Rozdział 3

2.2K 163 40
                                    

Olivia

Takie to jeszcze małe, nieporadne i bezbronne, a już bez matki.
Westchnęłam i schowałam twarz w obu dłoniach, lecz już po chwili odsunęłam je od wilgotnych policzków, by móc zerknąć na Filipa, który przeciągnął się leniwie na dywanie.
Opierał się na łokciu i przeglądał coś w telefonie, kompletnie ignorując malutką istotkę siedzącą tuż obok.
Nóżki miała podkulone, usta zaciśnięte z nerwów, jakby pomagało jej to w powstrzymywaniu płaczu, a w rączkach trzymała ukochaną lalkę. Nie rozstawała się z nią nawet na chwilę i wiedziałam, że gdy była smutna lub zestresowana, mocno przyciskała szmaciankę do siebie. Najwyraźniej bezpieczniej i pewniej czuła się z zabawką, niż ze mną... A już na pewno lepiej niż z Filipem.
– Jak idzie budowa zamku? – zapytałam, kiwając brodą na porozrzucane klocki.
– Mhm. – odparł Filip.
Nie miał zielonego pojęcia, o co właśnie zapytałam. Skupiony był na czymś innym i z pewnością nawet by mnie to nie ruszyło, gdyby nie piekący ból w sercu, które krajało mi się na widok przerażonej i wycofanej córeczki Jeanette.
Moja biedna kruszynka...
– Filip?
– Hm? – mruknął i dopiero wtedy zdecydował się unieść na mnie wzrok.
– Pytałam, jak idzie zabawa?
Mężczyzna zerknął na bałagan w salonie, marszcząc czarne, gęste brwi. Nie był przyzwyczajony do takich widoków i nawet nie próbował ukryć niezadowolenia, chociaż doskonale wiedział, że dziewczynka słyszała każde jego słowo.
– Jak widać. – zatoczył krąg wolną ręką. – Beznadziejnie.
– Pomyślałam, że byłoby miło, gdybyście spędzili razem trochę czasu.
– Może jutro. – ułożył dłonie na dywanie i zaczął podnosić się do pozycji stojącej. – Dziś nie mam ochoty na budowanie.
– A rysowanie? – zaproponowałam z taką nadzieją w głosie, że Filip musiałby być kretynem, by jej nie dosłyszeć.
Popatrzył na mnie z irytacją. Dosłyszał.
– Przestaniesz?
– Ja tylko...
– Jestem dorosły. – wskazał na siebie palcem, bo przecież to on był tutaj najważniejszy i najbardziej pokrzywdzony. – Dorośli ludzie nie bawią się zabawkami. Dorośli ludzie wieczorami potrzebują odpoczynku. – tłumaczył rozdrażniony.
Nie chciałam nawet patrzeć na minę malutkiej, zakłopotanej kruszynki, bo chyba umarłabym z żalu. Pozostało mi tylko mieć nadzieję, że jeżeli Jeanette obserwuje nas z góry, to wszystko nam wybacza... Każdą łzę swojej córeczki, która spłynęła z naszej winy, moją bezsilność i egoizm Filipa.
Bo tak, musiałam przyznać, że mój partner był pieprzonym egoistą.
– Właściwie, to... – odkaszlnęłam i zerknęłam na zegarek. – Już późno.
Kolejne kłamstwo. Nie było nawet siódmej, ale choć wiedziałam, że dziewczynka nie zaśnie od razu, a będzie płakać w łóżeczku tak długo, aż opadnie z sił, to i tak będzie to dla niej lepsze, niż znoszenie jawnej niechęci swojego nowego opiekuna.
– Chciałabyś położyć Rose w sypialni? – wstałam z kanapy, zbliżyłam się do tego biednego maleństwa i odgarnęłam jej kilka loków z twarzy.
Te kręcone włosy tak bardzo przypominały szalone fryzury Jeanette, że aż zacisnęłam zęby, by żadna łza nie wymknęła mi się spod powiek. Nie darowałabym sobie, gdyby rozpacz wzięła nade mną górę w tym momencie.
Nie, nie było takiej opcji. Musiałam być silna. Dla niej.
– Więc jak? – uśmiechnęłam się łagodnie i wskazałam na szmacianą lalę. – Czy Rose jest zmęczona?
Pokiwała głową w odpowiedzi, na co zareagowałam niemałym zmartwieniem. Nie słyszałam, żeby odezwała się od rana. Wciąż milczała i unikała naszego wzroku, co nie było niczym dziwnym, bo, mimo że ja robiłam wszystko, by zdobyć sympatię dziewczynki, Filip odstraszał ją samym swoim spojrzeniem.
– Pomóc ci się wykąpać? – zapytałam, błagając w duchu, by powiedziała chociaż krótkie „tak" lub „nie", lecz kiedy ponownie pokiwała głową, a następnie przyłożyła malutki paluszek do guzików swojej czarnej, pogrzebowej sukienki, odpuściłam. – Nie potrafisz ich rozpiąć? Spokojnie, zrobię to za ciebie.
Postanowiłam nie naciskać. Jutro, gdy wszyscy odpoczniemy po najcięższym dniu w naszym życiu, wszystko powinno wyglądać inaczej. Jeszcze będzie dobrze...
– Idź do pokoju i przynieś piżamkę, kochanie. Zaraz przyjdę i razem pójdziemy do łazienki.
Tym razem nie pokiwała głową. Po prostu wstała, przycisnęła Rose do piersi i uciekła. Uciekła od nas, bo wcale nie czuła się tu bezpiecznie. Nie czuła miłości. Nie czuła, że to jej dom.
Wyprostowałam się i wsunęłam palce we włosy, wzdychając ciężko, jakby miażdżące mnie wyrzuty sumienia mogły ulecieć wraz z wydychanym powietrzem.
– Filip...
– Poczekaj chwilę. – uniósł dłoń, by mnie uciszyć. – Nie uwierzysz.
– Co się stało?
– Znalazłem świetną ofertę wakacyjną. Za tydzień w Turcji, pobyt w pięciogwiazdkowym hotelu z wyżywieniem, zapłacilibyśmy tylko...
– Czy to naprawdę takie istotne w tym momencie? – skrzywiłam się.
Mężczyzna również, jednak w nieco inny sposób. Ja byłam oburzona, a on wyglądał, jakby nie traktował mojego pytania poważnie, co dobiło mnie jeszcze bardziej.
– Od kiedy planowanie urlopu cię nudzi? – prychnął, nie odwracając wzroku od smartfonu.
– Nie nudzi mnie, po prostu mamy inne, ważniejsze rzeczy na głowie, prawda? Zresztą wakacje z dzieckiem, które dopiero co straciło matkę, to raczej kiepski pomysł i...
– Myślałem, że zostawimy ją z twoimi rodzicami.
Zamrugałam i demonstracyjnie nadstawiłam ucho.
– Słucham? Chyba się przesłyszałam.
– Ah, więc teraz nie będziemy już wyjeżdżać tylko we dwoje? – Filip zablokował telefon i odłożył go na szafkę, by pokazać mi, iż zdenerwowałam go tak bardzo, że aż stracił ochotę na dalsze przeglądanie ofert. – Świetnie. Po prostu cudownie.
– Tego nie powiedziałam.
– Więc w czym problem?
– W tym, że mała musi się do nas przyzwyczaić. Powinniśmy spędzać z nią jak najwięcej czasu, sprawić, że staniemy się rodziną...
– Już się staliśmy. – znów mi przerwał. Tym razem jednak użył takiego tonu głosu, że aż się wzdrygnęłam.
Wiedziałam, że Filip nie był na to wszystko gotowy i ze wszystkich sił starałam się zachować spokój. Tylko wyrozumiałość, cierpliwość i miłość mogły nas uratować. Bo ja naprawdę kochałam mojego partnera...
Znaleźliśmy się w bardzo ciężkiej sytuacji, w której wiele par nie mogłoby się odnaleźć. Byłabym wręcz zaskoczona, gdybyśmy nie przechodzili jakiegoś kryzysu. W końcu tak nagle zostaliśmy rodzicami...
– Posłuchaj, wiem, że to dla ciebie ciężkie.
– Czyżby? – spojrzał na mnie z powątpieniem i założył ręce na piersi. – Nie wyglądasz na załamaną.
– Nie? To dziwne, bo dziś pochowałam najlepszą przyjaciółkę.
Filip uniósł brwi, wyglądając na zbulwersowanego, choć przecież nie powiedziałam niczego, co mogłoby wywołać w nim taką reakcję.
– Przestaniesz się wreszcie nad sobą użalać? – syknął po chwili, wbijając mi szpilkę w serce.
Stanęłam jak wryta, wodząc za mężczyzną wzrokiem, gdy rozpoczął wędrówkę po salonie.
– Słucham? – gładka, gorzka gula utkwiła mi w przełyku.
– Ciągle gadasz o sobie i Jeanette. Jej już nie ma, do cholery. Teraz nie ona jest tu najważniejsza, prawda? Bo to nie jej pierdoli się życie. – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Zgodziliśmy się na coś, co ewidentnie nas przerosło!
– Filip, minęło zaledwie parę dni. Dajmy sobie czas.
– Nie chcę. Nie chcę, kurwa, takiego życia. I nie chcę tego dziecka w naszym domu.
Tego...
Tego dziecka...

– Możemy wybrać się na terapię. Poprosimy o pomoc psychologa... – rzuciłam pospiesznie, uświadomiwszy sobie, że ta z pozoru niewinna dyskusja, zaczyna przeobrażać się w poważną rozmowę, od której być może zależą losy naszej rodziny.
Nie spodziewałam się, że Filip postanowi wygarnąć mi wszystko akurat dziś, w dniu pogrzebu.
– W dupie mam psychologów. Nie potrzebowałem ich, dopóki nie zostaliśmy wrobieni w opiekę nad...
– Planowaliśmy to, gdy tylko stan Jeanette się pogorszył. I wiedzieliśmy, na co się piszemy.
– Jak widać ja nie wiedziałem. – prychnął i machnął ręką, stwierdzając zapewne, że konwersacja ze mną nie przyniesie oczekiwanych przez niego rezultatów.
I nie mylił się. Bo co niby miałam zrobić? Odwieźć pięciolatkę do pogotowia opiekuńczego?
– Staram się ciebie zrozumieć, kochanie. – jęknęłam, ruszając za Filipem do kuchni. – Początki zawsze są ciężkie, ale może współpraca ze specjalistami byłaby dobrym rozwiązaniem.
Mężczyzna zatrzymał się, oparł dłonie o blat i zwiesił głowę. W pomieszczeniu zapanowała ciężka, dokuczliwa cisza, lecz wiedziałam, że to jeszcze nie koniec.
– Nie chcieliśmy mieć dzieci. – stwierdził nagle szorstkim głosem.
Ty nie chciałeś.
– Masz prawo czuć się zagubiony w nowej sytuacji, ale jako dorośli ludzie i rodzice, powinniśmy...
– Rodzice. – rzucił prześmiewczo, raniąc mnie jeszcze bardziej. – Nie jesteśmy jej rodzicami.
– Ale postaramy się nimi być. Będziesz jeszcze cudownym ojcem.
Filip odwrócił się przez ramię, posyłając mi spojrzenie pełne obrzydzenia.
– Szkoda, że ten, który faktycznie nim jest, ma dzieciaka w dupie. – parsknął pogardliwie, a ja zaczęłam się zastanawiać, kogo chciał tym urazić: zmarłą Jeanette, mnie czy biologicznego ojca malutkiej.
– Przestań już, proszę. – przyłożyłam dłoń do czoła i pokręciłam głową.
Naprawdę zaczynało brakować mi sił na kontynuację tej rozmowy.
– Prawda boli, hm? – sięgnął do drzwi lodówki, otworzył ją, a następnie zamknął, jakby nie wiedział, co ma zrobić z rękoma. – Gdyby był przy swojej córce, teraz my nie mielibyśmy pieprzonego problemu i zmarnowanego życia.
– To była wpadka, jednorazowa przygoda. Gość nawet nie wie, że Jeanette była w ciąży. – mruknęłam. – A mała myśli, że jej tata nie żyje, więc błagam cię, nie poruszaj więcej tego tematu.
Znów otworzył lodówkę, lecz tym razem wyciągnął butelkę cytrynówki. Chwycił szklankę z suszarki i napełnił ją płynem, po czym opróżnił jednym haustem.
– Ściema.
– Co? – cofnęłam się nieświadomie, zupełnie jakby to słowa Filipa mnie odepchnęły.
– Jak myślisz, dlaczego nigdy z nikim się nie związała? – mężczyzna popatrzył na mnie z nadmierną, bezczelną litością. – Dlaczego zależało jej, żeby mała była dzieciakiem dwujęzycznym? Dlaczego do usranej śmierci mieszkała w tym samym miejscu... – zatrzymał się na chwilę, gdy dotarł do niego sens ostatniego wypowiedzianego zdania, jednak nawet, gdy zorientował się, że palnął niemałą gafę, nie wyglądał na przesadnie przejętego.
Za to ja wręcz przeciwnie.
– Jak możesz?!
– Normalnie. – wzruszył ramieniem i przyłożył butelkę bezpośrednio do ust, nie siląc się już nawet na użycie szklanki. – Dała pewnie dupy jakiemuś zagranicznemu kutasowi, który przyjechał do Szwecji na wakacje, a później naiwnie liczyła, że do niej wróci.
– Filip! – pisnęłam rozżalona, czując jak łzy spływają mi po policzkach. – Przestań! Nie zgadzam się, żebyś tak o niej mówił!
Odstawił flaszkę z takim hukiem, że aż zdziwiłam się, że nie pękła i wytarł, lepkie od słodkiego alkoholu, usta rękawem.
– Mówię prawdę. – warknął. – To nie my powinniśmy teraz wychowywać córkę twojej przyjaciółki.
Zadrżałam, gdy wstrząsnął mną niekontrolowany szloch. Oddech coraz trudniej przeciskał się przez zaciśnięte, obolałe gardło, kręciło mi się w głowie, a ból brzucha mogłabym porównać do silnego, bezlitosnego kopania w żołądek.
To wszystko miało wyglądać zupełnie inaczej. Spodziewałam się, że nie będzie łatwo, jednak zachowanie Filipa zaczęło mnie już nie tylko stresować, ale również przerażać.
Nie poznawałam mężczyzny, którego kochałam. Nie rozumiałam, dlaczego nie chciał chociaż spróbować walczyć. Jak mogło mu nie zależeć...
– Nie możemy się teraz wycofać. – wyszeptałam, czując ogarniającą mnie panikę, bo tak naprawdę zostałam ze wszystkim sama.
Nie miałam na głowie jedynie skrzywdzonej psychicznie pięciolatki, ale również dorosłego faceta, który zrobiłby wszystko, aby światła reflektorów zwrócone były tylko w jego stronę.
Nawet kosztem osieroconej dziewczynki...
– Chcę nasze stare, ułożone, idealne życie, do kurwy nędzy.
– Podjęliśmy wspólną decyzję, a dziecko to nie zabawka, którą można tak po prostu oddać.
Filip zacisnął usta w prostą linię, powstrzymując się przed kolejnym komentarzem, jednak zmierzył mnie wściekłym spojrzeniem, by choć w ten niewerbalny sposób, dać mi do zrozumienia, że wszystko jest moją winą.
Muszę być silna. Będę walczyć o rodzinę. Damy radę.
Mimo łez, zmęczenia psychicznego i bólu, odetchnęłam z ulgą, gdy mężczyzna odpuścił.
Przynajmniej na chwilę miałam spokój, mogłam w spokoju iść do...
O cholera.
Szybkim krokiem wyparowałam z kuchni.
Rodzice, wychowujący swoje dzieci od ich narodzin, są nauczeni dyskrecji, panowania nad nerwami i załatwiania swoich sporów po cichu. My dopiero uczyliśmy się życia w nowej rzeczywistości... Tym samym nieumyślnie krzywdząc maleństwo, które nie zasługiwało na to, by usłyszeć wszystkie słowa, jakie padły w kuchni.
Nie zdążyłam przejść przez salon, gdy kawałek czarnej sukieneczki i włosy szmacianej lalki, zniknęły za rogiem, a odgłos uciekających małych stóp, przyprawił mnie o ciarki oraz gęsią skórkę.
Filip stanął tuż za mną, również wsłuchując się w dziecięcy tupot, a kiedy jakiekolwiek dźwięki ustały, wzruszył ramionami i obrał kurs na piętro.
Zostawił mnie samą ze strachem i potwornymi wyrzutami sumienia.
Oparłam plecy o ścianę i zjechałam na podłogę, zanosząc się płaczem, którego nie mogłam opanować za żadne skarby świata.
– Przepraszam, Jeanette. – wychrypiałam, wznosząc oczy do sufitu. Włosy przykleiły mi się do policzków, ale nie miałam siły unieść ręki, by je odkleić. – Błagam cię, pomóż mi, bo nie chcę cię zawieść. – jęknęłam żałośnie, bo rozmowa ze zmarłą przyjaciółką wydawała mi się ostatnią nadzieją na znalezienie wyjścia z tej tragicznej sytuacji. – Sama nie dam rady... – skomlałam i byłam pewna, że Filip słyszał moje desperackie prośby, jednak nie zdecydował się mnie wesprzeć. – Kochana Jeanette, ześlij mi kogoś, kto mi pomoże...

MALBAT TOM 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz