Christian
– Uśmiechnij się, Christian. Wszystkie zdjęcia i nagrania lecą do twoich znajomych. Widzę, że macie wspólną grupę. Uroczo. – zaśmiał się pogardliwie. – A twój dzieciak? Czy on również ma dostęp do takich aplikacji? Zobaczy ostatnie chwile życia tatusia?
– Nie wydaje mi się. – warknąłem, czując tak potworną niemoc, że aż brakowało mi tchu.
Doszedłem nawet do szybkiego wniosku, że im człowiek bardziej wściekły, tym gorzej mu się oddycha, bo umysł jest tak przesiąknięty furią, iż zapomina wysyłać sygnały do reszty ciała o wykonywaniu podstawowych czynności. Dlatego moje płuca przestały prawidłowo pracować, a mięśnie napinały się, pompowane przez nienawiść.
– Szkoda. – wzruszył ramionami. – Z tego co pamiętam, to on bezmyślnie rzucił się na pączki, które wy mieliście zjeść. Należałaby mu się mała nauczka, bo swoją głupotą prawie wpędził mnie do grobu.
– To tylko dziecko...
– Otóż to. – pochylił się nade mną, tak, że z łatwością mogłem przyjrzeć się jego bliznom. – Bachor, przez którego musiałem przejść gehennę.
– Sam się o to prosiłeś. Chciałeś nas otruć.
– Tak. – uśmiechnął się jadowicie i przejechał koniuszkiem języka po wargach. – Ubolewam, że mi się nie udało. Z drugiej jednak strony... – mężczyzna odwrócił się i odszedł powoli, zostawiając mnie związanego na podłodze. – Dobrze się stało, że zorientowaliście się w porę i powstrzymaliście tego małego gnojka przed zeżarciem ciastek. Gdyby spadł mu chociaż włos z głowy, Edvard i Margareta nie byliby na tyle litościwi, co wy. – zerknął na mnie z ukosa i dodał: – Nie darowaliby mi życia.
– Widzisz?
Uświadomiłem sobie, że z nerwów głos lekko mi zadrżał, więc odkaszlnąłem, by ciągnąć pewnym tonem:
– Nie jesteśmy aż tacy źli. Żyjesz i masz się całkiem nieźle, prawda?
– Prawda. – skinął głową i zniknął za ścianą.
– Nie zabiliśmy cię. – przypomniałem mu, żeby przedstawić nas w nieco lepszym świetle.
No dobra, może zafundowaliśmy mu kąpiel we wrzątku, Neil wbił mu w udo widelec, a ja zabawiłem się w amatorskiego piercera i przebiłem mu język... wraz z podniebieniem, przez co teraz trochę seplenił, ale zawsze mogło być gorzej.
– Nie zabiliście. – zgodził się, grzebiąc po szufladach.
Nie widziałem go, ale słyszałem brzdęk naczyń i sztućców.
– Więc?
– Więc ja również okażę się wspaniałomyślny. Oszczędzę cię, wiesz?
– Poważnie? – mruknąłem z powątpieniem.
– Jasne. Twoja śmierć byłaby w sumie bezsensownym posunięciem.
Gdy ponownie pojawił się w progu, przełknąłem ślinę, prawie się przy tym krztusząc. Facet przesuwał ostrze noża po ścianie, zbliżając się do mnie leniwymi krokami. Celowo przeciągał każdą sekundę, obserwując strach narastający w moich oczach.
Próbowałem nad sobą panować, by nie dać mu żadnej satysfakcji, jednak doskonale pamiętałem do czego zdolny był Linus.
A czy frajer, który właśnie stanął przede mną, szczerząc się szeroko, był mniej brutalny od jednego ze swoich byłych szefów? Raczej nie. Mogłem więc zacząć przyszykowywać się na powtórkę z rozrywki.
– Dziwnie pobladłeś. – cmoknął z udawanym zatroskaniem. – Coś ci nie pasuje?
Ściągnąłem brwi i wbiłem w mężczyznę nienawistne spojrzenie.
Z dwojga złego, wolałem, żeby zabrał się już do rzeczy. Alberto, Benny i Mason najwyraźniej zostali zeżarci przez wielkiego psa, więc i tak nie miałem żadnych szans na ratunek.
Jeżeli miał zamiar przeorać mnie nożem, chciałem, by zrobił to bez zbędnego gadania i chrzanienia mi głupot nad uchem.
– Zaczynasz? – zdobyłem się na uśmiech, rzucając mu wyzwanie.
– Ty mi powiedz. – odpowiedział zaczepnie i przechylił głowę na bok. – Jesteś gotowy?
– Jestem.
Nie kłamałem. Postanowiłem zaakceptować to, co nieuniknione, by lepiej przez to przejść.
Albo mi odbiło, albo zajebiście okłamywałem sam siebie.
Poczułem, że kark zrobił się wilgotny od potu, a puls niebezpiecznie mi przyspieszył.
– Będę w miarę litościwym katem. – rozszerzył wargi, zerkając na mnie z rozbawieniem.
– W miarę?
– Pozwolę ci wybrać, której części ciała cię pozbawię. Co ty na to?
– O, cudownie. – szarpnąłem związanymi rękoma w akcie desperacji, która była dla mnie pewnego rodzaju zaskoczeniem, bo myślałem, że lepiej panowałem nad nerwami. – Cóż za wyrozumiałość. Jestem pod wrażeniem.
Koleś zaśmiał się złowrogo i ukucnął przede mną, przykładając mi ostrze noża do gardła.
Nie odsunąłem się, bo wiedziałem, że mnie nie zabije. Przecież szykował dla mnie coś o wiele gorszego.
– Moja oferta nie podlega negocjacjom. – zastrzegł, jakby przypuszczał, iż już za chwilę zacznę skomleć i błagać go o litość. – Możesz stracić wszystkie palce u rąk... Chętnie poodcinam je jeden po drugim. – rozmarzył się, wlepiając psychopatyczne spojrzenie w moje dłonie, którymi mimowolnie zacząłem ruszać.
– Albo? – odważyłem się poznać drugą, zapewne równie sadystyczną opcję.
Właściwie nie musiał odpowiadać. Uśmiechnął się tak makabrycznie, że żołądek skurczył mi się boleśnie, a serce zaczęło obijać się o żebra.
– Nie... – wyszeptałem, patrząc na swoje krocze.
A później na mężczyznę, który powoli kiwał głową. I znów na własne spodnie. I ponownie na gościa i jego ostry nóż.
To była łatwa decyzja. Wręcz banalna. Nie musiałem nawet się nad nią zastanawiać:
– Okej, tnij. – wydukałem, próbując uspokoić nierówny oddech. – A zostawisz mi chociaż kciuki?
CZYTASZ
MALBAT TOM 4
Mystery / Thriller"Ile jesteś w stanie poświęcić, by ocalić swoją kobietę i ukochaną przyjaciółkę?" - takie pytanie mogli zadać sobie członkowie Malbatu, gdy Alice została poważnie ranna. Nie mieli wiele czasu do namysłu, ale w jednym byli wyjątkowo zgodni - zrobią...