Rozdział 34

2.9K 170 43
                                    


Neil

Miałem wrażenie, że milion małych szpileczek zaatakowało nasze rozgrzane do czerwoności skóry, gdy w ułamku sekundy znaleźliśmy się pod powierzchnią wody. Wody, której temperatura oscylowała między „ja pierdolę, ale zimno", a „mój fiut zamarzł... I chyba zniknęły mi jaja".
Na moment cały zesztywniałem, lecz gdy tylko uświadomiłem sobie, czyj język znajdował się prawie że w moim gardle, ogień podniecenia raptownie wybuchł, rozprowadzając ciepło z podbrzusza do pozostałych części ciała.
Płonień żądzy wymieszany z odczuwalną paniką kobiety, która przylgnęła do mnie, nieświadomie jeszcze bardziej nas podtapiając, rozrywał mi płuca. Wstrzymywałem oddech, nie wypuszczając nawet powietrza przez nos, by w razie potrzeby przekazać je Olivii. Przyciskała swoje wargi do moich z taką siłą, że nie było szansy, aby choćby kropelka wody zdołała się między nimi przecisnąć. Nie, nie... Holm już o to zadbała, dosłownie pożerając moje usta.
Zabawa dobiegła końca, gdy opadliśmy jeszcze głębiej. Oprócz panującego wokół mroku, zaatakował nas również przenikliwy, niepokojący chłód, o wiele intensywniejszy niż ten, który przejął nad nami władzę tuż po zanurkowaniu. Im bliżej słońca, tym cieplej, rzecz jasna, więc nic dziwnego, że coraz bardziej skręcało mnie z zimna. Olivię pewnie też, bo wbiła mi palce w ramiona, a nogi oplotła wokół bioder, mocno je zaciskając.
O jasna cholera. Słodki Jezu.
Byłoby tak miło, gdyby właśnie nie kończyło nam się powietrze. Co za pierdolony pech. A może nie pech? Może to to, co przewidziałem? Zbliżenie z Holm miało doprowadzić do upadku, więc opadnięcie na dno, żeby było zabawniej – dosłownie i w przenośni, pasowałoby idealnie jako odzwierciedlenie naszej porażki.
Dobra, mniejsza z tym, koniec tego dobrego. Czas przypomnieć panikarze, że jeszcze nie umarliśmy.
Jeszcze, bo zaraz zeżre mnie żywcem.
Jedną ręką objąłem Olivię, a drugą machnąłem ładnych parę razy, przesadnie się przy tym nie przemęczając. Wydostanie nas z mrocznych głębin, które, jak szybko się okazało, wcale nie były mrocznymi głębinami, bo nurkowaliśmy jakieś dwa metry pod powierzchnią wody, zajęło mi zaledwie kilka sekund.
Pierwszą rzeczą, jaką zarejestrowałem po wypłynięciu, było kojące ciepło. Żar z nieba zdawał się być o wiele silniejszy niż jeszcze przed chwilą, promienie słońca raziły mnie w oczy, a i bezchmurne niebo robiło swoją robotę, kontrastując z podwodną ciemnicą, której mieliśmy nieprzyjemność doświadczyć.
Z walącym sercem oderwałem się od Olivii. Nie żebym jakoś szczególnie chciał to robić, ale ta mała cholera była tak blada, że dalsze wstrzymywanie oddechu mogłoby okazać się niebezpieczne. Zamrugała, kiedy jej drżące usta z automatu uległy szerokiemu rozwarciu i zaczęły łapczywie, wręcz zachłannie zasysać tlen. Kaszlała, wodziła otępiałym z przerażenia wzrokiem po mojej nad wyraz spokojnej twarzy i nie przestawała machać nogami, chociaż trzymałem ją mocno przy sobie.
Muszę przyznać – przez ułamek sekundy nawiedził mnie delikatny, ledwo odczuwalny przypływ współczucia i troski... Ale tylko na chwilę. Później Holm przypomniała sobie, że nie jest pierdoloną syrenką-niemową, a zdolną do artykułowania swoich myśli, nienawidzącą Neila Lewisa kobietą, więc otworzyła szeroko oczy i wydarła mi się prosto w twarz:
– Ty fiucie! – uderzyła pięścią w wodę, żeby... W sumie nie wiem po co, bo krople, które ochlapały mój policzek, nie zrobiły na mnie zbyt dużego wrażenia. – Jak mogłeś mi to zrobić?!
Jej ton przepełniony był paniką i niemocą. Wrzeszczała, ale starała się być jak najbliżej mnie.
Niewiarygodne. Tylko baby potrafią urządzić aferę, równocześnie walcząc o życie. Ledwo wynurzyła łeb spod wody i już miała jakieś pretensje.
– Ja? – parsknąłem głośno. – Uratowałem cię, Holm. Później podziękujesz.
– Nie musiałbyś mnie ratować, gdybyś... – zachłysnęła się słoną wodą, momentalnie przerywając wypowiedź i wykrzywiła twarz, jakby miała puścić pawia.
Cudownie.
– Nie musiałbym wciągać cię za sobą do wody, gdybyś mnie nie wypchnęła. – podsumowałem.
Nie czekałem nawet na jej odpowiedź, bo obydwoje wiedzieliśmy, że miałem rację. Poza tym Olivia była zbyt roztrzęsiona, żeby sklecić cokolwiek sensownego. Chociaż nie, cofam to. Kiedy akurat nie telepała się z przerażenia, też pierdoliła głupoty, więc żadna różnica.
Bez uprzedzenia zarzuciłem sobie jej ręce na barki.
– Słuchaj, podpłyniemy teraz do łódki.
– Nie! Neil, proszę cię... – wytrzeszczyła oczy. – Nie umiem pływać. Nie chcę... – popychana przez nasilający się z każdą sekundą lęk, energicznie pokręciła głową.
Przetarłem policzki kobiety własną dłonią, by zetrzeć krople, które skapując z włosów i długich rzęs, zalewały jej twarz.
– Spokojnie, przecież cię trzymam. – mówiłem powoli i wyraźnie, w tym samym czasie próbując namierzyć łódź wzrokiem. – Nie utoniesz. – zapewniłem na końcu.
– A co, jeżeli...
– Nie, Holm. Nic złego się nie stanie. Oddychaj głęboko.
Rozchyliła wargi, lecz gdy tylko poczuła na brodzie muśnięcie fali, szybko je zamknęła i drgnęła raptownie, jakby szarpnięta naturalnym odruchem obronnym.
Oczy Olivii zaszły łzami, a ciało zaczęło się trząść wskutek chłodu oraz silnej nerwicy. Nie panowała nad sobą. Co gorsza – nie mogłem nawet jej za to winić. Po prostu zawładnął nad nią cykor, przez co miałem ochotę zamknąć ją w ramionach. Chciałem, żeby poczuła się bezpiecznie.
– Nie dam rady. – wychrypiała z trudem.
– Dasz radę. Nie jesteś tu sama, pomogę ci, okej?
– Naprawdę nie mogę...
Po raz kolejny wbiła mi palce w barki, ale ani trochę mi to nie przeszkadzało. Wiedziałem, że jeżeli przeżyjemy, będzie miała jeszcze wiele okazji do poharatania mojej skóry paznokciami.
Oho, chyba mam pomysł.
Rozciągnąłem kąciki ust w szerokim uśmiechu i złapałem Olivię w talii, a następnie poruszyłem nogami, przesuwając nas w stronę łódki. Na mimowolny protest kobiety nie musiałem długo czekać, bo już po dwóch sekundach otumanił ją strach, zaczęła się wiercić i skomleć tuż przy moim uchu, uniemożliwiając dalsze płynięcie.
– Wytrzymaj jeszcze chwilę, Holm. – palnąłem złośliwie. Jeżeli cokolwiek miało jej pomóc, to tylko odwrócenie uwagi. – Zaraz będziemy na łodzi, a ty będziesz mogła dać upust emocjom... To zostanie tylko między nami... – dyszałem, bowiem przez wiatr, który przybrał na sile, nie tak łatwo było dotrzeć do cholernej, nieustannie oddalającej się łodzi.
– O czym ty mówisz?
– Nie wiesz? Pocałowałaś mnie. I to nie byle jak...
– Neil! – pisnęła, gdy niewygodny temat rozmowy przeraziła ją bardziej, niż wizja śmierci poprzez utonięcie. – Zwariowałeś? To był, kurwa, wypadek.
– Wypadek? – zarechotałem, szczerze rozbawiony. – Niechcący przyssałaś się do moich ust?
Łypnąłem na kobietę. Choć mogłem pozwolić sobie na podziwianie jej uroczo zawstydzonej twarzy przez zaledwie pół sekundy, zdołałem dostrzec delikatny zarys nieśmiałego uśmiechu.
– Wcale tego nie chciałam. Musisz zrozumieć, że byłam w szoku. – wycedziła.
– Ja też byłem w szoku, kiedy wsunęłaś mi język do tchawicy.
– Ale z ciebie kretyn...!
Nie wiedziałem, czy skończyła wypowiedź, czy może chciała jeszcze coś dodać, jednak było to bez znaczenia. Zatkało ją, gdy przylgnęła plecami do chropowatej powierzchni drewnianej łajby.
Sapnęła w zaskoczeniu i jeszcze mocniej zacisnęła uda wokół mojego ciała.
– Jesteśmy. – poinformowałem, wypluwając wodę z ust. Obrzydliwy posmak przesolonych frytek pozostał mi na podniebieniu. – Już po wszystkim, Holm.
– Udało nam się? – zamrugała, zabawnie zdezorientowana. – Żyjemy?
Przez jej struny głosowe przemawiało czyste niedowierzanie. Naprawdę była pewna, że umrzemy.
Parsknąłem śmiechem i złapałem krawędź łodzi, by jak najszybciej wciągnąć nas na pokład.
– Żyjemy. – potwierdziłem, gdyby jeszcze miała jakieś wątpliwości. – Byłaś bardzo dzielna.


Mimo zawieruchy, żar z nieba dawał mi po karku. I to, kurna, bardzo.
Nie wiem, jak długo już pływaliśmy, ale wiedziałem, że w przeciągu tego czasu zdążylibyśmy wyschnąć z dziesięć razy. Od naszej spontanicznej kąpieli minęły co najmniej trzy godziny. Choć, wnioskując po aktualnym ułożeniu słońca, może nawet więcej.
Olivia siedziała na podłodze. Moja koszula otulała jej ciało, które marzło przy każdym powiewie wiatru.
Mówiłem jej, żeby się nie opalała, bo później będzie wariować z zimna przez różnicę temperatur, ale czy ta uparta larwa raczyła mnie posłuchać? Oczywiście, że nie. Spiekła skórę na ramionach i plecach, a teraz męczyły ją dreszcze.
I dobrze, za głupotę trzeba płacić.
Przejechałem językiem po wewnętrznej stronie policzka, a następnie lekko go przygryzłem. Musiałem odwrócić swoją uwagę od Olivii. Jej włosy, które po kontakcie ze słoną wodą zostały wysuszone naturalnym, norweskim wietrzykiem, układały się w śliczne, nieokiełznane fale. Była roztrzepana, bez makijażu i ubrana w moją ulubioną, błękitną koszulę. Sięgała jej do połowy ud, a ja nie byłem w stanie nie myśleć o tym, jak zajebiście wyglądałaby bez niej.
Czy czułem jakieś wyrzuty sumienia, że tak bezczelnie wodziłem wygłodniałym wzrokiem po nogach kobiety, na którą zdecydowanie nie powinienem patrzeć? Nie. Bo ona robiła dokładnie to samo. Starała się być przy tym dyskretna, ale na Boga, nie dało się nie zauważyć, jak ślina leciała jej po brodzie na widok mojego odsłoniętego ciała.
Odwróciłem spojrzenie, skupiając je na pasmie skał. Gdyby wiatr jeszcze trochę nas zepchnął, może zdołalibyśmy dobić do brzegu...
– Jesteś głodny?
Łypnąłem na Olivię po tej jakże długiej, pięciosekundowej przerwie. Uśmiechała się łagodnie, a jej palce stukały rytmicznie o pokrywę koszyka z lunchem. Całkiem o nim zapomniałem, podobnie zresztą, jak o tym, że nic dziś nie jadłem.
Zatarłem ręce i skinąłem głową. Już po chwili kanapka leciała w moją stronę, a mi cudem udało się ją złapać.
– Co to ma być? – zmarszczyłem brwi, gdy odpakowałem przekąskę z papierowej torebki śniadaniowej, a moim oczom ukazała się nierówno wycięta gwiazdka.
– Gwiazdkowe tosty. – odparła Olivia, odgryzając kolejnego kęsa. – Z nutellą i dżemem.
– Ja pierdolę, nie ma nic innego?
– Nie. – wzruszyła ramionami, a na jej twarzy zaczęło błądzić zaczepne rozbawienie. – Coś ci nie pasuje?
– Nutella i dżem? – westchnąłem. – Co to za idiotyczne połączenie?
– Lillian je uwielbia.
No tak, wszystko jasne.
– Mała uwielbia wszystko, co smakuje jak ulep, a w dodatku grozi cukrzycą i próchnicą zębów.
– Oh, nie marudź, Neil. – parsknęła, widząc moją niezadowoloną minę. – Chociaż spróbuj.
Powąchałem, polizałem, odgryzłem... I wyplułem wszystko za burtę.
– To najobrzydliwsza rzecz, jaką jadłem w życiu. – podsumowałem, nim przetarłem usta ręką.
Olivia nie przestawała się śmiać, a mi, jako że nie widziałem jej jeszcze tak wesołej i wyluzowanej, cholernie ciężko było odwrócić od niej wzrok. Chłonąłem ten kobiecy chichot całym sobą, nieświadomie się w nim zatracając. Jej rechot był chyba zaraźliwy, bo moje wargi również powędrowały ku górze, a gdy dotarło do mnie głośne, niespodziewane chrumknięcie, podobne do tego, której już kiedyś miałem okazję usłyszeć, wpadłem już w wir niekontrolowanej głupawki.
– Serio, Holm? – zapytałem między salwami śmiechu. – Znowu?
Chwyciła się za nos, delikatnie go przy tym marszcząc.
– Przepraszam... – palnęła bez najmniejszego śladu zażenowania na co pokręciłem głową, uśmiechnąłem się drwiąco i wepchnąłem kawałek gwiazdki do ust.
Wciąż smakowała tragicznie, jednak tym razem nie wylądowała w wodzie. Kolejny gryz również zdołałem przełknąć, mimo mdłości, które poczułem, gdy słodko-lepka masa spłynęła w dół mojego przełyku.
Olivia oparła dłonie na krawędzi łodzi, a następnie rozejrzała się na boki. Nie robiła tego od kilku godzin, więc z łatwością dostrzegłem błysk zaskoczenia w jej bystrych oczach, kiedy natrafiła wzrokiem pokryty kamieniami brzeg.
– Spójrz! – zawołała z ekscytacją. – Jesteśmy coraz bliżej lądu!
– To prawda.
– Ale tam ładnie, co? Widzisz tę plażę? – wychyliła się jeszcze bardziej, chcąc dostrzec każdy szczegół małego klifu tuż przy linii wody, który faktycznie wyglądał imponująco. – Co to za piękne miejsce?
– Nie mam pojęcia. – odparłem szczerze, bo nigdy tam nie byłem.
A szkoda... Widok na fiord z tamtego nadbrzeża musiał zapierać dech w piersi. Nie mogłem jednak dłużej się nim zachwycać, ponieważ w ostatniej chwili złapałem Olivię za biodra, gwałtownie przyciągając do siebie.
– Odbiło ci, Holm? – syknąłem z irytacją. Jeszcze tego brakowało, żeby panna panikara znów znalazła się w wodzie. A raczej pod nią. – Instynkt pozwalający unikać niebezpieczeństw zagrażających życiu zostawiłaś w domu, czy jak?
Nabrała powietrza w płuca i zesztywniała pod wpływem mojego dotyku, ale nie próbowała się odsunąć. Właściwie to wręcz przeciwnie – zrobiła mały krok wstecz, a tyle wystarczyło, by poczuła moje przyrodzenie na plecach.
Arnold jeszcze nie stał, jednak było to tylko kwestią czasu.
Jeżeli nie przestanie się o mnie ocierać, siła nacisku tym razem rozszarpie rozporek.
Albo doświadczyłem fatalnego w skutkach udaru słonecznego, albo cholerna Olivia naprawdę zrobiła to specjalnie. Chciała, żebym ją złapał.
– Jak ja cię nie znoszę, Holm, to się w głowie nie mieści. – warknąłem przez zaciśnięte zęby, odrywając palce od jej aksamitnie miękkiej skóry, którą ukryła pod cienkim materiałem mojej koszuli.
Kobieta rozciągnęła swoje słodkie wargi w diabolicznym uśmiechu i zerknęła na mnie przez ramię, a siła jej spojrzenia pozbawiła mnie tchu. Poczułem wibrowanie serca w piersi, zwłaszcza gdy ciarki rozeszły się wzdłuż kręgosłupa.
– Twój fiut mówi coś innego. – parsknęła z wyższością.
Spuściłem głowę, wbijając wzrok w wyraźne wybrzuszenie. Zajebiście.
– Słuchaj, nienawidzę cię tak bardzo, że nie mieści mi się to w głowie i w spodniach.
– Ah. – przygryzła paznokieć, nieudolnie próbując ukryć rozbawienie. – No chyba że tak.
Wsunąłem dłonie do kieszeni, dyskretnie poprawiając boleśnie twardego penisa.
Rany, dziś stał na baczność tak wiele razy, że wiedziałem, iż będę musiał mu to wynagrodzić, gdy tylko wrócimy do domu. Poradzę sobie nawet bez pomocy Sophii, bo po całym dniu poszczenia w obecności Holm, skończę we własnej dłoni w przeciągu paru minut.
– Dobrze się bawisz? – zagadnąłem, ukradkiem obserwując reakcję kobiety, a kiedy jej twarz pokryły dwa rumieńce, uniosłem kąciki ust w złośliwym grymasie. – Wystarczy poprosić.
Prychnęła coś niezrozumiałego pod nosem i skrzyżowała ramiona na piersi.
– Zwariowałeś? Chyba zbyt wiele sobie wyobrażasz.
Pozwoliłem sobie na cichy, bezczelny śmiech.
O tak, tego było mi trzeba.
– Widzę co robisz i świetnie ci to wychodzi, ale naprawdę byłoby prościej, gdybyś prosto z mostu powiedziała, że chcesz się pieprzyć.
W ułamku sekundy odwróciła twarz w moją stronę. Jej oczy płonęły, a czy był to efekt wstydu, przepotężnego podniecenia, czy oburzenia wymieszanego z wkurzeniem, wiedziała już tylko sama Olivia.
– Neil, jeżeli twoje idiotyczne żarty nawiązują do wpadki, która miała miejsce w wodzie, pamiętaj, że była ona...
– Niedopuszczalna. – pokiwałem głową, robiąc dosłownie wszystko, by tylko zachować całkowitą powagę. – Wręcz karygodna i naganna. Nie możesz tak po prostu rzucać się na ludzi i...
– Ej! Sam wiesz, że ogarnął mnie stres!
– Aaa, więc stukanie językiem po moich migdałkach działało na ciebie odprężająco?
Widok rozszerzających się źrenic wzburzonej Olivii, był zdecydowanie najlepszym zwieńczeniem dzisiejszego rejsu.
– Ile ty masz lat, co? – wywróciłem oczami z iście teatralnym zniecierpliwieniem. – Po prostu przyznaj, że ci się podobało.
Zacisnęła wargi w prostą, wąską linię, po czym rozluźniła je na krótką chwilę, by rzucić oschłe:
– Nie. Nie podobało mi się.
Słodka Holm.
Czy ona naprawdę myślała, że nigdy nie widziałem rozochoconej kobiety? Jej słowa przeczyły wszystkim wyraźnym sygnałom, które wysyłało jej spragnione mojego fiuta ciało.
Mogła zaprzeczać, ale oboje doskonale wiedzieliśmy, jaka jest prawda.
Ani na sekundę nie przestałem wątpić w to, że szczerze mnie nienawidzi. Nie daliśmy sobie żadnych powodów do tego, by było inaczej – od początku nasza relacja polegała na walce. Byliśmy kłębkami negatywnych, popieprzonych emocjach, ale jak widać namiętność i płonący w nas ogień, postanowiły rządzić się własnymi prawami.
– Powtórz to. – zażądałem z cwanym uśmiechem, kiedy stanąłem tuż przed Olivią.
Nasze tułowia znów delikatnie się stykały. Czułem jej gorący oddech na nagim torsie, zapach kremu do opalania i twarde sutki, które przylegały do mojej skóry, chronione jedynie skromnym stanikiem od stroju kąpielowego.
– Nie podobało mi się. – rzuciła drżącym głosem.
Była zbyt blisko, by zdołała mnie oszukać. Jej zdradzieckie ciało słusznie postanowiło współpracować ze mną, co dało mi możliwość czytania z Olivii, niczym z otwartej księgi. Swoją drogą, doskonale się przy tym bawiłem.
– Kłamczucha. – cmoknąłem z dezaprobatą.
Przełknęła ślinę.
– Neil... – rzuciła zachrypniętym półszeptem. Najwyraźniej nawet struny głosowe biednej, zagubionej Holm ociekały już podnieceniem. – To niewłaściwe.
Oho. I tu musiałem przyznać jej rację. Niewłaściwe? Mało powiedziane. To ostro popieprzone. A jednak nie potrafiłem już odpuścić. Wcześniej dawałem radę unikać Olivii, lecz teraz, po tym wszystkim...? Chyba musiałbym wyprowadzić się z własnego domu.
– Wiem.
– Myślę, że oboje trochę przesadziliśmy. – westchnęła niechętnie. – Głównie ja zawiniłam i chcę za to przeprosić. Powinnam była bardziej nad sobą panować.
Łódź drgnęła gwałtownie, prawie nas przewracając, jednak w ostatniej chwili zachowaliśmy równowagę, wzajemnie się podpierając.
Odchrząknąłem i zerknąłem na dziób łajby. Zaledwie metry dzieliły nas od brzegu... Niby wszystko było w porządku, ale... Myślałem, że bardziej ucieszy mnie widok stałego lądu.
Na powrót skupiłem wzrok na kobiecie, której mina również nieco zrzedła.
– Zapomnijmy o tym. – zaproponowałem, siląc się na uśmiech.
– W porządku. – odpowiedziała z identycznie sztucznym grymasem, po czym zachichotała nerwowo: – Nie wyobrażam sobie, żeby między nami miało do czegokolwiek dojść. Przecież musimy myśleć o Lillian, prawda?
Popołudniowe lub już wieczorne słońce otuliło ogromną skałę, dzięki czemu wyglądała, jakby ktoś trafił w nią ognistą kulą. Widok z tej dzikiej plaży naprawdę był zniewalający...
– Dokładnie. – skinąłem głową. – Komfort Lilly jest najważniejszy, a gdyby jakimś cudem dowiedziała się, że zrobiliśmy coś tak bezmyślnego...
– A twoja rodzina? – Olivia wykonała jakiś dziwaczny gest otwartą dłonią, próbując podkreślić powagę swojej wypowiedzi. – Nie daliby nam żyć, nie?
Zaśmiałem się, krzyżując ręce na piersi. Miała cholerną rację.
– Zdecydowanie.
– No, więc dobrze, że... Wszystko to, co miało dziś miejsce... – znów przełknęła ślinę, tym razem głośniej, jakby jej gardło zaczęło odmawiać posłuszeństwa. – ...Pozostanie naszą tajemnicą.
Zaryliśmy dziobem o piach. Koniec podróży.
Dziko pomarańczowe promienie słońca rozjaśniły twarz kobiety, równocześnie sięgając swoimi mackami ku jasnym włosom, szyi i osłoniętym skrawkiem bawełnianej koszuli piersiom.
Powędrowałem wzrokiem niżej. Zaciskała uda. Mocno, zupełnie jakby tylko to powstrzymywało ją przed rozłożeniem przede mną nóg i poczęstowaniem mnie swoim smacznym, ociekającym sokami owocem.
– Tak. Na szczęście nie wiedzą, gdzie jesteśmy. – rzuciłem, nie poznając własnego niskiego głosu.
Pochodził z moich najmroczniejszych, pierwotnych głębin i był tak przepełniony żądzą, że nie potrafiłem zapanować nad jego tonacją i niebezpiecznymi drganiami. Straciłem kontrolę i nie zapowiadało się na to, by ktokolwiek był w stanie pomóc mojej zbłąkanej, brudnej, ordynarnej duszy ją odzyskać.
Bezapelacyjnie powinienem zamknąć mordę właśnie w tamtym momencie... Ale czy to zrobiłem? Oczywiście, kurwa, że nie.
– Jesteśmy sami na jakimś kompletnym odludziu... – niewinnie zerknąłem na boki. – Nikt nie może nas tu zobaczyć i...
Nie dokończyłem. Nie było potrzeby, bym to robił, ponieważ Olivia, wpijając się chciwie w moje usta, dała mi jasny komunikat, że rozumie, co mam na myśli. I podziela moją opinię.
Nikt nie może nas zobaczyć.
Wsunąłem rękę we włosy Holm, nie zaprzątając sobie głowy delikatnym wstępem. Nie oczekiwała go. Gdyby było inaczej – nie gryzłaby mi teraz wargi w tak zaborczy sposób, że dałbym sobie fiuta obciąć, że jutro będzie przyjemnie spuchnięta.
Chociaż nie, cofam te słowa. Fiut zostaje na miejscu. Jest mi cholernie potrzebny.
– Neil... – wydyszała moje imię w rozkosznie słodkim cierpieniu.
Znałem te uczucie, kiedy dolna część brzucha boleśnie pulsowała w konsekwencji podniecenia cięższego niż ciało potrafiło udźwignąć.
Miałem ochotę ją pożreć. Zrobić z nią wszystkie niemoralne, paskudne i grzeszne rzeczy, jakie tylko przyjdą mi do głowy.
– Chcesz tego? – upewniłem się, przesuwając usta wzdłuż linii żuchwy, kierując je prosto do ucha.
Była tak spragniona orgazmu, że słowa ledwo przechodziły jej przez wyschnięte gardło.
– Zróbmy to, błagam.
Uśmiechnąłem się i zassałem skórę na szyi, wydobywając z Olivii przeciągłe, wypełnione błogością jęknięcie.
Powiedziała „błagam" i choć zrobiła to bezwiednie, targana emocjami, z którymi nie mogła sobie poradzić, bo pożądanie całkowicie ją zamroczyło, ja nie miałem zamiaru niszczyć mojej nowej, słodkiej heroiny. Uwielbiałem patrzeć, jak buduje swoje własne imperium. Jak poznaje swoją pewność siebie i potęgę, której nie była jeszcze świadoma. Seks ze mną nie miał na celu pokazania jej, że jest słaba. Wręcz przeciwnie. Nie przegrała, a wygrała.
Chciała być silną kobietą? Proszę bardzo.
Padłem na kolana. Cały dzień przesiedziałem na tej drewnianej podłodze, ale gdyby ktoś powiedział mi, iż będę, kurwa, klęczał przed Holm, chyba zabiłbym go śmiechem.
Otworzyła szeroko oczy. Wyglądała trochę, jakbym pomylił dziurki i zamiast zafundować cipce palcówkę życia, wsadził jej palca w tyłek.
Ten zaskoczony wzrok jednak szybko przemienił się w pełne zachwytu spojrzenie. Patrzyła na mnie z góry, będąc postacią, którą chciała być – boginią. Moją boginią.
– Zrobimy to tylko raz. – ostrzegłem.
Mówiłem całkowicie poważnie. Po prostu jeszcze wtedy nie wiedziałem, że będzie nam cholernie ciężko wytrzymać w postanowieniach, które sami zaczęliśmy sobie narzucać.
– Tylko raz. – powtórzyła. – I nikomu ani słowa.
– Nikomu ani słowa. – pokiwałem głową.
Moja koszula opadła na podłogę, lądując tuż obok stóp Olivii. Ja pierdolę.
Oblizałem pogryzioną przez kobietę wargę, a następnie chwyciłem Holm w pasie i przyciągnąłem do siebie zdecydowanym ruchem, wyrywając z niej głośne piśnięcie. Nie była przygotowana na to, co zamierzałem jej dać.
– Neil, pamiętaj, że to nic między nami nie zmienia. – jęknęła, gdy sięgnąłem do sznureczka od dolnej części stroju kąpielowego.
– Bez obaw, nie zakocham się w tobie. Jesteś zbyt popierdolona. – rzuciłem, lecz szybko uniosłem brew, zastanawiając się, czy powinienem mówić to lasce tuż przed tym, jak wbiję w nią swojego penisa. – Bez urazy. – dodałem na wszelki wypadek.
Na szczęście Olivia nie wyglądała, jakby moje słowa ją dotknęły. Wręcz przeciwnie – na jej pięknej buźce malowała się prawdziwa ulga.
– Masz gumkę? – zapytała na wydechu, kiedy pociągnąłem za pierwszy sznurek. – Chyba bym się zabiła, gdybyś zrobił mi dzieciaka. Za duże prawdopodobieństwo, że miałby twoje zepsute geny.
Przymknąłem powieki, czując jak wszystkie moje mięśnie sztywnieją w nieprzyjemnym, pełnym uzasadnionej frustracji skurczu.
– Nie bierzesz pigułek?
Kobieta posłała mi przepraszające spojrzenie w ramach odpowiedzi.
Jasna cholera.
Czy to dziwne, że nie pomyślałem o zabraniu prezerwatywy na wypad z córką i znienawidzoną przez siebie współlokatorką? Cóż, nieważne. Arnold właśnie przechodził ciężkie stany depresyjne, ale trudno. O seksie bez zabezpieczenia nie było nawet mowy. Wolałbym uciąć sobie jaja niż strzelić gola i do końca życia walczyć z Olivią o drugie dziecko.
– Poradzimy sobie inaczej. – szepnąłem trochę do Holm, a trochę do samego siebie.
Słysząc własne słowa, moje ciało ponownie zareagowało na krążącą w krwioobiegu adrenalinę. Miałem ochotę zrobić z tą kobietą tak wiele rzeczy, że nie byłem pewien, od czego zacząć.
Chciałem wyczuć, na ile mogę sobie pozwolić. Poznać próg jej wytrzymałości i pokazać, jak ból potrafi przemienić się w niesamowicie silny orgazm. Zbadać granicę tego, co dozwolone.
Wciąż klęcząc, pociągnąłem za sznurki, równocześnie popychając Olivię do tyłu. Oparła pośladki o kant łodzi, a jej mokre majtki – świadectwo szaleńczego pragnienia i zniecierpliwienia – zostały w mojej ręce.
Pochyliłem głowę, by rozpocząć składanie pocałunków na nogach kobiety w okrutnie powolnym tempie. Rozkoszowałem się jej sapnięciami i zachęcającymi ruchami bioder. Wysuwała swoje najwrażliwsze miejsce na spotkanie z moimi ustami, ale omijałem je szerokim łukiem, skupiając uwagę na drżących, ciepłych udach.
Chwyciłem nogi Olivii i bez uprzedzenia przycisnąłem jej kolana do drewnianej ściany łódki. Były maksymalnie rozchylone, dzięki czemu mogłem przesunąć język po wilgotnej skórze, zaledwie parę centymetrów od pulsującej z podniecenia cipki. Gdyby umiała mówić, już dawno krzyczałaby moje imię.
Wzwód znów napierał na rozporek, próbując przebić się przez spodnie na wylot, ale ja byłem zbyt zajęty podziwianiem dania, którego już zaraz miałem zamiar spróbować.
Czułem dudnienie krwi w głowie. Przełknąłem nadmiar śliny, nie musząc używać jej jako prowizorycznego lubrykantu, bo rozgrzane i złaknione orgazmu ciało Olivii samo zadbało o nawilżenie.
– Neil, proszę... – wychrypiała, kiedy przejechałem kciukiem po wejściu do pochwy, powstrzymując się przed wsunięciem palca do środka.
Zadrżała w odpowiedzi na mój delikatny dotyk, który był tylko subtelną zapowiedzią tego, co miałem zamiar jej dać. Odczekałem chwilę, a gdy wstrząsnął nią niekontrolowany dreszcz rozkoszy i zaczęła prężyć się na krańcu burty, rozchyliłem wargi, używając dwóch palców do odszukania najczulszego punktu. Krzyknęła z rozkoszy. Echo przepełnionego spełnieniem głosu odbiło się od skał.
Tylko ja, Olivia i dzika plaża, na której mogła zdzierać sobie gardło do woli, bo nikt i tak nie miał prawa jej usłyszeć.
Doszła, ocierając się o moją dłoń, a wilgoć jeszcze bardziej ją pokryła, zalewając wewnętrzną stronę ud. Na próżno próbowała je zaciskać. Nie miałem zamiaru poluzować uścisku, a kolana kobiety pozostawały szeroko rozszerzone.
Nim zdążyła otrzeźwieć i wydusić z siebie choćby słowo, zanurzyłem w niej język.
Smakowała tak pysznie, iż wiedziałem już, że odnalazłem moje nowe, perwersyjne hobby, co niestety trochę kolidowało z naszymi bezsensownymi postanowieniami.
Jak w ogóle mogłem sądzić, że uda nam się zrobić to tylko raz? Zabawne.
Nie wiem, co sobie wyobrażaliśmy, ale sądząc po głośnym skomleniu Holm, wypływającym spomiędzy jej ponętnie rozchylonych ust, oboje pogłębiliśmy dręczące nas obsesje, zamiast się z nich wyleczyć.
Olivia doprowadzała mnie do szaleństwa. Nienawidziłem jej za to, że mogła zrobić ze mną wszystko. I za to również ją uwielbiałem, co zakrawało o lekkie problemy z głową.
No dobra, wcale nie takie lekkie. Po prostu mi odbiło.
Moja heroina. Kurewsko niebezpieczny i uzależniający narkotyk.
Pieprzyłem ją językiem, a ona z każdą sekundą zaciskała się na moich palcach, które pozostawały głęboko w jej ciasnym, gorącym wnętrzu. Wbiła mi paznokcie w ramiona, próbując powstrzymać krążącą we krwi ekstazę, jednak niewiele to pomogło, bo już po chwili jej drobnym ciałem szarpnął intensywny, rozrywający skurcz. Szczytowała, unosząc i opuszczając biodra, kiedy wyciskałem z niej orgazm do samego końca. Wyciągnąłem palce dopiero, gdy opadła z sił i zsunęła zgrabny tyłek z krawędzi łajby. Wylądowała tuż przede mną. Dyszała ciężko, a jej ciepły, słodki oddech mieszał się z tym należącym do mnie, doszczętnie niszcząc nasze żałosne ustalenia sprzed kilkunastu minut.
Poczułem ciarki na plecach, gdy przygryzła mi skórę na szyi, a następie wypuściła ją spomiędzy zębów i zajęła się obrysowywaniem kształtu moich ust przy pomocy własnego języka.
Ewidentnie miała ochotę na trzeci orgazm, a ja byłem cholernie chętny, by jej go dać.
Patrzyła na mnie z uwielbieniem. Tym razem chciałem być brutalniejszy, pokazać Olivii, jak cudownie jest ugiąć się pod cudzą siłą i doświadczyć takiego rodzaju przyjemności, o jakim wcześniej nie miała nawet pojęcia.
Serce zabiło mi szybciej, a niespokojny oddech przeciął się z jej seksownym, wabiącym chichotem.
Wszystko, o czym myślałem przed chwilą, musiało poczekać.
– Moja kolej, Lewis. – wyszeptała, wsuwając smukłe palce pod gumkę moich bokserek. – Zrobimy to tylko raz. I nikomu ani słowa.
– Tylko raz. – zaśmiałem się. – I nikomu ani słowa.
Opuściłem nieco spodnie i oparłem plecy o ławeczkę. Byłem gotowy na odlot, którego na bank nie doświadczyłem jeszcze z żadną kobietą.
Ciekawe czy Moja Jane jest wściekła, gdy widzi, co wyprawiam z Moją Heroiną.

MALBAT TOM 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz