Rozdział 1

3.1K 176 52
                                    


Alice

– To nie jest zabawne! – uniosłam głowę, by spojrzeć mu głęboko w oczy, co, w moim wyobrażeniu, miało podkreślić powagę sytuacji i wściekłość, która się we mnie kotłowała.
W rzeczywistości jednak wyglądałam, jakbym krzyczała na wyluzowaną i trochę rozbawioną rzeźbę.
– Przecież się nie śmieję.
– Mówię poważnie! Co to ma być?! – wskazałam palcem na powód naszej burzliwej dyskusji.
– Kartonowe opakowanie.
Przejechałam językiem po wargach, a następnie zacisnęłam je w prostą linię, starając się zdusić całe zdenerwowanie.
Nie daj wyprowadzić się z równowagi.
Odezwałam się dopiero po kilku sekundach, kiedy byłam już pewna, że choć w najmniejszym stopniu udało mi się zapanować nad nerwami:
– A co znajduje się w tym kartonowym opakowaniu? – ciągnęłam.
– Nie wiem, bo nie należy do mnie.
– Cholera jasna! Nie rób ze mnie idiotki. Nie wiesz, co trzyma się w takim kartoniku?
– Fajki, jak mniemam. – niedbale wzruszył ramionami. – Ale już mówiłem, że nie są moje.
Krew się we mnie zagotowała. Starałam się zrozumieć wiele rzeczy, ale kłamanie mi w żywe oczy uważałam za całkowicie niedopuszczalne.
– Posłuchaj mnie... – chwyciłam paczkę szlugów i pomachałam nią przed nosem Liama. – Nie zgadzam się na palenie papierosów pod moim dachem.
– Nie są moje. – powtórzył lekko, doprowadzając mnie do coraz większego szału.
Musiałam zapamiętać, by następnym razem wysłać Christiana na tego typu rozmowę wychowawczą. Ja miałam już serdecznie dość.
– Nie? – skrzyżowałam ręce na piersi. – A czyje?
– Koleżanki.
– Ingrid?
Skinął głową i uniósł kącik ust.
– Zostawiła je, kiedy uczyliśmy się na sprawdzian z bioli. – wyjaśnił, niezbyt przekonując mnie do swojej wersji.
– Synku, masz szesnaście lat... Chcesz wpędzić się w nałóg w tak młodym wieku?
– Dlaczego mi nie wierzysz? – zmarszczył brwi, chociaż nie wyglądał na przesadnie oburzonego. – Przecież już ci powiedziałem, że to fajki Ingrid.
– Uważasz, że jestem naiwna?
– Ani trochę.
– Więc po prostu zachowaj się dojrzale i powiedz prawdę, bo...
Nie dokończyłam, ponieważ drzwi od sypialni Liama otworzyły się szeroko, a w progu stanęła młoda dziewczyna.
Przypominała koszmar każdego rodzica nastoletniego syna i tak też się zachowywała, więc gdy uchyliła wymalowane różową szminką usta, opuściłam głowę i westchnęłam ciężko:
– Dzień dobry. – zachichotała głupkowato.
Czasami zastanawiałam się, czy to w ogóle możliwe, by dziewczęta w tym wieku były aż tak prymitywne, ale później mój syn sprowadzał do domu coraz to nowsze koleżanki, które rozwiewały moje wątpliwości w mgnieniu oka.
Ingrid oparła się o framugę drzwi, a następnie poprawiła krótką, lateksową spódniczkę.
– Dzień dobry. – uśmiechnęłam się z wymuszoną serdecznością.
– Sorki, że przeszkadzam, ale ten... – długim, błyszczącym tipsem wskazała na opakowanie papierosów, które wciąż trzymałam w dłoni. – Zapomniałam petków. – znów zaśmiała się piskliwie, a ja podziękowałam w duchu za antywłamaniowe, solidne okna, bo gdyby nie były z wysokiej jakości szkła, szyby pewnie popękałyby, wskutek tego jazgotu.
– Widzisz, mamo? – chłopak podniósł się z obrotowego krzesła, delikatnym ruchem wysunął mi paczkę z zastygłej w powietrzu ręki i rzucił ją do koleżanki, mrugając do niej cwaniacko. – Mówiłem, że nie są moje.
Odchrząknęłam i wygładziłam materiał kaszmirowej sukienki.
– Cóż, w takim razie przepraszam. – odezwałam się ostrożnie, nieco przytłoczona obecnością Ingrid, która głośno żuła gumę. – Powinnam była ci uwierzyć, że to papierosy twojej... Koleżanki.
Dziewczyna zaśmiała się irytująco i zarzuciła włosy na plecy.
– Dobrze, że po nie wróciłam. – stwierdziła.
– A może spróbowałabyś ograniczyć palenie? – zasugerowałam, siląc się na przyjazny ton, żeby nie wyjść na wredną, zrzędzącą matkę. – Nie szkoda ci zdrowia, urody i pieniędzy?
– Spokojna głowa. – Ingrid zacmokała, po czym nadmuchała balona z gumy, który pękł, oblepiając jej usta. – Nie sięgam po szlugi często.
Zerknęłam na niechlujny stosik podręczników i zeszyty zapełnione czymś, co chyba miało być notatkami, ale jako że zapisywał je Liam, bardziej przypominało egipskie hieroglify.
– Dużo nauki?
– Nie. – machnęła ręką i zlizała resztki gumy. – Zawsze muszę zapalić po seksie.
Zmarszczyłam czoło, unosząc brwi tak wysoko, że gdyby widziała to moja masażystka twarzy, pewnie dostałaby zawału.
– Aha. – zdołałam wykrztusić.
– No dobra, będę się zbierać. Miłego dnia, proszę pani. – rzuciła bez skrępowania, a następnie poprawiła bluzkę, która sięgała jej do połowy brzucha i zwróciła się do Liama zalotnie: – Narka, do następnego.
Nie zdążył, a może nie chciał odpowiedzieć.
Zamrugałam, nie kryjąc zszokowania i znów zadarłam głowę, by móc spojrzeć na nieco zażenowaną twarz syna, kiedy tylko zostaliśmy sami.
– Nauka do sprawdzianu z bioli, tak? – burknęłam z naganą w głosie.
– W sumie to... – odkaszlnął Liam, uciekając wzrokiem na bok. – Anatomia, to dział biologii.

MALBAT TOM 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz