Rozdział piąty

1.6K 239 13
                                    


Skyler

Mam ochotę sięgnąć po jedną z pustych butelek piwa, które walają się pod moimi nogami i roztrzaskać ją na głowie tego palanta. Pieprzony bogacz, który musi za wszelką cenę podkreślać swoje ego. Że też musiałam stać się obiektem jego zainteresowania. Zdecydowanie wolę skończyć dziś w łóżku jednego z motocyklistów, niż u faceta, który jest przekonany o tym, że kasa załatwi każdy problem. Zapewne rekompensuje sobie nią małego kutasa. Mam słabość do złych chłopców, ale nie tych zepsutych pieniędzmi. To zupełnie inne typy. Zaczynam odliczać każdą sekundę. Liczę, że gdy wyścig się skończy, reszta wróci na swoje miejsca. Żałuję, że nie poszłam z Olivią. Mogłam zrobić to teraz. Po prostu zejść na ziemię i dołączyć do reszty, ale nie będę uciekać. Poza tym ten facet nie może stanowić dla mnie realnego zagrożenia. Jest wysoki, ma dość szerokie ramiona, ale pod garniturem może skrywać się wiotkie ciało. Przynajmniej tak go sobie wyobrażam. Typowy przeciętny facet. Niezbyt gruby, ale z widoczną tkanką tłuszczową. Poznałam kilku biznesmenów i niemal każdy z nich tak właśnie wyglądał. Pewnie dlatego wszyscy noszą pełne garnitury. Lata temu doszli do tego, że w ten sposób ukryją swoje mankamenty, a ludzie będą widzieć w ich strojach tylko czystą elegancję. Już dawno na to wpadłam i nie zmienię zdania.

– Jesteś z Portland, Sky?

A on dalej swoje...

– Tak – odpowiadam, by nie wyjść na mniej taktowną od niego.

– Nie widziałem cię nigdy wcześniej.

– Mieszkam tu od niedawna. Dokładnie od początku roku.

Mam nadzieję, że ta odpowiedź mu wystarczy. Liczę, że wyczuje moją niechęć, co przecież powinien zrobić od razu i odejdzie. Nic, kurwa, bardziej mylnego.

– To wiele wyjaśnia. Zapamiętałbym tak śliczną buzię.

Wywracam oczami na ten tani komplement.

– Z pewnością – cedzę przez zaciśnięte zęby.

Wracam do swojego odliczania, ale po dziesięciu sekundach mężczyzna odzywa się ponownie.

– Daj mi szansę.

Spoglądam na niego bardzo niechętnie.

– Już mówiłam, że nie jestem zainteresowana.

– Masz kogoś?

– Nie, ale to, że jestem sama, nie znaczy, że potrzebuję faceta.

– Jedna randka?

– Nie.

Śmieje się... Naprawdę to takie zabawne?

– Jesteś twarda. Podoba mi się.

Kretyn.

Rozluźniam się, gdy wyścig dobiega końca. Obserwuję dokładnie, kto jest na prowadzeniu, ale z tego miejsca ciężko mi cokolwiek zobaczyć. Z zamiarem zeskoczenia z paki, zerkam na mężczyznę, by przypadkiem na niego nie wpaść, bo pomyśli sobie jeszcze, że to zaproszenie, ale jego już nie ma. To naprawdę dziwne...

Nie myślę jednak o tajemniczym biznesmenie i podchodzę do Olivii i reszty.

– Kto to był? – pyta dziewczyna, choć wzrok ma wlepiony w zbliżające się do nas motocykle.

To chyba najdłuższa prosta droga w całym Portland. Mimo że obaj mężczyźni pędzą jak szaleni, ich dojazd do mety zdaje się trwać w nieskończoność.

– Nie wiem, bogaty dupek, który myśli, że jest bogiem – rzucam z obrzydzeniem.

– Nie taki dupek – wtrąca Nico, który również patrzy na wyścig. – To Archibald. Każdy chce, żeby ten facet go znał. – Zerka na mnie na sekundę. – No, z wyjątkiem ciebie – rzuca kąśliwie, choć mam wrażenie, że w jego głosie usłyszałam także nutkę podziwu.

Sick Game (18+)| ZakończonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz