Rozdział 36

2.4K 163 30
                                    

Neil

Ukucnąłem przy łóżku Olivii.
Wyglądała tak niewinnie, kiedy smacznie spała... I tylko wtedy.
Mimowolnie rozciągnąłem wargi w uśmiechu, gdy przekręciła się na bok, a blond włosy przykryły jej pół twarzy. Odgarnąłem je najdelikatniej jak potrafiłem, by nie wyczuła mojej obecności.
Musiałem sprawdzić, czy śpi. Była tak otumaniona zielskiem, że nie zdziwiłbym się, gdyby potrzebowała mojej pomocy w chociażby dojściu do kibla. Przecież sam znalazłem ją na podłodze.
– Kretyni. – burknąłem pod nosem, myśląc oczywiście o trzech popaprańcach.
Nie mogłem nawet zrobić im adekwatnej do sytuacji awantury, bo ledwo kontaktowali. Mason zasnął w wannie, Benny na podłodze, a Christian jakimś cudem doczołgał się do kanapy na dole. Cóż, miałem szczerą nadzieję, że rano Nancy i Alice zgotują swoim chłopom piekło, a co do Benjamina... Stwierdziłem, że on to i tak jest chyba niezniszczalny, skoro dobrowolnie wystawia dupę wielkiemu Michaelowi, więc żadna różnica, czy będę życzył mu cierpienia, jak pozostałej dwójce, czy nie. Niech już po prostu śpi na tych kafelkach i mnie nie wkurza.
Olivia zachichotała przez sen, a następnie głośno mlasnęła. Była przeurocza. Gdybym tylko mógł, wślizgnąłbym się pod kołdrę, żeby chociaż przez chwilę z nią poleżeć. Ale nie mogłem i oboje dobrze o tym wiedzieliśmy. Różnica między nami polegała jednak na tym, że ja robiłem wszystko, by walczyć z tymi skomplikowanymi emocjami, a Olivia robiła wszystko, by mi to utrudniać.
Słodka heroina.
Kiedyś przedawkuję. Byłem bardziej niż pewien, że tak właśnie umrę.
Pochyliłem plecy, musnąłem wargami jej usta, co było równoznaczne ze wstrzyknięciem sobie w żyłę kolejnej, uzależniającej działki i wyszedłem z pokoju.
– Dobranoc, Oli.


Lepkie od plasteliny rączki objęły moją szyję, a różowy tiul przysłonił widok.
Jeszcze zanim Lillian zdążyła wgramolić mi się na kolana, wiedziałem, że niebawem mój stan konta ulegnie uszczupleniu, ale czy byłem z tego powodu nieszczęśliwy? Ani trochę. Poleciałbym rakietą po pierdoloną gwiazdkę z nieba, gdyby tylko o to poprosiła.
– Tatusiu... – westchnęła błagalnym tonem.
A nie mówiłem? Pa, pa, pieniądze.
Dobrze, że było mnie stać na inwestowanie w marzenia mojej jedynej córki. Nigdy nie szczędziłem grosza i wiedziałem, że wychowuję silną, mądrą dziewczynkę. Lillian miała znać swoją wartość i czerpać z życia garściami, a jeżeli przez przypadek, zupełnie niechcący sprawię, że pchełka wyrośnie na rozwydrzoną, roszczeniową nastolatkę – w co szczerze wątpiłem, bo było to, kurwa, raczej niemożliwe – użyję planu B, który już dziś miałem przygotowany. Po prostu całą porażkę i wszystkie błędy wychowawcze zwalę na Holm.
– Słucham, pchełko? – uśmiechnąłem się, gładząc Lilly po długich lokach.
Fryzura wykonana przez Nancy idealnie pasowała do rozłożystej, błyszczącej kiecki i plastikowej korony na głowie. I nie, moje dziecko nie wybierało się na bal. Lillian najzwyczajniej w świecie uwielbiała przebieranki, a najbardziej efekt końcowy i nasze głośne reakcje, w szczególności zachwyty, rzecz jasna. Na przykład wujek Mason, najlepszy błazen, musiał codziennie udawać, że mdleje na jej widok. Mamut z kolei dostał szlachetną rolę kucyka. Czekałem tylko, aż mała zażąda, by zaczął skakać przez przeszkody.
– Kupisz mi coś? – zamrugała, wciskając buźkę w miejsce między moim ramieniem, a szyją. – Proszę, tato...
– Oczywiście.
– Neil. – mruknęła Olivia, posyłając mi zirytowane spojrzenie. Gdyby była bliżej, pewnie kopnęłaby mnie w piszczel pod stołem. – Może najpierw zapytaj, czego potrzebuje?
Przewróciłem oczami w tak demonstracyjny sposób, że aż poczułem chwilowy ból głowy. Jeszcze chwila, a wywaliłbym białka na wierzch i pooglądał sobie swój własny mózg. Miałbym w sumie co podziwiać.
– Kochanie, czego potrzebujesz? – zapytałem, poprawiając córeczce koronę, która zsunęła się lekko na bok.
– Banana.
Uniosłem brwi i mocno zacisnąłem wargi. Nie chciałem wybuchnąć śmiechem, ale ta prośba była wręcz komiczna, zwłaszcza, że szykowałem się już na wydatek rzędu kilkunastu tysięcy koron. Lub euro. Bez różnicy.
– Banana? – powtórzyłem, próbując przełknąć całe rozbawienie.
– Tak, tatku.
Ciszę panującą przy stole przerwało parsknięcie Liama. Następnie pękła Rachel, później Astrid i Alice, aż wreszcie wszyscy zaczęli rżeć, nie biorąc zachcianki pchełki na poważnie.
Biedna dziewczynka miała ochotę na banana, a jej walnięta rodzina zdychała ze śmiechu. Świetnie.
– Mamy banany w domu. – wskazałem kciukiem za siebie, celując nim w blat kuchenny.
– Nie mamy. Wujek Mason wszystkie zjadł.
Zgromiłem przyjaciela wzrokiem.
– Zżarłeś wszystkie banany, deklu?
– Lilly chciała bawić się w Tarzana. – wzruszył ramionami.
– Miałeś udawać małpę, a nie wpierda... Zapychać japę owocami.
– Wczułem się w rolę. – mrugnął do Lillian, na co ta zachichotała cichutko.
Chciałem walnąć go w ten pusty łeb, ale zajął miejsce po drugiej stronie stołu, w bezpiecznej odległości ode mnie. Nic dziwnego – zaledwie pół godziny temu, tuż przed śniadaniem, groziłem mu, że jeżeli jeszcze raz poczęstuje Olivię skrętem, utopię go w tej samej wannie, w której postanowił spać dzisiejszej nocy. Skończyło się na braterskich przepychankach, ale myślę, że zrozumiał, tak samo jak pozostała dwójka.
– To kupisz? – Lillian wczepiła paluszki w materiał mojej bluzy i delikatnie go pociągnęła, walcząc o uwagę.
– Oczywiście, skarbie. – pocałowałem dziewczynkę w czoło, kiedy szeroko się uśmiechnęła. – Od kiedy tak bardzo lubisz banany?
– Są mi po prostu potrzebne.
Zerknąłem na Olivię, a ona odwzajemniła zdziwione spojrzenie, przez co poczułem, jak na twarz wpełzają mi pierwsze oznaki konsternacji. Spróbowałem nawet wpaść na jakiś pomysł, ale mój mózg o godzinie ósmej nie był chyba gotowy na takie wyzwanie. Odgadnięcie, do czego Lillian potrzebowała kiści bananów, okazało się naprawdę ciężką misją, której nie podołałem.
– Opowiedz mi o tym, pchełko. – poprosiłem, sięgając po kubek z zimną już kawą.
Lillian westchnęła i spuściła wzrok.
– Muszę się kogoś pozbyć.
– Oh. – parsknąłem tak głośno i niespodziewanie, że aż się oplułem.
Holm wyglądała na równie zszokowaną, ale nie podzielała mojego rozbawienia choćby w najmniejszym stopniu.
Dziwne. Przecież to zajebiście śmieszne.
– Słucham? – jęknęła Olivia.
– Jest taki chłopiec, Aron... – imię tego dzieciaka wypowiedziała ze wstrętem, a dla zwiększenia efektu obrzydzenia, wykrzywiła usta w grymasie. – Poznałam go wczoraj, kiedy razem z dziadziem i babcią pojechałam na plac zabaw. I ten Aron jest niedobry, tato! Ciągnął mnie za warkoczyki i mówił, że jestem brzydula! Więc chcę dostać banana, żeby rzucić mu skórkę pod nogi. Niech się przewróci i rozbije głowę...
– Lillian! – zawołała Holm z niedowierzaniem.
Ja również byłem w szoku... Byłem w szoku, że mam tak mądrą i zaradną córeczkę.
Moja krew. Moja duma.
– Posłuchaj, Lilly. Rozumiem, że Aron cię zdenerwował, ale... – Olivia, gotowa na swoją bezsensowną pogadankę, nie spodziewała się, że od razu jej przerwę:
– Dostaniesz cały karton bananów. – zapewniłem córeczkę.
Poczułem na sobie wściekłe spojrzenie kobiety, więc, jak na silnego mężczyznę przystało, odwróciłem twarz w przeciwną stronę. Ucieczka przed wkurwionym wzrokiem poddenerwowanej baby, jest całkowicie uzasadniona, umówmy się.
– Kochanie, nie możesz życzyć temu chłopakowi wypadku, a tym bardziej przykładać do niego ręki.
– Ale ciociu, on naprawdę był okropny! Nawet dziadek Alberto powiedział, że jeżeli jeszcze raz pociągnie mnie za włosy, to zrobi z nim porządek i wpakuje go do bagażnika.
Przygryzłem pięść, walcząc z wybuchem śmiechu, który chwilowo zdołałem w sobie przyblokować.
Olivia nie miała tyle śmiałości, by zacząć kłócić się z samym szefem Malbatu, ale uniosła brew i popatrzyła na mężczyznę z miną w stylu „serio, do cholery?".
Alberto potarł brodę i nerwowo odchrząknął.
– No co? – burknął po kilku sekundach. – To jakiś niewychowany gówniarz. Najchętniej to podjechałbym pod jego szkołę, władował gnojka do wozu, zawiózł na przejażdżkę... Dobrze, że mam kilka oddalonych od miasta nieruchomości... O, na przykład w lesie... Zostawiłbym go tam na parę godzin, żeby przemyślał swoje za...
– Kochanie. – Tara, kompletnie niewzruszona, pociągnęła łyk herbaty z małej filiżanki. – Chciałabym ci przypomnieć, że ten dzieciak miał z pięć lat.
Szef zmrużył powieki, intensywnie się nad czymś zastanawiając.
– Aha. – rzucił, gdy wprowadził już w swoim planie odpowiednie poprawki: – Więc podjechałbym pod jego przedszkole, nie szkołę.


Papiery z kliniki leżały na biurku w tym samym miejscu, w którym położyłem je trzy godziny temu, a to oznaczało, że od dawna pozostawały nietknięte. Powinienem był zabrać się do roboty i doskonale o tym wiedziałem, jednak moje nogi same przywarły do podłogi obok wielkiego okna.
Z gabinetu miałem piękny widok na znaczną część plaży i pomost, dzięki czemu bez problemu mogłem obserwować malutkie postaci podczas zabaw na piasku, samemu pozostając niezauważonym.
Olivia nawet w dresie wyglądała dobrze. Włosy związała w kok, ale kilka krótkich pasemek wysunęło się z ciasnego upięcia i zwisało przy jej zaróżowionych policzkach.
Pogoda nie dopisywała, ale nie było to niczym dziwnym – musieliśmy zaakceptować fakt, że lato wróci dopiero za dziesięć miesięcy. Bodø to nie tropiki.
Potarłem nos i skrzyżowałem ręce na piersi, gdy z głośnika przymocowanego w rogu pokoju rozbrzmiała nuta zupełnie inna od tych, które zazwyczaj towarzyszyły mi podczas pracy. Nie odwracając wzroku od kobiety, skupiłem się na piosence. Sama muzyka niewiele zdradzała, ale kiedy rozpoznałem głos Eda Sheerana, wiedziałem już, że słucham Happier.
Lillian przynosiła Olivii wodę w wiaderku, a ta wlewała ją do wykopanej wcześniej fosy. Była brudna od piasku, opluta przez Shelby i cholernie zmarznięta, ale szczęśliwa. I to bardzo... Tylko Olivia Holm potrafiła emanować radością w taki sposób, by nikt na świecie nie miał wątpliwości co do autentyczności jej uśmiechu.
Nie mogłem przestać wodzić za nią nieprzytomnym wzrokiem. Po raz kolejny mnie zahipnotyzowała.
Ain't nobody hurt you like I hurt you
But ain't nobody need you like I do..."

Przełknąłem ślinę.
Czułem, jak moje dłonie powoli stają się zimne, wręcz lodowate, a nogi miękną, jakby ktoś podmienił kości na watę.
– Nikt cię nie skrzywdzi, tak jak ja cię skrzywdziłem. – zanuciłem w głowie słowa piosenki, które zaledwie sekundę wcześniej wywołały we mnie tę niepożądaną, żałosną reakcję. Walące w piersi serce prawie wylazło mi przez gardło. – Ale nikt cię nie potrzebuje tak, jak ja. – dokończyłem, tym razem na głos.
Olivia objęła ramionami ogromne cielsko Shelby.
Chryste, jeżeli jej miłość i poświęcenie dla Lillian nie były wystarczającymi powodami, dla których miałbym oszaleć na punkcie tej kobiety jeszcze bardziej, to postanowiła dobić mnie piękną relacją z moim ukochanym psem.
Wypuściłem powietrze przez nos. Wewnętrzna walka między tym, co czułem wcześniej, a tym, co odkrywałem w sobie z każdą minutą, stawała się coraz bardziej męcząca. Koszula przylgnęła mi do pleców. Chciałem zatrzymać w pamięci ten obraz – Olivia, Lillian, Shelby, zachmurzone niebo i wzburzona woda.
Utrzymywanie emocji powodowało już niemal fizyczny ból. Niewidzialna lina wrzynała się w moje dłonie, a otarcia paliły żywym ogniem. Zacząłem się poddawać. Puszczać to, nad czym nie mogłem już zapanować.
I know that there's others that deserve you
But my darling, I am still in love with you..."

Odchyliłem głowę i przetarłem twarz rękoma, wydając z siebie wrzask pełen dzikiej frustracji. Nie próbowałem nawet hamować wybuchu. Nikt i tak nie miał prawa mnie usłyszeć... Ani zobaczyć.
Odwróciłem się w stronę biurka, chwyciłem za kubek, a następnie cisnąłem nim o ścianę.
– Wiem, że są inni, którzy zasługują na ciebie... Ale moja Droga, ciągle jestem w tobie zakochany. – zaśpiewałem, dysząc jak wściekłe, a zarazem bezbronne zwierzę.
To wszystko przed Eda Sheerana.


– Halo, landryneczko?
Kurwa... Wdech i wydech, Neil.
Na dźwięk zmanierowanego głosu Filipa, miałem ochotę puścić pawia.
– Cześć, to ja. – Olivia przymknęła powieki, jakby miało jej to pomóc w odbyciu nieprzyjemnej rozmowy.
Chętnie pogadałbym z tym błaznem za nią.
Najpierw obrzuciłbym go wszystkimi określeniami, na jakie bezapelacyjnie zasługuje, mszcząc się za złe traktowanie Lillian. Później zmusiłbym go do posłuchania historii o tym, jak cudownie bawiłem się z jego kobietą. Nie pominąłbym żadnego, nawet najdrobniejszego szczegółu, aż wreszcie, kiedy z całą pewnością chciałby mnie zabić, poinformowałbym Filipka o końcu ich pochrzanionego związku.
Kretyn ziewnął przeciągle.
– Nie mogę teraz, cukiereczku. Widziałaś, która jest godzina?
– Piętnasta. – mruknęła, ukradkiem zerkając na zegarek.
– No właśnie. Czas na odpoczynek po tenisie. Muszę zregenerować mięśnie i...
– Filip, to ważne.
Oho. Na miejscu tego gościa chyba posrałbym się ze strachu.
Kiedy kobieta mówi „to ważne", a w dodatku używa tonu, który sugeruje, że wcale nie żartuje, musi to oznaczać kłopoty kurewsko wielkiego kalibru. Niechciana ciąża, awantura albo rozstanie, czyli tak zwany klasyczny pakiecik problemów występujących w związkach.
I dobrze. Wcale nie było mi go szkoda. Miałem nadzieję, że będzie za nią tęsknił, kiedy dotrze do niego, jak cudowną kobietę stracił.
– Teraz naprawdę nie mogę. – westchnął z wyraźną irytacją. – Proszę, zadzwoń później.
Widziałem, ile kosztowała ją ta rozmowa i czułem narastającą wściekłość. Nie mogłem jednak zdradzić przed Olivią żadnych niewygodnych emocji, więc leżałem na kanapie w wyluzowanej pozie, a na twarz przywdziałem kamienną maskę.
Na początku myślałem, że będę musiał ją podsłuchiwać, ale nie – sama wysłała Lillian do Alice i Tary, by móc spokojnie porozmawiać w salonie. Może chciała, żebym słyszał, jak wypierdala Filipa ze swojego życia, a może potrzebowała mojej obecności, by poczuć się pewniej.
– Już mówiłam, że to coś ważnego. – odpowiedziała posępnie ze szczyptą zażenowania w słabym głosiku.
No tak, kto nie byłby zakłopotany podczas pogadanki z takim pajacem? Kutasa w ogóle nie interesowało to, co chciała mu przekazać. Porąbane, biorąc pod uwagę fakt, że przecież mogło chodzić o dosłownie wszystko. Zagrożenia życia jego kobiety lub małej Lillian, ciężka choroba czy inne niebezpieczeństwo. Dzieliło ich tyle kilometrów, nie widział Olivii na oczy od tygodni, ale nie miał czasu z nią porozmawiać, bo nie pozwalał mu na to napięty grafik?
Ja pier-kurwa-dole. Boże, czy ty to widzisz?
– Dobrze, landrynko. – rzucił szorstko. – Ciech ci będzie, ale mam nadzieję, że to naprawdę coś...
– Z nami koniec.
Miałem udawać znudzonego i niewzruszonego, ale kąciki ust same powędrowały mi do góry. Słowo daję, nie mogłem nad nimi zapanować, nawet gdy w próbie powtrzymania uśmiechu, przykryłem twarz poduszką.
– Słucham? – zdziwiony głos Filipka był niczym balsam na moją przepełnioną złem duszę.
O tak, mów do niej, Filip. Błagaj, żeby przy tobie została... Zrób mi tę przyjemność.
Kobieta westchnęła ciężko.
– Dobrze słyszałeś. Wybacz, że kończę to przez telefon, ale nie chcę już z tobą...
– Popierdoliło cię?!
Zrzuciłem z siebie poduszkę, a moje ciało odruchowo zerwało się do siadu. Niemalże od razu dostrzegłem spiętą Olivię i jej uniesioną w uspokajającym geście rękę. Powstrzymywała mnie przed... Nie wiem przed czym, ale na pewno nie zostawiłbym wypowiedzianych przez tego durnia słów bez konsekwencji. Pokręciła głową, dając mi znak, bym odpuścił. Przewróciłem oczami i spełniłem jej niemy rozkaz. Jeżeli chciała załatwić to sama, proszę bardzo. Wierzyłem, że da sobie radę.
Jesteś silną kobietą, Oli.
– Ostatnie wydarzenia otworzyły mi oczy na pewne...
– Tobie naprawdę odbiło. – syknął, znów jej przerywając. – O czym ty, do kurwy nędzy, mówisz? Ktoś cię do tego zmusza?
Parsknąłem śmiechem. Chciałbym, żeby moje życie było tak proste, jak tok myślenia tego żałosnego idioty.
Olivia odłożyła telefon na szklany blat stołu i przetarła spocone dłonie o materiał jeansów.
– Nie zależy ci na nas.
– Oczywiście, że mi zależy! Na tobie, Olivio. Zawsze mi na tobie zależało! Zresztą jak możesz mówić tak potworne rzeczy?! Zarabiam na dom, podczas gdy ty siedzisz w cholernej Norwegii i nadaremno próbujesz odzyskać Lillian. Mówiłem ci, że dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby to dziecko zostało ze swoim ojcem! Poświęciłem dla ciebie tak wiele, a ty chcesz mnie zostawić, kretynko?
Wstałem z kanapy. Musiałem przejść się po salonie, bo przysięgam, kurwa, jeszcze chwila, a wyszedłbym z siebie. Postanowienie o ukrywaniu emocji i beznamiętnej masce, wyparowały. Teraz kipiałem ze złości, nie mając najmniejszej ochoty zgrywać opanowanego. Krew wrzała mi w żyłach, a skóra stała się niebezpiecznie blada. Byłem... Cóż. Kompletnym przeciwieństwem Olivii.
Kobieta, chociaż strasznie zestresowana, siedziała na krześle i patrzyła na wyświetlacz bez większych emocji w oczach. Trochę jakby doskonale wiedziała, co usłyszy od byłego już partnera i jak wyglądać będzie ta rozmowa.
– Nie próbuj wpędzić mnie w poczucie winy. – prychnęła cierpko, poprawiając włosy. – Nigdy więcej nie dam ci sobą manipulować. Gdybyś był prawdziwym mężczyzną, nie pozwoliłbyś, abym pojechała po Lilly zupełnie sama.
Oparłem plecy o ścianę. Jej zimna powierzchnia kontrastowała ze spoconą z nerwów skórą. Moja błękitna bluzka przykleiła mi się do lędźwi, gdy pozwoliłem sobie na szeroki uśmiech.
Filipek doświadczył chyba hiperwentylacji. Biedaczek.
Popatrzyłem na Olivię, a gdy odkryłem, iż jej wzrok już od pewnego czasu prześlizgiwał się po mojej twarzy, dołożyłem wszelkich starań, by za pomocą tego jednego spojrzenia przekazać kobiecie wszystko, co czułem w tamtym momencie – dumę, radość, podziw. Niech wie, jak bardzo jest niesamowita.
Ocknąłem się dopiero, kiedy fiut po drugiej stronie słuchawki odzyskał głos.
– Wiesz co? – syknął. – Chciałem dać ci cały świat, a ty zniszczyłaś to wszystko, stawiając obce dziecko ponad nasz wieloletni związek. Ewidentnie masz ze sobą jakiś problem, powinnaś się leczyć. Dociera do ciebie, kim ja, kurwa, jestem? Dostałem awans. Tak, dobrze słyszysz. Niedługo zacznę zarabiać krocie, a ty dalej będziesz tylko przygłupią krawcową bez perspektyw. Mogłaś żyć u mego boku jak pieprzony pączek w maśle, ale ty... Ty... – sapał, jakby połknął własny język.
Może tak właśnie się stało przez to, że paplał niczym nakręcona katarynka.
– Co „ja"? – Olivia przechyliła na bok głowę, wyzywająco mrużąc powieki.
– Puściłaś się z nim, prawda? – głos mężczyzny ociekał czystą furią, a mi fiut stawał z radości, że byłem tego powodem. – Rozłożyłaś nogi przed ojcem Lillian?
Cóż za bezpośredni człowiek. Uroczy wybryk natury.
Zerknąłem na Oli. Trochę się zmartwiłem, kiedy zauważyłem, jak ściąga brwi, a następnie otwiera i zamyka usta, choć żadne słowo nie było w stanie spomiędzy nich wypłynąć. Filip chyba zaskoczył ją tym pytaniem. Sprawił, że być może zaczęła odczuwać wstyd i wyrzuty sumienia... Ah, w jakim wielkim błędzie byłem. Na szczęście nim zdążyłem zaplanować podróż do Sztokholmu, żeby obedrzeć tego czubka żywcem ze skóry, kobieta odkaszlnęła i odezwała się tak przesiąkniętym zwycięstwem głosem, że aż dostałem gęsiej skórki:
– Owszem. Zdradziłam cię. Nie jestem z tego dumna, ale niczego nie żałuję, więc moje przeprosiny byłyby nieszczere. – uniosła podbródek, czekając na odpowiedź mężczyzny z wyraźnym napięciem.
Szkoda, że ten palant nie mógł jej zobaczyć. Pomimo zdenerwowania wyglądała zabójczo dobrze.
Moja bogini.
Usłyszeliśmy trzask, a po chwili kolejny. I jeszcze jeden.
– O, ktoś tu się zdenerwował. – szepnąłem drwiąco.
Wiedziałem, że w tym przypływie szału nie był w stanie mnie usłyszeć. Ciekawe, co rozwalił? Na pewno nie swój komputerek czy inną elektronikę, bo dostałby zawału, gdyby musiał wydać choćby złamaną koronę na nowy sprzęt.
Olivia przełknęła ślinę. Zdecydowanie miała już dość.
– Rozłączam się. – zakomunikowała Filipowi. – Gdy już ochłoniesz, ustalimy dzień odbioru moich rzeczy. Wyślę kogoś z kartonami i...
– Właśnie wyrzuciłem zawartość twojej szafy przez balkon, puszczalska szmato.
Nie no, gość chyba naprawdę robił wszystko, by wyprowadzić mnie z równowagi. Byłem gotowy wsiąść w furę choćby i zaraz. Dojechałbym do Szwecji w jakieś piętnaście godzin. Mniej niż doba... Tyle pozostałoby mu życia. Cholernie kusząca wizja, ale Oli na pewno by się wściekła.
– Nie wierzę, że to zrobiłaś! Dałaś dupy przestępcy! – wrzeszczał, aż ochrypł. – Jesteś zwykłą kurwą.
Ruszyłem w kierunku stołu w celu zakończenia tej dziecinady raz na zawsze, ale kobieta zatrzymała mnie gestem ręki. Po prostu ją uniosła, a ja, czując jej iście budzącą grozę władzę, zastygłem w półkroku.
– Chcesz jeszcze coś dodać, nim zakończę połączenie? – westchnęła ze znudzeniem.
Puścił wiązankę przekleństw i znów walnął w jakiś przedmiot, po czym jęknął z bólu. Co za pizda.
– A ty, dziwko? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Chciałabyś mi jeszcze o czymś powiedzieć, zanim wyrzucę wszystkie twoje rzeczy na śmietnik?
Byłem pewien, że Olivia po prostu się rozłączy. Usłyszała już zbyt wiele przykrych słów od człowieka, z którym żyła pod jednym dachem. Nie dziwiło mnie więc, iż chciała mieć cały ten koszmar za sobą i po prostu o nim zapomnieć... A jednak mała, wredna Holm nie mogła przepuścić tej ostatniej okazji na zademonstrowanie swojej prawdziwej natury:
– Na koniec chcę ci przekazać dobrą wiadomość. – rzuciła ze złośliwym błyskiem w oku. – To ty opłacałeś moje wizyty u seksuologa, więc możesz do niego zadzwonić i przekazać mu, iż zakończyłam już terapię. Niesamowite, ale po wyjeździe ze Szwecji, problemy związane z brakiem orgazmu, nagle się rozwiązały. Doznałam ozdrowienia.
Rozszerzyłem oczy i przyłożyłem dłoń do skroni. Byłem tak skupiony na tryskającej zadowoleniem twarzy Olivii, że nie zarejestrowałem momentu, w którym opadła mi kopara. Kurna, jeszcze chwila, a zbierałbym szczękę z podłogi. Ona naprawdę to powiedziała?
– Pożałujesz tego. – zagroził Filipek, tym samym rozwiewając moje wątpliwości. – Wszyscy tego pożałujecie, bo nikt, powtarzam – nikt nie będzie robił ze mnie frajera, ty pierdolo...
Połączenie zostało przerwane, a piekielnie irytujący męski krzyk momentalnie ucichł.
Serce waliło mi o żebra. Dlaczego? Nie wiem, może to przez emocje? Niby miałem zamiar tylko się przysłuchiwać i absolutnie nie ingerować w sprawy, które w zasadzie mnie nie dotyczyły, ale nie potrafiłem utrzymać nerwów na wodzy. Jasne, zdawałem sobie sprawę, że ta kłótnia należała do Oli i Filipa, ale czułem fatalną niemoc, kiedy nie mogłem stanąć w jej obronie, a przecież to za sprawą moich palców, języka i fiuta, musiała przyznać się dziś do zdrady.
– Już po wszystkim. – kobieta odezwała się tak łagodnym głosem, że moje uszy, umęczone chrzanieniem pewnego przemądrzałego, szwedzkiego kretyna, doznały stanu prawdziwej błogości.
Mógłbym słuchać tych delikatnych szeptów przez cały dzień i nie ma szans, aby mi się znudziły.
– Chcesz o tym porozmawiać?
Odmówiła nieznacznym ruchem głowy. Zaakceptowałem jej wybór, nie naciskałem.
– Muszę sobie wszystko przemyśleć. – westchnęła nieco zbyt smutno, by umknęło to mojej uwadze. – Zerwania nigdy nie są łatwe, choć wiem, że podjęłam słuszną decyzję. – dodała cichutko.
Przez całą rozmowę z Filipem była dzielna, pewna siebie i zdecydowana... A teraz wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać. Nie chciałem, żeby płakała. Bardzo, kurwa, nie chciałem, żeby chociażby jedna łezka spłynęła po jej policzku.
– Bardzo mi przykro. – rzuciłem szczerze. – Odpocznij trochę. Ta rozmowa wiele cię kosztowała.
Oli zdobyła się na mały uśmiech i podeszła bliżej, subtelnie wyglądając przez wielkie okno w salonie. Chciała mieć pewność, że żadne ciekawskie oczy nie były zwrócone w naszą stronę.
– Dziękuję, Neil. – wyszeptała.
Dwie kobiece dłonie przesunęły się wzdłuż mojego kręgosłupa, powodując niemalże przesilenie całego organizmu. Czułem strzelające iskry i impulsy wysyłane do dwóch najważniejszych organów – mózgu i drugiego mózgu, tego w spodniach.
Dotyk Olivii był moją największą zgubą. Słabością, z którą nie chciałem już walczyć. Czułem do tej kobiety mieszaninę wszystkich najniebezpieczniejszych, niesamowicie silnych emocji, jednak nie mogłem dać Oli tego, na co tak bardzo zasługiwała. Dobijał mnie fakt, że byłem zbyt słaby, by kochać. Tak po prostu.
– Nie powinniśmy... – wychrypiałem przez wysuszone gardło, na co Olivia tylko zwiększyła nacisk, przenosząc swoje dłonie na górną część moich napiętych pleców.
– Wiem. Orgazm nie jest dobrym lekarstwem na złamane serce. – uniosła głowę, posyłając mi ciepły uśmiech. – Chciałam cię tylko przytulić.
Płuca zapłonęły mi boleśnie, gdy przez moment zapomniałem, jak się oddycha. Całą swoją uwagę skupiłem na Oli, próbując zapamiętać każdy, nawet najmniejszy detal – z pozoru niezauważalny szczegół – jej urody. Na przykład kolor rzęs. Nie były czarne, a brązowe. Długie, ozdabiające piękne i błyszczące oczy. Albo kilka piegów na nosie. Będę musiał je kiedyś policzyć.
Objąłem kobietę ramionami. Jej kruche ciało zatonęło w błękitnym materiale, a czoło przylgnęło do mojej klatki piersiowej, dzięki czemu z łatwością mogłem zaciągnąć się zapachem kobiecego szamponu do włosów.
– Pójdę do sypialni. – stanęła na placach i niespodziewanie pocałowała mnie w policzek, delikatnie muskając skórę językiem. – Obudzisz mnie przed kolacją? Dziś jemy u Collinsów.
Zmysłowy szept Olivii był niczym odpalona zapałka w pokoju pełnym przeciekających kanistrów z benzyną. Tak bardzo jej za to nienawidziłem, że aż telepało mną z podniecenia. Gdybym tylko mógł ją teraz rozebrać i rzucić na kanapę...
Jezu
.
– Obudzę. – obiecałem, czując całym sobą, jak mroczna głębia mojego głosu niesie za sobą słodką, nieprzyzwoitą tajemnicę... Lub groźbę, której tylko Olivia nie musiała się bać. Wiedziała bowiem, że nieważne, jak mocno postanowiłbym ją posuwać, i tak oszalałaby z przypływu obezwładniającej przyjemności. Już to przerabialiśmy, chociaż nie miałem jeszcze okazji użyć do penetracji jej cipki swojego kutasa. – Do zobaczenia, Holm. Wrócę za dwie godziny.
Policzki kobiety zapłonęły, zdradzając, jak bardzo jej własne słowa „orgazm nie jest lekarstwem na złamane serce", były dalekie od prawdy.
– Wychodzisz z domu?
– Tak, muszę podjechać do sklepu.
Zassała wargę i zahaczyła na niej zęby, lekko ją przygryzając. Prowokowała mnie, ale nie było mowy o tym, bym został w domu. Nie teraz, kiedy wpadłem na pomysł zrobienia tak świetnych zakupów. Mój wewnętrzny diabeł otworzył szampana i wylał go sobie na łeb, z kolei aniołek spakował majdan i był gotowy do wyprowadzki, byle z dala od mojej przeklętej duszy.
– Po co? – zapytała, okręcając pasmo włosów na mały palec.
Uśmiechnąłem się w tak demoniczny sposób, że każda zdrowa na umyśle kobieta, uciekłaby z piskiem.
Ale nie Oli, o nie... Ona za bardzo lubiła nasze niepoprawnie sadystyczne gierki, żeby chciała gdziekolwiek zwiewać.
– Nie psuj sobie niespodzianki.
– No weź, powiedz. – naciskała, chichocząc wskutek narastającej ekscytacji.
– Cierpliwości, Holm. Jestem pewny, że nie pożałujesz.

MALBAT TOM 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz