Rozdział 17

2.7K 160 25
                                    

Neil

Zauważyłem Olivię, gdy tylko stanąłem w przedpokoju.
Drzwi co prawda były zamknięte, ale przeszklone ściany umożliwiały mi bezproblemowe obserwowanie kobiety. Westchnąłem, omiatając ją uważnym spojrzeniem.
Siedziała na schodkach, pochylała się i przecierała policzki wewnętrznymi stronami obu dłoni. Widziałem, że próbowała uspokoić roztrzęsienie.
Wyszedłem na ganek.
– Poproszę Nancy o jakieś ubrania. – rzuciłem cicho, bo parę minut temu rozstaliśmy się w dość dziwnych okolicznościach i właściwie, to nie wiedziałem, czy była bardziej wściekła, czy może przerażona.
Pokiwała głową, rezygnując z werbalnej odpowiedzi.
Koszulka znów opadła jej z ramienia, dzięki czemu z łatwością mogłem dostrzec, jak trzęsie się przy każdym wdechu. Podwinęła palce u stóp i zerknęła na nie znacząco.
– Buty też ci załatwię. – westchnąłem. – Zapomniałem wrzucić twoje ubłocone rzeczy do pralki.
Znów nie odpowiedziała. Wkurzało mnie te milczenie, chociaż jeszcze kwadrans temu przeszkadzało mi to, że krzyczała.
Odwróciłem wzrok ku wodzie, a konkretnie zawiesiłem go na tarasie, który znajdował się tuż nad błyszczącą taflą. Słyszałem śmiechy, muzykę i wesołe okrzyki. Gdybyśmy byli bliżej, pewnie poczułbym też zapach grillowanego mięsa.
Musiałem przyznać, że kolorowe pufy, ogromne leżaki, światełka i papierowe lampiony, chociaż wcześniej wydawały mi się być prawdziwym badziewiem, dziś robiły niezłą robotę, sprawiając, iż nasze ulubione miejsce rodzinnych spotkań, przypominało przytulne, ciepłe gniazdo.
– Musisz coś zjeść. – zwróciłem się do Olivii. – Lilly i tak już śpi, więc jeżeli nie chcesz siedzieć przy stole razem z nami, mogę przynieść ci...
– Nie. – przerwała mi prędko. – Nie chcę zostać sama w tym domu.
Oczywiście nie uszło mojej uwadze, że słowa „w tym domu" wypowiedziała z ogromną niechęcią. O to jej właśnie chodziło – miałem wiedzieć, jak bardzo gardziła wszystkim, co choćby w najmniejszym stopniu było ze mną związane.
No, prawie wszystkim...
– Pamiętaj, że nikt nie trzyma cię tu siłą. – odpowiedziałem spokojnym tonem, by pojęła, że ze mną i tak nie wygra, a jej gierki nie robią na mnie wrażenia. – Jesteś tu z własnej woli.
– Wmawiasz to sobie, żebyś nie czuł wyrzutów sumienia po tym, jak porwałeś mi dziecko? – prychnęła.
Uśmiechnąłem się szeroko i przechyliłem głowę na bok.
– Twoje? Już to przerabialiśmy, Holm. Lillian to moja córka.
– Ledwo cię zna! Nic o niej nie wiesz.
– Chuja tam. – machnąłem lekceważąco ręką, kończąc tę dwunastosekundową przygodę bycia dżentelmenem. – Zdążyłem ją już trochę poznać, a reszta sama się ułoży.
Nie zważając na Olivię, ruszyłem ścieżką w kierunku plaży.
– Przestań mieszać jej w głowie! – zawołała, wstała z miejsca i podążyła za mną. – Mała źle zniosła odejście mamy!
Łypnąłem na kobietę znad ramienia. Na bosaka i w mojej koszulce wyglądała... No cóż, specyficznie.
– Zdziwiona?
– Ani trochę. Po prostu chodzi mi o to, że potrzebuje pomocy specjalisty...
– Stać mnie na psychologa dziecięcego. – parsknąłem szorstko. – Bez obaw.
– Po śmierci Jeanette, Lillian bardzo zamknęła się w sobie. – ciągnęła, próbując za mną nadążyć. Zwolniłem kroku dopiero wtedy, gdy dostała lekkiej zadyszki. – Nie chciała się bawić, przestała mówić...
– Rozmawiamy o tym samym dziecku?
Olivia uniosła dłoń, żeby poprawić włosy, które zakryły jej twarz podczas truchtu, jednak szybko opuściła rękę wzdłuż ciała, przypominając sobie, iż każdy tego typu ruch skutkował ryzykowanym odsłonięciem ud.
– Oczywiście. – mruknęła.
– Nie zauważyłem, aby Lilly była przesadnie milcząca. Powiem więcej... – ponownie rozciągnąłem kącik ust. – Jeszcze zanim dotarliśmy do Bodø, wiedziałem już, które bajki lubi oglądać, co najchętniej zjada na śniadanie i w jakiej piżamie śpi twój mężuś.
Kobieta zassała dolną wargę i ściągnęła brwi, ewidentnie nie mając pojęcia, jaką odpowiedzią mnie uraczyć, a ja, szczerze rozbawiony, jedynie pokiwałem głową.
– Chodźmy już na tę kolację. – wymamrotała, chwilowo odpuszczając.
Zgodziłem się skinięciem głowy. Szkoda marnować czas na pogaduchy z upierdliwą Holm, kiedy dwie napalone Norweżki już zaraz staną w progu mojego domu, gotowe na to, żebym je zerżnął.
To trochę jak najlepszy deser na świecie, który sam wskakuje na talerz.
Szybko dotarliśmy do pomostu, a z pomostu droga do kamiennych schodków, była bardzo krótka.
– Zapraszam. – puściłem Olivię przodem, zatrzymując się przed pierwszym stopniem. – Wszyscy siedzą na tarasie. – postanowiłem to wyjaśnić, bo podejrzewałem, że ta idiotka mogłaby pomyśleć, iż chcę ją zawlec na skały, by później wrzucić do wody i patrzeć, jak powoli tonie, a fale przykrywają jej łeb...
W sumie...
– Tak wysoko? – kobieta sprowadziła mnie na ziemię swoim zaskoczonym, przyciszonym głosem. – Macie tam taras?
Zadarłem do góry głowę.
Byłem tak przyzwyczajony do tego miejsca, że nawet przez myśl mi nie przeszło, że dla kogoś, kto widzi je po raz pierwszy, faktycznie mogło wydawać się nietypowe.
Nie każdy przecież ma wielki, wykonany na specjalne zamówienie taras, w dodatku ułożony pomiędzy pięknymi, surowymi skałami. Bo nie każdego na stać na takie cacko.
– Wcale nie jest wysoko. – zapewniłem pannę panikarę.
– Trochę jest... – cofnęła się o krok, splatając przed sobą dłonie. – Chyba posiedzę tu, na pomoście.
– Boisz się?
Pokręciła głową, ale nie wyglądała zbyt przekonywująco z szeroko rozszerzonymi źrenicami i klatką piersiową, która unosiła się i opadała o wiele szybciej, niż u odprężonego człowieka.
– Nie. – pociągnęła nosem, przenosząc spojrzenie prosto na mnie. – Po prostu nie chcę tam wchodzić... Nie z tobą.
Uniosłem brew, a następnie parsknąłem prześmiewczo.
– Nie odpowiada ci moja obecność? O, przykro mi, bo tak się składa, że tu, kurwa, mieszkam. A co za tym idzie, ja ustalam wszelkie zasady i...
– Wiem. – weszła mi w słowo wyzutym z emocji głosem.
Tym razem nie była wściekła. Nie próbowała też się ze mną kłócić. Po prostu mówiła, swoją drogą wyglądając, jakby nie kontrolowała zdań, które opuszczały jej usta:
– Zdążyłam to pojąć już wcześniej, kiedy siedziałam zamknięta w łazience.
– Znów wracamy do tego tematu? – oparłem łokieć o kawałek zimnej, twardej skały. – W porządku, jak chcesz, Holm. Wygadaj się i zrób z siebie ofiarę, a ja na końcu przypomnę ci, kto próbował naćpać mnie lekami, a później podpieprzył telefon.
– Nie dałeś mi wyboru!
– Dałem. – chętnie wskazałbym jej bramę wyjazdową, ale z tej perspektywy niestety nie była widoczna.
– Chciałam tylko zadzwonić do Filipa!
Oho, już drugi raz podniosła głos. Traciła cierpliwość, zalewała ją bezsilność, wściekłość. Podobało mi się to. I to jeszcze jak... Potrafiłem wyprowadzić Olivię z równowagi bez choćby kiwnięcia palcem, bo sama miotała się we własnych emocjach.
Odczuwała lęk, jednak wkurwienie brało nad nią górę, wskutek czego robiła głupie rzeczy i popełniała błędy, za które później musiała odpowiadać. A następnie gniew ulatywał. Znów się bała, była roztrzęsiona i rozbita...
Karuzela popierdolonych reakcji Holm wirowała, ją samą doprowadzając do szaleństwa, a mnie do przeogromnego rozbawienia.
– Wystarczyło powiedzieć. – popatrzyłem na Olivię, rozkoszując się jej irytacją. – Dałbym ci zadzwonić.
– Kłamiesz!
– Cóż... Właściwie, to masz rację. – rozciągnąłem wargi w złośliwym uśmiechu i zrobiłem pół kroku w stronę kobiety. – Dałbym ci zadzwonić, gdybyś ładnie mnie poprosiła.
– Nigdy w życiu. – syknęła.
– W takim razie Filip będzie musiał wysłać ci gołębia pocztowego, bo nie ma mowy, że dostaniesz mój...
– Dostaniesz mój. – odezwał się ktoś nad nami, więc obydwoje, jak na rozkaz, unieśliśmy głowy do góry.
Cholera.
Zakląłem pod nosem, gdy u szczytu schodów zauważyłem Nancy.
Trzymała w dłoni swojego różowego iPhone'a i przeskakiwała wzrokiem po naszych zdziwionych twarzach.
– Nie mieszaj się. – wycelowałem w siostrę palcem. – To poważna rozmowa.
– Właśnie słyszę. – prychnęła, podnosząc mi ciśnienie, a następnie zeszła na pomost. Jej długi włosy upięte w kitkę, skakały przy każdym pewnym kroku. – Cześć, Olivia. Jestem Nancy... – wyciągnęła do kobiety rękę. – Siostra Neila.
Holm odwzajemniła delikatny uścisk, po czym odpowiedziała swojej rozmówczyni, spoglądając mi głęboko w oczy:
– Współczuję.
– Ta, ja sobie też.
– Nancy, spieprzaj stąd. – chwyciłem młodą za przedramię, ale chyba nie bardzo ją to obeszło.
– Wiem, jaki Neil potrafi być wkurzający. Poważnie, kochana, nie musisz mi nic mówić, bo przecież rozumiem cię w stu procentach. Znam go całe swoje życie...
– Won na górę. – wycedziłem przez zaciśnięte zęby, czując jak krew się we mnie gotuje.
– Poczekaj, jeszcze nie skończyłam. – demonstracyjnie przewróciła oczami. – Już miałam przejść do momentu, w którym cię komplementuję i bronię przed osądem Olivii, która jeszcze nie zdążyła rozgryźć twojego charakteru.
Zmrużyłem powieki, łypiąc na Nancy nieufnie.
– Tak? – zachęciłem ją do kontynuacji ruchem ręki. – Posłuchajmy.
Kobieta wyprostowała się, otwartą dłonią wygładziła materiał sukienki, poprawiła przeciwsłoneczne okulary na czole i odchrząknęła, przygotowując gardło do dalszej, miałem nadzieję sensownej, przemowy.
– Neil jest złośliwym impertynentem i cholernie lodowatym dupkiem, ale potrafi być całkiem znośny. – wypaliła na jednym wydechu. – Czasami. – doprecyzowała po kilkusekundowym namyśle. – Rzadko, ale zdarza mu się zachowywać jak człowiek.
Zmarszczyłem brwi, walcząc z chęcią uduszenia własnej siostry.
– No i gdzie te komplementy, do cholery?
– Przecież przed chwilą je usłyszałeś.
– Że potrafię być całkiem znośny i zdarza mi się zachowywać jak człowiek? – wykrzywiłem usta w grymasie niezadowolenia. – To nie są komplementy.
– Oczywiście, że są. – poklepała mnie po napiętym ramieniu. – Długo nad nimi myślałam.
– O to akurat obwiniałbym twój wątpliwej jakości mózg. – odwarknąłem, wysuwając Nancy telefon z ręki.
Otworzyła usta i zamrugała z zaskoczeniem. Byliśmy już za starzy, żeby kłócić się z taką częstotliwością jak kiedyś, więc młoda straciła czujność, co zadziałało tylko na moją korzyść.
– Nie pomyliło ci się coś? – zacisnęła pięści na tyle, na ile pozwoliły jej długie, neonowe pazury z mnóstwem błyszczących, ozdobnych gówien.
– Nie. – łypnąłem na siostrę z góry, żeby podkreślić fakt, iż byłem starszy, większy, silniejszy, a przede wszystkim na wyższym poziomie intelektualnym. – Zamiast działać mi na nerwy, spójrz proszę na Olivię.
Spełniła moją prośbę, taksując kobietę wzrokiem, a następnie złożyła usta w dziubek i cmoknęła z aprobatą.
– Ładniutka.
Przewróciłem oczami i westchnąłem głośno.
– Chodziło mi o jej ubiór.
– Przecież wiem, wyluzuj. – zachichotała. – Myślisz, że co tu robię? Jak tylko usłyszałam waszą kłótnię, wiedziałam już, iż muszę pomóc tej bidulce. Ze wszystkich członków Malbatu trafiła na takiego kutasa, no niewiarygodne... – zerknęła na Holm i uśmiechnęła się tak sympatycznie, że aż chuj mnie strzelił na widok jej wesołego spojrzenia. – Samej byłoby ci ciężko sobie z nim poradzić, ale ze wsparciem wykwalifikowanego, doświadczonego eksperta... – przyłożyła dłoń do piersi, mając oczywiście na myśli samą siebie. – Dasz radę przetrwać.
Rozłożyłem ramiona na boki, gapiąc się na Nancy z mieszaniną niedowierzania, rozczarowania i gniewu.
– Jesteś, kurwa, moją siostrą!
– A ty jesteś moim starszym bratem. Kocham cię nad życie, więc robię to, co podpowiada mi intuicja.
Zaśmiałem się gorzko i zacisnąłem palce na różowym telefonie tak mocno, że prawie zgniotłem go na miazgę.
– Intuicja podpowiada ci, żeby trzymać z kretynką, która próbuje odebrać mi dziecko?
Holm uchyliła usta, jakby chciała odpłacić się za tę „kretynkę", ale nie zdążyła nic powiedzieć, bo Nancy, jak zwykle zresztą, była pierwsza:
– Nie, za to podpowiada mi, że mam zaprzyjaźnić się z ulubioną ciocią twojej córeczki. Dziś Lillian pytała o nią z tysiąc razy. – chwyciła Olivię za rękę i pociągnęła za sobą w kierunku plaży. – Chodź, znajdziemy dla ciebie jakieś rzeczy. A ty, Neil, oddawaj moją komórkę.
– Nie ma mowy. – uniosłem iPhone'a wyżej, by młoda nie mogła go dosięgnąć i znów poczułem się jak kilkunastolatek. – Chyba ci odbiło, jeżeli myślisz, że tak po prostu, nie zważając na konsekwencje, pozwolę wam zadzwonić do jej męża. Holm wykona połączenie przy mnie i tylko przy mnie, tak bym mógł kontrolować sytuację. – mój przepełniony bezkresną wściekłością głos, odbił się echem pomiędzy skałami.
Normalna kobieta, taka posiadająca jakikolwiek instynkt samozachowawczy, wiedziałaby, iż nawiązywanie ze mną jakiejkolwiek interakcji podczas tak silnego wzburzenia, byłoby nierozsądne. Jednak Olivia ewidentnie nie była normalną kobietą. Lubiła zbliżać się do ognia, choć wiedziała, że może ją to sparzyć.
– Dobrze rozumiem? – zapytała. – Będę mogła zadzwonić do Filipa?
Jej oczy błyszczały z przeogromną nadzieją i aż mnie korciło, by brutalnie zgasić ją krótkim, bezczelnym „nie". To byłoby piękne... Obserwowałbym, jak jej twarz zmienia się z każdą sekundą, usta i broda zaczynają drżeć, ciało sztywnieje...
Jak hamuje łzy, jak walczy z gniewem i bezsilnością... Jak...
– Tak. Jutro skontaktujesz się z mężem. – obiecałem.
Wybitny plan słodkiego stłamszenia Olivii prysnął z jednego prostego powodu – Holm musiała powiadomić tego całego Filipa, że wszystko z nią w porządku. W przeciwnym razie mógłby zgłosić zaginięcie żony lub, co gorsza, zacząć szukać jej na własną rękę i przysporzyć nam cholernych problemów. Zresztą nie tylko nam, ale również wielu skandynawskim ważniakom. Zarówno tym, którzy doskonale wiedzieli, że od lat wcale nie gnijemy w pierdu, jak i tym, którzy kupowali od nas najlepszy towar w dobrej cenie.
– Dziękuję. – uniosła kąciki ust.
Odwróciłem wzrok. Nie chciałem patrzeć, jak się uśmiecha.
– Chodźmy już. – Nancy ponownie pociągnęła Olivię w kierunku lądu i już po chwili obserwowałem, jak we dwie odchodzą, z każdym krokiem zwiększając odległość między nami.
Szły ramię w ramię, niczym prawdziwe kumpele. Moja młodsza siostra i wiedźma, będąca moim największym problemem.
Moim największym problemem, a jednocześnie ukochaną ciocią Lillian.


MALBAT TOM 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz