Christian
– Stary, jesteś z nami?
Pochylałem się nad Neilem i machałem mu otwartą dłonią przed twarzą.
Cholera, naprawdę wyglądał fatalnie z zaschniętą krwią, porozcinaną skórą i sińcami niemalże na całej gębie, łącznie z miejscem pod lewym okiem, które spuchło i wyglądało jak granatowa śliwa.
Od kilku minut zaczął już ruszać palcami u rąk, a jego powieki drgały od czasu do czasu, więc przypuszczaliśmy, że zaczął odzyskiwać przytomność.
– Jeszcze chwilę, tato... – wybełkotał zachrypniętym głosem, tak że ledwo dało się go zrozumieć.
Mason parsknął krótkim śmiechem.
– Nie no, wstawaj, synu. Czas do szkoły, masz dziś sprawdzian z matmy.
– Pięć minut.
Neil powoli uchylił oczy, choć te, które oberwało i łzawiło, pozostawało przymknięte.
– Dzień dobry. – wyszczerzyliśmy się z Grubym, a już po chwili dołączył do nas Alberto i Benny. – Jak się spało?
– Co do chu... – skrzywił się, kiedy spróbował ruszyć ręką, a paraliżujący ból przeszył jego zwiotczałe ciało.
– Miałeś wypadek.
– Wypadek? – Neil uniósł brew, ale chyba nawet to sprawiło mu dyskomfort.
– Pamiętasz coś? – Alberto zbliżył się do blondyna.
– Nie. – oblizał zakrwawioną wargę. – Nie pamiętam.
– Nie szkodzi, zaraz wszystko ci opowiemy i...
– Kim wy jesteście?
Szef zastygł w bezruchu z uchylonymi ustami, a ja z niepokojem spojrzałem na Masona i doktorka. Obaj byli w niemałym szoku, a na twarzy tego drugiego malowało się prawdziwe przerażenie.
– O kurna. – szepnął Benjamin, chowając twarz w dłoniach.
– Neil, nie wiesz, kim jesteśmy? – upewnił się Alberto.
– Nie. A ja? – wydukał przez zaciśnięte gardło. – Kim ja jestem?
Jasna cholera.
Wszyscy wytrzeszczyliśmy oczy, a ja poczułem, że nogi się pode mną uginają. Takiego obrotu spraw się nie spodziewałem, ale jakby się nad tym zastanowić – uraz mózgu był jak najbardziej możliwy. W końcu został brutalnie skopany, co mogło nieść za sobą tragiczne konsekwencje.
Wskutek silnego stresu zrobiło mi się niedobrze, więc podparłem się ściany i zacząłem oddychać przez nos. Powaga sytuacji docierała do mnie z każdą sekundą, a ja walczyłem z uciskiem w skroni, nasilającym się, gdy intensywnie rozmyślałem nad przyjacielem, który mógł zostać kaleką do końca życia. Byłem bliski utraty zmysłów, bo zdenerwowanie przejęło kontrolę nad moim ciałem, lecz nagle... Debil uniósł kąciki ust, a jego klatka piersiowa zadrgała.
– Ty pieprzony kretynie. – syknąłem, odpychając się od ściany.
Kończyny wciąż miałem jak z waty, a do spoconych pleców przyklejał się materiał koszulki.
– Jezu... – Alberto odetchnął z taką ulgą, że aż poczułem wibracje w drewnianej podłodze. Pierwszy raz widziałem, by ucieszył się z tak idiotycznego i bezmyślnego żartu Neila. Nie próbował nawet się na niego wściekać. – Jak dobrze... Chyba nasz poszkodowany czuje się już lepiej. – wyszeptał, kręcąc głową.
– Pierdolony dupek. – rzucił Mason.
– Nawzajem.
– Ej, a teraz tak na poważnie... – pochylił się i podstawił Neilowi tłustą łapę pod nos. – Ile widzisz palców?
– A gówno cię to obchodzi.
– Tak, zdecydowanie Neil czuje się lepiej. – stwierdził Benny, potwierdzając przypuszczenia dowódcy. – Nie będę już nawet komentować tego koszmarnego dowcipu, ale chcę żebyś wiedział, że...
– To nie komentuj. – przerwał mu blondyn, próbując podnieść się do pozycji siedzącej. – Zamiast gadać, lepiej pomóż mi wstać z łóżka.
– Chyba sobie jaja robisz. – wtrąciłem, gdy chęć zamordowania tego głąba szybko wyparowała. – Zostajesz tutaj.
– Wal się, Christian. Nie jesteś moim szefem.
– Zostajesz tutaj. – powtórzył Alberto kategorycznym tonem.
– Cholera. – Neil burknął pod nosem, najwyraźniej zaczynając akceptować swoją porażkę. – Co mam tu niby robić? I gdzie my w ogóle jesteśmy? Chryste, to jakaś ruina.
– Opuszczona farma, nasze schronienie na najbliższy tydzień.
– Fantastycznie. – blondyn skrzywił się, ale szybko rozluźnił obolałą twarz i stwierdził: – Śmierdzi tu trupem.
– Nie przesadzaj...
– To nie trup. – Mason podrapał się po głowie. – Sorki. Ze stresu trochę mnie wzdęło.
Popatrzyłem na Benjamina w tym samym momencie, w którym on spojrzał na mnie i obaj wybuchliśmy śmiechem, kompletnie ignorując obrzydzonego Neila i zażenowanego Alberto, który jedynie wzniósł oczy do sufitu.
– Teraz to już na pewno nie mam zamiaru tu siedzieć. – poskarżył się kaleka.
Oczywiście nikt za bardzo się nim nie przejął, bo niewiele miał do powiedzenia w tej sprawie. Nieważne, jak bardzo chciał wyjść z łóżka, i tak było to niemożliwe.
– Dramatyzujesz. – rzuciłem z rozbawieniem i skierowałem się do małego okienka.
Gdy tylko stanąłem przy szybie, podziękowałem w duchu za porę roku, która okazała się być dla nas łaskawa. Słońce przyjemnie dawało znać, że zima została przepędzona, a lato nadciągało wielkimi krokami. Wszystko kwitło i budziło się do życia, pyłki wkurzały alergików, a ptaki zaczęły śpiewać o świcie.
Chwyciłem starą, metalową klamkę i otworzyłem okno, zrywając przy tym lepkie pajęczyny.
– Urocze miejsce. – wzdrygnął się Benjamin.
Przypomniałem sobie, że nasz doktorek marudził nawet na warunki w hotelu, w którym zatrzymaliśmy się po ucieczce z willi Perssona, a ta rudera była w o wiele gorszym stanie.
Jeżeli miałem być szczery, zastanawiałem się, czy w nocy sufit nie zwali nam się na łby.
– Wytrzymamy tu tydzień. – uśmiechnąłem się pokrzepiająco. – Przecież nie jest tu aż tak źle...
Starałem się zabrzmieć naprawdę przekonywująco i być może udałoby mi się zamydlić Benny'emu oczy, gdyby nie przeraźliwy wrzask Tary, który dobiegał z kuchni.
O ile te pomieszczenie można było nazwać kuchnią...
– Christian! – zapiszczała, wpędzając nas w stan gotowości.
W ułamku sekundy sięgnąłem po broń, by ruszyć kobiecie na pomoc. Nie żebym robił to z wielką chęcią, ale Tara bądź co bądź była matką Alice i nie mogłem dopuścić, by stało się jej coś złego.
– Szybciej, Christian! – darła się jak opętana. – Ileż można na ciebie czekać, do jasnej cholery?!
A może jednak warto by odpuścić misję ratunkową tym razem...?
Nie zdążyłem dojść do drzwi, bo te otworzyły się szeroko, uderzając z łoskotem o ścianę.
– Co się stało? – zapytał Alberto z niepokojem.
– Szczur wpadł do kubła na śmieci.
– Szczur? – Benjamin pobladł na twarzy i nerwowo poprawił okulary, ale nie doczekał się żadnego potwierdzenia, bo kobieta w oka mgnieniu znalazła się przy łóżku Neila.
– Moje biedactwo! – zaskomlała irytująco. – Dlaczego nikt mi nie powiedział, że odzyskał przytomność?
Tara powinna spojrzeć z wyrzutem na nasz wszystkich, ale oczywiście zaczęła gapić się tylko na mnie.
– Dopiero się obudził. – machnąłem lekceważąco ręką. – Musieliśmy mu wyjaśnić, że nie może wyjść z wyra, bo ten dureń już próbował wstawać.
– Wiesz co? – warknął Neil. – W dupie mam twoje „nie może wyjść z wyra". Chrzań się i wsadź sobie głęboko w dupę te zasady i nakazy, bo...
– Cichutko, no już. – Tara przyłożyła palec do ust blondyna i pogładziła go delikatnie po głowie, na co zareagował zdziwieniem i uniesieniem brwi.
W sumie ciężko było mu się dziwić, bo między zdaniem „cichutko, no już.", wypowiedzianym łagodnym, kobiecym głosem, a „zamknąć się, głąby", którym zazwyczaj raczył nas Alberto, była mała różnica.
– Nie powinieneś się teraz denerwować. Zostaniesz w pokoju przez kilka dni i od razu poczujesz się lepiej... – tłumaczyła cierpliwie, jakby zwracała się do małego dziecka. – A później znów będziesz mógł bawić się bronią i być złym, groźnym bandytą. W porządku?
– Mhm. – Neil wysunął zakrwawioną wargę i ułożył usta w podkuwkę, delikatnie kiwając głową.
Miałem ochotę parsknąć śmiechem, ale za bardzo bałem się reakcji Tary.
Bałem się? Nie, nie bałem się. To absurdalne. Ja po prostu... Bardzo nie chciałem jej wkurzyć.
– Dzielny chłopiec. – cmoknęła Neila w czoło i odsunęła się od łóżka. – Zrobię ci coś pysznego do jedzenia. Na co masz ochotę?
Naszemu rannemu tępakowi aż zaświeciły się oczy.
– Cóż, Neil... – zaczął Alberto z ogromnym rozbawieniem, którego nie był w stanie ukryć. – Jeżeli aż tak bardzo nie chcesz odpoczywać, to może faktycznie wstaniesz i...
– Zmieniłem zdanie. – odparł pospiesznie, naciągając na siebie koc, którzym wcześniej go przykryliśmy. – Zdrowie jest najważniejsze.
– Nie zanudzisz się tu na śmierć? – ciągnął szef.
– Myślę, że dam sobie radę.
Tara pogładziła blondyna po policzku i westchnęła, przyglądając się jego obrażeniom.
– Rozbierz się z tych brudnych rzeczy, a ja zrobię ci kakao do picia. Nie mamy zbyt wiele produktów, ale może chciałbyś tosty francuskie? Na słono albo na słodko? Na co tylko masz ochotę.
– No, zdecydowanie dam sobie radę. – rzucił Neil, patrząc z zadowoleniem na Alberto, po czym zwrócił się do kobiety: – Chcesz mnie zaadoptować?
– Skończ się wygłupiać, tłuku. – mruknął Mason i nie sposób było nie zauważyć, że największy ból dupy miał o zaproponowane Neilowi tosty francuskie. – Mamy teraz dużo na głowie, a ty jesteś ranny i bezużyteczny. Musimy wynieść się stąd w przeciągu tygodnia...
– Tygodnia? – Tara uchyliła usta.
– Tak, inaczej nas zabiją. – Gruby nie przestawał gadać. – Wiesz, jak ciężko będzie upolować Kameleona?
– Kameleona? – kobiecie prawie oczy wyszły z orbit. – Jakiego Kameleona?
– A w dodatku trzeba pozbyć się matki Edvarda i Linusa. – dodałem.
– Edvarda i Linusa? Kim są ci ludzie? – rozłożyła ręce na boki.
– No i skombinować kasę. – dorzucił Alberto, ignorując kompletnie zdezorientowaną Tarę. – Straciliśmy większość naszych rzeczy. Dobrze, że udało się zgarnąć chociaż trochę drogiego sprzętu i parę kilogramów amfetaminy, bo gdyby nie to...
– Amfetaminy?!
Zacisnąłem pięści, bo jazgoczący głos teściowej co chwilę wytrącał mnie z równowagi i nie pozwalał skupić się na rozmowie.
– Czy ktoś może mi wyjaśnić, o co w tym wszystkim chodzi?! – piekliła się, oczywiście kierując swój gniew na mnie, bo na kim innym mogłaby wyładować swoją frustrację. – Mów, Christian!
Przymknąłem powieki i wypuściłem powietrze przez nos. Czy zdradzenie matce Alice wszystkich szczegółów było mądrym rozwiązaniem? Oczywiście, że nie.
Ale czy miałem jakiś wybór? No właśnie...
– Edvard Persson, biologiczny ojciec Liama i były mąż Nancy, siostry Neila, razem ze swoją matką, bratem i poszukiwanym seryjnym mordercą prowadzili nielegalny biznes. Porywali ludzi i przeprowadzali na nich operacje, z których korzystało mnóstwo ludzi, nawet zza granicy. Byli to zwykli obywatele, ale również ważne osobistości i to dzięki tym informacjom mogliśmy szantażować policję i polityków... – wyjaśniałem jednym tchem, mając w dupie ryzyko, że mózg Tary po prostu eksploduje.
Kobieta trwała w bezruchu, oddychając ciężko i powoli. Gapiła się na mnie jak w obraz, ale z całą pewnością nie z fascynacją, a raczej cholernym niedowierzaniem.
No, dalej, Tara. Myśl, myśl, myśl, dopingowałem w duchu, widząc, ile kosztowało ją przyswojenie tych popierdolonych wiadomości i tylko czekałem, aż zacznie się jej dymić spod czaszki.
– Szwedzki morderca charakteryzuje się tym, że potrafi przybierać postać kilku osób, by być nieuchwytnym dla policji, stąd właśnie jego przezwisko. Razem z Margaretą Lindgren zamordowali Marit Persson, by Kameleon mógł ukraść jej tożsamość i spokojnie, razem z Edvardem i Linusem planować przejęcie Malbatu i odebranie nam Liama. Eddy i jego równie pierdolnięty brat zginęli śmiercią dość tragiczną, temu pierwszemu odcięliśmy fiuta i rozpruliśmy brzuch, a Linusa wykończyła twoja córka, strzelając mu w... – podrapałem się po skroni, rezygnując ze zrzucania tej bomby na Tarę, choć nie ukrywam, pokusa była dość silna. – No nieważne. Tak czy inaczej, gryzie piach. Dostaliśmy szansę na ucieczkę, ale mamy zaledwie parę dni na odnalezienie i wykończenie pozostałej dwójki. To tak w wielkim skrócie.
Tara dostała chyba jakiegoś paraliżu twarzy, a przynajmniej tak wyglądała, bo wciąż stała z rozdziawionymi ustami. No cóż, to jej wina. Sama chciała wiedzieć.
Nie chcąc wyjść na kompletnego ignoranta, westchnąłem i rzuciłem:
– To ten, no... Masz jakieś pytania?
– Tak. – wyszeptała niemrawo, jakby już zaczęła żałować swojego wścibstwa. Musiała przyzwyczaić się do tego, że w tej rodzinie niektórych rzeczy lepiej było po prostu nie wiedzieć.
– Jakie?
– Te tosty francuskie to mają być na słodko, czy na słono? – mruknęła cichutko jak myszka, cofając się do drzwi, a najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że nie czekała nawet na odpowiedź.
Wystrzeliła do kuchni i tyle ją widzieliśmy.
Idealnie. To była jednak dobra decyzja.
CZYTASZ
MALBAT TOM 4
Mystery / Thriller"Ile jesteś w stanie poświęcić, by ocalić swoją kobietę i ukochaną przyjaciółkę?" - takie pytanie mogli zadać sobie członkowie Malbatu, gdy Alice została poważnie ranna. Nie mieli wiele czasu do namysłu, ale w jednym byli wyjątkowo zgodni - zrobią...