Christian
- Tak, dokładnie... - gdy tylko wbiegliśmy do odpowiedniego gabinetu, zastaliśmy Alberto, który nerwowo chodził od ściany do ściany. - Jeżeli podejdą do drzwi i spróbują dostać się do środka, pozbędziemy się zakładników. Broń jest już przygotowana... - tłumaczył osobie po drugiej stronie telefonu, a ja od razu zorientowałem się, że rozmawiał z Patricią.
Tak, zdzira okazała się być niewinna, jeżeli chodzi o podanie Rachel herbaty z narkotykami, więc szef nie wyrzucił jej na zbity pysk. I właściwie dobrze się stało, bo teraz mogła się do czegoś przydać.
Oczywiście, że nie znosiłem tej wywłoki i chciało mi się rzygać na samo wspomnienie jej imienia, ale jeżeli chodziło o kłamstwa, Patricia była przecież specjalistką... A my potrzebowaliśmy kogoś profesjonalnego i bardzo wiarygodnego.
- Tak, tak. - produkował się Alberto, mocno ściskając komórkę. - Zabijemy wszystkich. Co do jednego.
Pokiwałem głową z zadowoleniem, bo wiedziałem, że ten plan miał szansę się udać.
Patrici nie było z nami w szpitalu. Ktoś musiał pracować dla nas z zewnątrz, a w razie kryzysu, odbyć z dowódcą mrożącą krew w żyłach rozmowę telefoniczną o planowaniu istnej rzezi i zbiorowego mordu.
Nie byliśmy idiotami i to, że służby specjalne, mające dostęp do zaawansowanych technologii, przechwytywały nasze rozmowy, było dla nas jasne, jak dwa plus dwa.
Nie wiedziałem, czy monitorowali fale radiowe emitowane przez nasze smartfony, wykorzystywali algorytmy do śledzenia naszych połączeń, czy posługiwali się jeszcze innym cholerstwem, ale jedno było pewne - słyszeli nas głośno i wyraźnie.
- Nie interesuje mnie, że to chorzy, bezbronni ludzie. Nie, nie wypuścimy kobiet i dzieci. Jeżeli wojsko rozpocznie próbę wtargnięcia do budynku, nie zawahamy się ani chwili...
Subtelnie wychyliłem się zza zasłony i z uśmiechem na ustach obserwowałem, jak siły zbrojne zatrzymują się w połowie drogi, a następnie cofają się do miejsca, z którego kilka minut wcześniej wyruszyli. Najwyraźniej rozkaz o zaprzestaniu działań trafił do nich z prędkością światła.
Nim zdążyłem odsunąć się od okna, tuż obok mnie przystanął Neil z triumfem wymalowanym na twarzy. A co gorsza - wcale nie wyglądał, jakby miał zamiar jakoś szczególnie się ukrywać.
Przyłożył do szyby środkowy palec, śmiejąc się sam do siebie.
- Co ty robisz, idioto? - warknąłem, łapiąc przyjaciela za bluzę.
- Rozkoszuję się widokiem posłusznych psów, puszczaj. - szarpnął się. - Lepiej otwórz okno, żebym mógł rzucić im jakąś komendę i Scooby chrupka.
- Nie wydurniaj się! Zaraz nas postrzelą, do cholery!
- Jak zwykle dramatyzujesz, bo...
- Neil!
Zastygliśmy w bezruchu, bo tym razem, to nie ja się wydarłem. No pięknie...
Alberto zasunął zasłonę agresywnym ruchem, prawie zrywając przy tym cały karnisz, a następnie popchnął nas na ścianę, o którą uderzyliśmy plecami.
- Porąbało was?! - syknął, zaciskając pięści. - Jeden głupszy od drugiego, kurwa mać!
Przejechałem językiem po dolnych zębach i zacząłem zastanawiać się, którym głupkiem byłem. Takim zwykłym głupkiem czy może głupkiem głupszym od Neila...
- Sorki. - mruknął blondyn.
- Co z tobą jest nie tak, Neil?
O, tu miałbym dużo do powiedzenia, więc uchyliłem usta, by rozpocząć wywód, jednak szef ani myślał dopuścić mnie do słowa.
- Czasami mam wrażenie, że robisz wszystko, żeby nie przeżyć. - Alberto rozłożył bezradnie ręce. - Jesteś pieprzonym ekspertem w narażaniu własnego życia, dziecko. Bawi cię to?!
Neil pokręcił głową i przygryzł wargę. Oczywiście, że go to bawiło, na litość boską. Po pierwsze, był pozbawiony jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego, a po drugie, zrozumiałem, że był głupkiem głupszym ode mnie.
Całe szczęście...
- Mógłbyś chociaż przez chwilę nie ładować się w kłopoty? - dowódca wciąż się pieklił, więc cierpliwie czekaliśmy, aż trochę mu przejdzie. - Usiądź na tyłku i przestań prowokować tych ludzi, bo prosisz się o kulkę.
- No dobrze. - westchnął.
- Uspokoisz się?
- No tak, przecież mówię.
- Nie będziesz więcej pajacował i zajmiesz się czymś pożytecznym?
- Tak.
- I przestaniesz się unicestwiać na każdym kroku?
- Nie no, tak to nie. Bez przesady. - blondyn uniósł kąciki ust i wsunął ręce do kieszeni. - Co innego miałbym robić?
Alberto jedynie zaklął cicho pod nosem i machnął ręką na swojego debilnego syna, po czym sięgnął po krótkofalówkę, żeby skontaktować się z Mamutem. Nacisnął czerwony przycisk i przystawił urządzenie do ust, ale zamiast rozmowy z gościem, który w dużej mierze odpowiadał za nasze bezpieczeństwo, usłyszeliśmy...
- Chryste. Co ty masz na łbie?
Odwróciliśmy twarze w kierunku drzwi, z początku lekko zdziwieni, lecz gdy naszym oczom ukazał się Mason w poczochranej, krzywo założonej peruce, wybuchliśmy głośnym śmiechem. Zgiąłem się wpół, bo rozbawienie było zbyt silne, by udało mi się ustać prosto.
- Moje nowe włosy. - wydyszał Gruby.
Niewiarygodne, że udało mu się dobiec dopiero teraz. Pewnie czekał na windę, żeby nie wdrapywać się po schodach i tak naprawdę przebiegł ostatnie pięć metrów.
- Zdejmuj to w tej chwili. Skąd je masz?
- Zarąbałem pacjentce chorej na nowotwór.
- Kurwa, gratuluję.
Zarżeliśmy jeszcze głośniej, bo zabrzmiało to serio idiotycznie.
Alberto złapał się dwoma palcami za górną część nosa i wciągnął tyle powietrza, że przez chwilę wydawało mi się, iż zaraz rozerwie mu płuca.
- Szefie? - Mamut odezwał się w samą porę, tuż przed opieprzem stulecia, który zbliżał się wielkimi krokami.
- Słucham? - mężczyzna, dzięki Bogu, znów skupił się na krótkofalówce, zostawiając temat włosów Masona.
- Jakiś koleś stoi przed drzwiami. Żąda rozmowy z przywódcą Malbatu.
Szef uśmiechnął się zdawkowo i wyprostował plecy.
- Czy ten koleś nie jest przypadkiem Ministrem Sprawiedliwości?
- W rzeczy samej. Towarzyszą mu ludzie z agencji bezpieczeństwa narodowego, ale zachowują bezpieczną odległość od wejścia.
- Świetnie, przyjmijmy więc pana Ekelunda z otwartymi ramionami. - zdecydował Alberto.
Poczułem pozytywne dreszcze, które przebiegły mi po plecach, gdy w oczach mężczyzny pojawiły się dwa zwycięskie płomienie. Błyszczały, jakby Alberto nie mógł doczekać się tej konfrontacji, a to tylko potwierdziło moje przypuszczenia - byliśmy na wygranej pozycji. Znowu.
CZYTASZ
MALBAT TOM 4
Mystery / Thriller"Ile jesteś w stanie poświęcić, by ocalić swoją kobietę i ukochaną przyjaciółkę?" - takie pytanie mogli zadać sobie członkowie Malbatu, gdy Alice została poważnie ranna. Nie mieli wiele czasu do namysłu, ale w jednym byli wyjątkowo zgodni - zrobią...