Rozdział 45

470 6 0
                                    

Nicholas P.O.V

Spojrzałem na Emory,jej czarne włosy swobodnie opadały na białą poduszką i spała tak cholernie uroczo,że nie mogłem oderwać od niej wzroku przez głupie dwadzieścia pięć minut.

Szturchnąłem ją lekko w ,mając na celu obudzić Emmy.

-Kurwa co..-mruknęła śpiącym głosem,moje kąciki ust się uniosły w niewielki uśmiech gdy zobaczyłem jej zirytowanie na twarzy,bo ją obudziłem.Lecz po sekundzie ten uśmiech znikł,a moja mina znów była poważna.

-Wstawaj.-zacząłem.-Chce byś pojechała ze mną.-westchnąłem,sam nie wiedząc czy to jest dobry pomysł.

-Gdzie?-zapytała unosząc brwi,w pytający sposób.

-Victor.-wyszeptałem stanowczo.-I Patrick,muszę dojechać tych skurwysynów raz na zawsze.-Wydusiłem z trudem.Dziewczyna otworzyła szerzej oczy,jakby analizowała moje słowa które przed chwilą wypowiedziałem,nie dziwiłem jej się.Wolałem ją zabrać ze sobą niż zostawić ją samą i narażać by jej się coś stało,bo prawda jest taka jakby jej włos spadł z głowy,zabiłbym,bo dla Emory Sinclair jestem gotowy do zabicia każdego kto stanie nam na drodze,jestem gotów by poświęcić wszystko dla niej,nawet jeśli chodzi o moje Camaro.Bo Emory była moim ideałem,to ona była powodem przez który chciałem żyć,sprawiła że czuję się lepiej mimo tej cholernej przeszłości i wszystkiego co sprawia mi trudność,ona stanowiła dla mnie wszystko.Emory była najpiękniejszą kobietą stopująca po ziemi,dla niej mógłbym zrobić wszystko,straciłem głowę dla niej,ona była jak najbardziej uzależniający narkotyk,tylko że to gówno działa przez chwilę,a uczucie które przy niej doświadczam ciągnie się od długiego czasu,a uczucie którym ją darzę zmacania się z każdym cholernym dniem,bo w końcu to ona jako jedyna sprawiła że znowu poczułem „miłość" od śmierci matki.

-A ja ci w tym pomogę.-odetchnęła cicho,jej słowa mnie lekko zdziwiły.Dziewczyna bez zastanowienia zeszła z łóżka i zaczęła się rozbierać.Kurwa.

Całkiem naga stała przed szafą,zastanawiając się w co ma ubrać,prowokowała mnie,widziałem to po jej aroganckim uśmiechu na twarzy którego próbowała ukryć przede mną.

-Prowokujesz mnie.-stwierdziłem pewnie.-A mi się to za bardzo podoba.

-Nie,wcale.-prychnęła po czym wsunęła na siebie bieliznę,a następnie czarną bluzę i dresy które należały do mnie,szybko związała włosy w warkoczyki i pobiegła do łazienki.

Wróciła z świeżą umytą twarzą i z uroczym uśmiechem na twarzy,spojrzała na mnie spod jej długich rzęs,nawet w takim wyglądzie wyglądała kurewsko seksownie-w każdym wydaniu mi się podobała,nawet jeśli chodziło o brudne dresy i bluzę.

-Ale..-zaczęła,a po jej minie było widać jakby się nad czym zastanawiała i myślała.-Co ty tak naprawdę chcesz zrobić?

-Napiszemy do niego.-oznajmiłem.-Victor nie jest pizdą,jeśli spytasz o spotkanie to przyjdzie,lecz musimy powiadomić wszystkich o tym.-Dziewczyna uważnie słuchała więc postanowiłem kontynuować.-Musimy powiedziesz Kendall,Coltonowi,Nolanowi i Valenitnie,mogą nas pilnować,znaczy no wiesz...Stać na „czatach"Nie chce odrazu zabijać Victora,Ani Patricka chce z nimi porozmawiać jak człowiek z człowiekiem,jeśli Victor zaatakuje.-westchnąłem po czym z kieszeni wysunąłem ostry,mały przedmiot.-zabije go,nie będę się wahał.Zniszczył mnie,mamę,a teraz chce się zemścić i odebrać mi przyjaciół,zabrać wszystko co mam i przede wszystkim ciebie,a ty jesteś moim najdroższym skarbem.

***

Czułem wzrok każdego na sobie,co chwilę zerkali na mnie i na Emory,byli zdziwieni,ale czy im się dziwiłem?Oczywiście ze nie,sam bym nie przetrawił tyle informacji co oni,postanowiłem opowiedzieć im wszystkim,nawet o moim dzieciństwie.Z czarnej torby wyciągnąłem cztery glocki,podałem je Nolanowi,który następnie rozdał je Kendall,Coltonowi i Val.Emory poprawiała kaptur na głowie,a w dłoniach trzymała ostrze,w kieszeni jej jeansów znajdował się kolejny Glock,każdemu również dałem kuloodporne kamizelki,na wszelki wypadek,Victor był do wszystkiego zdolny,w końcu to on w wieku czternastu lat zamordował trzy letnie dziecko z naszego osiedla albo znęcał się nad innymi,nawet nad zwierzętami.

-Więc...-zaczęła Hiszpanka.-Jak się używa tego czegoś?-spytała,marszcząc brwi.-No co? Ja wcześniej jedyne co umiałam to gotować i piec,czytać i rozmawiać z babciami na przystankach.

Nolan zaczął jej tłumaczyć,na co wszystko przytakiwała,spojrzałem na czarnowłosą,o nią najbardziej się martwiłem i to do takiego stopnia że co chwilę powtarzałem jej że nie chce jej stracić,czułem się jak natarczywy zakochany kundel w szkole podstawowej.

***

Przełknąłem ślinę gdy Emory pokazała mi wiadomości z Victorem,zimny pot oblewał moje czoło gdy stukałem w klawiaturę na telefonie.

Emory:Spotkajmy się za dwadzieścia minut,tam gdzie zawsze są wyścigi.

Wiadomość jedynie odczytał,lecz wiedziałem że tak się zjawi,to było bardziej pewne.Spojrzałem na Emmy,wyglądała na lekko zestresowaną i przestraszaną,zresztą jak wszyscy.Gwałtownie usadziłem ją na swoich kolanach na co spojrzała na mnie swoim hipnmozyjącym wzrokiem,chciałem poczuć ją,pocałować cokolwiek.Zerżnąć a potem przytulać przesz wszystkie sekundy,była wyjątkowa i moja,należała do mnie.

-Jesteś moja...-wyszeptałem,po czym złożyłem pocałunek na jej wargach.

***

Zacisnąłem dłoń na ręce Emory,już za pięć minut miał tu być,za pięć minut miała wybić północ.Bałem się?Bardzo,lecz nie o siebie,a o Emory,nie mogłem jej stracić,nie wybaczyłbym sobie jej straty.

Wysoka postać-ciemne włosy i ten przerażający wzrok i uśmiech posłała mi kpiące spojrzenie.Victor.

-Witaj braciszku.-powiedział cicho,jego głos sprawiał że poczułem jak Emory stoi jak sparaliżowana.

-Victor.-wycedziłem.-Chce porozmawiać.

-Porozmawiać?-prychnął blondyn który pojawił się sekundę temu.

-Tak kurwa.-wysapałem.-Chce rozmowy.-oznajmiłem,czułem ich wzrok na sobie.-Proponuje więc układ.

-Ty mi proponujesz układ?-Roześmiał się szyderczo.

-Oddam ci wszystko,lecz daj nam wszystkim spokój.-zacząłem.-Oddam ci pieniądze wszystkie które są moje,a ty dasz nam cholerny spokój na zawsze.

-Wszystko?-zmarszczył brwi.-Oddaj mi ją.-Jego wzrok wylądował na Emory.-Sprzedałbym ją jak dziwkę,a wam dałbym spokój.-Znieruchomiałem.

-Pierdol się.-wysapałem.-Jeśli zobaczę że ją tkniesz to cię zabije kurwa.

-Boisz się mnie.-Podszedł bliżej,był kurewsko przerażający.-Nie zrobisz tego.-Zbliżył ostrze do mojej krtani.-Patrick!Teraz.-wrzasnął.Blondyn podbiegł do Emory i ją obalił,natomiast Victor pchnął mnie mocno na ziemię i otarł ostrze na niej ręce,pozostawiając na nim kropelki krwi.

Usłyszałem pociągnięcie za spust,Patrick dostał w ramię,a tym czasem Emory chwyciła za ostrze i bez wachania wbiła je Patrickowi w brzuch,który upadł i jęknął z bólu.Pchnąłem Victora i z szyderczym uśmiechem na niego spojrzałem.

-Nadal jesteś taki pewny?-zmrużyłem oczy i jeździłem ostrzem po jego ramieniu,podczas gdy Emory go trzymała tak mocno ze nie mógł się nam wyrwać.-Mówiłem że jeśli ją tkniecie to zabije i mówiłem poważnie.-Ostrze wbiłem prosto w serce,zaczął mocno krwawić.
Dwa trupy.

Czarnowłosa padła na kolana i mocno mnie przytuliła,wiedziałem że mogłem go zabić wcześniej,lecz jako zwykły nastolatek nie czułem się na siłach by go zabić,zbyt mocno mnie przerażał.

Poczułem jak przyjaciele nas przytulają,a ja pierwszy raz poczułem się bezpiecznie.
Bo teraz liczyli się moi przyjaciele którzy byli moją rodziną i ona która była moim wszystkim.

Fallen for youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz