Liam
– Nie wiem, co jeszcze mogę powiedzieć... Byli tacy młodzi, pełni życia... – wujek Neil, ubrany w czarny garnitur, pochylił się nad mikrofonem i pokręcił głową, wzdychając głośno. – Nie zasługiwali na to, co ich spotkało, ale, mimo tej tragedii, chcę, by wszyscy wiedzieli, że bracia pozostaną na zawsze w moim sercu...
– Cholera, niech ktoś zabierze tego debila z mównicy. – syknął drugi wujek. – Robi pogrzeb z naszego ślubu!
Neil wzruszył ramionami i uśmiechnął się z błyskiem w oku, po czym zeskoczył z podestu.
– Nie podobała wam się moja przemowa? – zapytał, gdy tanecznym krokiem podszedł do mojego taty i Masona.
– I tak jestem mile zaskoczony, że tym razem się nie naćpałeś. – rzucił Christian.
– Nie chwal dnia, mam jeszcze czas, żeby coś dziabnąć.
Tata zmierzył wujka rozbawionym wzrokiem, po czym machnął ręką, przywołując mnie do siebie.
– Kto wiązał ci krawat, mały dżentelmenie? – mrugnął wesoło i ukucnął, żeby naprawić to, co chyba zrąbałem.
– Sam sobie wiązałem.
– Widać. Chodź no tutaj.
Nasze twarze zrównały się dopiero, kiedy oparł jedno kolano o brukową posadzkę, co niezbyt mi się spodobało.
– Kiedy będę trochę wyższy? – mruknąłem pod nosem, żeby wujkowie nie mogli mnie usłyszeć, a tata przygryzł wnętrze policzka.
Wiedziałem, że zawsze tak robił, kiedy nie chciał się ze mnie śmiać.
– Na pewno niedługo.
– Chciałbym być już taki wysoki, jak ty.
Nie wytrzymał i parsknął cicho, patrząc na mnie z jakąś taką rodzicielską dobrocią w oczach. Trochę jakby było mu mnie żal, ale uważał mój problem za zabawny.
– Nie widziałem jeszcze tak wysokiego dziesięciolatka, Liam. – pomachał mi kawałkiem krawata przed twarzą, tak że materiał połaskotał mnie lekko w nos. – Masz jeszcze dużo czasu, żeby urosnąć, synu.
Dziesięciolatka... Ależ to dumnie brzmi.
Uśmiechnąłem się z zadowoleniem. Niedawno skończyłem dziesięć lat i tym razem już na poważnie, bez naciągania!
Niesamowite, jak czas szybko leciał. Od naszego przyjazdu na ślub cioci Nancy, minął prawie rok, a tu proszę – kolejny ślub. W sumie dobrze, że się nie ograniczała, nie? Przypuszczałem nawet, że gangsterzy to mogą brać tyle ślubów, ile tylko zechcą. Bo kto nam zabroni?
– Tato? – zapytałem, kiedy skończył doprowadzać mnie do porządku.
– Słucham?
– Widziałeś już mamę w sukni?
Christian wciągnął powietrze przez nos i zatrzymał je w płucach, unosząc kąciki ust.
Chyba musiał być naprawdę zakochany, skoro samo wspomnienie Alice, wywoływało w nim takie emocje.
– Nie, jeszcze nie.
– A ja widziałem. Wygląda pięknie. – przechwalałem się, kiedy nadarzyła się wyjątkowa okazja do bycia choć troszkę lepszym od taty.
– A jaką ma kieckę?
– Nie wiem, białą?
Christian roześmiał się głośno.
– Tyle to wiem. – ruszył ręką, jakby miał ochotę potargać mi włosy, ale szybko cofnął ją na poprzednie miejsce, bo gdyby to zrobił, babcia Tara chyba by go zabiła.
Cały ranek układała mi włosy na żel tak starannie, jakbym to ja się chajtał.
– Ciocia Rachel mówi, że jest pięknie dopasowana i podkreśla mamy figurę, a moim zdaniem trochę przypomina syreni ogon. I jest długa, więc będzie ciągnąć się za Alice przez cały ogród, aż do altanki.
– Brzmi świetnie.
– Cieszysz się?
– Że moja przyszła żona wygląda jak syrenka? – tata postanowił dalej mi dokuczać, na co przewróciłem oczami.
Dorośli bywają tacy dziecinni...
– Bardzo się cieszę, że zostanę mężem Alice. – odpowiedział po chwili. – A ty się cieszysz?
– Jeżeli wy jesteście szczęśliwi, to ja również.
Christian przechylił na bok głowę i wbił we mnie pełne miłości spojrzenie.
– Chodź. – zrobił mi miejsce przy swoim boku, żebyśmy wspólnie mogli dotrzeć do miejsca, w którym odbywać się będzie ceremonia.
– Tatuś...?
Skoro już udało mi się rozmiękczyć mu serce, musiałem o coś zapytać.
– Tak, synku?
– A mogę mieć własną broń? – wysunąłem dolną wargę i zadbałem o to, by mój błagalny wzrok dosięgnął ciemnych oczy Christiana.
– Nie, Liam. Wykluczone.
Cholerka. No trudno, warto było spróbować.
Wyprostowałem się, kiedy jakaś starsza pani zaczęła grać na harfie, a babcia od razu zalała się łzami.
Nie wiem, co ją tak wzruszyło, bo ścieżka, prowadząca przez ogród, który, mimo pochmurnego października, wyglądał naprawdę pięknie, wciąż była pusta. Dopiero po kilkunastu sekundach dostrzegliśmy w oddali trzy sylwetki.
Alice szła po lewej stronie, ciocia Nancy po prawej, a wujek Alberto pomiędzy nimi, powolutku prowadząc je do przyozdobionej altany.
Nic dziwnego, że tata zakochał się w mamie. Włosy miała wysoko upięte, a jej sukienka prezentowała się cudownie, chociaż daleko mi było do kogoś, kto znałby się na modzie. Po prostu podobało mi się, jak materiał pobłyskiwał w promieniach słońca, które zaczęło wyglądać zza chmur, a przylegająca koronka wyglądała, jakby mama ubrała na siebie drugą skórę.
Zupełnie inną kreację wybrała dla siebie ciocia Nancy, a w długich lokach, spływających po jej plecach, przypominała księżniczkę z jakiejś bajki dla dziewczynek.
No i co? No i nic. Wujek Alberto podprowadził obie kobiety do pastora, taty i Masona, Shelby z ogromną kokardą na szyi człapała tuż za nimi, niosąc w pysku pudełko z obrączkami, a później, to już było trochę nudno.
Mama wyrecytowała przysięgę, babcia Tara wyła, zresztą podobnie, jak Benny, który był świadkiem i co chwilę poprawiał tył rozłożystej, jasnoróżowej kiecki Nancy, pilnując, by przez cały czas prezentowała się fenomenalnie.
Czy od tego właśnie jest świadek? Od pomagania pannie młodej w dbaniu o sukienkę? Jeżeli tak, to wujek Neil olał ten obowiązek. Nie patrzył na mamy kreację, tylko uśmiechał się, kiedy tata wkładał jej pierścionek na palec. Jego oczy wędrowały od jednej pary, do drugiej i w pewnym momencie chyba nawet się wzruszył.
Nie ukrywajmy – wszyscy byli wzruszeni. Świadkowe, czyli Astrid i Rachel też się prawie posmarkały od tego szlochania, jakby nie ogarniały, że to szczęśliwy dzień i należało się cieszyć, nie beczeć.
Moim skromnym zdaniem, cały ten ślub trwał trochę za długo. Nawet ziewnąłem ze trzy razy, kiedy pastor postanowił się rozgadać, ale na całe szczęście z tyłu głowy miałem wizję obiadu, który pewnie już na nas czekał. Umierałem z głodu i nudów.
Ładne te kwiatki w altanie.
Jakiś ptak śpiewa za szklaną szybą.
Ciekawe skąd Mamut wytrzasnął taki wielki garnitur?
Ziewnąłem i zapatrzyłem się w płomienie przyozdobionej złotymi dodatkami lampy gazowej.
Zjadłbym coś.
Tata chyba jest zadowolony, uśmiecha się, jakby właśnie spełnił swoje największe marzenie. A może tak właśnie jest?
O, kolejny ptaszek zaśpiewał.
Znowu ziewnąłem.
Wujek Neil potarł kącik oka. Chyba wpadł mu jakiś paproch.
Zaraz padnę z głodu...
Ale nudy. Czemu wujek trzyma Tarę za rękę?
Ocknąłem się i popatrzyłem na Alberto i babcię z obrzydzeniem. Ohyda!
– To był najpiękniejszy ślub, na jakim byłam. – zapewniła Astrid, doprowadzając swój makijaż do porządku. – Dawno tak nie płakałam.
Rachel jej przytaknęła, a już po chwili zaczęły gadać o szczegółach ceremonii, ale nie miałem czasu ich słuchać, bo właśnie wjechała wielka fontanna z płynną czekoladą.
Nabiłem truskawkę na drewnianą pałeczkę, zamoczyłem w słodkim potoku i wsunąłem ją sobie do ust, obserwując Alice i Christiana.
Stali pod ścianą, całowali się i szeptali coś do siebie, co jakiś czas chichocząc. A później zaczynali się całować od nowa. Przerąbane jest być dorosłym. Dziewczyny są spoko, ale gdybym miał dać jakiejś buziaka, chyba puściłbym pawia.
– Niesamowite, że tak to się skończyło. – Mason zaśmiał się i wziął Furię na kolana.
Biedna ptaszynka szukała swojego pana, ale on zajęty był obściskiwaniem się z żoną.
– Jeszcze nie wyszłam z szoku. – ciocia Rachel przetarła dolne powieki przy pomocy palców. – Ty i Nancy... Kto by się tego spodziewał?
– Na pewno nie Neil.
Wszyscy przy stole zaczęli się śmiać, chociaż nie bardzo wiedziałem z czego. Właściwie to większość żartów była dla mnie niezrozumiała, nad czym strasznie ubolewałem, bo łatwiej byłoby udawać dorosłego, gdybym łapał o co chodzi w ich dyskusjach.
Mama i tata wreszcie dotarli do stołu i usiedli, bo zaraz mieli przynieść tort.
– To co? – Astrid klasnęła w dłonie. – Gdzie spędzicie podróż poślubną?
– Na Kanarach. – odpowiedziała rozmarzona Alice, przez cały czas gładząc Christiana po wierzchu dłoni.
Małżeństwo chyba namieszało im w głowach, bo byli dosłownie nierozerwalni. Żenada, ale niech im już będzie – w końcu ten dzień należał do nich.
– Kiedy wylot?
– Dziś o ósmej. – Christian sięgnął po szklankę z lemoniadą. – A tak przy okazji, chcę żebyś wiedziała, że nie daruję ci tych idiotycznych danych w paszporcie.
Ciocia Astrid niewinne wzruszyła ramionami.
– Bez przesady, to tylko tymczasowe papierki. A dla nas i tak zawsze będziecie państwem Collins.
– Liam Collins brzmi mega uroczo. Uwielbiam te połączenie. – stwierdziła Nancy, puszczając mi oko. – A wracając do tematu, dlaczego wylatujecie już dziś?
– A jak myślisz? – Neil uśmiechnął się pod nosem. – Chcą spędzić noc poślubną w tropikach, a nie deszczowej Skandynawii.
– Co to jest noc poślubna? – zapytałem, kiedy pani kelnerka postawiła mi przed nosem ogromny kawałek tortu.
Christian podrapał się po karku i rzucił pospiesznie:
– Noc po ślubie, jak sama nazwa wskazuje. Jedz deser.
– A co się wtedy robi?
Wszyscy popatrzyli na mnie z rozbawieniem, a ja znowu nie miałem pojęcia, dlaczego.
– No... – mama zlizała krem z palca. – Różne rzeczy.
– Na przykład co?
I po co dorośli robili z prostych spraw takie wielkie tajemnice? Wystarczyło normalnie mi odpowiedzieć, bo naprawdę byłem ciekawy po co mama i tata jechali aż na Kanary, skoro noc mogli spędzić w domu, jak każdą poprzednią.
– Na przykład to, co Alberto i Tara wczoraj wieczorem. – odpowiedział wujek i choć nie zaczął śmiać się na głos, plecy lekko mu zadrżały.
– Neil. – syknęła babcia.
Uniosłem brwi, a następnie popatrzyłem na wszystkich członków rodziny ze szczerym zaskoczeniem, bo niby coś tam słyszałem i wiedziałem, że wujek Alberto i Tara oglądali razem film, ale co z tego? W noc poślubną robi się maraton Harry'ego Pottera, czy jak?
– O nie! – mama spiorunowała Neila wzrokiem. – Nawet nie zaczynaj tego tematu! To najpiękniejszy dzień w moim życiu i nie dam ci go zepsuć!
– Nawet bym nie śmiał. – mężczyzna uniósł ręce w poddańczym geście. – Chciałem tylko wytłumaczyć Liamowi, dlaczego z sypialni naszego szefa dochodziły odgłosy klaskania.
Alberto zacisnął usta w wąską linię i nastroszył brwi, czerwieniejąc ze złości.
A może nie ze złości...?
– Po co klaskaliście? – zwróciłem się do babci.
– No... Bo ten, no... Film bardzo nam się spodobał, to klaskaliśmy. – wzruszyła ramionami i wepchnęła sobie do ust kawałek biszkoptu.
– O ja cię chrzanię. – wujek Neil zarechotał na całą salę. – W kinie też tak robicie, jak seans przypadnie wam do gustu?
– Słuchaj no, gówniarzu, akurat ty nie powinieneś się wypowiadać. – prychnął wujek Alberto, przenosząc spojrzenie na Rachel i Astrid.
– Zaraz zapadnę się pod ziemię. – jedna z cioć schowała twarz w dłoniach, bo policzki przybrały kolor jej włosów, a ja znów nie wiedziałem o co chodzi.
– Dajcie spokój, to była jednorazowa...
– Przygoda. – dokończył niewzruszony wujek Neil. – Nie żałuję. Jestem młody i mam twardego ku...
– Zamknij się.
Spojrzałem na mamę, uśmiechając się szeroko. Uwielbiałem, kiedy wkurzała się na któregoś z wujków, bo zawsze mnie to śmieszyło.
– Ale co ja takiego powiedziałem?
– W sumie to ja też nie żałuję. – mruknęła Astrid, prostując plecy, ale kiedy Neil zrobił triumfalną minę, skrzywiła się i dodała: – Ale cieszę się, że byłam pijana i niewiele pamiętam.
– Doszłaś pięć razy.
– Chyba śnisz, kretynie. Co najwyżej dwa.
– A więc jednak pamiętasz.
Łyżeczka wypadła mi z dłoni i zabrzęczała o talerzyk.
– Gdzie ciocia doszła?
– Nigdzie, dziecko. – Christian pomasował skronie, wzdychając głęboko. Często tak robił, kiedy Neil albo Mason go denerwowali. – Zajmijmy się jedzeniem. To rodzinny, przyjemny obiad, do jasnej cholery.
– Ale przecież powiedział, że doszła...
– Tak, masz rację. – wujek pochylił się, sięgnął po serwetkę i wytarł mi kołnierz koszuli, który przypadkiem wybrudziłem kawałkiem czekoladowego kremu. – Wspólnie z ciocią doszliśmy... do wniosku, że skoro skończyłeś już dziesięć lat, najwyższa pora, by tata zapisał cię na strzelnicę.
Otworzyłem szeroko oczy, wbiłem palce w krawędź stołu, a szczękę to musiałem prawie zbierać z podłogi.
– Poważnie?! – pisnąłem podekscytowany.
– Christian... – sapnęła błagalnie mama. – To chyba nie jest...
– Świetny pomysł. – odpowiedział tata, rozciągając usta w sztucznym uśmiechu. – Zgadzam się na wszystko, jeżeli tylko przestaniesz zadawać tyle pytań, Liam.
Energicznie pokiwałem głową, bo miałem już głęboko gdzieś te ich noce poślubne, klaskanie i dochodzenie.
Christian to jednak równy gość. Nikt mnie tak nie wspierał w byciu gangsterem, jak tata.
– Odezwijcie się, gdy tylko wylądujecie. – nakazała babcia, mocno przytulając Alice.
Lecieli tylko na tydzień, ale Tara zachowywała się, jakby miała ich już nigdy nie zobaczyć. Standard.
– Oczywiście, zadzwonię od razu po wyjściu z samolotu.
Babcia uśmiechnęła się ze wzruszeniem i przeniosła spojrzenie na Christiana.
– Dbaj o nią, dobrze?
– Oczywiście. – pokiwał głową. – Zadbam o twoją córkę.
Ton jego głosu był tak mocny i pewny, że na miejscu Tary raczej nie miałbym wątpliwości, że nie da zrobić mamie krzywdy.
– Christian... – babcia splotła dłonie przed sobą i zamrugała uroczo.
– Tak?
– Powiedz to jeszcze raz, ale trochę inaczej. – zachichotała.
– Proszę cię, przestań. – tata wzniósł oczy do nieba, ale drżące kąciki ust zdradziły, że trochę chciało mu się śmiać.
– No weź. Tylko raz.
Christian westchnął, uśmiechnął się łagodnie, wziął babcię za rękę i spojrzał jej głęboko w oczy.
– Oczywiście. – powtórzył swoje wcześniejsze słowa: – Zadbam o twoją córkę... Mamusiu.
– Pięknie! – Tara pociągnęła nosem, gładząc mężczyznę po policzku. – Bawcie się dobrze, kochani.
– Ale nie za dobrze! – zawołał wujek Mason. – Chociaż i tak dam sobie rękę uciąć, że Alice wróci z pozytywnym testem.
Z jakim znowu testem?
– Jasne. – parsknął tata. – Mamy tu już jednego dżentelmena do okiełznania. – odwrócił się do mnie i położył mi rękę na barku. – Liam, proszę cię, bądź grzeczny przez te parę dni, dobrze? A gdyby coś się działo, to...
– Spokojnie. – Alberto, dzięki Bogu, przerwał Christianowi, bo gdyby tego nie zrobił, tata pewnie narobiłby mi wiochy tą nadopiekuńczością. – Przez cały czas będę miał go na oku.
To było całkowicie normalne zdanie, ale kiedy tylko wujek skończył mówić, Christian i Neil popatrzyli po sobie i zaczęli się histerycznie śmiać.
– Oko... Mieć... Na oku... – sapał tata, krztusząc się powietrzem. – Kumasz to, stary?
– Wiesz, co jeszcze ci powiem?
– No co?
– Że czarno to widzę... – wychrypiał Neil, podpierając się drzwi od fury, żeby nie upaść na ziemię.
Tata odchylił głowę, a kolejne salwy śmiechu wypłynęły z jego gardła.
Chyba jednak nie chcę być dorosły...
– Możecie przestać? – mama skrzyżowała ręce na piersi. – Minęło już tyle czasu, a wy nadal macie ubaw po pachy. Odpuścilibyście już sobie...
– Oj, kochanie. – Christian przyciągnął Alice do swojego boku. – Potraktuj to trochę z... Przymrużeniem oka...
Wujek Neil dostał takiego napadu śmiechu i kaszlu, że musiał aż odejść na bok, aby napić się wody i uspokoić oddech.
– Nie żartuję, Chris. Jeżeli zaraz się nie ogarniecie, zostanę na Kanarach.
– I weźmiemy rozwód po tygodniowym małżeństwie? No nie gadaj...
Już się zbierałem, żeby zaprotestować, bo nie po to wynudziłem się za wszystkie czasy w jakiejś szklanej altance i przymierałem głodem przez dobre dwie godziny, by tak po prostu, bez żadnych konsekwencji, mogli grozić sobie rozwodem. Jednak, gdy tylko uchyliłem usta, głos zabrał Alberto:
– Jedźcie już, dzieciaki, zanim się pozabijacie.
– Na pewno dacie sobie radę? – upewniła się Alice, całując szefa w policzek.
– Jasne, że tak.
– Gdyby coś się działo, to dzwońcie.
– Wychowałem już gromadę niepokornych bachorów, więc z jednym Liamem poradzę sobie z łatwością. – wujek mrugnął do mnie wesoło. – Uciekajcie, Kanary czekają.
Pożegnaliśmy się po raz dziesiąty, wyściskałem mamę i tatę... No i odjechali. Ostatni raz pomachali nam z samochodu, a później zniknęli za rogiem i tylko unoszący się nad drogą kurz świadczył o tym, że jeszcze przed chwilą przejeżdżało tędy jakieś auto.
– Chyba też kupię sobie jakąś wycieczkę w tropiki. – stwierdziła Rachel, zaciskając poły długiego, eleganckiego płaszcza.
– To my tak możemy?
– Co, malutki? – zdziwiła się i popatrzyła na mnie z góry.
Miałem ochotę coś odpyskować na tego „malutkiego", ale powstrzymałem się, bo przecież obiecałem tacie, że będę grzeczny.
– Możemy sobie tak latać do innych krajów?
Alberto zaśmiał się i pogładził moje plecy okrężnymi ruchami.
– Cóż, Liam... – zaczął, patrząc w miejsce, w którym kilkadziesiąt sekund temu ostatni raz widzieliśmy furę Christiana i Alice. – Teraz przed twoimi rodzicami cholernie trudne zadanie.
– Jakie? – wyjątkowo mnie tym zainteresował, więc aż podniosłem wysoko głowę.
– Muszą wychować cię na dobrego i mądrego człowieka, moje drogie dziecko. – uśmiechnął się. – A to wcale nie takie łatwe, kiedy...
Zamrugałem ze zniecierpliwieniem, gdy mężczyzna zamilkł na dłuższą chwilę.
– Kiedy co? – szepnąłem.
– Kiedy żyjesz bez ograniczeń i możesz pozwolić sobie na wszystko, czego tylko zapragniesz.
Pokiwałem głową z uznaniem.
No, no. To mi się podoba.
Kontynuujmy, wujku...
![](https://img.wattpad.com/cover/359417075-288-k42189.jpg)
CZYTASZ
MALBAT TOM 4
Mystery / Thriller"Ile jesteś w stanie poświęcić, by ocalić swoją kobietę i ukochaną przyjaciółkę?" - takie pytanie mogli zadać sobie członkowie Malbatu, gdy Alice została poważnie ranna. Nie mieli wiele czasu do namysłu, ale w jednym byli wyjątkowo zgodni - zrobią...