielokrotnie czytałam książki o wypadkach i po raz kolejny zrozumiałam na własnej skórze, czym jest fikcja literacka. Trzepotanie rzęsami, długie rozmowy z bliskimi i wstawanie z łóżka po dwóch dniach? Niestety, nie w moim przypadku. Wyglądałam paskudnie, a czułam się jeszcze gorzej.
Jeżeli akurat nie rzygałam jak kot, krew tryskała mi z nosa wskutek osłabienia, a ból brzucha i zszytej rany były czasem nie do wytrzymania.
Bywały momenty, w których zastanawiałam się, czy aby na pewno żyję i tylko odgłosy dobiegające z kuchni uświadamiały mi, że naprawdę byłam wśród rodziny. I za to dziękowałam najbardziej, bo mimo całego cierpienia, byłam przeszczęśliwa, bezpieczna i ogromnie wdzięczna.
Spróbowałam przełknąć ślinę, by powstrzymać nadciągające torsje, ale moje gardło było suche jak wiór, więc jedynie zapiszczało mi w uszach. Odkaszlnęłam i wydawałam z siebie przeciągły jęk, a następnie drgnęłam, kiedy coś poruszyło się po drugiej stronie pokoju. Lekko uniosłam głowę.
– Neil? – zdziwiłam się, gdy mój zamglony wzrok natrafił na leżącego mężczyznę.
Obraz irytująco mi się rozmazywał, więc byłam w stanie dostrzec sam zarys jego sylwetki i jasne włosy, jednak od razu rozpoznałam ukochanego przyjaciela.
Nie zareagował na swoje imię, bo spał, a ja nie miałam zielonego pojęcia skąd wzięłam się w jego pokoju.
Przyszłam tu sama? Byłabym w stanie?
– Neil. – spróbowałam po raz kolejny, ponieważ robiło mi się coraz bardziej niedobrze, a skoro wyjątkowo miałam pod nosem kogoś, kto mógł uratować mnie przed zwymiotowaniem do łóżka, musiałam wykorzystać okazję.
Głos miałam cichy i zachrypnięty, ale udało się – Neil mnie usłyszał.
– Alice? – wymamrotał zaspany, jakby sam był nieźle przyćpany lekami. – Nie śpisz?
– Pić.
Tylko tyle udało mi się wycharczeć, nim wstrząsnęły mną pierwsze odruchy wymiotne, a oczy zaszły łzami.
– Chcesz się napić? – upewnił się, ledwo kontaktując.
– Na parapecie stoi woda.
Chciałam unieść rękę i wskazać na butelkę palcem, ale zabrakło mi siły. Upatrzyłam sobie tę wodę już kilka sekund temu, a fakt, iż sama nie mogłam po nią sięgnąć, był niesamowicie frustrujący.
– Już... – stęknął, przekręcając się na bok. – Już... Już wstaję.
Trwało to strasznie długo albo przynajmniej tak mi się wydawało. Ze zdziwieniem obserwowałam, jak Neil powoli podnosi się z łóżka, jakby robił mi ogromną przysługę.
Było mi naprawdę przykro. Przecież nie prosiłam go o nic wielkiego, a uczucie pragnienia doskwierało mi tak bardzo, że nie mogłam go zignorować. Gardło przeraźliwie mnie drapało i żałowałam, iż sama nie dałam rady się podnieść...
– Momencik... – sapnął, podpierając się ściany. – Wytrzymaj jeszcze... Chwilkę...
– Jesteś pijany?
Musiałam o to zapytać, bo nie mogłam uwierzyć, że Neil mógłby celowo przeciągać w czasie podsunięcie mi tej cholernej butelki.
Nim nadeszła odpowiedź, słony posmak w ustach zakomunikował mi, że długo już nie wytrzymam. Na szczęście mało jadałam, więc zwymiotowanie nie było wcale takie proste, jak mogłoby się wydawać. Moim ciałem znów wstrząsnęły dreszcze i bolesne odruchy, podczas których miałam wrażenie, że pękają mi szwy.
Neil ciężko oddychał, ale każdy krok zbliżał go do parapetu. Szurał nogami po drewnianej podłodze, a kiedy próbował unieść rękę, żeby przechwycić napój, wydał z siebie dziwny dźwięk przepełniony bólem.
– Co się dzieje? – wymamrotałam zdezorientowana i zaczęłam intensywniej mrugać.
Brałam pod uwagę, że być może Neil tak naprawdę wcale nie znajdował się w tym pomieszczeniu, a wszystko co się działo, było jedynie wybrykiem mojego otępiałego umysłu. Jednak im szybciej zamykałam i otwierałam oczy, tym bardziej wyostrzał mi się obraz... I byłam w stanie dokładniej przyjrzeć się mężczyźnie, który zmierzał już do mojej kanapy, udowadniając mi tym samym, że nie miałam żadnych zwidów.
– Neil! – pisnęłam z przerażeniem.
– Spokojnie, wszystko gra, Alice. – rzucił słabo, a na jego opuchniętej, posiniaczonej twarzy zagościł delikatny uśmiech. – Dasz radę troszkę się podnieść?
– Dlaczego? – załkałam.
– Żebyś mogła się napić.
– Dobrze wiesz, że nie o to pytam! – skrzywiłam się, gdy rana na brzuchu dała o sobie znać, a Neil popatrzył na mnie z troską. – Dlaczego ktoś cię pobił?
– To długa historia. Napij się, proszę.
– Przepraszam... – wyszeptałam, kiedy broda zaczęła mi drżeć. – Nie wiedziałam, że źle się czujesz. Gdybym wiedziała, to...
– Alice. – przyjaciel z trudem opadł na moją kołdrę, przysiadając na brzegu kanapy. – Skoro już wstałem po tę pieprzoną wodę, to masz ją wypić do dna. Jasne? – puścił mi oko i przystawił do ust butelkę, po czym delikatnie ją przechylił.
Łapczywie łykałam płyn, delektując się zwilżaniem obolałego gardła. Uczucie mdłości zaczęło ustępować, a ja nie mogłam przestać wlewać w siebie zimny, rajski napój. Dawno nie było mi tak dobrze. Wypiłam całą zawartość butelki i odchyliłam głowę, oddychając głośno.
– Kacyk? – zażartował Neil, odrzucając pusty plastik.
– Coś w tym rodzaju. Dziękuję. – uśmiechnęłam się do przyjaciela, kładąc mu rękę na ramieniu, ale wzdrygnął się pod wpływem mojego dotyku. Dopiero wtedy jeszcze dokładniej przyjrzałam się przyjacielowi.
Całą klatkę piersiową i brzuch miał pokrytą obrzydliwymi siniakami, a skórę wilgotną od potu.
Dotarcie do mojej kanapy zapewne wiele go kosztowało.
– Komu podpadłeś? – zapytałam ze smutkiem.
Lista osób, które ewentualnie mogłyby chcieć zabić Neila, była dość długa, więc zrezygnowałam z prób zgadywania.
– A komu nie? – odgarnął mi kosmyki z twarzy.
Nie wiedziałam nawet, że moje włosy były tak poczochrane.
– Pytam poważnie, Neil.
Mężczyzna wywrócił oczami i zwiesił głowę, jakby to mogło pomóc mu w uniknięciu odpowiedzi.
– Służby specjalne nie lubią, kiedy im śpiewam.
Zacisnęłam powieki i westchnęłam ciężko.
– Naprawdę? Musiałeś ich prowokować?
– Oh, daj spokój. – Neil zrobił taką minę, iż wzięłam za pewnik, że gdyby nie mój stan, pstryknąłby mnie w nos, dźgnął w bok albo zrobił coś równie irytującego. – Ja tu jestem ofiarą, a przemoc nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem. – dodał z rozbawieniem.
Miałam ochotę się roześmiać, ale ucisk w klatce piersiowej skutecznie mi to uniemożliwił, a z oczu bezwiednie poleciały mi łzy.
Moja słabość strasznie mnie denerwowała.
– Alice, nie płacz. – szepnął Neil, przysuwając się bliżej. Starał się wyglądać normalnie, ale doskonale widziałam, że przy każdym, nawet najmniejszym ruchu zaciskał zęby.
Nie wiem, dlaczego pękłam akurat w tamtym momencie, ale ostatnie traumatyczne wydarzenia jakby skumulowały się w mojej obolałej głowie. Strach i przytłoczenie naciskały na mnie, próbując wgnieść w ziemię, a ja nie miałam siły, żeby stawić im czoła.
Zapach stęchlizny i starych desek drażnił mój nos, a uczucie bezsilności narastało z każdą chwilą, odbierając mi dech w piersi.
Drgnęłam nerwowo, otwierając szeroko usta. Znów nie mogłam złapać powietrza.
– Alice! – przyjaciel złapał mnie za ręce. – Spokojnie, oddychaj głęboko. – instruował z przerażeniem wymalowanym na twarzy, jednak nie stracił zimnej krwi nawet na chwilę. – Już lepiej?!
Nie byłam w stanie się odezwać i miałam dziwne wrażenie, że moje ciało zostało sparaliżowane.
Słyszałam wszystko, co się działo. Widziałam Neila i mamę, która wparowała do sypialni, zaalarmowana głośnym tonem mężczyzny. Czułam jej dłonie na czole, gdy odgarniała mi włosy, jednak nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu.
– Co jej jest? – zapytał Neil, gładząc mnie kciukiem po wierzchu dłoni. Nie odwracał ode mnie wzroku, ale słowa kierował do Tary.
– To chyba mały atak paniki. Najważniejsze, że nie zemdlała. Słyszysz nas, kochanie?
Powoli pokiwałam głową.
– Jesteś bardzo dzielna. – pochwalił mnie przyjaciel.
– Alice często miewa ataki paniki, prawda?
Neil zastanowił się przez chwilę.
– Wydaje mi się, że ostatni raz zrobiło jej się słabo, kiedy dowiedziała się, że Edmund jest biologicznym ojcem Liama.
– A nie Edvard?
– Jeden pies. – machnął ręką, nieco się zapominając, a następnie syknął z bólu. – Tak czy inaczej, było to już ładnych parę miesięcy temu.
– Niesamowite.
– Ale co?
Moja mama westchnęła i usiadła na brzegu kanapy. Imponujące, ilu ludzi potrafił pomieścić ten stary mebel.
Całe ciało zaczęło mi drżeć, a włosy przykleiły się do czoła i karku.
– Już wszystko dobrze. – Tara zaczęła masować mnie po ramieniu okrężnymi ruchami, próbując ukoić wszystkie rozdzierające emocje. W końcu zwróciła się do Neila: – Alice znalazła mój pamiętnik, kiedy miała kilkanaście lat. Dwanaście, może trzynaście...
Zacisnęłam powieki, próbując zamknąć umysł na to, co chciała powiedzieć mama.
Dlaczego właściwie chciała, żebym tego słuchała? Załkałam żałośnie.
– Wiem. – Neil przełknął ślinę.
– Zaczęła się okaleczać, a później nabawiła się tych okropnych ataków paniki. Potrafiła mdleć parę razy w miesiącu. Leczyłam ją u najlepszych specjalistów, żeby mogła spełnić swoje marzenie o pracy w policji. Po wielu latach terapii zaczęła w miarę normalnie funkcjonować, chociaż nie łudziłam się, że całkowicie z tego wyjdzie.
– Pamiętam. – mruknął ze szczerym smutkiem. – Na początku często ją odcinało.
Mama pokiwała głową, spojrzała na moje zaczerwienione oczy i mokre policzki, a następnie na mojego przyjaciela.
– Jestem w szoku, że od dawna nie miała żadnego ataku.
Neil wzruszył lekko ramionami i otarł mi łzę z brody.
– Ciekawe co jest przyczyną polepszenia jej stanu. – zastanowił się głośno, a Tara uśmiechnęła się, jakby na takie pytanie właśnie liczyła.
– Wy. – wyszeptała z czułością i wbiła we mnie pełne wzruszenia spojrzenie. – Przy was moja Alice czuje się bezpiecznie.
Zrozumiałam.
Tak, zrozumiałam, dlaczego chciała, żebym wysłuchała tej rozmowy.
I już wtedy wiedziałam, że będę jej za to wdzięczna do końca życia. Ucisk w skroni i klatce piersiowej zaczął odpuszczać, a serce zwolniło, wystukując normalny rytm.
Ogarnął mnie spokój, a gdy odzyskałam kontrolę nad własnym ciałem, uśmiechnęłam się delikatnie.
A później? Później opadłam z sił i poczułam, że zaczynam odpływać, jednak nie miałam zamiaru walczyć ze znużeniem.
Zasypiałam przy mamie i bracie. Nic złego nie mogło mi się stać.
Gdy przebudziłam się po kilku godzinach, mamy już nie było, a Neil siedział prawie w tej samej pozycji. Prawie, bo ułożył plecy na oparciu, oczy miał zamknięte i spał jak kamień.
Tara zadbała o wszystko. Na podłodze obok kanapy stało obrócone, metalowe wiadro, które miało służyć mi za szafkę nocną, a na nim – szklanka z wodą, tabletki przeciwbólowe i lekkostrawne przekąski. Nie wiedziałam, które pastylki były dla mnie, a które dla posiniaczonej, chrapiącej cicho ofermy, więc nie ruszyłam żadnej.
Strasznie żałowałam, że nie mogłam się podnieść. Zrobiłabym wszystko, żeby chociaż przejść się do łazienki o własnych siłach, bez angażowania do tego osób trzecich, ale nawet o tym mogłam zapomnieć.
Wyjątkowo nie chciało mi się pić. Nie chciało mi się też jeść i tak naprawdę nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Niełatwo jest leżeć bez ruchu z zaszytą dziurą w brzuchu.
Wlepiłam wzrok w sufit z zamiarem policzenia desek, ale zrezygnowałam z tego pomysłu, gdy dostrzegłam wszystkie pajęczyny w kątach i pod wielką, starą lampą. To było zdecydowanie najdziwniejsze, a zarazem najbardziej obrzydliwe miejsce, w jakim przyszło mi przebywać, a fakt, że byłam zmuszona kisić się w tym małym, obskurnym pokoju, dodatkowo mnie wkurzał.
Byłam już gotowa obudzić Neila, choćby tylko po to, by zaproponować mu położenie się obok mnie na kanapie, żeby ułożył się w bardziej wygodnej pozycji, kiedy nagle drzwi głośno zaskrzypiały.
Albo byłam wyczulona na dźwięki, albo te zardzewiałe zawiasy pamiętały czasy Wikingów.
– Przepraszam. – szepnęła Nancy ze strachem w oczach, jakby dopuściła się makabrycznej zbrodni. – Chciałam tylko sprawdzić, czy wszystko u was w porządku.
Uśmiechnęłam się do przyjaciółki i odetchnęłam z ulgą. Nie byłam zmuszona nudzić się w samotności.
– Nie spałam, spokojnie.
– Na pewno?
– Przysięgam. – zapewniłam Nancy i kiwnęłam głową na jej starszego brata. – W przeciwieństwie do niego.
Dziewczyna zerknęła na Neila ze zmartwieniem.
– Wygląda okropnie.
– To prawda.
– Gdybym tylko dorwała tych cwaniaków, którzy go tak urządzili... – wciągnęła powietrze przez nos i mocno zacisnęła zęby, co w zestawieniu z jej różowym dresikiem w panterkę, puchatymi kapciami i opaską na długich, blond włosach, wyglądało niesamowicie zabawnie. – Udusiłabym ich gołymi rękoma. Przysięgam. – zapewniła mnie zdecydowanym tonem.
Ze wszystkich sił starałam się nie roześmiać, żeby nie zdradzić Nancy, że w rzeczywistości nie była tak przerażająca, jak jej się wydawało. Przygryzłam wargę i zerknęłam na Neila, licząc na to, że widok pobitego przyjaciela stłumi moje całe rozbawienie, jednak przeliczyłam się, bo choć blondyn siedział w tej samej pozycji i ani drgnął, lekko uniesione kąciki ust zdradzały, że już nie spał. Nancy jednak tego nie zauważyła i postanowiła ciągnąć dalej:
– Biedny Neil. – westchnęła, opierając się barkiem o futrynę. – Chyba jeszcze nikt nigdy go tak nie znokautował.
– Odblokowałem nowy pakiet doświadczeń.
– Hej! Nie wolno podsłuchiwać! Dlaczego nie śpisz?
– Ciężko uciąć sobie drzemkę, kiedy tak trajkoczecie. – mruknął, udając niewzruszonego, ale ja widziałam, że z trudem hamował uśmiech.
Nancy splotła palce przed sobą i przyjęła niewinny wyraz twarzy, jakby już zapomniała, że przed chwilą odgrażała się, iż spokojnie udusiłaby mundurowych, gdyby tylko stanęli jej na drodze, a następnie weszła do mojego pokoju. Właściwie to do pokoju Neila. W sumie to do naszego pokoju.
– Potrzebujecie więcej leków? A może zaparzyć wam herbaty?
– Nie, młoda. Wszystko gra. – uspokoił ją Neil.
Uniósł nawet rękę, by wyciągnąć ją w kierunku siostry, ale szybko na powrót opadła mu wzdłuż ciała. Był naprawdę osłabiony.
Nancy odczytała sygnał i z chęcią podeszła do Neila, siadając pomiędzy nami.
– Strasznie się o was martwię. – wyszeptała posępnie.
– Wiem, ale najgorsze za nami. Dojdziemy do siebie i zapomnimy o tym całym koszmarze.
– Zapomnimy o wszystkim, kiedy dorwiemy Kameleona. – poprawił mnie Neil. – Nie ma szans, żebyśmy odpuścili.
Przewróciłam oczami, bo akurat na zemstę miałam najmniejszą ochotę. Jednak równocześnie wiedziałam, że ten głupek miał rację – w tej sytuacji nie było szans na odpuszczenie grzechów.
– Spokojna głowa. – Nancy uśmiechnęła się szeroko, jakby ten temat niesamowicie ją cieszył. – Astrid zbiera informacje na jego temat.
– Jakie informacje? – zdziwiłam się.
– Dogrzebała się do starych, niewyjaśnionych spraw w całej Szwecji. Policja ukrywała większość z nich, bo nie chcieli wyjść na nieudolnych błaznów, którzy nie potrafią schwytać jednego mordercy. Kumacie, że ten drań przez parę miesięcy udawał nawet zakonnika?
– Mnie już nic nie zdziwi. – burknął Neil, stając się coraz bardziej zdenerwowany. – Udawał kobietę, do cholery. A żadne z nas go nie rozpoznało.
– Szacujemy, że mógł był sprawcą kilkudziesięciu morderstw, oczywiście nie licząc tych, których dopuścił się z rodziną Perssonów. To już inna kwestia... A właśnie! – Nancy znów prawie że podskoczyła z entuzjazmu. – Policja znalazła zwłoki na bagnach. Trwa identyfikacja, więc rodziny zmarłych będą mogli wreszcie pochować bliskich, zamknąć temat ich zaginięć i... – kobieta zawahała się przez chwilę, pocierając kark. – I doświadczyć pewnego rodzaju ulgi...
Przypomniałam sobie makabryczne znalezisko na bagnach, okaleczonych nieboszczyków w przeróżnych etapach rozkładu, zamordowanych ludzi w piwnicy, chłodni czy sadzawce w ogrodzie na terenie willi.
Wszystko to brzmiało wręcz nieprawdopodobnie, a jednak... Tak właśnie wyglądał biznes, który prowadziła Margareta i jej synowie.
Odrażający handel organami. Samo myślenie o piekle, przez które musiała przejść każda z ofiar Perssonów, powodowało u mnie gęsią skórkę, a wiedza o statystykach podanych przez World Health Organization wcale nie pomagała w zachowaniu spokoju. Według nich, co roku dochodzi do około dziesięciu tysięcy nielegalnych transplantacji na całym świecie.
Strach pomyśleć, ilu zwyrodnialców pokroju Margarety, Linusa i Edvarda bezkarnie nakręca czarny rynek, a prawda o ich przestępstwach nigdy nie wyjdzie na jaw.
– Co teraz będzie? – zapytałam, gdy udało mi się przebrnąć przez natłok ponurych wspomnień.
– Teraz? – Neil podrapał się po brodzie. – Polica i ci wszyscy ważniacy w garniturach dostali od nas kopię listy klientów Perssonów. No i ludzi, którzy byli przekupieni i dla nich pracowali. Pewnie większość osób skutecznie uciszą, część pozwalniają, a później zaczną śledztwo, poudają, że rozwiązali tę sprawę i wszystkie zasługi przypiszą sobie. Ale nie szkodzi, my będziemy mieć to w dupie.
– Co z Margaretą? Policja nie zaczęła jej szukać?
– Dali nam tydzień.
Tydzień. O cholera. Chyba dopiero to do mnie dotarło.
– Tydzień?! – gdyby nie przeszywający ból brzucha, zerwałabym się na równe nogi.
– Christian nic ci nie mówił? – zdziwiła się Nancy.
– No coś tam mówił, ale... – otworzyłam oczy jeszcze szerzej. – Ale zaledwie siedem dni? A potem co?
– A potem...
Popatrzyłam na Neila, który zamknął się w połowie zdania i zrobił swoją głupkowatą minę, a następnie zaczął rozglądać się po pokoju, unikając mojego spojrzenia.
– A potem co? – powtórzyłam warkliwym tonem, by miał pewność, że nie był to dobry czas na żarty.
– A potem nas zabiją. Nie mamy wstępu do wschodniej części Szwecji. Właściwie, to najlepiej byłoby wynieść się za granicę, ale Alberto rozważa nawianie na północ.
– Rany... – westchnęłam, kompletnie przerażona wizją kolejnej ucieczki. Nie miałam siły na wstanie z łóżka, a co dopiero na długie podróże i desperacką walkę o przetrwanie.
Nancy, gdy tylko zauważyła lęk w moich błyszczących od łez oczach, od razu chwyciła mnie za rękę.
– Nie bój się, wyjdziemy na prostą.
– Dokładnie. – uśmiechnął się Neil. – Alberto, Christian, Benny i Mason trzymają rękę na pulsie. Jakiś czas temu dostałem od nich wiadomość, że wszystko gra.
– To znaczy? – zerknęłam na przyjaciela podejrzliwie. – Gdzie teraz są?
Blondyn zassał wargę, a gdyby nie był tak obolały, pewnie strzeliłby sobie w czoło otwartą dłonią. Nie musiał się nawet odzywać, żebym od razu pojęła, iż pożałował tego, że w ogóle zaczął ten temat.
– Neil. – syknęłam. – Mów.
– Pojechali z wizytą do Margarety. – palnął wymijająco.
– W jakim sensie? Przecież raczej ukrywa się gdzieś z Kameleonem i wiadomo, że nie ma jej w domu.
– Pewnie nie.
– Więc? – bezlitośnie ciągnęłam go za język.
– Więc zrobią małe włamanie i rozejrzą się po jej chałupie. – mruknął, jakby liczył, że nie dosłyszę tej odpowiedzi. – Ale niczym się nie przejmuj! – dodał o wiele głośniej, gdy zakrztusiłam się powietrzem i własnym strachem.
Dlaczego od razu miałam złe przeczucia?
CZYTASZ
MALBAT TOM 4
Mystery / Thriller"Ile jesteś w stanie poświęcić, by ocalić swoją kobietę i ukochaną przyjaciółkę?" - takie pytanie mogli zadać sobie członkowie Malbatu, gdy Alice została poważnie ranna. Nie mieli wiele czasu do namysłu, ale w jednym byli wyjątkowo zgodni - zrobią...