Rozdział 19

3.4K 174 56
                                    

OSTRZEŻENIE: Rozdział zawiera opisy brutalnych tortur i zdecydowanie nie jest przeznaczony dla czytelników o słabszych nerwach.
Nie należy pochwalać czy normalizować zachowania bohaterów (nawet Neila czy Christiana, chociaż wszyscy wiemy, że są słooodcy).

Christian

Zabawnie było patrzeć na Gustava, który ledwo stał na nogach, jednak nie mógł się osunąć, bo łapska wciąż miał przybite do ściany. Gdyby wiedział, co jeszcze dla niego przyszykowaliśmy, pewnie miałby w dupie rozerwane dłonie i zrobiłby wszystko, by się uwolnić.
Alice i Astrid odwaliły dobrą robotę. Nie mogłem odwrócić wzroku od kobiet, kiedy z ogromną precyzją odcinały Kameleonowi kawały skóry z pleców. Najgorsze były te jego wrzaski i jęki, które strasznie mnie dekoncentrowały i aż żałowałem, że nie wpadliśmy na to, by wcześniej zaszyć mu usta drutem. Przecież wraz Margaretą byli gorącymi fanami tego typu rozrywek.
Skoro mowa już o Margarecie – na swoje nieszczęście ocknęła się po kilku godzinach.
Była kompletnie zdezorientowana, zaczęła skomleć, mamrotać coś pod nosem i pełzać po podłodze jak robak, a my mieliśmy niesamowity ubaw.
Dopiero po dłuższej chwili, Neil ukucnął obok kobiety i zapytał, czy ktoś zgasił jej światło. Przez parę sekund nie rozumiała, ale kiedy połączyła kropki w głowie i załapała, że została oślepiona, wpadła w prawdziwy szał. Nie miała zbyt wielu możliwości, a siły jeszcze mniej, więc jedynie miotała się między ścianami, próbując odnaleźć... Sam nie wiem co. Wyjście ze stodoły? Gustava? Nas? Nieważne.
Po krwawej zabawie z Kameleonem, polegającej na wykrojeniu mu tatuażu, a następnie wymierzeniu kilkudziesięciu pasów w plecy, Alberto stwierdził, że dziewczynom wystarczy już wrażeń. Miał rację, bo choć w oczach Alice tańczyły diaboliczne iskierki rządne zemsty i cierpienia, a uśmiech nie schodził z ust, tak pozostałe części ciała zareagowały trochę bardziej wrażliwie, zdradzając, że wcale nie była aż tak odważna, jak próbowała nam wszystkim wmówić. Nogi lekko jej drżały, twarz stała się blada, a ręce działały powoli, jakby w głębi duszy obawiała się konsekwencji swoich czynów.
Oczywiście nie dałem po sobie poznać, że widziałem jej wahanie i delikatny stresik. Mogłaby się zawstydzić i całkowicie odpuścić, a ja chciałem podziwiać moją kobietę w tak niecodziennych czynnościach.
Wodziłem za nią wzrokiem jak zahipnotyzowany. Z nożem w ręce i niechlujnie związanych włosach wyglądała niesamowicie uroczo, co w połączeniu z niebezpiecznym i mrocznym klimatem, tworzyło mieszankę wybuchową.
Oprzytomniałem, gdy Neil podszedł do Gustava, a po drodze pstryknął mi palcami przed nosem, sprowadzając mnie na ziemię. Zostaliśmy sami, bo Alberto odprowadził Alice i Astrid do chatki.
– Inspirowałeś się kimś? – zagadnął blondyn, ze znudzeniem kiwając brodą w kierunku pogniecionej, zachlapanej krwią sukienki. – Czy sam wpadłeś na pomysł, żeby raz udawać babę, a raz faceta?
– Spierdalaj. – usłyszał w odpowiedzi.
Upartości nie można było tym ludziom odmówić. Zarówno Kameleon, Margaret, jak i Linus czy Edvard, byli nieugięci nawet podczas krojenia żywcem, czy wpychania spluwy w dupę.
Banda honorowych oszołomów, którzy woleli być torturowani, niż pokłonić się swoim przeciwnikom...
No i świetnie, pomyślałem z zadowoleniem. Mieliśmy jeszcze trochę czasu na rozrywkę.
– Może twoim idolem był John Wayne Gacy? Zabijał w przebraniu klauna. – podsunąłem pierwszego lepszego amerykańskiego świra i mordercę, który przyszedł mi do głowy.
Gustav nie odpowiedział, niszcząc nam zabawę.
– Dajmy mu chwilę na zastanowienie. – parsknął Neil i wyciągnął z kieszeni paczkę fajek.
Odeszliśmy kilka metrów w głąb stodoły, by móc przysiąść na drewnianych belkach, które kiedyś służyły jako zagroda dla zwierząt. Zająłem górną żerdź, a mój przyjaciel uniósł jedną nogę i oparł ją o tę niższą, układając łokieć na kolanie. Odpalił sobie szluga i rzucił mi zapalniczkę.
– Kiedy to wszystko się skończy i wyjdziemy na prostą, przestanę palić... – mruknął, wypuszczając z ust siwy dymek.
– Jasne. – zerknąłem na Neila z powątpieniem. – Już to widzę.
– Nie dałeś mi dokończyć. Chciałem powiedzieć, że przestanę palić to tanie gówno i przestawię się na jakieś ekskluzywne fajki z górnej półki.
Uśmiechnąłem się i strzepnąłem popiół na ziemię, dla pewności przygniatając go butem.
– Ale masz ambitne plany. – zażartowałem.
– A ty?
– Co?
– Chujów sto. – Neil przewrócił oczami ze zniecierpliwieniem. – Pytam, jakie ty masz plany, tępaku.
– Aaa. – wymsknęło mi się z ust.
Zastukałem palcami w dechę i zrobiłem zamyśloną minę. Przyjemnie było poczuć mocny, dławiący i podrażniający gardło smak dymu nikotynowego, który wypełniał mi płuca.
To obrzydliwe, ale zrozumiałe dla ludzi uzależnionych od petów.
– Nie wiem. – wzruszyłem ramieniem. – Ciężko powiedzieć.
– Bo?
– Chujów sto. – odgryzłem się, gdy tylko nadarzyła się pierwsza okazja. Tyle w temacie naszej dojrzałości. – Schrzaniłem ostatnio parę spraw.
– Chodzi o Liama?
– Alice jest wściekła. – przyznałem, bawiąc się szlugiem.
Obracałem go w palcach i wbijałem posępne spojrzenie we własne stopy.
Nie chciałem rozmawiać o Alice. Ostatnio sprawy tak się pokomplikowały, że aż zaczynałem kwestionować, czy to możliwe, iż kiedykolwiek wygrzebiemy się z tego bagna.
Wszystko wskazywało na to, że zbliżaliśmy się do końca – Margareta i Gustav wpadli wreszcie w nasze ręce i dobrze wiedzieliśmy, że nie wyjdą stąd żywi.
Nie było już nikogo, kto mógłby nam zagrażać. Udało nam się. Po miesiącach batalii, moja rodzina mogła odetchnąć z ulgą i wreszcie poczuć się bezpiecznie...
Jednak było coś, co nie dawało mi spokoju.
– Kochasz ją, stary?
Uniosłem wzrok na Neila, patrząc mu w oczy tak głęboko, jak chyba jeszcze nigdy.
– Tak.
– Więc? – uśmiechnął się delikatnie. – Nic nie stoi już na przeszkodzie, żebyście żyli długo i szczęśliwie.
Margareta stęknęła w rogu stodoły, więc odwróciliśmy twarze w jej kierunku. Nie zauważyliśmy jednak niczego niepokojącego, więc szybko wróciliśmy do prowadzonej rozmowy.
– Nic nie stoi na przeszkodzie? Nasze życie to ciągłe przeszkody, Neil. – westchnąłem. – Ciągle coś. Albo ktoś próbuje nas zabić, albo jesteśmy porywani, albo Patricia zaczyna mieszać... A właśnie! – skrzywiłem się, gdy o czymś sobie przypomniałem. – Znowu to zrobiła, do cholery. Przyszła do Alice i próbowała nas skłócić.
– Serio?
– No. To od niej Alice dowiedziała się o porwaniu Liama.
– Więc tym razem wyjątkowo mówiła prawdę.
Popatrzyłem na przyjaciela spod byka, ale on tylko ponownie uniósł kąciki ust i zamrugał niewinnie.
– I myślisz, że zrobiła to z dobroci serca? – prychnąłem.
– Tego nie powiedziałem. – Neil wyprostował się i zmienił pozycję, by oprzeć plecy o ścianę. – Na bank zrobiła ci to po złości.
– No właśnie.
– Kolejna kłoda rzucona pod nogi, hm? Układa wam się z Alice i nagle bum, pojawia się jakaś wypindrzona, tępa lala, która próbuje wszystko zniszczyć.
– No właśnie! – powtórzyłem, ciesząc się, że wreszcie ktoś mnie rozumiał i rozłożyłem ramiona na boki. – Przerąbane, co nie?
– Totalnie. Albo żyjecie sobie spokojnie w Norwegii, a tu ślub Nancy, Edvard i same problemy.
– O tym mówię. – odparłem pewnym siebie głosem. – Wieczne przeszkody.
– Ślub w tym momencie byłby najgorszą decyzją. – Neil pokiwał głową i pochylił się, by w pokrzepiającym geście ścisnąć mnie za bark. – Masz całkowitą rację, Christian.
Zmrużyłem powieki i przyjrzałem się przyjacielowi podejrzliwie. Byłem pewien, że jeżeli chodziło o sformalizowanie mojego związku z Alice, blondyn był zawsze pozytywnie nastawiony, a tu proszę, myliłem się.
Odczekałem jeszcze chwilę na wypadek, gdyby Neil zechciał wybuchnąć śmiechem, jednak zachował całkowitą powagę i skupił się na dopalaniu papierosa.
– Tak myślisz? – mruknąłem, czując przeróżne emocje, ale przede wszystkim szczery zawód.
– Jasne.
– Ale... Ja naprawdę ją kocham.
– Stary, przecież wiem. – zerknął na mnie wesoło. – Jesteście dla siebie stworzeni, tyle, że to jeszcze nie czas na poważny związek. Potrzebujecie przestrzeni, a brak ślubu nie skreśla waszej miłości.
Przygryzłem paznokieć i zmarszczyłem czoło, kiedy dziwna, niewidzialna dłoń z całej siły ścisnęła mój żołądek.
Przecież chciałem poślubić Alice. Od dawna tego pragnąłem, tylko jak dotąd nie było odpowiedniej okazji do zaplanowania zaręczyn, nie wspominając już o ślubie.
– Christian, wiesz, ile par żyje bez związku małżeńskiego? – zapytał Neil, widząc moją skwaszoną minę. – To normalka w dzisiejszych czasach. Odpuście sobie.
– No ale... – przełknąłem ślinę, bo chyba zaczynałem gubić się we własnych przemyśleniach. Rozum mówił jedno, serce podpowiadało drugie, a ja stawałem się coraz bardziej poddenerwowany. – Ale ja chcę ją poślubić.
– Głupota. – stwierdził krótko. – Sam mówiłeś, że parszywy los non stop daje wam po dupie.
– Bo to prawda.
Musiałem aż podnieść się z barierki, żeby rozładować buzujące we mnie emocje. Skończyłem już palić, więc szybkim ruchem sięgnąłem po kolejną fajkę i wsunąłem ją sobie między wargi, a następnie pstryknąłem na przyjaciela, by rzucił mi zapalniczkę.
– Czasami w życiu nie ma miejsca na książkową miłość. – westchnął Neil, również decydując się na drugiego szluga. – Zobacz na przykład na taką Patricię. Co chwilę próbuje was skłócić.
– No tak, ale jakoś przez to przechodzimy, nie? – syknąłem poirytowany, ale szybko zmieniłem ton, bo nie mogłem przecież winić Neila za jego poglądy, które właściwie były dość sensowne.
Zwlekałem zbyt długo, szukając wymówek, więc nic dziwnego, że pomyślał, iż nie zależy mi na prawdziwym, solidnym małżeństwie i zbudowaniu szczęśliwej rodziny.
– Niech ci będzie, jakoś przebrnęliście przez Patricię, ale co z ciągłym niebezpieczeństwem? Pamiętasz, jak zostaliście porwani? Przejebana akcja.
– No pamiętam. I co? – burknąłem. – Tam też daliśmy sobie radę.
– A te wszystkie strzelaniny? Edvard, który groził, że odbierze wam Liama?
– O co ci, kurwa, chodzi? – spojrzałem na przyjaciela z wyrzutem, bo coraz bardziej doskwierał mi fakt, iż przestał traktować mój związek poważnie.
– O to, że nie ma sensu rozwijać waszej relacji, kiedy bez przerwy prześladuje was pech. – wzruszył ramionami i zaciągnął się mocno, a po chwili wydmuchał mi dym prosto w twarz. – Jestem zajebiście szczery. I tyle.
– Kocham Alice, a przez wszystkie problemy przechodziliśmy jak dotąd razem. – zacisnąłem pięści, nie zwracając uwagi na szluga między palcami. – Powinieneś mnie wspierać!
– Co? – Neil nadstawił ucho. – Powtórz, bo nie słyszałem.
– Powinieneś mnie wspierać, do cholery! – wrzasnąłem, by tym razem zrozumiał.
– Powiedziałeś, że razem z Alice co robiliście?
– Przechodziliśmy przez problemy wspólnie, ty głuchy idioto. – napiąłem mięśnie, żeby być przygotowanym na ewentualną przepychankę. – Zawsze się wspieraliśmy, nieważne, jak bardzo było beznadziejnie. Rozumiesz, co mówię?
Neil przechylił na bok głowę i rozciągnął usta w szerokim, zadowolonym uśmiechu.
– Rozumiem. – odpowiedział spokojnym głosem, zupełnie niepasującym do jego porąbanego charakteru. – A ty rozumiesz, Christian?
Dreszcze, które przebiegły mi po kręgosłupie, sprawiły, że mimowolnie się wzdrygnąłem.
Następnie odruchowo zrobiłem krok wstecz, a gdy dezorientacja zaczęła zmieniać się w radość i wdzięczność, wsunąłem palce we włosy i zaśmiałem się przeraźliwie głośno.
Chyba najgłośniej w całym moim życiu. Tak intensywnie, że aż zapiekło mnie gardło, a ból żołądka spowodowany stresem, przerodził się w delikatny i przyjemny ucisk w przeponie.
Gdy tylko wyrównałem oddech, poczułem aksamitną ulgę, która zalała mój umysł i ciało. Pierwszy raz od dawna byłem lekki jak piórko.
– Tak. Nareszcie rozumiem. – poklepałem się po czole, niedowierzając, że sam wcześniej nie wpadłem na to, że dla mnie i Alice nigdy nie było żadnych przeszkód. No, może oprócz tych wyimaginowanych, które sam stworzyłem w swojej głowie. Razem byliśmy zbyt silni, by cokolwiek mogło nas zatrzymać i udowodniliśmy to sobie już nie raz. – Dzięki, Neil.
Przyjaciel zbliżył się luzackim krokiem i poklepał mnie po policzku.
– Nigdy więcej nie szukaj idealnego czasu na miłość, Christian. Taki po prostu nie istnieje, bo każdy jest dobry.

MALBAT TOM 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz