Alice
Nacisnęłam przycisk startu i raz jeszcze obejrzałam całe nagranie. Kolejny potok łez zalał mi twarz, a dłonie bolały mnie od ciągłego zaciskania pięści.
– Skąd to masz? – wytarłam rękawem nos, nie dbając o to, że na bluzie zostawiam kolejne mokre ślady.
– Zgrałam z laptopa Mamuta. Stwierdziłam, że powinnaś wiedzieć.
– Dziękuję. – wymamrotałam, zapętlając odtwarzanie.
Film, na którym Liam wchodzi do samochodu w obecności Margareta Lindgren, trwał zaledwie kilka sekund. A ja nie mogłam przestać go oglądać, bo miałem pełną świadomość tego, że być może to ostatnie nagranie z udziałem mojego żywego dziecka.
– Wszystko było zaplanowane.
– Rozumiem. – odpowiedziałam sztywno, czując bolesny skurcz w okolicy serca.
Kłamałam. Nie rozumiałam.
Nie rozumiałam, jak Christian mógł zrobić coś takiego naszej rodzinie. Mi, ale przede wszystkim Liamowi. Zamknęłam oczy, lecz nie powstrzymało to następnych słonych łez. Powoli spłynęły po moich drżących policzkach, a swoją wędrówkę skończyły na brodzie, skąd skapnęły i zginęły w mokrej już pościeli.
– Moja mama wie? – zapytałam po chwili.
– Nie ode mnie.
– Więc pewnie nie. – westchnęłam.
Nie przyniosło to żadnej ulgi w zamartwianiu się o syna, ale wiedziałam, że łatwiej będzie mi ogarnąć niektóre sprawy, kiedy Tara pozostanie w nieświadomości. Na myśl o panice, którą momentalnie by wszczęła, robiło mi się słabo. Przez swoje impulsywne działania pewnie rozniosłaby całe gospodarstwo, a było to ostatnie, czego tak naprawdę potrzebowałam. Nie czułam złości wobec Christiana. Nie, jeszcze nie. Po prostu nie miałam na nią miejsca, bo przepełniał mnie strach. I oczywiście potworny żal...
– Podjechali.
Uniosłam głowę i wyjrzałam przez okno.
Faktycznie, podwórko rozjaśniło się dzięki światłom padającym z dwóch samochodów, jednak niewiele było mi dane zobaczyć, bo podjazd znajdował się odrobinę dalej. Musiałabym stać centralnie przy szybie, żeby go dojrzeć.
– Dwa auta? – upewniłam się, choć byłam pewna, że słyszałam więcej, niż jedno.
– Tak.
– Więc udało się. – skwitowałam przyciszonym głosem.
Chyba powinnam się cieszyć... Jedna z najważniejszych misji właśnie dobiegała końca, a my byliśmy wolni, mogliśmy uciec i zostawić całe piekło za sobą. Jednak nawet nie uniosłam kącików ust. Tępo gapiłam się w kierunku drzwi i oczekiwałam momentu, w którym wreszcie się otworzą i będę mogła zobaczyć swoje dziecko.
– Christian niesie Liama, chyba śpi. – informowała mnie kobieta, przyklejając nos do szyby w oknie. – Wyglądają na całych i zdrowych. – zerknęła w kierunku mojego łóżka. – Jeżeli chcesz, to mogę z nim porozmawiać i...
– Nie. – ucięłam stanowczo. – Jestem ci wdzięczna za szczerość i nagranie, – powoli sięgnęłam do laptopa i zamknęłam go, sugerując tym samym, że nasze spotkanie dobiegło już końca. – ale nie mieszaj się w sprawy mojej rodziny.
Nozdrza Patrici rozszerzyły się, kiedy gwałtownie wciągnęła powietrze i lekko zmarszczyła swoje ciemne, przerysowane brwi.
– Jak sobie życzysz.
– Chciałabym, żebyś zostawiła mnie samą. – poprosiłam, gdy tylko drzwi do chatki zaskrzypiały, wpuszczając chłopaków i Rachel do środka.
Szczerze mówiąc, miałam nadzieję, że Patricia opuści moją sypialnię wcześniej, wtedy z pewnością nie wpadłaby na Christiana, ale skoro było już za późno, postanowiłam wyprosić ją teraz.
– Jasne. – zmusiła się do uśmiechu i zarzuciła długie włosy na plecy, wypinając pierś do przodu. – Gdybyś czegoś potrzebowała...
– Nie sądzę.
Kobieta popatrzyła na mnie z góry z niekrytą, a wręcz celowo wyolbrzymioną litością, która może zrobiłaby na mnie wrażenie, gdybym nie miała większych problemów na głowie.
Zignorowałam ją, licząc kroki za ścianą. Jeden, dwa, trzy. Ktoś był już pod drzwiami i niemalże naciskał na klamkę, ale przed wejściem do pokoju powstrzymał go niezadowolony głos mojej mamy.
– Gdzie wyście się podziewali? – syknęła takim tonem, że już wiedziałam, iż zwracała się do Christiana.
Pewnie zastanawiała się, jak bardzo mój partner był nieodpowiedzialny, że zabrał swojego małego synka na całodniową wycieczkę bez uprzedzenia. Może bała się o zdrowie Liama, bo przecież wiosna bywała zdradliwa, a przeziębienie w naszej obecnej sytuacji wiązałoby się z poważnym problemem. No ewentualnie mogła się wkurzyć, że jej wnuczek został wyciągnięty z domu bez obiadu...Ale na pewno nie przypuszczała, że Christian mógłby dopuścić się czegoś tak strasznego, jak oddanie dziesięciolatka w ręce jego psychopatycznej babci i niebezpiecznego, seryjnego mordercy.
– Mieliśmy parę spraw do załatwienia. Nie krzycz, proszę, bo go obudzisz. – odpowiedział mężczyzna wyraźnie zniecierpliwiony.
– Co to za białe ubranko? – zdziwiła się. – Nie przypominam sobie, żeby...
– Długa historia. Chciałbym najpierw porozmawiać z Alice.
– Jak sobie chcesz. Daj mi Liama, położę go.
– Nie. – rzucił Christian pospiesznie. – Ja się nim zajmę.
Tara nie odpowiedziała, domyślałam się więc, że mierzy mężczyznę nieprzychylnym wzrokiem, a następnie do moich uszu dotarł dźwięk oddalających się kroków.
Patricia zbliżyła się do drzwi i nacisnęła klamkę, jakby wpuszczała Christiana do środka. Nie wiem, co miał oznaczać ten gest, bo nie była u siebie. Mało tego – nikt w tym domu nie chciał jej widzieć.
– Co ty tu robisz?
Uśmiechnęłam się bez rozbawienia, słysząc ten zdziwiony i skonsternowany ton. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy bardziej był zakłopotany tą krótką interakcją z Patricią, czy przestraszony, że dowiedziałam się czegoś, czego absolutnie nie powinnam była wiedzieć.
– Pójdę już, powodzenia. – rzuciła kobieta, parskając cicho, rozbawiona całą sytuacją. – Przyda ci się.
– Pytałem, co robisz w naszym domu, do cholery? – warknął Christian, starając się nie podnosić głosu ze względu na Liama.
Kobieta w odpowiedzi wzruszyła ramionami i wyszła z sypialni, mijając się z mężczyzną w progu, a ja czekałam. Czekałam aż wejdzie do pokoju na tyle głęboko, że będę w stanie spojrzeć mu w oczy.
I doczekałam się. Stanął przed łóżkiem, z którego wciąż nie mogłam się ruszyć i popatrzył na mnie z takim bólem w oczach, że aż na moment zabrakło mi tchu.
Grdyka mu zadrżała, kiedy przełknął ślinę, a następnie wyszeptał desperackie:
– Przepraszam, Alice.
Zacisnęłam usta, bo gdyby pozostawały uchylone, wydostałyby się z nich słowa, których na pewno kiedyś bym żałowała i całkowicie zignorowałam Christiana.
Z początku byłam pewna, że wygarnę mu wszystko, kiedy tylko wróci do domu, jednak zrobiłam to, co było o wiele ważniejsze – powiodłam spojrzeniem do synka. Opierał głowę na ramieniu taty i spał twardym snem wymęczonego dziecka.
– Alice, ja naprawdę...
– Nic nie mów. – uniosłam dłoń, by uciszyć mężczyznę.
– Musimy porozmawiać. Wszystko ci wyjaśnię.
– Nie jestem gotowa na tę rozmowę, Christian. – odpowiedziałam, czując nasilające się emocje, których sama się obawiałam, bo nie byłam pewna, czy uda mi się je okiełznać. – Chcę przytulić Liama. Połóż go tutaj.
Mężczyzna spełnił moją prośbę, a raczej rozkaz i ułożył chłopca na boku, tak by twarz miał zwróconą w moją stronę. Pocałowałam go w czoło, wzdychając głośno i przejechałam palcami po jego miękkim, rozgrzanym policzku, który jeszcze przed chwilą przyciśnięty był do bluzy Christiana.
– Daj mi wytłumaczyć.
– Nie interesuje mnie, co masz do powiedzenia. – uniosłam pociemniałe ze złości oczy.
Wcześniej, kiedy nie wiedziałam, co dzieje się z naszym dzieckiem, nie mogłam skupić się na gniewie, lecz teraz, gdy miałam już Liama obok siebie jedyne co czułam, to przepotężne wkurwienie i rozczarowanie. Gdyby nie rana na brzuchu, pewnie nie byłoby mnie już w domu. Spakowałabym syna do auta i odjechała bez słowa, tak samo, jak zrobiła to Margareta i Gustav na życzenie Christiana.
– Wiem, że spieprzyłem sprawę, ale...
– Człowieku... – zaśmiałam się gorzko, przyciskając chłopca do piersi, jakbym bała się, że ktoś zaraz wyszarpie go z moich objęć. – Naraziłeś życie Liama.
– To nie tak...
– Więc nie zaplanowaliście tego porwania?
– Tak, ale wszystko miało wyglądać inaczej. – wsunął palce we włosy i zaczął nerwowo krążyć po pokoju. – Mały miał w bucie lokalizator.
– I co się z nim stało?
– Margareta i Kameleon się go pozbyli...
– Oh. – przyłożyłam dłoń do ust, a oczy zapiekły mnie od łez wściekłości. – Więc życie mojego dziecka zależało od tego, czy wasz chory plan się powiedzie? Niespodzianka, nie powiódł się, a to mogło doprowadzić do...
– To również moje dziecko. – tym razem to Christian mi przerwał.
Zatrzymał się, mięśnie wyraźnie mu zesztywniały, a w oczach szalała bezsilność.
– Jaki ojciec skazuje własnego syna na coś takiego?
– Mieliśmy mieć wszystko pod kontrolą, był bezpieczny do pewnego czasu, po prostu później...
– Do czasu. Świetnie. – prychnęłam sarkastycznie. – Czy ty sam siebie słyszysz?
Christian wbił wzrok w podłogę, a jego klatka piersiowa uniosła się, kiedy wziął głęboki wdech.
– Niestety tak. – odparł po chwili.
Przymknęłam powieki, zastanawiając się, kogo ta rozmowa niszczyła bardziej.
To nie tak, że zależało mi, by zmieszać mężczyznę z błotem. Nie chciałam tego. Nie miałam zamiaru krzywdzić ojca własnego dziecka, jednak wiedziałam, że zasłużył dziś na wszystko, co miałam zamiar powiedzieć i nie powinnam była go żałować. Przez niego Liam był w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Mogłam stracić ukochanego syna przez brak wyobraźni ludzi, których kochałam.
– Jak mogliście... – przetarłam dłońmi policzki, a plecy zaczęły mi się trząść od niekontrolowanego szlochu. – Wszyscy mnie zawiedliście. Moja własna rodzina zrobiła coś takiego...
– Alice, przepraszam...
– Nie chcę twoich przeprosin. – załkałam. – Co byś zrobił, gdyby Liamowi stała się jakaś krzywda?
W pokoju zapanowała cisza. Christian, całkowicie bezszelestnie, zupełnie jakby unosił się nad podłogą, doszedł do kanapy po drugiej stronie sypialni i usiadł na niej, chowając twarz w dłoniach.
Zamrugałam, a z rzęs skapnęły mi ostatnie krople.
– Co się stało? – wyszeptałam, nie rozumiejąc tej reakcji. Z nerwów i długotrwałego płaczu rozbolała mnie głowa. – Odpowiedz, Christian.
– Przepraszam...
– Co się stało, do cholery? – spanikowanym wzrokiem omiotłam Liama, który, dzięki Bogu, wyglądał dość normalnie. Spał, oddychając miarowo i aż pozazdrościłam mu tej wewnętrznej lekkości.
Dopiero słowa, które padły po chwili, sprawiły, że oddech uwiązł mi w gardle, a panika zapiszczała w uszach.
– Zrobili mu krzywdę.
– Co? – wydałam z siebie zachrypnięty dźwięk. – Jak to?
– Alice, ja naprawdę nie chciałem do tego dopuścić.
Zacisnęłam pięści na ubranku syna i przygryzłam wargę, by znowu nie wpaść w histerię. Przez tłumiony wybuch płaczu, mój głos stał się słaby i łamiący.
– Co oni mu zrobili?
Objęłam rękoma szyję Christiana, choć sprawiło mi to ogromną trudność. Po długiej i niezwykle bolesnej rozmowie, którą odbyliśmy, jakikolwiek kontakt fizyczny był raczej nie na miejscu. Musiałam dać sobie dziś przestrzeń i czas na przemyślenia, licząc na to, że niedługo będę w stanie mu całkowicie wybaczyć.
Zapewne w normalnych okolicznościach zostałabym sama w pokoju, jednak teraz było to niemożliwe.
Nie po tym, czego się dowiedziałam.
– Jesteś pewna, Alice?
– Tak. – odpowiedziałam stanowczo, gdy Christian delikatnie stawiał mnie na ziemi.
Poprawiłam rękawy za dużej bluzy mężczyzny, która sięgała mi do połowy ud. Zarzuciłam ją na siebie przed wyjściem, bo nie miałam czasu szukać lepszych ciuchów. Nie żebym się tym przejmowała. Po pierwsze, nie mieliśmy pralki, więc większość czystych rzeczy już mi się skończyła, a po drugie, do zadania, które mnie czekało, nie musiałam się stroić.
– Boli cię? – mężczyzna uniósł rękę, jakby chciał delikatnie musnąć mój brzuch, lecz zawahał się, a na końcu opuścił ją wzdłuż ciała.
– Teraz to nieistotne.
– Możemy przyjść tutaj jutro. – w jego głosie pobrzmiewała obietnica. – Jeżeli dziś nie masz siły, to...
– Christian. – ucięłam nieustępliwie i spojrzałam mu prosto w ciemne oczy, w których nie sposób było nie zauważyć troski o Liama, lęku o moje zdrowie i nienawiści do samego siebie. – Poradzę sobie, okej? – koniuszkiem palca dotknęłam jego dłoni.
Był to pewnego rodzaju znak. Na tyle delikatny, by nie pomyślał, że wszystko jest w porządku, lecz równocześnie na tyle wyraźny, aby rozumiał, iż jesteśmy w tym bagnie razem. Zresztą jak zawsze. Nasze prywatne kłótnie nie mogły wpływać na sprawy Malbatu, więc na powrót odwróciłam się w stronę szerokich, drewnianych drzwi od stodoły.
– Kochanie... – zaczął Christian z rozpędu, ale szybko odkaszlnął, pocierając kark i postanowił się poprawić: – Alice.
– Tak?
– Chciałbym cię tylko uprzedzić, że... – oparł dłoń na wrotach, nie pozwalając mi ich otworzyć. – Neil i Mason są z Gustavem. Widok może być dość... No wiesz.
– Bez przesady. Już niejednokrotnie widziałam ich w akcji. – mruknęłam i założyłam ręce na piersi, by chociaż w ten sposób uchronić się przed zimnym wiatrem. – Zresztą ten człowiek zasłużył na wszystko, co najgorsze, do cholery. Wyrządził piekło naszemu dziecku, a ty przejmujesz się jego stanem?
Christian cofnął się o krok i zaklął pod nosem, wyraźnie oburzony tym pytaniem.
– Jestem ostatnią osobą, która by się nim przejmowała. – odpowiedział ponuro, wbijając we mnie nieco rozczarowane spojrzenie. – Przecież wiesz.
– Więc o co chodzi?
– O to, że chciałem cię uprzedzić przed ewentualnym szokiem, ale skoro jesteś taka pewna siebie, to proszę. – machnął dłonią na stodołę. – Śmiało, zapraszam.
Nie odwróciłam wzroku od mężczyzny, bo w mgnieniu oka cała odwaga zaczęła ze mnie ulatywać. Zassałam dolną wargę, zastanawiając się, czy nagła rządza zemsty była rozsądnym posunięciem.
Mrok otulał gospodarstwo, które nawet za dnia potrafiło być przerażające, a pogrążony we śnie las kołysał się ostrzegawczo przy każdym powiewie wiatru.
Chętnie odczekałabym kilka godzin i wróciła do obory rano, dopiero kiedy słońce przegoni krążące nad nami demony, jednak mimo lekkich obaw, gniew nie przestawał płynąć mi w żyłach.
Przejechałam palcami po włosach, przy okazji rozczesując kilka kołtunów i zbliżyłam się do mężczyzny, by był w stanie usłyszeć mój przyciszony głos:
– Wejdziesz tam ze mną?
Na odpowiedź nie musiałam długo czekać, bo Christian nie zastanawiał się ani chwili.
– Oczywiście. Gdybyś się przestraszyła lub po prostu chciała wyjść, daj mi znać.
– W porządku. – skinęłam głową.
Krępująca cisza zatańczyła w powietrzu, drwiąc z naszych sztywnych, zdystansowanych ciał, po których na myśl o jakimkolwiek zbliżeniu, przebiegały ciarki niepewności. Czułam się jak nastolatka na pierwszej randce i nie wiedziałam, na ile mogłam sobie pozwolić.
Frustrujący i bolesny był również fakt, że ostatnio nasz związek przechodził poważny kryzys, a gdy myśleliśmy, że wszystko zaczyna się układać, życie znów postanowiło dać nam popalić.
Christian najwyraźniej odczuwał to samo i tak samo dusił wszystko w sobie, dlatego, gdy tylko westchnęłam cichutko, momentalnie to wychwycił i miękkim ruchem uniósł dłoń, kierując ją w moją stronę w zapraszającym geście.
Uchyliłam usta i zerknęłam na mężczyznę zaskoczona, ale nawet pod wpływem mojego wzroku nie wycofał się i cierpliwie czekał. Postanowiłam uciszyć rozsądek, przyjmując propozycje, jakbym zgadzała się na krótki taniec.
– Co mu robią? – zapytałam półszeptem, splatając palce z palcami Christiana.
Oddech wyraźnie mi przyspieszył, a wzdłuż kręgosłupa przebiegł dreszcz, ale musiałam wiedzieć, choć w najmniejszym stopniu, na co się przygotować i nakreślić sobie jakikolwiek obraz sytuacji.
– Cóż, no... Można by powiedzieć, że... No... – przetarł czoło wolną ręką i przejechał językiem po wnętrzu policzka. – Grałaś kiedyś w swingball?
Popatrzyłam na Christiana z przechyloną głową i nieco zmarszczonymi brwiami.
– Raczej nie. – odparłam osłupiała, bo zdecydowanie był to nieodpowiedni moment na zadawanie tego typu pytań. – A co?
– To taka gra, która polega na tym, że przy pomocy paletki mocno uderzasz przywiązaną do słupka piłkę.
– Okej? – wzruszyłam ramieniem. – Ale co to ma wspólnego z Gustavem?
– Neil i Mason... Tak jakby grają z nim w tę grę.
Miałam zamiar odsunąć drewnianą zasuwę i pchnąć drzwi, by wejść do środka, ale ręka zastygła mi w powietrzu. Powoli odwróciłam twarz w kierunku Christiana, dając mu niewerbalne zapewnienie, że jeżeli dowiem się, że wpadł na pomysł, by porobić sobie durne żarty w takich okolicznościach, strasznie się wkurwię.
– Chcesz mi powiedzieć, że Neil i Mason grają w swingball z naszym największym wrogiem?
– Mhm. Tak jakby.
– A niby skąd mają paletki? – zgromiłam Christiana wzrokiem, ostrzegając go tym samym, że nie podzielam jego rozbawienia, a poczucie humoru oceniam na co najmniej żałosne.
Tyle że... On wcale się nie śmiał.
– Nie mają paletek. Znaleźli dwa grube kije w lesie. – wyjaśnił, przyciągając mnie do siebie.
Odsunął ciężką zasuwę i pchnął drewniane, stare wrota.
– A mają piłeczkę? – ciągnęłam dalej, rozglądając się po stodole, którą oświetlał jedynie blask latarki i kilka zapalonych świeczek.
Dopiero, kiedy weszliśmy głębiej, a do moich uszy dobiegły przeraźliwe, pełne cierpienia jęki, zrozumiałam, iż Christian ani trochę nie żartował. Jego dalsze tłumaczenia były co prawda zbędne, lecz i tak postanowił się odezwać:
– Jak sama widzisz, cała zabawa polega na tym, że to Gustav jest piłką.
Neil, Mason i wiszący za nogi Kameleon, znajdowali się tuż za rogiem. Powolnym krokiem podeszłam bliżej, by jeszcze lepiej przyjrzeć się potworowi, który próbował odebrać mi życie, a następnie pastwił się nad moim dzieckiem.
Widok ociekającego krwią mężczyzny o dziwo nie przeraził mnie aż tak bardzo. Wręcz przeciwnie. Gdy nasze spojrzenia jakimś cudem się skrzyżowały, a moi przyjaciele na parę sekund przestali okładać go drewnianymi lagami, uśmiechnęłam się do niego, czując chorą, sadystyczną ekscytację.
Przerażający obraz posiniaczonych i miejscami porozcinanych pleców Liama zawirował mi w głowie, choć ze wszystkich sił starałam się zapomnieć o tym, co ujrzałam, gdy podwinęłam biały, dziecięcy sweterek.
Istniały na tym świecie rzeczy, które byłabym w stanie wybaczyć i nawet wbicie mi noża w brzuch, należało do tejże grupy.
Jednak równocześnie istniały przewinienia, które zasługiwały na najpotworniejszą ze wszystkich możliwych kar, a podniesienie ręki na bezbronne dziecko zaliczało się właśnie do nich.
Obeszłam przyjaciół i uroczo charczącego, podduszonego Kameleona.
Stawiałam leniwe kroki, bo czasu na wyrównanie rachunków mieliśmy bardzo dużo. Nie należało się spieszyć, bo krwawy seans zapowiadał się naprawdę obiecująco.
![](https://img.wattpad.com/cover/359417075-288-k42189.jpg)
CZYTASZ
MALBAT TOM 4
Mystery / Thriller"Ile jesteś w stanie poświęcić, by ocalić swoją kobietę i ukochaną przyjaciółkę?" - takie pytanie mogli zadać sobie członkowie Malbatu, gdy Alice została poważnie ranna. Nie mieli wiele czasu do namysłu, ale w jednym byli wyjątkowo zgodni - zrobią...