Rozdział 36

428 4 0
                                    

Nicholas P.O.V

Emory Sinclair jest pierwszą osobą o którą się tak cholernie martwię,jak z resztą każdy.Zza dnia chodziła uśmiechnięta,ale jednak Nolan martwi się jak zasypia nad ranem i wstaje po południu,zdarza jej się napić bez żadnej okazji i coraz więcej pali.

Zapukałem dwa razy do jej pokoju i dopiero wszedłem.Siedziała na łóżku w samej,czarnej bluzie i czarnych szortach,kaptur miała założony na głowie a na jej brzuchu leżał ten szary kot,byłem o niego zazdrosny i to bardzo.Przebywał z nią więcej czasu niż ja,nawet z nią kurwa śpi.

-Oo.-mruknęła,po czym spojrzała na mnie.-Jak tam?

-Przyszedłem zobaczyć co z twoją ręką.-odpowiedziałem,po czym zasiadłem koło niej na łóżku,a z kieszeni wyjąłem czarny flamaster?-Mogę?-zapytałem,wzrokiem dając jej do zrozumienia czy mogę się jej podpisać na gipsie.Przytaknęła.Napisałem pewien napis a obok niego małe serduszko.

Nicholas Walker-największy przystojniak w LA.

-Dobrze że napisałeś że w LA.-prychnęła.-Wiesz w Hiszpanii było dużo ładnych chłopaków też.-Drażniła się ze mną,bo widziałem jej zadziorny uśmiech na twarzy.Prowokowała mnie i jej się to kurwa udawało.

-Emory...-poskarżyłem ją.-Chodź,zabiorę Cię gdzieś.

-Co?-zapytała zdezorientowana.

-Chce Cię gdzieś zabrać.-oznajmiłem dumnie.

-Człowieku.-zaczęła z pogardą w głosie.-Ty widzisz jak ja wyglądam? Muszę się ogarnąć.

-Wyglądasz ślicznie Emmy.-uśmiechnąłem się w jej stronę.-Dla mnie zawsze będziesz najpiękniejsza,nie musisz się ogarniać.

-Jestem w bluzie.-wysyczała.-I mam krótkie spodenki od piżamy.

-I co z tego?-Ściągnąłem brwi.

-Daj mi zmienić chociaż ubrania.-Wywróciła oczami po czym podeszła do szafy i wyjęła z niej czarne,luźne jeansy i czarno,skórzany top bez ramiączek.-Pomożesz?-spytała,wędrując wzrokiem na jej złamaną rękę.Podeszłem do niej i pomogłem założyć jej ubrania i czarny pasek,wsunąłem jej czarne adidasy na nogi i chwyciłem jej dłoń.

***

Kilkanaście minut później znaleźliśmy się na opustoszałym miejscu,a raczej w opuszczonym budynku do którego ja kiedyś zabrałem.Weszliśmy na górę,po czym na nią spojrzałem z pewnym pytaniem.

-Jakie są twoje ulubione kwiaty?-zapytałem,drapiąc się po karku.

-No nie wiem.-zaczęła się zastanawiać.-Lubię bardzo białe róże,więc chyba te.Znaczy lubię białe i czerwone,tak najbardziej.

Jestem kurwa zajebisty że odgadłem.

-Chodź.-chwyciłem delikatnie jej dłoń i poprowadziłem na sam dach,opuszczonego budynku.-Tylko uważaj.-Powiedziałem gdy weszliśmy już na samą górę.

Wszędzie były białe i czerwone róże,a raczej bukiety tych róż.Spojrzałem na Emory,była w ogromnym szoku,a jej policzki zalał rumieniec.Wyglądała uroczo.

-Skąd...-zaczęła,spoglądając na mnie i na róże.-Czym się zawdzięczam tymi kwiatami?-spytała.

-Jesteś moja.-przybliżyłem się do niej,na tyle blisko,że jej oddech czułem na sobie.-A ja dbam o swoją własność,należysz do mnie i zapamiętaj to sobie.-Przełknęła głośno ślinę.-Moja piękna Emory.-wyszeptałem jej prosto w usta,po czym ją pocałowałem namiętnym pocałunkiem.

***

Spojrzałem na Emory która leżała na moim łóżku,w samej mojej bluzce i i krótkich spodenkach,jej czarne włosy swobodnie opadały na ramiona.

Fallen for youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz