Rozdział 14

2.2K 175 23
                                    

   Liam

– To mogę, czy nie? Przecież nic mi się nie stanie, kobieto.
Mama popatrzyła na mnie z rozbawieniem, a ja już wtedy miałem pewność, że się zgodzi.
Kocham Alice właśnie za to, że wszystko potrafię wyczytać z jej oczu. Z mamą Ashley miałem tak samo. Ją też kochałem.
– Dobrze, idź. Ale chcę cię przez cały czas widzieć z okna, mężczyzno.
Okej. – zgodziłem się, chociaż wiedziałem, że już zaraz nie będzie mnie w ogrodzie.
Trochę żal było mi mamy, ale tata i wujek Alberto obiecali, że nie będzie się o mnie martwić. Pójdzie spać, a kiedy się obudzi, ja będę już z powrotem w domu.
Miałem ochotę skakać ze szczęścia, ale wtedy Alice zaczęłaby coś podejrzewać. Albo, co gorsza, babcia... Wtedy tata miałby przechlapane.
Wujek Neil powiedział, że jeżeli Tara pozna szczegóły naszego planu, urwie ojcu jaja. To byłoby całkiem śmieszne, ale nie mogłem nawalić. To moja pierwsza misja! Musiałem dać z siebie wszystko.
Znów zachciało mi się biegać z radości, więc stwierdziłem, że najbezpieczniej będzie wyjść z pokoju.
Nie potrafiłem jeszcze być tak opanowany jak tata i wujkowie, ale wiedziałem, że wszystkiego się nauczę.
Moja. Pierwsza. Misja.
To chyba najlepszy dzień w moim życiu. Jestem już prawie dorosły.
A przynajmniej tak myślałem, dopóki Christian nie przypomniał mi, że wciąż traktował mnie jak dziecko.
– Przebierz buty, jeżeli chcesz kopać piłkę. – powiedział spokojnie, blokując mi przejście. – Nie stać nas na nowe adidasy.
Cudem udało mi się powstrzymać przewrócenie oczami.
Przecież wiem, pomyślałem poirytowany. W prawym bucie ukryty był lokalizator. Dokładnie w podeszwie, bo ludzie, którzy mnie zabiorą, w pierwszej kolejności zabiorą mi telefon. I dobrze, bo mają myśleć, że bez niego nikt nie będzie w stanie mnie namierzyć.
– Spoko.
– I uważaj na siebie.
– Przecież wiem, zawsze uważam, tato. – uśmiechnąłem się, bo wiedziałem, że właśnie go załatwiłem.
Gdybym musiał przekonać Christiana do czegoś innego i bardziej się postarać, pewnie powiedziałbym „tatusiu", ale teraz nie było to konieczne.
Oczywiście od razu uniósł kącik ust, chociaż starał się to ukryć i przepuścił mnie w drzwiach.
Dorośli bywali tak przewidywalni...
Zachichotałem cicho i wybiegłem z sypialni mamy i wujka Neila.


Ogród wydawał się taki ekscytujący, kiedy miałem świadomość, że właśnie rozpoczęła się moja wymarzona akcja. Tak długo na nią czekałem i wreszcie zostałem doceniony.
Byłem na świecie już prawie dekadę, więc to kawał czasu i chyba odpowiedni moment, żebym wziął udział w prawdziwej, niebezpiecznej misji.
Wciągnąłem zimne powietrze przez nos i policzyłem od jednego do dziesięciu, tak samo jak tata.
On liczył, gdy był zdenerwowany, a ja musiałem się opanować i jak najszybciej ukryć uśmiech, który nie schodził z mojej twarzy.
Wujek Alberto wielokrotnie zaznaczał, że mam zachowywać się naturalnie. Inaczej mógłbym zepsuć cały plan, a tego bym sobie nie darował. Wszyscy znów uważaliby mnie za małego dzieciaka.
Postanowiłem skupić się na piłce i był to strzał w dziesiątkę.
Po pierwsze, zająłem czymś głowę, a po drugie, musiałem trenować. Warto było mieć jakiś plan „B" i postanowiłem, że jeżeli nie zostanę gangsterem, to spróbuję kariery piłkarza.
Chociaż wiadomka, wolałem pierwszą opcję. Jak tata.
W sumie jak dorosnę, chciałbym być Christianem, stwierdziłem z zadowoleniem.
Kopnąłem piłkę, a ta uderzyła w stodołę, odbiła się i wróciła do mnie. I tak kilka razy. A może nawet kilkanaście.
Wydawało mi się, że spędziłem na podwórku bardzo dużo czasu, chociaż w rzeczywistości minęło zaledwie kilka minut. To nie tak, że mi się nudziło. Uwielbiałem grać w nogę, po prostu tym razem nie mogłem skupić się na piłce.
Bawiłem się, kopałem i strzelałem do wymyślonej bramki... Aż wreszcie nadeszła chwila, na którą tak bardzo czekałem.
Gdy nieznany mi samochód stanął na środku drogi obok naszego gospodarstwa, poczułem się trochę dziwnie. Wciąż byłem niesamowicie podekscytowany, ale oprócz tego rozbolał mnie brzuch i zrobiło się sucho w ustach.
Chyba się nie bałem? To dopiero byłby wstyd przed tatą i wujkami. Musiałem wziąć się w garść.
Zignorowałem furę i ludzi, którzy siedzieli w środku i nie odwracali ode mnie wzroku, bo tak kazał mi Alberto – zachowywać się naturalnie.
Jeszcze raz kopnąłem piłkę, ale tym razem zawiał silny wiatr i porwał ją nieco dalej, niż planowałem.
– Liam! – usłyszałem własne imię, gdy już miałem zamiar pobiec za zabawką.
Stanąłem jak wryty i odwróciłem się przez ramię.
– Liam, dziecinko, podejdź tu na chwilę. – jakaś pani zaczęła wołać mnie po szwedzku.
Udało mi się ją zrozumieć dzięki norweskiemu, którym posługiwałem się w szkole.
Spojrzałem na kobietę podejrzliwie i cofnąłem się o krok, tak, jak kazali wujkowie i tata. Miałem udawać zdziwionego i chyba jako aktor wypadłem całkiem nieźle, bo pani wysiadła z samochodu i przywołała mnie jeszcze raz:
– Chodź tu, kochanie. Zgubiliśmy się... – wskazała na samochód. – Mógłbyś pomóc nam dojechać do głównej drogi? – wykrzywiła usta, przez co na jej twarzy pojawiło się jeszcze więcej zmarszczek.
Nie wyglądała na przesadnie zadowoloną z faktu, że stałem jak kołek i nie miałem zamiaru się ruszyć, ale panowała nad nerwami na tyle, żeby niechcący mnie nie przestraszyć.
– Kim pani jest? – zapytałem po angielsku.
Nie miałem bladego pojęcia, o co chodzi w całej misji, a wujek Alberto wyjaśnił mi tylko tyle, ile uważał za słuszne. Czyli praktycznie nic. Jak zwykle.
– Podejdź do mnie, cukiereczku, a wszystko ci opowiem. – uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę w moją stronę.
Dzieliło nas chyba kilka metrów. Może łatwiej byłoby mi oszacować odległość między nami i jednostki długości, gdybym trochę lepiej ogarniał matmę.
Zrobiłem nieśmiały krok w kierunku samochodu, a nieznajoma wyszczerzyła się od ucha do ucha.
Jej uśmiech nie przypominał uśmiechu babci Tary, wręcz było w nim coś dziwnego, zresztą jak w całej kobiecie. No i cóż, gdyby nie to, że obiecałem sobie doprowadzić misję do końca, żeby pokazać tacie, jaki jestem dzielny i prawie dorosły, raczej ominąłbym tę furę szerokim łukiem.
Ale gangster nie wybiera. Musi spełniać swoje obowiązki. Czasami jest to sprzątanie zabawek, robienie lekcji czy mycie zębów, a innym razem: prawdziwe, niebezpieczne przygody.
Znów zrobiło mi się ciepło na sercu i poczułem łaskotanie w brzuchu. Podobało mi się to.
– Jaki grzeczny, uroczy chłopiec. – wyszeptała, przykładając sobie dłoń do ust, gdy podszedłem bliżej. – Widziałeś go? – zwróciła się do kogoś w samochodzie. – Przecież to sama słodycz.
Wychyliłem się zaciekawiony i mam nadzieję, że tata nie widział z okna, jak staję na palcach, by móc dostrzec siedzącą na miejscu pasażera postać.
Bo przecież gangsterzy nie muszą stawać na palcach... Są dorośli i dzielni. Ja też chciałem taki być, tylko jeszcze nie urosłem.
– Liam, zaraz wszystko ci wyjaśnię. – obiecywała ta dziwna pani, patrząc na mnie, jak na dzikie, spłoszone zwierzę, które za wszelką cenę chciała dorwać w swoje szpony. – Masz ochotę na czekoladkę? Przywiozłam dla ciebie coś pysznego.
No... No, no... Musiałem przyznać, że użyła naprawdę solidnego przekupstwa.
Ta misja podobała mi się coraz bardziej. Zacisnąłem palce u stóp, gdy emocje rozsadzające mnie od środka stawały się nie do opanowania. To chyba właśnie ta adrenalina, o której tyle słyszałem od taty i wujków.
W takim razie od dziś kocham adrenalinę, pomyślałem i podszedłem do samochodu.

MALBAT TOM 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz