Neil
Noż kurwa jego pierdolona mać.
Robiłem dosłownie wszystko, żeby trzymać się od niej z daleka, chociaż unikanie tej panny śmiało mogę zaliczyć to do najtrudniejszej misji, jaką przyszło mi wykonywać.
Praktycznie nie rozmawialiśmy, a jeżeli już, to tylko na tematy związane z Lillian. Pomagałem Alberto, żeby zająć czymś myśli i czas, bo każdy dzień odwyku od Olivii, która nie wiadomo kiedy i w jaki, kurna, sposób, stała się moim uzależnieniem, trwał w nieskończoność. Wychodziłem do kliniki, aby siedzieć w niej do późna. A w dodatku, wisienka na pierdolonym torcie, od którego chciało mi się rzygać – spędzałem noce z Sophią, znaczy Sonją, choć nie miałem na to najmniejszej ochoty. To znaczy, dla jasności, miałem zajebiście wielką ochotę na seks. Problem polegał na tym, że fiut stawał mi na widok nie tej kobiety, której powinien.
Codziennie prowadziłem wewnętrzną walkę, podczas gdy łeb pękał mi od rozsadzających go emocji, ale poprzysiągłem sobie, że wytrzymam. Musiałem wybudować wokół siebie solidny mur i odciąć się od mojej słodkiej heroiny dla obopólnego dobra. Wiedziałem po prostu, iż wszystko zmierzało ku nieuniknionej katastrofie – wciąż czułem do Olivii niesamowitą nienawiść, ale o dziwo nie przeszkodziło to w zrodzeniu się uczucia silnego podniecenia. Wręcz przeciwnie, miałem wrażenie, że jedno nakręca drugie, tworząc tak bezlitosną i kurewsko otumaniającą kombinację, że oddech niebezpieczeństwa wylądowania razem w łóżku owiewał mi spięty kark. A jakby problem związany z moim twardniejącym na widok Olivii kutasem nie był wystarczający, sama winowajczyni całego zamieszania zachowywała się, – celowo lub nie, tego jeszcze nie zdążyłem rozgryźć – jakby jej życiową rozrywką było nęcenie mnie na pokuszenie.
Widziałem, jak jej ciało reagowało, gdy byłem blisko i doskonale to rozumiałem, bo moje, kurwa, reagowało podobnie. Tyle że ja potrafiłem panować nad mimiką twarzy czy niespokojnym oddechem, bo życie uczyniło ze mnie wybitnego aktora. Wiedziałem też, że po kryjomu lubiła oglądać mój album ze zdjęciami, a sama myśl o tym, że zabrała sobie jedną fotkę, na której trzymam Shelby zaledwie parę godzin po powrocie z hodowli, powodowała, iż traciłem grunt pod nogami.
Kiedy akurat nie uciekałem przed nieuniknioną porażką i byłem na miejscu, śledziłem każdy jej ruch. Nie miała o tym pojęcia, rzecz jasna, ale moja willa przypominała cholernego Big Brothera. Widziałem więcej, niż mogła przypuszczać... Nic więc dziwnego, że dostałem jebanej obsesji na punkcie jedynej osoby, od której powinienem trzymać się z daleka.
Za każdym razem, gdy obserwowałem jej próby nawiązania ze mną kontaktu, gdy z oddali dostrzegałem, jak desperacko szuka mnie wzrokiem, gdy siedząc w oknie przygryzała paznokieć, kiedy parkowałem na podjeździe przed domem... wtedy czułem, że jestem o krok od runięcia w przepaść. Ta kobieta nie zdawała sobie sprawy, jak silną moc posiadała i jak bardzo byłem od niej uzależniony.
I właśnie z tą, kurwa, kobietą dryfowałem właśnie na łodzi, oddalając się od pomostu z każdą sekundą.
Fantastycznie.
– Co robimy? – zapytała drżącym głosem, wbijając sztywne z przerażenia palce w drewnianą krawędź ławeczki.
Łypnąłem na Olivię z ukosa.
– Płyniemy, Holm.
Zdążyłem już odwrócić głowę i na powrót skupić się na falach uderzających o burtę naszej małej łajby, ale doskonale czułem na sobie palący wzrok blondynki. Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy usłyszałem jej wkurzony głos:
– To nie jest zabawne, Neil. Co z nami będzie? Nie mamy wioseł ani telefonów!
Panikara.
Chciałem w spokoju pomyśleć nad tym, w jaki sposób zemszczę się na swoich przygłupich, pozbawionych prawidłowo funkcjonujących mózgów pod czaszką i bezczelnie podstępnych przyjaciołach. Zapłata za wpierdolenie mnie na taką minę będzie ich słono kosztować, tego byłem pewien...
– Nic z nami nie będzie. – rzuciłem do Olivii po kilkunastu sekundach, kiedy przestała jęczeć i odpuściła, zapewne myśląc, że już jej nie odpowiem. – Prędzej czy później dobijemy do jakiegoś brzegu. Pewnie zatrzymamy się gdzieś tam... – wskazałem palcem na skały, które co prawda były w chuj daleko, jednak wciąż najbliżej ze wszystkich możliwych miejsc, gdzie bezpiecznie mogliśmy dopłynąć.
– Tam?! – nie widziałem miny mojej wkurzającej towarzyszki, ale dałbym sobie rękę uciąć, że wytrzeszczała oczy i gapiła się w dal z niedowierzaniem. – Przecież miną wieki, zanim tam dotrzemy.
– Nie wieki, a parę godzin.
– Mam spędzić z tobą parę godzin na cholernej łódce? – stęknęła dramatycznie.
Co zabawne, wcale nie wymuszała tej nieszczęśliwej barwy głosu. Naprawdę była załamana. Miałem ochotę się roześmiać.
– Możesz wylądować poza łódką i nas popchnąć. – zaproponowałem z całkowitą powagą, wiedząc, że jeszcze bardziej wyprowadzi ją to z równowagi.
I tak byłem w szoku, że nie zaczęła beczeć, choć pewnie było to tylko kwestią czasu. Zanim dopłyniemy do jakiegokolwiek punktu, o ile w ogóle nam się to uda, naprawdę miną długie godziny. A ja nie miałem zamiaru dać słodkiej Holm okazji do zapomnienia, z kim została uwięziona pośrodku norweskiego fiordu.
– Sam wyskocz. – odgryzła się. – Pływasz lepiej ode mnie.
– Skąd ta pewność?
Podkurczyła nogi, objęła je rękoma i spojrzała z rezerwą na taflę niespokojnej wody. Złośliwość losu polegała na tym, że przez cały tydzień było względnie ciepło, a dziś pizgał tak parszywy wiatr, że bez przerwy kołysaliśmy się na boki. I nie, nie był to wschodni, łagodny zefirek, a cholerne, urywające łeb wietrzysko.
– Bo ja wcale nie potrafię. – wzruszyła ramionami.
Świetnie. Jeżeli nasz dwuosobowy Titanic skończy wywrócony do góry dnem, co biorąc pod uwagę siłę dmuchawy na otwartej wodzie, było wysoce prawdopodobne, zacznie się prawdziwa zabawa. Miałem szczerą nadzieję, że mimo moich umiejętności pływackich utonę jako pierwszy i nie będę musiał słuchać pierdolenia mokrej, przerażonej Holm.
– Lepiej ubierz kapok. – poradziłem.
– Nie chcę. Będę wyglądać grubo.
Przejechałem dłonią po twarzy, by ukryć malujące się na niej rozbawienie, a następnie odkaszlnąłem, obróciłem ciało ku kobiecie, próbując za wszelką cenę nie wypaść za burtę i usiadłem naprzeciwko Olivii, wybierając podłogę, bowiem ławeczka była tylko jedna. Zajęta przez larwę, obok której nie miałem zamiaru siadać.
Doskonale wiedziałem, że nie chciała ubrać kapoku, bo musiałaby ruszyć tyłek i po niego sięgnąć. Ktoś tu boi się wody... I dobrze.
– No. – pokiwałem głową. – A wiesz, jak grubo będą wyglądały twoje napuchnięte zwłoki, kiedy wyłowią je po kilku dniach znajdowania się pod wodą?
– Jesteś obrzydliwy.
– Mówię prawdę.
– Daj spokój. – zmarszczyła brwi, starając się wyglądać groźnie, jednak wiedziałem, że wewnątrz cała drżała.
Rozciągnąłem wargi w złośliwym uśmiechu i oparłam łokcia na kolanach. W sumie to bujanie łajbą aż tak mi nie przeszkadzało, a nawet gdyby było inaczej – widok spiętej Olivii wszystko rekompensował.
– Co będziemy robić przez cały ten czas? – zapytała znienacka.
Łypnąłem na kobietę z niekrytym zdziwieniem. Trochę mnie tym zaskoczyła, nie powiem, że nie. Co my będziemy robić przez ten czas? My? Poważnie?
Parsknąłem szorstko.
– Skąd pomysł, że w ogóle będziemy coś razem robić? Nie jesteśmy tu z własnej woli, prawda? – mruknąłem, czując na języku gorzki posmak słów, które przed chwilą opuściły moje usta.
Wcale nie chciałem ich wypowiadać, ale silna wola sugerowała mi, iż jest to konieczne i nie próbowałem z nią polemizować. Olivia musiała trzymać się ode mnie z daleka niezależnie od okoliczności więc teraz, gdy przyszło nam dzielić zaledwie parę metrów kwadratowych – również.
– Po prostu myślałam, że...
– To źle myślałaś, Holm. Gdybyśmy chcieli ze sobą rozmawiać, robilibyśmy to w domu, czyż nie?
Przełknęła ślinę i delikatnie pokiwała głową, uciekając spojrzeniem na bok.
Ja pierdolę. Widząc jej minę, miałem ochotę odciąć sobie fiuta, bo chyba coraz mniej na niego zasługiwałem.
Olivia próbowała ukryć zawstydzenie i zawód, skupiając uwagę na wodzie, która w przeciągu paru minut zdążyła się uspokoić. Nie rzucało już nami na boki, fale przestały uderzać o burtę, a co za tym szło – zwolniliśmy. W zasadzie, to praktycznie stanęliśmy w miejscu.
Słońce wyszło zza chmur, wiatr ustał i gdyby nie nasze gówniane samopoczucia, to mógłby być naprawdę udany dzień. Mógłby, gdybym nie był takim skurwysynem.
Oparłem brodę na skraju łodzi, a mój palec wskazujący przesunął się po gładkiej tafli. Wodziłem nim w tę i z powrotem... W tę i z powrotem... Przymknąłem powieki. Ostatnio miałem dużo na głowie, więc szybko wpadłem na pomysł odbycia drzemki dla zabicia czasu. Ułożyłem policzek na zgiętej ręce, obracając twarz w stronę słońca. Sekundy zmieniały się w minuty, jednak sen nie nadchodził. Dziwne, bo warunki były cholernie sprzyjające – świeże powietrze, przyjemne ciepło, delikatny szum wody, odległe skrzeczenie mew, a przede wszystkim cisza. Cisza... I to właśnie ona, wbrew, kurwa, moim skromnym oczekiwaniom, nie dawała mi spokoju.
Nie słyszałem, by Olivia choćby zmieniła pozycję. Okej, sam dałem jej do zrozumienia, że nie chcę z nią gadać, ale czułbym się lepiej, gdyby pokazała mi, iż moje słowa nie zrobiły na niej wrażenia. Powinna mieć je w dupie, potraktować zarówno mnie, jak i wcześniejszą wymianę zdań, jako coś niewartego uwagi... A jednak musiało ją to kurewsko boleć.
Tego właśnie chciałeś, Neil. Nie wymiękaj, przypominał wesoło diabeł, który wygodnie rozsiadł się na moim ramieniu.
Spędzał ze mną tak dużo czasu, że byliśmy już niezłymi kumplami. W przeciwieństwie do siedzącego na drugim barku anioła. Zazwyczaj w ogóle się nie odzywał i zrezygnowany oddawał pałeczkę swojemu przeciwnikowi, efektem czego zdążyłem już zarezerwować sobie całkiem niezłe, wręcz honorowe miejsce w piekle, jednak akurat dziś postanowił wziąć sprawy w swoje niewidzialne ręce.
Zacisnął łapska na moim żołądku, wykręcając go boleśnie, kiedy tylko próbowałem wmówić sobie, że Olivia i wylewający się z niej smutek, nie mają dla mnie żadnego znaczenia.
Nie minęło pięć sekund, a już odwracałem głowę w jej stronę, równocześnie uświadamiając sobie, iż jak nic cierpię na jakąś chorobę dwubiegunową. Myślałem jedno, robiłem drugie. Powinienem na cito się przebadać, bo nie było ze mną zbyt dobrze.
Siedziała w tej samej pozycji, co jakieś pół godziny temu. Zgrabne, opalone nogi opierała o krawędź ławki, promienie słońca oświetlały jej skupioną twarz, a lekkie podmuchy od czasu do czasu poruszały kosmykami włosów. Znów nie mogłem oderwać od niej wzroku i miałem przeczucie, że wiedziała, iż się na nią gapię... Nie odwzajemniła jednak spojrzenia. Nic, kurwa, dziwnego. Sam nie chciałbym na siebie patrzeć.
– Holm? – rzuciłem cicho, by wybadać grunt.
Skoro już zachowałem się jak dzieciak, musiałem stanąć na wysokości zadania, by jakoś wybrnąć z tego niezręcznego bagna, w którym zaczęliśmy tonąć.
Myślałem, że uniesie się honorem i nie raczy mi odpowiedzieć. Byłoby to całkowicie zrozumiałe, ale uchyliła wargi, wzięła głęboki wdech, a następnie rzuciła na wydechu:
– Tak?
Zacisnąłem pięści. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Te krótkie „tak" zadziałało na mnie w niepokojąco paraliżujący sposób. Poczułem głos Olivii we wszystkich zakończeniach nerwowych, które naraz zaczęły mrowić. Zaschło mi w ustach... Chyba dostałem udaru. Tylko w ten sposób mogłem wytłumaczyć to, co się ze mną działo.
– Przepraszam. – westchnąłem, przejeżdżając dłonią po nagrzanym od słońca karku. Tak rzadko kogokolwiek przepraszałem, że uznałem za niesamowite, iż w przypadku Holm, przyszło mi to z taką łatwością. Nawet się nie zająknąłem. – Trochę przesadziłem.
Olivia odwróciła wzrok od wody, a następnie powoli przeniosła go na mnie.
– W porządku. – odparła tak niedbale, że gdyby czuła się trochę bardziej wyluzowana, pewnie machnęłaby ręką w lekceważącym geście. – Jesteśmy dorośli. Nie będę strzelać fochów o coś takiego.
Uśmiechnąłem się na te słowa. Cóż, musiałem przyznać, iż cholernie mi ulżyło... Przynajmniej na chwilę.
– O czym tak długo myślałaś? – zagadnąłem, chcąc zacząć jakikolwiek temat, który nie wiązałby się z tym, że byłem skończonym idiotą.
Okręciła pasmo włosów wokół palca i na powrót odwróciła spojrzenie.
– O przeprowadzce.
Głos Olivii był bezbarwny, pozbawiony emocji. Zatęskniłem za tym, jak krzyczała na mnie z prawdziwą nienawiścią. Wszystko było lepsze niż obojętność.
– Jakiej przeprowadzce?
Wzruszyła ramionami, jakby odpowiedź była tak oczywista, że aż nie chciała marnować czasu na bezsensowne jej werbalizowanie.
Poczułem się, jakby ktoś wstrzyknął mi truciznę do krwioobiegu. Moje ciało zaczęło boleśnie płonąć, a powód tego skrajnie chujowego samopoczucia był dla mnie całkowicie niezrozumiały. Doskonale wiedziałem, o jaką przeprowadzkę chodziło i powinienem być z niej zadowolony. Niejednokrotnie modliłem się o to, by Olivia zniknęła z mojego życia, ale... No właśnie. Ale co?
Gdzie, kurwa, leży problem, Neil?
Zmieniłem pozycję, żeby oprzeć plecy o bok łodzi i móc lepiej przyglądać się pogrążonej w przemyśleniach kobiecie.
– Jaki masz plan? – zapytałem, wiedząc, iż podjęła już decyzję i niedługo tak czy siak dopnie swego.
– Na razie nie mam żadnego. – mruknęła cicho. – Muszę pozałatwiać sprawy związane z pracą, wynajmem mieszkania... Nie tak łatwo rozpocząć nowe życie.
– Więc planujesz przenieść się w okolice Bodø?
Olivia rozciągnęła wargi w wymuszonym, cierpkim uśmiechu. Był przepełniony żalem i przeznaczony specjalnie dla mnie. Nie to, żeby na łódce były inne osoby, ale nawet gdybyśmy znajdowali się na norweskim stadionie narodowym wypełnionym ludźmi z całego świata, wiedziałbym, że ten pełen goryczy grymas nosił imienną dedykację.
Dla największego dupka pod słońcem – Neila Lewisa.
– A mam wybór? – prychnęła, po czym sama sobie odpowiedziała: – Jeżeli chcę uczestniczyć w życiu Lillian, a chcę, to nie, nie mam najmniejszego pola manewru. Przeprowadzę się więc w okolice Bodø i będziemy dzielić się opieką nad małą.
Zacisnąłem szczękę tak mocno, że prawie połamałem sobie zęby.
– Niby jak to sobie wyobrażasz?
– Normalnie. – odwarknęła, słysząc mój równie nieprzyjemny ton. – Tydzień będzie mieszkała z tobą, tydzień ze mną...
– Chyba zwariowałaś!
Podniosłem się na równe nogi. Miałem głęboko w dupie, że prawie przewróciłem łódź, rozstawiłem stopy na szerokość bioder, by utrzymać równowagę i wbiłem w Olivię wkurwione spojrzenie.
To jakiś absurd. Moja córka przez pięćdziesiąt procent czasu miałaby mieszkać z pieprzonym Filipem tylko dlatego, że Holm nie potrafiła odpuścić? Nie chciałem zabraniać jej kontaktów z Lillian, widziałem, iż potrzebują siebie nawzajem, ale nie było mowy o dzieleniu się opieką pół na pół.
– Przestań na mnie krzyczeć! – kobieta również wstała z miejsca.
O cholera, tego się nie spodziewałem.
Łajba zadrżała alarmująco, jednak to nie powstrzymało Olivii przed zrobieniem kroku w moją stronę. Jej strach i niepewność wyparowały, ustępując miejsca złości. Ale nie była to zwyczajna złość... Oj nie... Ta tkwiła w jej drobnym ciałku od dawna, a dziś, zapewne dzięki mnie, bo jakżeby inaczej – brawo, kurna, Neil – rozwaliła tamę i całkowicie ją zalała. Prawdziwa definicja fali gniewu. Fali z każdą sekundą zmieniającą się w pieprzone tsunami.
Zerknąłem w dół, by złapać wzrokiem rozwścieczoną buźkę kobiety. Boże, była przesłodka. Przypominała takiego wkurwionego krasnala, którego mógłbym pokonać pstryknięciem w czoło. Pewnie od siły tego „uderzenia" wypadłaby za burtę.
– Uspokój się, Holm. – poprosiłem.
No dobra, nie poprosiłem, a bardziej rozkazałem, ale mniejsza z tym. Żadna różnica, bo i tak nie posłuchała.
– Jesteś największym egoistą jakiego znam! – wydarła się tak głośno, że aż poczułem wibracje pod stopami.
Nie znałem Olivii jakoś bardzo długo, ale jeszcze nigdy nie widziałem, by była tak rozjuszona. Czara goryczy najwyraźniej się przelała, odkrywając jej mroczną, dotychczas ukrytą twarz. Lepiej być nie mogło. Jeżeli myślałem, iż wcześniej była zajebiście ładna, myliłem się jak jasna cholera. Dopiero teraz, kiedy furia zmusiła ją do zrzucenia perfekcyjnej maski, mogłem podziwiać prawdziwy urok tej niesamowitej kobiety. I mógłbym robić to cały dzień, nawet gdyby wiązało się to z dolewaniem oliwy do ognia tylko po to, by zobaczyć żar w jej oczach.
Akurat w podkurwianiu ludzi byłem mistrzem.
– Jak można być takim kretynem! – stuknęła mnie palcem w klatkę piersiową.
Słodki Jezu.
Uśmiechnąłem się pod nosem, wodząc wzrokiem po zaróżowionych policzkach Olivii. Ledwo oddychała, bo przez amok, w który wpadła, zapominała nabierać powietrza.
Poczułem ucisk w spodniach. Autentycznie stanął mi od tego wrzasku pełnego nienawiści.
– Skończyłaś już? – zapytałem, by nieco ją uspokoić.
Tak tylko trochę, żeby nie zdarła sobie gardła... Problem jednak pojawił się w momencie, w którym przypomniałem sobie, iż te z pozoru zwykłe zdanie zazwyczaj działa na wkurwione kobiety jak czerwona, powiewająca na wietrze płachta na byka.
Ups.
– Nie! Nie skończyłam, Neil! – wrzała ze złości. – Dlaczego mi to robisz, do cholery?!
Uniosłem dłoń, by zablokować jej uderzenie. Ja pierdzielę, mała, niepozorna Holm ruszyła na mnie ze swoimi mini łapkami. Wymachiwała nimi, jakby odganiała muchę albo tańczyła jakiś porąbany taniec z tiktoka, a nie chciała zrobić mi krzywdę, ale mimo wszystko nie wątpiłem, iż chodziło o odebranie mi życia.
Oczy Olivii błysnęły, gdy nie zdołała mnie trafić, a kiedy zamknąłem jej piąstkę w uścisku, nie wytrzymała napięcia. Łza bezsilności, którą ze wszystkich sił próbowała zatrzymać, spłynęła po policzku.
– Nie pła...
– Nienawidzę cię! – przerwała mi, wyszarpując rękę.
Była tak rozemocjonowana, że nie zauważyła, jak nasza łajba zaczęła się kołysać. Gniew przysłaniał jej widoczność na wszystko, co nie było mną.
– Uważaj, bo wypadniesz...
– Wiesz, czego najbardziej żałuję, Neil? – spojrzała mi głęboko w oczy.
Patrzyła na mnie tak intensywnie, iż byłem pewien, że widzę jej poharataną duszę.
Czyżby przyszedł czas na najszczerszą rozmowę w naszym życiu? W porządku. Byłem gotowy, a przynajmniej tak mi się wydawało.
– Że powiadomiłam Alice o śmierci Jeanette! – syknęła, nie czekając na moją odpowiedź. – Gdyby nie przyjechała na pogrzeb, nie wiedziałbyś nawet, że masz córkę! To dzięki mnie ją, kurwa, odnalazłeś... A raczej przeze mnie... – wydukała, przecierając łzy furii drżącymi dłońmi. – Nigdy sobie tego nie wybaczę. Mogłam uniknąć największego koszmaru w moim życiu, ale przez własną głupotę znalazłam się w sytuacji, w której muszę z tobą walczyć. Walczyć o Lillian. To chore!
Fakt. W sumie jest to cholernie popieprzona sytuacja, nie ma co ukrywać.
– Dobra, posłuchaj...
– Nie! To ty posłuchaj, Lewis! – przez struny głosowe Olivii przemawiał jej osobisty, wewnętrzy demonik. – Mam dość tego, jak mnie traktujesz!
Uniosłem brew.
– Niby jak? Ostatnio nawet nie rozmawialiśmy.
– No właśnie! – wyrzuciła ręce w powietrze.
Wiedziałem, że jeżeli zrobi tak jeszcze raz, wpadnie do wody. Musiałem być przygotowany, by w razie potrzeby ją złapać.
– Unikasz mnie, traktujesz jak powietrze i dajesz wyraźne znaki, że nie życzysz sobie mojej obecności w domu, a kiedy podejmuję decyzję o szybkiej wyprowadzce, nagle masz problem!
– Owszem, mam. Opieka pół na pół nie wchodzi w grę.
– Mam to w dupie, Neil! Rozumiesz, że twoja córka jest również moim dzieckiem?! Kocham Lillian i nie pozwolę, żebyś mi ją odebrał!
Ciężar wyznania Olivii osiadł na moich ramionach. Przejechałem językiem po wnętrzu policzka, a następnie, korzystając z krótkiej chwili ciszy, podczas której kobieta ciężko oddychała i zbierała siły na kontynuowanie tego imponującego napadu szału, rzuciłem:
– Wcale nie chcę ci jej odbierać.
– Jasne. – fuknęła opryskliwie. – Wszystko co robisz, to jakaś chora zemsta, chociaż nie wiem, co ci zrobiłam i...
– Nie pozwolę, by Lilly zamieszkała z Filipem.
Tym razem to Olivia zastygła z uchylonymi ustami. Zaskoczona? Nie wiem czym, bo od początku nie ukrywałem niechęci do tego człowieka. Wyglądała, jakby przez moment chciała mi coś odpowiedzieć, ale w ostatniej sekundzie ugryzła się w język. A szkoda. Chciałem usłyszeć, co miała do powiedzenia. Może byłoby to coś ciekawszego niż „on taki nie jest", „Filip się zmieni", „pokocha Lillian, ale potrzebuje czasu".
– Ja jakoś nie robię problemu z tego, że masz partnerkę. – mruknęła, mrużąc powieki.
Nie spodziewałem się poruszenia takiego tematu, ale cóż, nowa Holm lubiła mnie chyba zaskakiwać. A ja, chociaż nie ukrywam – momentami walczyłem z potrzebą przetarcia jej wilgotnych policzków – uwielbiałem tę wersję Olivii. Kiedy otumaniały ją gniew i wola walki, była silniejsza niż wszyscy mężczyźni Malbatu razem wzięci.
– Nie mam żadnej kobiety. – założyłem ręce na piersi. – Ani faceta. – dodałem, żeby nie miała wątpliwości, że żart ze spędzeniem nocy z Benjaminem ani trochę mi się, kurna, nie spodobał.
– A Sonja?
– To tylko...
– Jak długo dasz radę ukrywać przed Lillian swoją koleżankę? A gdy wreszcie o nią zapyta, to co jej powiesz? Że spotykacie się tylko na seks? – popatrzyła na mnie z dezaprobatą, jakbym co najmniej łamał prawo podczas rekreacyjnego bzykania Sophii.
Ściągnąłem brwi, przybierając postawę obronną.
Przywalała się o moją znajomą, a sama tkwiła w toksycznym, gównianym związku z facecikiem, który nawet nie ukrywał niechęci do Lillian? Żałosne.
– Skończmy tę rozmowę, Holm. – wycedziłem, wiedząc, że jeżeli tego nie zrobimy, a temat Filipa nie rozpłynie się w powietrzu, które nagle nieprzyjemnie zgęstniało, prędzej czy później wybuchnę.
Raczej prędzej...
– Bo co? Nie chcesz przyznać, że mam rację?
– Nie masz. – rzuciłam szorstko i zrobiłem krok wstecz, by ponownie zająć miejsce na podłodze.
Im dalej od tej wiedźmy, tym lepiej. Nieświadomie robiła ze mną przerażające rzeczy. Rzucała uroki, kompletnie nie zdając sobie z tego sprawy, a ja czułem, jak tracę kontrolę. Dosłownie ulatywała mi przez palce, które desperacko zaciskałem i rozluźniałem.
Omiotła mnie rozczarowanym wzrokiem, a następnie pokręciła głową.
– Znowu to robisz.
– Niby co?
– Uciekasz przed rozmową. Co dalej? Zabawa w ignorowanie Olivii? Traktowanie głupiej Holm jak powietrze? – ciągnęła z wyrzutem.
Jej oczy znów zwilgotniały. I tak jak poprzednim razem – nie były to łzy strachu czy żalu, a nieokiełznanego wzburzenia. Po tej krótkiej przerwie znów nabrała sił, żeby stoczyć ze mną kolejną bitwę.
Uniosłem podbródek, by spojrzeć na małą Holm z góry.
Niesamowite, że moje ostatnie zachowanie aż tak bardzo ją uwierało. Zapewne przyjęłaby wszystko inaczej, gdyby znała powód, dla którego musiałem jej unikać. Myślała, iż kierowała mną zwykła niechęć, a prawda była zupełnie inna – nienawiść wymieszana z codziennie nasilającą się obsesją... To właśnie był mój argument.
– Nie bądź dziecinna. – odpowiedziałem prześmiewczym tonem.
Moja odwieczna broń. Chciałem zbić ją z pantałyku, pokazać, jak bawiła mnie cała ta sytuacja i jak bardzo nie traktowałem jej słów na poważnie. Myślałem, że się zawstydzi, odpuści... Ale nie. Była zbyt wkurwiona, zbyt nakręcona. Widząc emocje szalejące w pięknych ślepiach Olivii, doszedłem do szybkiego wniosku, że nic nie będzie w stanie jej powstrzymać.
– Nie jestem dziecinna. – wysyczała, uderzając moją twardą pierś otwartą dłonią.
Spłynęłoby to po mnie jak po kaczce, gdyby zabrała rękę. Ale ona docisnęła ją mocniej, a w miejscu tego intensywnego dotyku wystrzeliły tak potężne iskry, że nie uwierzyłbym, gdyby próbowała mi wmówić, iż ich nie poczuła.
Zresztą nie musiałaby silić się na kłamstwo. Wszystko zdradzał wyraz jej twarzy, który uległ diametralnej zmianie. Rozchyliła wargi i zamrugała, gwałtownie zasysając powietrze.
Moje serce za wszelką cenę próbowało uciec spod żeber, obijając się o nie z ogromną siłą. Palce Olivii drżały wskutek tych uderzeń, równocześnie przypalając mi skórę przez materiał koszuli. Autentycznie miałem wrażenie, że płonę. Ból mieszał się z rozkoszą spowodowaną bliskością kobiety, podnieceniem i silnym ogłupieniem. Przy Holm traciłem zmysły. Czułem jej słodki zapach, widziałem język, który sunął po dolnej, miękkiej wardze. Miałem ochotę się w nią wgryźć. Poczuć smak. Spijać z Olivii każdy jęk i westchnienie przepełnione błogością. Wycisnąłbym z niej przyjemność samym językiem w ustach, a później... Później pociągnąłbym ją na skraj urwiska. A ona by spadła, bo los nie przewidział dla nas happy endu. Byliśmy jak woda i ogień. Nie, gorzej. Jak niebo i piekło. Jak anioł i diabeł, którzy nie mieli prawa czuć pożądania, bo wiązało się ono z surową konsekwencją.
Wiedziałem, że jeden nieprzemyślany ruch doprowadzi do upadku. Nie mojego, rzecz jasna, a Olivii. Ja byłem wystarczająco zahartowany przez życie, ale ona? Ona była zbyt niewinna.
Złapałem ją za ramiona i odsunąłem na bezpieczną odległość.
Od razu przeniosła na mnie swoje oczyska, w których pobłyskiwała mieszanina bliżej nieokreślonych emocji. Nie potrafiłem ich rozszyfrować. Zresztą nawet nie chciałem tego robić.
Odwróciłem wzrok, uznając rozmowę za zakończoną. Powinniśmy spróbować zapomnieć o wszystkim, co wydarzyło się na tej cholernej łodzi i już nigdy do tego nie wracać.
– Spójrz na mnie. – zażądała.
Parsknąłem śmiechem, bo właśnie zajęty byłem myśleniem o tym, jak cudownie będzie znów jej unikać. Tymczasem Olivia robiła wszystko, by mi to, kurwa, utrudnić.
Nie wykonałem polecenie. Żadna pierdolnięta baba nie będzie mi rozkazywać, świat jeszcze nie zwariował.
Spoglądałem w dal, kompletnie niewzruszony do czasu aż ponownie zabrała głos, wprawiając mnie w osłupienie swoją siłą.
– Spójrz na mnie! – wrzasnęła przez zachrypnięte gardło.
Mewy w oddali poderwały się do lotu. Dryfowaliśmy cholernie daleko od skalistego brzegu, ale echo ryku kobiety musiało dotrzeć aż tam. Niesamowite. Prawie pękły mi bębenki w uszach.
Ciekawe, czy w imperium Malbatu również ją usłyszeli? Miałem nadzieję, że tak. Niech myślą, iż to ja torturuję Olivię, a nie na odwrót.
Byłem psychicznie skonany. Co gorsza, przez myśl mi nawet nie przeszło, by nie spełnić rozkazu Holm.
Jednak świat zwariował. A ja razem z nim.
Spojrzałem kobiecie w oczy, czując, jak ulatuje ze mnie cała silna wola.
– Dlaczego to robisz? – wyszeptała.
Nie musiała już krzyczeć, bo wiedziała, że wygrała.
– Naprawdę chcesz wiedzieć, Holm? – oddychałem przez nos, a moja klatka piersiowa unosiła się i opadała w nienaturalnie szybkim tempie. Zazwyczaj ludzie odczuwali lęk, gdy traciłem panowanie, jednak Olivia ani drgnęła. – Naprawdę aż tak ci na tym zależy? – wycedziłem, zaciskając zęby do tego stopnia, że aż zgrzytnęły.
Nie odpowiedziała, ale skinęła głową.
Widziałem, że promień słońca zaczął ją razić, powoli rozgrzewając policzek i skroń, lecz nie odwróciła ode mnie wzroku, jakby dostrzegała w moich oczach coś więcej, niż tylko głęboką, lodową pustkę.
Bez zastanowienia wyciągnąłem rękę. Chwyciłem Olivię za kark i przysunąłem do siebie jednym ruchem. Nie potrzebowałem nawet używać siły. Po prostu w ułamku sekundy znalazła się przy mnie, dzięki czemu mogłem poczuć jej drżący oddech na twarzy.
Myślałem, że będzie zaskoczona, zacznie wrzeszczeć i kląć, ale to ja zdębiałem. Odebrało mi mowę, gdy stanęła na palcach, żeby być jeszcze bliżej.
– Powiedz mi, Neil. – ledwo zdołałem usłyszeć słowa, które opuszczały jej idealne usta. – Wyjaśnij, dlaczego tak bardzo się mnie boisz.
Przełknąłem ślinę, a następnie zrobiłem coś, czego absolutnie, kurna, nie powinienem był robić i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Po prostu świadomie, kompletnie na przekór własnemu sumieniu, zignorowałem wrzask zdrowego rozsądku.
Przeniosłem dłoń z karku kobiety na jej policzek. Nie odsunęła się, choć czekałem aż to zrobi. Gdyby dała mi jakikolwiek sygnał, że nie chce mojego dotyku, od razu cofnąłbym rękę... Ale ona działała w całkowicie niezrozumiały dla mnie sposób. Właśnie dlatego miała ode mną przewagę – nie potrafiłem rozgryźć tej podstępnej cholery, całkowicie tracąc dla niej głowę.
W oczach Olivii przestał majaczyć gniew. Teraz dominowały w nich ciekawość, napięcie i tajemniczy błysk, który mógł oznaczać praktycznie wszystko. Może chciała się pieprzyć na tej łodzi, oszaleć z rozsadzającej ją przyjemności, skakać na moim kutasie, dopóki nie postradałaby zmysłów... A może planowała moje brutalne morderstwo. No, oba warianty były cholernie prawdopodobne, co napełniło mnie jeszcze większą ekscytacją.
Chciałem doświadczyć zarówno pierwszej, jak i drugiej wersji, jeżeli dzięki temu miałbym poczuć na sobie jej dłonie.
– Jesteś jak narkotyk. – powiedziałem cicho, jakbym zdradzał Olivii swój największy sekret.
Uśmiechnęła się, a jej kusząco pełne wargi powędrowały delikatnie ku górze.
– To cholernie oklepany tekst.
Wyrwała ze mnie ledwo słyszalne parsknięcie.
– Być może, Holm, ale jestem pewien, że ktokolwiek użył go wcześniej, gówno wiedział o prawdziwym uzależnieniu. – musnąłem kciukiem rozchylone usta, które bezgłośnie krzyczały moje imię, na co kobieta zareagowała przeciągłym westchnięciem. – Zrobiłaś ze mnie ćpuna, co wiąże się z ogromnym ryzykiem.
Odchyliła głowę, by lepiej mi się przyjrzeć, efektem czego jej włosy opadły na jedno ramię, odsłaniając szyję i dekolt, a mój penis stwardniał jeszcze bardziej.
– Ryzykiem? – uniosła brew. – Chodzi ci o to, że mógłbyś...
– Zrobić ci krzywdę? – zgadłem. – Nie. Nigdy nie zrobiłbym niczego, na co nie wyraziłabyś zgody, nawet gdyby twoja spragniona cipka płakała za moim fiutem.
Usłyszawszy te bezpośrednie słowa, rozszerzyła oczy. Zszokowałem ją, ale skoro rozmawialiśmy szczerze, jaki był sens udawania?
Zawsze, gdy myślałem o seksie wbrew woli drugiej osoby, przed oczami nie migały mi urywki z wulgarnych pornosów czy z pozoru niewinnych filmów dla napalonych kobiet, które puszczali w kinach. Nie. Ja widziałem moją młodszą siostrę. Widziałem też dwudziestoletnią mamę Alice.
Kierowany jasnymi zasadami, wyjaśniłem:
– Co innego... – pochyliłem się, zbliżając o kilka centymetrów, a gdy nie uciekła, pozostałem w tej odległości i kontynuowałem: – ... Gdybyś powiedziała, że tego chcesz. Jedno słowo, Holm, a zrobiłbym z tobą rzeczy, o których nawet nie śniłaś.
Ujęła dolną wargę między zęby. Takiej właśnie reakcji najbardziej się obawiałem. Mogła wmawiać sobie, że nie czuła do mnie tego samego, ale prawda była zgoła inna. Zdradziło ją płonące ciało, mimika twarzy i zachowania, które zaobserwowałem już wcześniej.
– Teraz już wiesz, dlaczego cię unikałem i dlaczego dalej będę to robił. – patrzyłem Olivii prosto w oczy, by nie umknęła mi żadna jej reakcja. Chciałem mieć pewność, że zrozumie. – Jesteśmy jak dwie tykające bomby, których wybuch byłby kurewsko bolesny. Nie nadajesz się do tego i nie zasługujesz na rozczarowanie czy wyrzuty sumienia.
Ściągnęła brwi, a następnie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, otrzeźwiała, odsuwając się od mojej ręki. Zaakceptowałem jej decyzję, uniosłem kąciki ust i czekałem aż skomentuje moje słowa.
– Rozczarowanie? – powtórzyła. – Wyrzuty sumienia?
– Tak. To nieodłączne elementy pieprzenia się z kimś bez zobowiązań, kiedy masz partnera. Najpierw przeżyjesz orgazm, a później załamanie na samą myśl o Filipie. Jesteś jak delikatny kwiatuszek, Holm. A ja... Jak kosiarka, która rozszarpie cię na kawałki.
Ależ zajebiste porównanie. Musiałem je zapamiętać.
Olivia zadrżała pod siłą nacisku moich ciężkich, być może nieco bolesnych, acz prawdziwych słów. Musiała przyznać mi rację. Mogła ściemniać, że nie czuje do mnie niczego poza nienawiścią, ale kogo tak naprawdę chciała okłamywać?
Przypuszczałem, że w głębi duszy wiedziała, iż seks opierający się jedynie na przyjemności, nie był dla niej. Naiwnie marzyła o miłości. O mężczyźnie, który by ją kochał. A mną kierowała zwierzęca żądza przerżnięcia jej na wszystkie możliwe sposoby. I nic poza tym.
Spodziewałem się nieco innej reakcji, ale panna Holm, moja osobista, grożąca przedawkowaniem i śmiercią heroina, znów postanowiła się ze mną zabawić, zupełnie jakby obserwowanie szoku na mojej twarzy, było jej nowym, bezlitosnym hobby.
– Postanowiłam zakończyć związek z Filipem. – palnęła neutralnie, wzruszając opalonymi ramionami.
– Co?
– Nie ze względu na ciebie, oczywiście. – dodała pospiesznie. – Bez obaw, nie odbiło mi. Nawet cię nie lubię.
Okej, zaskoczyła mnie.
Nie brałem pod uwagę, że mogłaby wyjść ze swojego toksycznego, Filipowego bagienka, a tu proszę. Pokazała pazurki na każdej możliwej płaszczyźnie.
Więc właśnie to chciała mi powiedzieć podczas wcześniejszej kłótni, jednak z jakiegoś powodu tego nie zrobiła.
Zagryzłem policzek, wodząc głodnym wzrokiem po twarzy stojącej przede mną kobiety. Była kompletnym przeciwieństwem Olivii, którą znalazłem nieprzytomną pod bramą. Przede wszystkim czułem jej siłę, a dowód mojego podniecenia napierał mi na materiał krótkich spodenek.
Oszalałem.
– Naprawdę? – pokiwałem głową ze szczerym uznaniem.
Z jakiegoś powodu poczułem dumę, że dała radę wyjść z tej chorej relacji i zapragnąłem dowiedzieć się, kiedy podjęła tę decyzję.
– Tak. Oczywiście najpierw muszę z nim porozmawiać, ale nie chcę robić tego przez telefon. – odpowiedziała swobodnie, co oznaczało, że nie cierpiała, a sam temat Filipa był jej całkowicie obojętny.
Moje kąciki ust zadrżały, czując przepływający w żyłach prąd. Nie potrafiłem do końca zrozumieć emocji, które zawładnęły mną po tej rozmowie, ale postanowiłem całkowicie się im poddać. Część z nich rozprowadzała kojące ciepło wzdłuż kręgosłupa, a część urządziła sobie zgrupowanie w dole brzucha, powodując irytujące łaskotanie.
Nic dziwnego, że ludzie nie znoszą łaskotek. Działają obezwładniająco. Tak samo, jak Olivia działała na mnie. Wniosek nasuwał się więc sam – mój brak sympatii do Holm był całkowicie uzasadniony. Nie znosiłem jej, bo od początku podświadomie wiedziałem, że z nią przegram.
– Twoje przyjaciółki pomogły mi przejrzeć na oczy.
Ocknąłem się, uraczony łagodnym, kobiecym głosem.
– W jaki sposób?
– Cóż... – zamilkła na chwilę, intensywnie żując wargę. Zaciskała na niej zęby, nieświadomie robiąc dokładnie to, o czym sam marzyłem. – Przez ostatnie tygodnie trochę się do siebie zbliżyłyśmy. – wyznała, a ja, choć doskonale zdawałem sobie z tego sprawę, udałem zdziwionego. Mówiłem już, że śledziłem każdy jej ruch, gdy tylko miałem ku temu okazję. – Każda z nich opowiedziała mi swoją historię. Dowiedziałam się, że Liam nie jest biologicznym dzieckiem Alice, poznałam przeszłość Rachel, która była złodziejką, Nancy i Tara zdradziły, jak bardzo zostały skrzywdzone, a Astrid zszokowała mnie opowieścią o swojej zaginionej córce, Evie.
Powoli pokiwałem głową.
– A co to ma wspólnego z Filipem?
– Widzisz, Neil... – przestałem oddychać w momencie, w którym Olivia zrobiła leniwy krok w moją stronę, a po plecach przebiegł mi przyjemny dreszcz wymieszany z uczuciem narastającego zdziwienia. Łódź zakołysała się niebezpiecznie. – Każda z kobiet Malbatu jest niesamowicie silna. Od początku mi imponowały, chciałam być jak one... Jednak nie ukrywam, było to ciężkie, kiedy wciąż walczyłam z wewnętrznym rozdarciem. Tęskniłam za Filipem. Chciałam, żeby i on zatęsknił za nami... Za mną i Lillian. – stanęła tak blisko, że czułem, jak subtelnie otarła o mnie swoje piersi. Rany Boskie. Usta napełniły mi się śliną. – Niestety, każdy kolejny telefon pokazywał, że wcale mu na nas nie zależy. Jest całkowicie skupiony na sobie, a ja nie chcę tkwić w związku, który ewidentnie nie ma przyszłości. Lilly jest moim oczkiem w głowie. Żaden mężczyzna nie jest wart jej łez... – ciągnęła, nieustannie zmniejszając odległość między naszymi ciałami.
Zdawało mi się, że chce zacząć szeptać mi prosto do ucha. Jej miękkie usta wcale nie wędrowały w kierunku moich warg, a bardziej w bok – ku skroni. Znów musiała stanąć na palcach, a ja znów napiąłem mięśnie, walcząc z pokusą przelecenia jej na tej drewnianej ławeczce.
Nikt nigdy by się o tym nie dowiedział. Nikt nie słyszałby jej przepełnionych orgazmem krzyków. Nie musiałbym tłumaczyć chłopakom, jak to się stało, że kobieta, której zarzekałem się nie tknąć, nadziała na mojego stojącego fiuta swoją cipkę.
Półszept Olivii sprowadził mnie na ziemię. Dzięki Bogu, bo Arnold był tak gotowy do działania, że prawie przedarł się przez materiał spodni.
– Wiesz, co łączy wszystkie kobiety należące do Malbatu? – musnęła wargami kawałek skóry na szyi, na co zareagowałem ledwo słyszalnym sapnięciem.
Krew się we mnie gotowała, a gdy omiotła moje ucho gorącym oddechem, odruchowo chwyciłem ją za nadgarstek. Mój zapas cierpliwości właśnie się skończył. Chociaż nie, skończył się już dawno, ale dotychczas dawałem radę jechać na oparach.
Wygiąłem usta w bezczelnym uśmiechu.
– Nie radzę ci tego robić, Holm. – cmoknąłem z aktorską dezaprobatą na tę słodką prowokację. – Wyraziłem się chyba jasno, co? Nie zrzucę z ciebie tej bluzeczki... – musnąłem palcem wskazującym jedno z cienkich ramiączek, ledwo utrzymujących jej cycki w ryzach. – ... Dopóki sama nie zaczniesz o to błagać.
Dziewczęcy, melodyjny chichot zderzył się z moją twarzą.
– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. – zauważyła, czerpiąc wyraźną satysfakcję z naszej rozmowy, która obrała takie, a nie inne tory.
Przewróciłem oczami, nie przestając się uśmiechać.
– Nie wiem. – wzruszyłem ramionami. – Nie wiem, co łączy wszystkie kobiety należące do Malbatu.
– Każda z nich jest na tyle niezwykła i pewna siebie, że nie potrzebuje faceta, by czuć się królową. Alice, Nancy i Tara są w zdrowych, kochających związkach, ale kiedyś, bez mężczyzn u boku były tak samo silne, jak i z nimi. Mają w sobie potencjał, którym mogą zmieniać świat. Mimo trudności, z jakimi musiały się zmierzyć, są samowystarczalne, dzielne i pełne determinacji, a w dodatku opinia jakiegokolwiek kutasa nie wpływa na ich ocenę wartości. Są boginiami...
Byłem tak zdumiony, że z trudem nabierałem powietrzę w płuca. Dusiłem się jej odurzającym zapachem, a gdy ułożyła dłoń na mojej klacie i pchnęła mnie w stronę krawędzi łodzi, zapomniałem, jak się, kurwa, nazywam.
Oparła cały swój ciężar na moim ciele, zupełnie jakby chciała, bym wypadł za burtę. Dzieliły nas zaledwie milimetry, więc gdybym wysunął język, mógłbym przejechać nim po jej rozciągniętych w figlarnym uśmiechu wargach.
– Dlaczego mi o tym mówisz? – zapytałem na wydechu, kiedy mój napierający i pulsujący z nadmiaru bodźców sprzęt, otarł się o jej brzuch.
– Bo odkryłam, że właśnie tego chcę. Być boginią, a nie uzależnioną od mężczyzny, nawiną Olivią...
Jesteś pieprzoną boginią, pomyślałem, ale prędzej odgryzłbym sobie język niż powiedział to na głos.
– Wiesz, co to znaczy, Neil? – dodała po chwili, przywierając do mnie jeszcze mocniej, goręcej i bardziej zaborczo. – Powiedziałeś, że nie posuniesz się do niczego, jeżeli cię o to nie poproszę...
Popchnęła moją napiętą sylwetkę. Mięśnie brzucha intensywnie pracowały i to właśnie nim zawdzięczałem, iż wciąż znajdowałem się nad powierzchnią wody. Balansowałem ponad połyskującą w słońcu taflą, a Olivia nie przestawała przyciskać dłoni do mojej piersi.
– Ale musisz wiedzieć... – wyszeptała, patrząc na mnie z góry z takim błyskiem w oku, że aż zachłysnąłem się chłodnym powietrzem. – ... Że jeżeli któreś z nas naprawdę miałoby o coś błagać... Byłbyś to ty. W dodatku na kolanach. – dokończyła, silnym ruchem dłoni wypychając mnie z łódki.
Słodka Holm.
Choć cudowna i niesamowicie odważna, wciąż przewidywalna. Czy brała pod uwagę, że pociągnę ją za sobą? Nie wiem. Tak czy inaczej, nim wpadliśmy do wody, wydarła mi się prosto w usta.
CZYTASZ
MALBAT TOM 4
Mystery / Thriller"Ile jesteś w stanie poświęcić, by ocalić swoją kobietę i ukochaną przyjaciółkę?" - takie pytanie mogli zadać sobie członkowie Malbatu, gdy Alice została poważnie ranna. Nie mieli wiele czasu do namysłu, ale w jednym byli wyjątkowo zgodni - zrobią...