Rozdział 22

2.3K 161 27
                                    

Neil

– Neil... – szepnęła, a następnie głośno przełknęła ślinę.
Cholernie podobało mi się, iż nie ukrywała swojego strachu. A nawet jeżeli ukrywała, robiła to na tyle nieumiejętnie, że i tak był doskonale zauważalny.
Miałem Holm w garści. Uwielbiałem czuć przewagę. Mogłem zrobić z nią wszystko, na co tylko miałbym ochotę, choć równocześnie wiedziałem, że nie posunę się do niczego, czego by nie wytrzymała i co sprawiłoby, iż poczułbym się jak najgorsze ścierwo.
Nigdy nie zrobiłbym tego żadnej kobiecie. Nieważne, jak bardzo bym jej nienawidził.
– Słucham?
Na dźwięk mojego głosu tuż przy swoim uchu, wzdrygnęła się lekko. Uniosłem kąciki ust jeszcze wyżej.
– Czy to... – wymamrotała słabo, zapewne zdając sobie sprawę, że ma przerąbane i jej rozmowa z mężem potrwa góra trzy, cztery minuty. – Czy to zemsta za te pigułki?
Przewróciłem oczami, nie przestając się uśmiechać.
Cholerna Holm. Ze wszystkich jej wkurwiających cech, których oczywiście miała mnóstwo, najbardziej nie znosiłem tej, że na swój sposób była urocza. Naiwna, głupia i słodka, kiedy tak próbowała rozgryźć, co siedzi mi w głowie, jednocześnie trzęsąc się ze strachu.
Omiotłem wzrokiem jej profil.
Tak, bała się. Nic zresztą dziwnego. Nie miała przecież pojęcia, do czego jestem zdolny.
Coś jednak nie dawało mi spokoju. Dziwne. Nie potrafię wyjaśnić, kiedy ta myśl zaczęła kiełkować w mojej głowie, ale wiedziałem, że pomimo lęku, który niewątpliwie ją paraliżował, dezorientacji i niemocy... Była silna. Bardzo silna. I bardzo uparta.
– Zemsta? Nie. – odparłem z pełnym przekonaniem. – To tylko rozmowa z Filipem. Czy nie tego właśnie chciałaś?
– No... Tak, ale...
– Jestem wykończony, odwodniony i cholernie głodny. W dodatku boli mnie łeb. – wzruszyłem ramionami. – Sądzisz, że dałbym radę wymyślić karę adekwatną do twojego przewinienia w tak krótkim czasie? Daj spokój, Holm.
Moja odpowiedź chyba niezbyt ją uspokoiła. Powiedziałbym wręcz, że spanikowała jeszcze bardziej, na co zaśmiałem się, przechylając głowę na bok.
– Więc odpłacisz mi się później? – szepnęła.
– Właśnie tak, na wszystko przyjdzie pora.
Odrzuciła włosy na plecy i westchnęła głośno, a po chwili ostrożnie łypnęła w moją stronę kątem oka.
– Nie wyglądasz, jakbyś chciał mnie zabić. – stwierdziła podejrzliwie.
– Słuszne spostrzeżenie.
– Dzięki Bogu.
– Czyżby? – uniosłem brwi, bawiąc się coraz lepiej. – Po tym co zrobiłaś, mam ochotę sprawić, że będziesz mnie błagać o szybką śmierć.
– Droczysz się ze mną. – odpowiedziała nad wyraz pewnie. – Nie zrobisz mi krzywdy, mściwy fiucie.
Uchyliłem usta, jednocześnie obserwując, jak dłonie Olivii delikatnie suną w przeciwnym kierunku, niżbym sobie tego życzył. Wciąż je unosiła i nie złamała reguły – były przyklejone do ściany, jednak wolałem, gdy znajdowały się wyżej, nad głową.
– Skąd ta pewność? – zapytałem, a następnie zastukałem palcem wskazującym w łokieć kobiety.
Od razu wróciła do poprzedniej pozycji.
– Za dobrze się bawisz i właśnie dlatego nazwałam cię „mściwym fiutem". Lubisz grać w tę grę, Neil.
Wciągnąłem powietrze przez nos.
Tym sposobem chciałem uciszyć głos, który kazał mi posłać Holm ostrzegawczą kulkę w nogę, żeby znów zaczęła brać moje groźby na poważnie, ale zamiast tego poczułem jej zapach.
Słodki. Truskawkowy.
Przymknąłem powieki, analizując słowa Olivii, a kiedy dotarło do mnie, że nie tylko ona, ale również moi przyjaciele mają rację, zakląłem pod nosem.
Lubię tę grę.
– Słuchaj, Holm. – odchrząknąłem pospiesznie i wróciłem do wrogiego tonu. – Pieprzysz głupoty, to raz. A dwa, wyzywaniem mnie od fiutów tylko pogarszasz swoją sytuację.
Odwróciła twarz w moją stronę. Pierwszy raz, odkąd kazałem jej stanąć pod ścianą, popatrzyła mi prosto w oczy.
– Mówię prawdę. – uśmiechnęła się lekko.
Nie odczuwała już lęku. Mało tego – myślała, że mnie rozgryzła. Że jest bezpieczna. Że może nazywać mnie fiutem, bo wszystko, co dzieje się między nami, jest jedynie niewinną zabawą.
Zaskoczony jej nagłą zmianą, pokiwałem głową z uznaniem.
Musiałem przyznać sam przed sobą, iż stawałem się coraz bardziej zafascynowany. Już po tym, jak koncertowo załatwiła mnie z pigułkami, wiedziałem, że ma w sobie coś, z czego ciężko byłoby mi zrezygnować. Uzależniłem się. Uzależniłem się od nienawiści do Holm. Nie znosiłem jej, ale była jak pieprzony narkotyk, który zaczął omamiać mój umysł w szalenie krótkim czasie.
Zamrugała niewinnie, wyrywając mnie z przemyśleń. Wyglądała na rozluźnioną.
Świetnie, tym lepiej.
Doskonale wiedziałem, że te chwilowe zadowolenie Olivii będzie najlepszym olejem napędowym do ustawienia jej do pionu. Zaraz wrócimy na stare, dobre tory. Koniec z niesubordynacją.
Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem telefon.
– Dyktuj numer Filipa. – zażądałem. Wlepiałem wzrok w klawisze starej komórki, jednak na krótki moment uniosłem głowę, by spojrzeć na kobietę. – Pamiętasz zasady?
Przytaknęła.
– Nie wspominać o Malbacie.
– I?
– Nie odrywać rąk od ściany.
– Pięknie. Miłej rozmowy.


Pierwszy sygnał. Drugi. Trzeci...
– Halo?
Popatrzyłem na Olivię, bo nie tak wyobrażałem sobie głos jej męża, jednak reakcja kobiety bezzwłocznie rozwiała wszystkie moje wątpliwości.
– Kochanie! – pisnęła, pochylając głowę, aby być jak najbliżej telefonu, który trzymałem w wyciągniętej ręce. – To ja! Skarbie, to ja!
Oparłem plecy o ścianę.
– Olivia? – zapytał niepewnie, jakby nie poznawał swojej własnej żony.
Niezły idiota, pomyślałem. Głos Jane poznałbym wszędzie, chociaż teoretycznie nie byliśmy nawet parą. Kochałem każdy dźwięk, który wydobywał się z jej ust.
– Filip... – rozciągnęła wargi w uśmiechu. – U nas wszystko w porządku! Wiem, że pewnie byłeś strasznie zmartwiony. Dzwonię z telefonu Ne... – zamilkła i przełknęła ślinę. – Z telefonu ojca Lillian. – dokończyła.
Uniosłem kąciki ust i zakryłem głośnik kciukiem.
– Dobrze ci idzie. – mrugnąłem do kobiety, odsunąwszy palec, by Filip znów mógł nas słyszeć.
Olivia nie zwracała na mnie uwagi. Była zbyt rozemocjonowana rozmową.
– Dotarłam do malutkiej, obie jesteśmy bezpieczne i nic nam nie jest. Rozbiłam samochód, ale na szczęście wyszłam z tego cało. – nawijała na jednym wydechu. – Chcesz porozmawiać z Lilly?
Zacisnąłem szczękę.
Niby wiedziałem, że ta propozycja padnie, lecz nie sądziłem, że aż tak mnie wkurwi.
Było to do przewidzenia, gość pewnie umierał ze strachu i tylko czekał na jakiekolwiek informacje o dziewczynce.
Mojej małej dziewczynce.
– Mogę zawołać Lillian, żebyś mógł ją zo...
– Olivia, poczekaj. – usłyszeliśmy poddenerwowany ton.
No, no. Muszę przyznać, że Filip miał prawdziwy talent wprawiania ludzi w osłupienie. Poważnie, nie dość, że Holm zastygła z uchylonymi ustami, to nawet udało mu się zadziwić mnie, tak przy okazji.
Brzmiał, jakby potok słów Olivii nieźle go zirytował. Pewnie nie mógł nic zrozumieć, wszystko działo się szybko, a kobieta paplała dość chaotycznie, jednak jakkolwiek by nie było, jego reakcja nie pasowała do mężczyzny, który właśnie otrzymał pierwszy telefon od swojej żonki, która wyruszyła na samotne poszukiwania zaginionego dziecka.
– Rozbiłaś samochód? – zapytał twardo.
O kurna. Serio?
Kobieta zwiesiła głowę, a następnie pokręciła nią na boki.
– Skarbie, zadzwoniłam, żeby poinformować cię, że wszystko z nami w porządku.
– Słyszałem. – westchnął rozdrażniony. – Niby co miałoby się z wami stać? Lillian jest u swojego ojca, tak? Odnalazł ją i przygarnął?
Przygarnął?
– Mhm.
Nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. Niemalże czułem jej ściśnięte z żalu gardło.
– No to świetnie, wręcz fantastycznie. – głos nieco mu się rozpogodził. Przynajmniej na parę sekund, bo po chwili znów kontynuował naburmuszonym tonem: – A co z samochodem?
– Nie wiem. – szepnęła.
– Jak to „nie wiesz"?
– Byłam chora, straciłam przytomność...
– Coś ty narobiła? – jęknął. – Wiesz, ile wyniesie naprawa?
Znaleźliśmy Olivię ledwo żywą. Czołgała się w kierunku bramy. Podczas próby uratowania dziecka prawie zginęła, bo skazaliśmy ją na śmierć, a on pyta o koszty związane z naprawą tej starej, rozklekotanej skody?
Przetarłem twarz dłonią. To najbardziej żenująca rozmowa, jaką przyszło mi słuchać. I niby przy kimś takim miałaby dorastać Lillian? Po moim, kurwa, trupie.
– Nie, nie wiem.
– Gratuluję. Naraziłaś nas na niepotrzebny wydatek.
– Filip, przyjechałam tu po Lilly! – odwarknęła, bezmyślnie opuszczając ręce.
Wciąż trzymała je przy ścianie, ale teraz na wysokości swojej klatki piersiowej. Zakryłem głośnik.
– Ręce, Holm.
Uniosła je wyżej.
Powinienem był od razu przerwać połączenie, bo tak się umawialiśmy. Postanowiłem jednak dać kobiecie ostatnią szansę.
– Nie jesteś zainteresowany tym, co u Lillian? – ciągnęła z wyrzutem, gdy odsunąłem kciuk i pozwoliłem jej mówić dalej.
– Przecież powiedziałaś, że mieszka ze swoim ojcem. Więc w czym problem?
– W czym problem? – powtórzyła, zaciskając pięści.
Ledwo panowała nad wzburzeniem, co cholernie mi się podobało. Czekałem tylko, aż straci cierpliwość i wybuchnie. Wydrze się na niego. Zwyzywa. No cokolwiek.
– Ano, w czym? – mruknął. – Moim zdaniem to dziecko powinno zostać ze swoim biologicznym rodzicem.
Dobra, cofam wszystkie negatywne słowa na temat Filipa. Przecież to zajebiście mądry facet!
– Żartujesz sobie?
– W żadnym wypadku.
– Filip! – zaskomlała Holm. – Proszę cię!
Jakież to było żałosne. Brzmiała, jakby prosiła go o złotą rybkę, na którą nie chciał się zgodzić.
Tymczasem rozmawiali o mojej ukochanej córce.
– Posłuchaj, landryneczko...
Zamrugałem, prostując plecy.
Landry... Co, kurwa?
Byłem cholernie ciekaw, co ten frajer miał do powiedzenia, ale znienacka wybuchnąłem tak niepohamowanym śmiechem, że niechcący zagłuszyłem całą jego wypowiedź.
– Neil! – Olivia zmarszczyła brwi i posłała mi pełne złości spojrzenie, które obeszło mnie tyle, co nic, więc zacząłem rechotać jeszcze intensywniej, równocześnie przyciskając kciuk do głośnika. – Przestań rżeć! Nic nie słyszę!
– Landryneczko? Wy tak na serio?
– Odwal się! – syknęła. – Łamiesz reguły! Nie wspomniałam nic o Malbacie i nie opuściłam rąk, więc daj mi porozmawiać z Filipem, kutasie!
Pokiwałem głową, zgadzając się z kobietą.
Tak, jak najbardziej miała rację. Pilnowała zasad. No i cóż, szkoda by było, gdyby ktoś kompletnie bezlitosny przeszkodził jej w tej małżeńskiej pogadance...
Odsunąłem kciuk od głośnika.
– Coś przerwało, jesteś tam? – usłyszeliśmy niemalże od razu. – To jakieś zakłócenia na linii?
– Jestem, po prostu mam... – przeszyła mnie ostrym wzrokiem. – Słaby zasięg.
– Rozumiem. Muszę tylko o coś zapytać...
Dotychczas spięta twarz Olivii rozluźniła się za sprawą nadziei, która naiwnie w niej zakiełkowała.
– Tak, słucham?
– Czy ten telefon...
– Należy do ojca Lillian. – wyjaśniła, nie marnując ani chwili.
W przeciwieństwie do swojego gacha wiedziała, że mieli coraz mniej czasu na rozmowę.
– Więc nie płacisz za te połączenie?
Uniosłem brew, zerkając na Holm z ukosa. Już dawno powinienem przejść do głównej części planu, ale ta ich rozmowa była tak kurewsko dobrą rozrywką, że aż zacząłem żałować, iż dałem im zaledwie kwadrans.
Parsknąłem śmiechem, kiedy mina Olivii słodko zrzedła, a usta rozchyliły się, jakby chciała coś powiedzieć, jednak nie była w stanie.
I to niby ja jestem dupkiem? Ja? Chryste, mógłbym brać korepetycje od pierdolonego Filipa, który wysłał swoją kobietę do innego kraju, by stawiła czoła bandzie kryminalistów, a na końcu, zamiast cieszyć się, że wciąż żyje, najbardziej zainteresowany jest naprawą samochodu i brakiem dodatkowych opłat za połączenia międzynarodowe.
– Nie. – odparła cicho zbolałym głosem.
Przez chwilę myślałem nawet, że się rozbeczy.
– W porządku, cukiereczku. Przecież doskonale wiesz, jak bardzo cię kocham, prawda?
– Wiem.
Znów zaśmiałem się pod nosem, obrywając kolejnym wkurwionym spojrzeniem od Landryneczki.
– Po prostu pilnuję naszego domowego budżetu. Kiedy już wrócisz do domu, chciałbym zapewnić ci wszystko, co najlepsze i...
– Nie wrócę sama. – przerwała mu, wzdychając głośno, jakby nie pierwszy raz wałkowali ten temat. – Przyjechałam tu po Lilly.
Oho, słowa Holm były dla mnie niczym impuls.
– Kochanie moje najdroższe, słodziutka, skarbeńku...
– Nawet nie próbuj, Filip. Dopóki nie odzyskam Li... – urwała błyskawicznie, momentalnie sztywniejąc.
Obserwowałem jak jej źrenice rozszerzają się ze strachu, a oddech więźnie w gardle. Patrzyła na spluwę, balansując na granicy zachowania świadomości i omdlenia z niedotlenienia.
– Przecież mówiłaś, że mała jest ze swoim ojcem. Co on na to, że próbujesz przywłaszczyć sobie jego córkę?
Zakryłem głośnik.
– No właśnie, Holm... – szepnąłem złowrogo, przesuwając broń ku jej szyi, na co zareagowała cichym jęknięciem. – Co on na to?
Przyłożyłem telefon do ust kobiety, by Filip mógł wyraźnie usłyszeć odpowiedź.
Uchyliła drżące wargi.
– Nie jest zachwycony.
Uśmiechnąłem się szeroko, demonstrując rozbawienie tym drobnym niedomówieniem.
– No właśnie, landryneczko. Ten facet kocha swoje dziecko, więc najrozsądniej będzie...
– Ja też ją kocham!
Zacisnęła powieki i przygryzła dolną wargę, kiedy przycisnąłem lufę nieco mocniej. Nie na tyle, żeby zrobić jej krzywdę, lecz wystarczająco, by zaczęła się zastanawiać, czy aby przypadkiem nie nacisnę na spust.
Czułem jej oddech na twarzy. Szybki i płytki. Taki, jaki lubiłem najbardziej.
– Filip... – ciągnęła nerwowo, gdy przesunąłem giwerę niżej. – Przecież to nasza...
– Nie, to nie nasza córka. Jesteśmy prawnymi opiekunami, ale skoro biologiczny ojciec cudem się odnalazł...
– Porwał ją! – wrzasnęła.
Traciła cierpliwość. Była wściekła, cholera i to jak. Nie wiem, czy bardziej wkurwiał ją mąż, który właśnie dosadnie zakomunikował, iż nie chce Lillian pod swoim dachem, czy ja, bo przesunąłem lufę na jej dekolt.
Wzdrygnęła się, gdy poczuła zimny metal na skórze, ale wciąż trzymała dłonie przy ścianie.
– Nie odpuszczę. – rzuciła groźnie, zupełnie jakby czytała mi w myślach, jednak swoje słowa kierowała do Filipa.
Omiotłem wzrokiem jej płonące wskutek narastającej furii ciało, a następnie skierowałem spluwę na bark. Gdyby ręce Olivii znajdowały się trochę niżej, jednym ruchem mógłbym zsunąć ramiączko... Nie, nie zrobiłbym tego. Ale o tym pomyślałem.
Przejechała językiem po wardze i obróciła twarz w moją stronę. Wymieniliśmy spojrzenia. Moje – zadowolone, bezczelne i pewne siebie, a jej... Nie umiałem go rozszyfrować, choć patrzyła mi prosto w oczy. Spodziewałem się, iż będzie wściekła, lecz wcale na taką nie wyglądała.
Może trochę, ale chyba nie z powodu pistoletu, który teraz przyciskałem do jej klatki piersiowej. Zjechałem niżej, mając szczerą nadzieję, że wymięknie i pośle mi ten swój firmowy, błagalny wzrok... Uśmiechnęła się pod nosem i przymknęła powieki.
– Pomyśl logicznie, cukiereczku. – stęknął jełop po drugiej stronie słuchawki. Przez te parę sekund zdążyłem zapomnieć o jego istnieniu, a gdy uświadomiłem sobie, kto był powodem mojego rozkojarzenia, ściągnąłem brwi i mocno zacisnąłem zęby. – Lilly ma kochającego tatę, my możemy być wolni...
– Wolni? Czy dobrze zrozumiałam?
– Chodziło mi tylko o to, że nie nadajemy się na rodziców. Skarbeńku, pomyśl o nas... Zawsze byliśmy tacy szczęśliwi.
Pieprzenie Filipa świszczało mi gdzieś z tyłu głowy, ale, mimo szczerych chęci, bo przecież typ chrzanił po szwedzku, więc teoretycznie powinienem maksymalnie wytężyć słuch, nie mogłem się na nim skupić. Wodziłem nieprzytomnym spojrzeniem po zaróżowionych policzkach tej francy, na którą zdecydowanie nie powinienem był patrzeć w ten sposób.
Mocnym ruchem zjechałem lufą niżej. Zatrzymałem broń w idealnym momencie, bo znajdowała się tuż nad linią krótkiej bluzki. Parę centymetrów, a musnąłbym jej piersi.
Olivia westchnęła cicho. Nie miałem, kurwa, zielonego pojęcia, czy była to reakcja na słowa Filipa, czy oznaka zadowolenia. Wstrzymałem powietrze w płucach.
– Landryneczko, jesteś tam?
Przysięgam, że jeżeli jeszcze raz usłyszę te określenie, sam palnę sobie w łeb.
– Jestem. – odpowiedziała zachrypniętym głosem.
– Tak strasznie za tobą tęsknię, wiesz?
Odkaszlnęła, by oczyścić gardło.
Słuszne zagranie. Gdyby tego nie zrobiła, ten idiota mógłby zorientować się, że jest cholernie rozemocjonowana.
– Ja za tobą też. – mruknęła. – Ale to nie zmienia faktu...
– Tak, wiem. Nie chcesz do mnie wrócić bez Lillian, to zrozumiałe.
Gdy znów usłyszałem imię córeczki, odwróciłem wzrok od Olivii.
– Mhm. – Holm skinęła głową.
– A co z pracą? Niedługo kończy się twój urlop, który bezsensownie wzięłaś na pogrzeb Jeanette, czyż nie? Myślałaś o tym, co powiesz szefowej?
Olivia przygryzła wnętrze policzka, chyba dopiero teraz uświadamiając sobie, że mimo tych wszystkich szalonych rzeczy, których doświadczyła, zaczynając od wyjazdu ze Szwecji, kończąc na tym, iż właśnie wsunąłem jej spluwę pod materiał bluzki, wciąż czekało na nią stare, normalne życie. Czy nudne? Nie mnie oceniać, ale z całą pewnością dobrze znane i dość przewidywalne.
Praca, Filip i ich wspólne gniazdko. Gniazdko, w którym dla Lillian nie było miejsca.
– Coś wymyślę. – rzuciła bez przekonania. – Może wezmę urlop bezpłatny.
– Chyba zwariowałaś?
– Mamy oszczędności...
– Których nie tkniesz.
Znieruchomiała, mocno zaciskając pięści. Widziałem, ile nerwów kosztowała ją ta rozmowa. Wysunąłem pistolet i na powrót przystawiłem go do jej szyi.
– Dobrze. – odpowiedziała szorstko. – Jakoś dam sobie radę. Nie ruszę pieniędzy z konta oszczędnościowego, chociaż mam do nich pełne prawo.
Filip zaśmiał się opryskliwie.
– A z czego masz zamiar żyć?
– Ojciec Lillian ma własną klinikę weterynaryjną, dobrze zarabia.
Zasłoniłem głośnik i parsknąłem złośliwie.
– Zostałaś moją utrzymanką, Holm?
– Zamknij się. – burknęła. – I daj mi dokończyć rozmowę.
Jak sobie, kurna, życzysz.
Przysunąłem komórkę bliżej kobiety, jednak Filip milczał. Musiałem nawet zerknąć, czy przez przypadek nie zakończyłem połączenia, lecz nie – wciąż był na linii.
– Jesteś tam? – upomniała się, wyraźnie zniecierpliwiona.
– Jestem, jestem, cukiereczku. – odchrząknął. – Wiesz, tak sobie właśnie pomyślałem... Że masz całkowitą rację.
Zmarszczyłem brwi i posłałem Olivii pytające spojrzenie, ale ona już na mnie nie patrzyła.
Całą swoją uwagę skupiała na telefonie.
– Nie rozumiem...
– Jesteśmy rodziną, a rodzina musi być razem, prawda?
O, nawet mnie nie wkurwiaj.
Przejechałem językiem po górnych zębach, czując, jak krew się we mnie gotuje. Moja córka miała już rodzinę w Malbacie. Nikt inny nie był jej potrzebny.
– Tak...?
– Przepraszam, landrynko. Za wszystko. – sapał markotnie, jakby zaraz miał zdechnąć. – Byłem przerażony rolą ojca, ale musisz wiedzieć, iż kocham was obie. Ciebie i Lillian.
Zemdliło mnie. Miałem ochotę zgnieść komórkę na miazgę. Co to za pieprzony manipulant?
Usłyszał, że mam wystarczająco dużo kasy, by utrzymać zarówno własną córkę, jak i jego żonę, więc nagle poprzestawiały mu się styki w mózgu? Przypomniał sobie, jak ważna jest dla niego pięciolatka, której jeszcze przed chwilą nie chciał w swoim życiu?
Nie musiałem być obdarzony nadnaturalną inteligencją, by wiedzieć, że ten kutas liczył na alimenty dla Lillian.
Pokręciłem głową z niedowierzaniem, będąc pewien, iż już nic nie będzie w stanie mnie zaskoczyć. A jednak...
Olivia posmutniała na twarzy, choć liczyłem na dostrzeżenie w jej oczach złości, pogardy, urazy. Czegokolwiek, co świadczyłoby o tym, że zaraz każe temu palantowi spierdalać. Zamiast tego jednak zauważyłem wahanie.
Była skłonna przełknąć gorycz. Rozbił ją na milion kawałków i zrobił sieczkę z mózgu, jak mniemam nie pierwszy raz. Przynajmniej wiedziałem już, dlaczego była taka, kurwa, głupia. Jeżeli od lat tkwiła w tym idiotycznym małżeństwie, mogłem wytłumaczyć jej naiwność i debilne pomysły.
– Holm. – przycisnąłem głośnik i warknąłem ostrzegawczo, gdy oczy kobiety błysnęły od łez. – Nawet nie próbuj...
– Daj mi porozmawiać z Filipem. – wyszeptała łamiącym się głosem. – Proszę, daj mu wytłumaczyć.
– Chyba żartujesz.
– Tęskni za nami... To dla niego trudna sytuacja.
– Ale z ciebie kretynka.
– Neil! – podniosła głos i...
O, w idealnym momencie.
Uśmiechnąłem się drwiąco, posyłając Olivii fałszywie współczujące spojrzenie.
– Umowa to umowa. – wzruszyłem ramionami, a następnie delikatnym ruchem chwyciłem kobietę za nadgarstek.
– Rozproszyłeś mnie!
– Owszem. Ale przegrałaś.
– Neil, proszę. – w akcie desperacji złapała brzeg mojej koszulki.
Westchnąłem z rozbawieniem.
– Nie zachowuj się jak dziecko, Holm.
– Proszę, ostatnie pięć minut!
Nigdy nie poszedłbym Olivii na rękę. Właściwie, to miałem idealną okazję do tego, żeby trochę ją utemperować, a wizja wysłuchiwania jej żałosnych błagań była bardzo, ale to bardzo kusząca... Jednak moja ciekawość zwyciężyła.
Musiałem posłuchać, co ten kretyn zamierzał jeszcze powiedzieć. Nie wiem, dlaczego, ale chciałem wiedzieć, do czego mógłby się posunąć.
– Masz pięć minut, rozumiesz? – mruknąłem beznamiętnie.
Radość, która zastąpiła załamanie na twarzy kobiety, uświadomiła mi, że rozumiała, więc, mimo, że nie otrzymałem werbalnego potwierdzenia od Holm, uniosłem telefon, ponownie umożliwiając jej rozmowę.
Bez zwłoki przyłożyła dłonie do ściany, chociaż tym razem wcale tego nie wymagałem.
– Filip? Już jestem. – rzuciła pospiesznie. – Nie mam zbyt wiele czasu.
– Nie szkodzi, skarbeńku. Cieszę się, że mogłem cię usłyszeć. Tak bardzo za wami tęsknię, że nie wiem, co ze sobą zrobić.
Zaraz. Puszczę. Pawia.
– My za tobą...
Przeładowałem broń. Ten charakterystyczny dźwięk zawsze działa na ludzi, jak kubeł zimnej wody i w tym przypadku nie było inaczej.
– Ja za tobą też. – poprawiła się w ułamku sekundy.
– Tak sobie pomyślałem, że gdyby ojciec malutkiej naprawił twój samochód, albo na przykład, no nie wiem... Kupił ci nowy, lepszy, mogłybyście szybko wrócić do domu.
Boże, czy Ty go słyszysz? Naprawdę?
Podobno Bóg stworzył ludzi na swoją podobiznę, więc co ten szwedzki dureń robi na ziemi? Nie kumam. Gdybym był Bogiem, już dawno pierdolnąłbym go piorunem.
– Cóż... – Olivia odchrząknęła nerwowo.
– Przemyśl to, cukiereczku. Może uda ci się dojść do jakiegoś porozumienia z tym człowiekiem. Załatwimy mu widzenia z Lillian, będzie mógł zabierać ją na weekendy, wakacje... Byle dokładał się do jej utrzymania. – uświadomiwszy sobie, że zabrzmiał, jak typowy naciągacz, którym, kurna, oczywiście był, dodał: – No wiesz, wszystko dla dobra dziewczynki. Jesteście dla mnie wszystkim.
Jesteście dla mnie wszystkim.
Zacisnąłem zęby, przejeżdżając kciukiem po magazynku.
Myślałem, że to Olivia wkurwiła mnie rano, kiedy obudziłem się ledwo żywy po zażyciu pigułki gwałtu, ale nie... Filip sprawił, że miałem ochotę wsiąść w furę i zrobić sobie wycieczkę do Sztokholmu.
A Holm? Łatwowierna cipa, która byłaby w stanie uwierzyć temu kretynowi. Jest głupia. Cholernie głupia. No cóż, za głupotę trzeba płacić.
Nie zdążyła odpowiedzieć mężowi, bo spluwa tym razem wylądowała na jej czole. Zastygła w bezruchu z uchylonymi ustami i szeroko otwartymi oczami.
Wreszcie mogłem sobie ulżyć. Ta ich pogadanka za bardzo działa mi na nerwy, a jako że człowiek nie powinien się stresować, to proszę – postanowiłem doprowadzić do tego, iż zaraz zakończymy te połączenie. Raz na zawsze, bo kolejnej szansy już nie będzie.
– Coś nie tak? – zagadnąłem półszeptem, trącając lufą nos Olivii. – Nie kontynuujesz rozmowy?
– Przestań grozić mi tą zasraną bronią.
Rozciągnąłem wargi w wymuszonym uśmiechu. Niedobrze, że miała odwagę zwracać się do mnie w ten sposób. Przecież mogłem zabić ją w każdej chwili.
Zaraz coś na to zaradzimy.
Przystawiłem czubek pistoletu do nadgarstka kobiety, po czym powoli przesunąłem go w dół, przez cały czas trzymając palec na spuście.
Gapienie się na sztywniejące z przerażenia ciało Holm mógłbym uznać za naprawdę przyjemne urozmaicenie czasu. Wygięła plecy w delikatny łuk i zacisnęła wargi, jakby próbowała pohamować okrzyk.
– Skarbeńku, jesteś tam?
– Jestem. – wykrztusiła, zerkając to na mnie, to na telefon. – Ale mam mało czasu.
Błąd, pomyślałem. Twój czas właśnie się skończył.
Przeciągnąłem giwerę po jej delikatnej skórze.
Odchyliła głowę, wypuszczając z ust drżący oddech. Mimowolnie spojrzałem w dół. Był to cholernie duży błąd z mojej strony, o czym uświadomiłem sobie dopiero, gdy natrafiłem spojrzeniem na piersi Olivii, które w tej pozycji były idealnie widoczne. Tak samo jak odznaczające się pod materiałem bluzki sutki. Twarde od chłodu albo...
... Podniecenia.
Zaschło mi w ustach.
– Kiedy znów zadzwonisz? – Filip postanowił wyrwać mnie ze stanu otępienia, za co wyjątkowo podziękowałem w duchu.
– Niestety nie wiem.
– Następnym razem muszę koniecznie zobaczyć Lilly.
– To świetny pom... – Olivia urwała w połowie zdania, wydając z siebie przeraźliwie głośne piśnięcie, spowodowane kontaktem zimnej lufy z jej rozgrzaną skórą na brzuchu.
Wizja tego, że jakiś obcy kretyn miałby rozmawiać z moją córką, sprawiła, że żyłami przepłynął mi prąd. Docisnąłem broń, a ciało Holm zadrżało. Znów zassała wargi, dodatkowo przygryzając je zębami.
– Wszystko w porządku?
– Tak, tak. – zapewniła, choć nie brzmiała zbyt przekonywująco.
Może dlatego, że podczas odpowiedzi, nie przestawała wić się w efekcie przesuwania spluwy, tym razem po lewym boku.
Obróciła głowę w moją stronę i... wybuchła tak głośnym, raptownym i szczerym śmiechem, że poczułem go całym sobą. Był podobny do śmiechu Jane, choć nie taki sam.
Skrzywiłem się, a następnie jeszcze mocniej przycisnąłem spluwę.
– Kurwa, Holm. – warknąłem gniewnie, bo spodziewałem się każdej reakcji, licząc oczywiście na taką, podczas której umierałaby ze strachu, a tymczasem otrzymałem coś zupełnie innego. Olivia nie przestawała chichotać, choć wyglądała, jakby z całych sił próbowała nad sobą zapanować. – Co ty robisz?!
Prawie złamałem kciuk, gdy przycisnąłem go do głośnika.
– Przestań! – pisnęła.
Zdezorientowany spojrzałem na giwerę i jej trzęsący się brzuch.
Nie ze strachu. A z rozbawienia.
Przewróciłem oczami z irytacją.
– Postrzelę cię, jeżeli się nie uspokoisz. – zagroziłem.
– Strzelaj. – wysapała, łapczywie wciągając powietrze, gdy na sekundę przestała histerycznie rżeć. – Tylko mnie nie łaskocz.
– Nie łaskoczę, do cholery! Właśnie zagroziłem, że cię zabiję!
No dobra, tego się, kurna, nie spodziewałem.
Pierwszy raz musiałem przekonywać ofiarę, iż zaraz odbiorę jej życie i jeszcze wysilać się, by potraktowała mnie poważnie i przestała płakać ze śmiechu. Chryste, ta świruska chyba wygrała instynkt samozachowawczy w paczce chipsów, a na dodatek nie bardzo wiedziała, jak z niego korzystać.
– No to zabij! – odpowiedziała, wyginając ciało w drugą stronę, a następnie, kiedy rozważałem już wepchnięcie jej lufy do gardła, w całym salonie rozległo się głośne chrumknięcie, jakby stado małych warchlaków postanowiło złożyć nam wizytę i odchrumkać hymn narodowy Norwegii.
Ja pierdolę.
Rozbroiła mnie tym. Nie mój wina, że zawsze uważałem takie głupie rzeczy za zabawne.
Przygryzłem pięść, żeby zamaskować rozbawienie, ale na niewiele to pomogło.
– Holm... – parsknąłem, przykładając czoło do zimnej ściany.
Olivia nie przestawała się śmiać. Nie wiedziałem już nawet, czy bawiła ją jej własna reakcja, czy kontakt pistoletu z delikatnym miejscem pod żebrami.
– Zapomnijmy o tym. – wydyszała.
– Od dziś masz nową ksywkę, pani Entelodontidae.
Skuliła się jeszcze bardziej. Ledwo była w stanie wydobyć z siebie wyraźny głos, ale jakimś cudem wychrypiała z szaleńczym rozbawieniem:
– Kurna, co?
– To taki prehistoryczny prosiak, wyginął miliony lat temu.
Popatrzyła na mnie załzawionymi oczami.
Niesamowite, jak bardzo różniły się od wzroku przepełnionego bólem czy lękiem. Niby łzy, to łzy i wszystkie wyglądają tak samo, ale nie... Te błyszczały w taki sposób, że nie potrafiłem zapanować nad drżeniem własnych kącików ust. Unosiły się coraz wyżej, formując moje wargi w niechcianym uśmiechu.
– Wielkie dzięki, Neil. To już wolę być Holm, suką albo wywłoką, niż jakimś wymarłym entelelepingiem.
Przyłożyłem dwa palce do górnej części nosa, a następnie pokręciłem głową na boki. Chciałem się uspokoić, ale nie mogłem. Zresztą tak samo, jak Olivia, od której odsunąłem już spluwę. Wolałem nie ryzykować, że w rezultacie kolejnego napadu śmiechu spowodowanego nieumyślnym łaskotaniem, posika się na podłogę.
Niech ktoś mi jeszcze powie, że bycie bezwzględnym, bestialskim przestępcą zawsze jest łatwe.
Bywa łatwe, to fakt. Ale bywa też niesamowicie skomplikowane, zwłaszcza, gdy na drodze staje ci taka mała, wyszczekana panna, która prędzej sama zrobi sobie krzywdę, niż stanie się twoją ofiarą.
Popatrzyłem na Holm z góry. Ona też na mnie patrzyła. Musiała zadrzeć głowę, żeby spojrzeć mi prosto w oczy. Poczułem dziwne wibracje... Nie, że w sercu. Bez obaw, aż tak mnie jeszcze nie popierdoliło. To cholerny Filip dobijał się do telefonu.
Odsunąłem palec.
– Halo? Halo?! – prychał poddenerwowany. – Jesteś tam?
– Jestem, wybacz. – wymamrotała. – Mieliśmy tu mały... Problem. – dodała, stukając palcami w ścianę.
Przez cały czas nie oderwała dłoni. Zacząłem przypuszczać, że albo kompletnie zapomniała o tym, że trwała w tej pozycji, albo ta gra zaczynała jej się naprawdę podobać.
– Dobrze, landrynko. Jeżeli będę chciał nawiązać z tobą kontakt, mam wybrać ten numer?
Poczułem na sobie pytające spojrzenie. Pokręciłem głową.
– Nie. – westchnęła z lekką rezygnacją.
– Więc na twój telefon?
– Też nie. Wymyślę coś i dam ci znać.
– Dlaczego nie? – zapytał, jakby nie był w stanie dodać dwa do dwóch.
– Nie mam go przy sobie. – odpowiedziała spokojnie, bo choć dla mnie było to dość logiczne, dla jej przygłupiego męża chyba niekoniecznie. – Przecież przez cały czas od ciebie nie odbierałam, kochanie.
– Hm?
– No nie odbierałam, kiedy dzwoniłeś. Nie wiem nawet, czy komórka została w aucie czy...
– Ah, o to chodzi. – zaśmiał się nieco zbyt nerwowo, by Olivia nie zwróciła na to uwagi.
Widziałem, jak ściąga brwi i intensywnie rozmyśla nad słowami mężczyzny.
– Nie zdążyłem jeszcze do ciebie zadzwonić, skarbeńku. – rzucił, gdy cisza panująca między nimi zaczęła się przedłużać. – Miałem dużo na głowie, przepraszam.
Po wesołości, która jeszcze przed chwilą ozdabiała jej twarz, nie został nawet najmniejszy ślad.
Oczy Olivii nie błyszczały już od łez spowodowanych rozbawieniem. Nie były też wypełnione łzami żalu. Właściwie, to były całkowicie pozbawione życia. Tępo wpatrywała się w ścianę.
– Jesteś tam? Landry...
– Nie zadzwoniłeś do mnie ani razu? – zapytała wyzutym z emocji głosem, który sprawił, że po plecach przebiegł mi dziwny dreszcz. – Od kilku dni nie wiedziałeś, gdzie jestem. Nie wiedziałeś nawet, czy żyję...
– Nie dramatyzuj. Przecież bezpiecznie dotarłaś na miejsce.
Przesunąłem język po podniebieniu, by nie parsknąć wymuszonym, oschłym i pełnym pogardy śmiechem.
Była tak bezpieczna, że prawie zginęła. Z mojej ręki.
Olivia uniosła podbródek. A następnie cofnęła się o krok, gwałtownie opuszczając ręce.
Wiedziałem, że na mnie patrzy. Wiedziałem też, o co bezdźwięcznie prosi.
Zakończyłem połączenie.


Przez pół godziny kręciłem się po domu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca.
Lillian była już gotowa do wyjścia. Musiałem przebrać ją w nową sukienkę, bo poprzednie ubranie wybrudziła kredą. Wraz z Liamem wymalowali cały betonowy podjazd.
Widać było, w czyim domu mieszka dziecko, bez dwóch zdań.
Mała ma prawdziwy talent do rysowania. Musiałem zapamiętać, by zapytać, czy chciałaby chodzić na jakieś zajęcia plastyczne. Świetnie dobierała kolory, a jej jednorożce prezentowały się fantastycznie, w przeciwieństwie do tych namalowanych przez młodego Collinsa. Jego magiczne kucyki wyglądały, jakby ktoś poprzyklejał im fiuty do łbów, ale i tak byłem mu wdzięczny, że tak chętnie spędził czas z Lilly. Przepadał za nią, zresztą jak każdy. Bo była idealna, przesłodka i grzeczna. Po tacie, oczywiście.
Stanąłem pod drzwiami pokoju, do którego weszła Olivia, kiedy skończyła gadać ze swoim fagasem.
Chciałem dać jej trochę czasu na jakieś pozbieranie myśli, czy coś w tym stylu, ale nie sądziłem, że zniknie w sypialni na tak długo.
Chwyciłem za klamkę, jednak szybko cofnąłem rękę.
Powinienem zapukać?
Nie, to głupie. Pokręciłem głową, rozczarowany własną głupotą.
Chociaż w sumie...?
Kurwa, w Malbacie nikt nigdy nie fatygował się, by pukać do drzwi, więc dlaczego nagle miałbym to zmieniać? Poza tym byłem u siebie w domu, do cholery. A mój dom, to moje zasady. I tyle w temacie.
Nabrałem powietrza w płuca... I zapukałem do drzwi.
– Tak? – odezwała się, więc złapałem za klamkę i delikatnie ją nacisnąłem.
– Mogę wejść?
– Oczywiście. – pokiwała głową, a następnie przetarła policzki wierzchem dłoni.
Płakała? Chyba tak.
Wyglądała na dość zmieszaną, nerwowo poprawiała włosy i uciekała spojrzeniem na boki. Stanąłem w progu, żeby dodatkowo jej nie stresować.
– Wszystko w porządku? – palnąłem, chociaż gołym okiem widać było, iż czuła się fatalnie.
No ale, kurde, jak inaczej miałbym zacząć rozmowę?
– Mhm. – pociągnęła nosem, zmuszając się do uśmiechu. – Jasne. Dziękuję, że pytasz.
– Tak dla jasności, nie interesują mnie wasze sprawy z Filipem...
Wbiła pusty wzrok w drzewa za oknem. Milczała, a ja czułem się z tym wyjątkowo nieswojo. Zupełnie jakby cisza, która zawisła między nami, paradoksalnie wyrażała więcej, niż niejeden głośny krzyk.
– Po prostu... – ciągnąłem, przyglądając się własnym butom. – Mieliśmy jechać do sklepu, nie? Potrzebujesz ubrania, jakieś kosmetyki, czy coś...
– Myślałam, że nie chcesz uczestniczyć w zakupach.
Uniosłem głowę. Tym razem patrzyła mi prosto w oczy.
– Bo nie chcę. – wzruszyłem ramionami. – Ale Lillian jest już gotowa. Bardzo cieszy się na te wyjście.
– Ah, rozumiem.
– Więc?
Olivia zarzuciła włosy na jedno ramię, lecz były zbyt krótkie, by pozostały w tym miejscu. Od razu wróciły na plecy i obojczyki.
– Wiesz, Neil... – delikatnie podrapała się po szyi.
Zmrużyłem powieki. Na skórze wciąż miała lekko czerwone ślady, które zostawiła jej moja spluwa. Ładne, nie bardzo widoczne, a jednak przypominały o tym, że jeszcze przed chwilą miałem nad Olivią pełną kontrolę. Wyglądała, jakbym ją ugryzł.
Przełknąłem ślinę.
– Słucham? – zamrugałem, gdy zorientowałem się, iż poruszała ustami.
Nie wiem nawet, kiedy przestałem jej słuchać.
– Mówiłam, że możecie jechać sami. – oparła pośladki o parapet. – Weź Lilly do sklepu, uwielbia zakupy.
– Nie masz ochoty wyjść z domu? – nie kryłem zdziwienia, bo byłem przekonany, że z radością opuści nasze strzeżone imperium.
Przecież dostała szansę na spędzenie czasu z Lillian i to poza murami posiadłości Malbatu. Nie chciała wykorzystać okazji do wyściubienia nosa z tej dziury?
– Zostanę tutaj. – zdecydowała chłodno.
– Źle się czujesz?
– Nie o to chodzi. – odchrząknęła, zakładając ręce na piersi. – Nie czułabym się w porządku, gdybyś musiał chodzić ze mną po galerii. Wiem, że twój szef podjął decyzję za ciebie, ale załatwmy to, jak dorośli ludzie. Weź małą na zakupy, a ja pojadę do sklepu z kimś innym.
Uniosłem brwi, a następnie przeczesałem palcami włosy. Nie miałem bladego pojęcia, co zrobić z rękoma, kiedy tak na mnie patrzyła. Wypalała mi dziurę w głowie. Torturowała spojrzeniem pozbawionym jakichkolwiek emocji.
Nie była wściekła czy rozżalona, a nijaka. Po rozmowie z mężem miała już wszystko w dupie.
– Słuchaj, nie rób scen. – mruknąłem.
– Nie robię żadnych scen. Wręcz przeciwnie, Neil. Proponuję pójście na ugodę. Sam przecież powiedziałeś, że nie chcesz...
– Lillian bardzo cieszyła się na nasze wspólne wyjście. – skłamałem. Mała nie miała pojęcia, iż mieliśmy gdziekolwiek jechać we trójkę. – Idź i powiedz jej, że zostajesz w domu.
Nie wiem, dlaczego to powiedziałem.
Ja pierdolę, wszystko przez tego Filipa. To jego wina, bo gdyby nie wkurzył Holm, teraz nie siedziałaby w pokoju, rycząc w poduszkę. Nie żeby mnie to obchodziło, po prostu nie chciałem, żeby myślała o tym kretynie. I to też nie ze względu na jakikolwiek przejaw sympatii do kobiety, rzecz jasna. Najzwyczajniej w świecie nie mogłem pozwolić, by dalej planowała zabrać Lilly do jakiegoś pazernego na forsę półgłówka.
– Naprawdę? – spuściła głowę.
– Tak. Będzie smutna, jeżeli nie pojedziesz cię z nami, ale to oczywiście twoja decyzja. – oparłem plecy o ścianę. – Chodzi ci tylko o mnie?
– Słucham?
– Chodzi o to, że nie chciałem jechać na zakupy, czy przejmujesz się sprawą z mężem?
Rozchyliła wargi, jakby chciała coś powiedzieć, lecz żadne słowo nie opuściło jej ust.
Zamiast od razu odpowiedzieć, zaczęła rozmyśleć nad chuj wie czym, a przy tym bezwiednie przesuwać palec po udzie. Nieśpiesznie kreśliła zygzaki na opalonej skórze.
Wodziłem wzrokiem za jej dłonią. W lewo... I w prawo... W górę... I w dół...
– Trochę mi głupio, że w taki sposób zakończyłam rozmowę z Filipem. – przyznała.
Odkaszlnąłem, przecierając powieki ręką.
– W sumie to ja ją zakończyłem.
– Na moje życzenie. – przechyliła głowę, wzdychając ciężko. – Pewnie jest wściekły.
Prychnąłem pod nosem.
Była to bardzo, bardzo łagodna forma demonstracji, jak bardzo gardziłem tym skurwysynem, ale Holm i tak od razu zmarszczyła brwi.
– No co? – wywróciłem oczami. – Obchodzi cię to?
– Oczywiście, że tak. Nie popieram jego zachowania, lecz kiedy się kogoś kocha, każda kłótnia jest niesamowicie bolesna i...
– Skończ chrzanić.
– Co? – otworzyła szeroko usta, opierając dłonie na biodrach.
– Siedzisz tu załamana, a twój facet ma gdzieś tę waszą drobną sprzeczkę.
– To nie jest drobna sprzeczka. – fuknęła iście oburzona. – Rozłączyłam się bez pożegnania.
Uniosłem ręce i zacząłem machać nimi w powietrzu, jakby co najmniej wybuchła trzecia wojna światowa, Norwegię zalało tsunami albo groziło nam inne, potworne niebezpieczeństwo.
– Matko! – krzyknąłem z teatralnym przerażeniem. – Jak mogłaś mu to zrobić?
– Daruj sobie, Neil.
– Co on sobie teraz pomyśli?! – jęknąłem. – Masz przerąbane, Holm.
– Odwal się.
– Myślę, że możesz pożegnać się ze stanowiskiem cukiereczka.
Olivia zacisnęła pieści, ale jej kąciki ust delikatnie zadrżały. Próbowała ukryć rozbawienie na wszystkie możliwe sposoby, nawet odwracając twarz do okna, ale i tak udało mi się dostrzec ten charakterystyczny błysk w oczach, które ukradkiem zerkały w moją stronę.
– Przestań. – parsknęła wreszcie.
– Koniec z byciem landrynką. Zostałaś zdymisjonowana i teraz co najwyżej nazwie cię pralinką, słodkim żelkiem albo... – schyliłem głowę w ostatniej chwili, prawie obrywając rzuconą przez kobietę poduszką.
– Jaki ty jesteś upierdliwy, Neil. – zaśmiała się słodko, mijając mnie zwinnym krokiem.
Cholera, nie wiem dlaczego poczułem satysfakcję, gdy zdołałem poprawić jej humor. Wyprostowałem plecy i ruszyłem za nią, wsuwając ręce do kieszeni.
– Sam nie jesteś lepszy, wiesz? – rzuciła przez ramię, rozglądając się w poszukiwaniu dziewczynki.
Chyba zmieniła zdanie co do wspólnych zakupów.
– Od Filipa? – cmoknąłem z niesmakiem.
Olivia przystanęła na moment i spojrzała na mnie zadziornie.
– W wymyślaniu przezwisk. Nazywasz Lillian „małą pchełką".
– No tak.
– Dlaczego?
Uśmiechnąłem się szeroko.
– Bo jest malutka i ciągle skacze. Jak pchła. Logiczne, nie?
– Bardzo. – przyznała żartobliwie. – Często wymyślasz ludziom ksywki związane ze zwierzątkami? To urocze. – droczyła się, nie odwracając wzroku od moich oczu.
Podszedłem bliżej kobiety, a następnie oparłem rękę o ścianę, niewiele ponad jej głową.
Od razu zrozumiała aluzję i wciągnęła dolną wargę między zęby. To właśnie w tej pozycji jeszcze kilkadziesiąt minut temu wiła się pod wpływem dotyku mojej spluwy.
– Zgadłaś. – odpowiedziałem z nutą złośliwości w głosie. – Jesteś niesamowicie bystrym prosiaczkiem.
Zmrużyła powieki, klepiąc mnie otwartą dłonią w pierś. Zapewne z całej siły, jednak niewiele poczułem, więc zaśmiałem się wyniośle.
– Kutas.



Pozwoliłem Holm prowadzić moje ukochane auto tylko dlatego, że wciąż odczuwałem skutki zażycia narkotyku, ale pożałowałem swojej decyzji już po trzech minutach od wyjechania za bramę.
– Czy ty na pewno masz prawo jazdy? – siedziałem jak na szpilkach, obserwując, jak krzywo suniemy po pasie.
Dzięki Bogu mieszkaliśmy na takim zadupiu, że Olivia mogłaby śmigać środkiem jezdni i prawdopodobnie nie spowodowałaby żadnego wypadku.
– Daj spokój, przecież dobrze mi idzie.
– A masz otwarte oczy?
– Neil! – syknęła z irytacją, na co Lillian zaśmiała się głośno.
Obróciłem twarz do córeczki i puściłem jej oko, a ona odpowiedziała mi buziakiem wysłanym w powietrze. Już miałem zamiar usiąść prosto, gdy...
.... No świetnie. Kierowca na medal.
– Holm, nie zapomniałaś o czymś? – popatrzyłem na Olivię z niemalże politowaniem.
– O czym?
– Spójrz w lusterko wsteczne. – podpowiedziałem.
Spojrzała, zrobiła dziubek i wzruszyła ramionami.
– No i co? – zapytała z całkowitą powagą, nieco zbijając mnie z tropu, bo trzeba być chyba, kurwa, ślepym, żeby nie zauważyć otwartego bagażnika.
– Co widzisz? – wzniosłem oczy do sufitu.
– Siebie.
– Hm?
– Jest ustawione tak, żebym mogła się przejrzeć... A co?
No tak... Kobiety...
– Zatrzymaj samochód. – kiwnąłem brodą na pobocze. – Musimy zamknąć klapę od bagażnika.
Zdziwiła się jak jasna cholera, czym nawet mnie rozbawiła i od razu, bez zbędnego gadania, wykonała polecenie. Zahamowała dość gwałtownie, ale, dzięki Bogu, nie wpieprzyła nas do przydrożnego rowu, więc załóżmy, że parkowanie poszło Olivii całkiem nieźle. Jak na jej umiejętności, wręcz fantastycznie.
Chwyciłam za klamkę i popatrzyłem Holm głęboko w oczy.
– Wysiadam. Jeżeli spróbujesz ruszyć, strzelę w opony. – zagroziłem szeptem. – Najpierw w opony, a później twój...
– Zrozumiałam. – pokiwała głową, nieznacznie się uśmiechając. – Nie ucieknę.
– Mam nadzieję.
Wyszedłem, zamknąłem klapę i wróciłem na miejsce. Faktycznie nie próbowała uciekać, ale nie oznaczało to, że w jakimkolwiek stopniu zacząłem jej ufać. Po prostu zdawała sobie sprawę, iż nie ma ze mną szans. Gdyby spróbowała porwać Lilly, tym razem musiałbym pociągnąć za spust.
Oparłem kark o zagłówek.
– Zaraz łeb mi pęknie. – wymamrotałem, rozpoczynając masaż obolałych skroni, gdy tylko ruszyliśmy w dalszą podróż.
– Chcesz tabletkę?
– Gwałtu? – rzuciłem cicho z delikatnym rozbawieniem.
– Tym razem na ból głowy. – zachichotała, a następnie, nie odwróciwszy wzroku od jezdni, poprosiła Lillian: – Kochanie, podaj tacie moją torebkę, dobrze?
Zmarszczyłem brwi, zerkając na kobietę.
– Twoja torebka leży obok małej?
– Torebka Nancy. – sprecyzowała, choć kompletnie nie to miałem na myśli. – Pożyczyłam ją. A co?
– Skoro wrzuciłaś swoje rzeczy na tylne siedzenie, dlaczego otwierałaś bagażnik?
Olivia łypnęła na mnie pytająco.
– Ja? – zdziwiła się szczerze. – Nie otwierałam go.
– Więc dlaczego... – zacząłem, lecz urwałem, gdy tylko doznałem pierdolonego olśnienia. – Cholera jasna! – prychnąłem raptownie, a już po chwili zacząłem klepać kieszenie spodni w takim tempie, że gdyby ktoś zorganizował zawody w najszybszym szukaniu telefonu, na bank zdobyłbym pierwsze miejsce.
– Co jest, Neil?
Nie odpowiedziałem. Nie dlatego, że nie chciałem tego robić. Po prostu byłem już na linii z Christianem.
– Halo? – odezwał się.
W jego głosie pobrzmiewało zaskoczenie.
Nic, kurna, dziwnego. Wyjechaliśmy z domu jakieś pięć minut temu.
– Idź do pokoju Liama. – rzuciłem bez niepotrzebnego wstępu. – Byle szybko.
O nic nie pytał. Słyszałem odgłosy ciężkich kroków.
Dotarcie do sypialni dzieciaka zajęło mężczyźnie dobrych parę minut.
No tak, jeszcze większe chaty mogliśmy sobie pobudować..., pomyślałem z rozdrażnieniem.
– Co jest, do cholery...
– Zwiał, tak? – upewniłem się, choć już wiedziałem, jaka odpowiedź zaraz padnie.

MALBAT TOM 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz