Rozdział czterdziesty piąty

856 121 7
                                    


Skyler

Nox dołącza do nas błyskawicznie, likwidując po drodze kłopot, którym okazuje się być niski rangą człowiek Santiago. Zabierając mu telefon mężczyzna upewnił się, że ten nie wykonywał żadnych połączeń do szefa w ciągu ostatniej godziny, o czym bezzwłocznie poinformował Michael'a, uspokajając nasz wszystkich na tyle, by wrócić do rozmów o dalszej części planu. Cóż, to niewiele mnie interesuje. Chcę zabić jednego, konkretnego człowieka i wrócić do życia, które zaczęło mi się podobać. Może wyjechać gdzieś, gdzie mogłabym się zabawić? Jest tyle możliwości.

Dojeżdżamy na tyły klubu, gdzie nikt upoważniony nie ma szans się przedostać. Tędy bowiem można dotrzeć do pilnie strzeżonej części. Gdzieś w środku na zaproszenie do niej czeka Giovanni, zapewne nie mogąc doczekać się spotkania. Zamknięty w bagażniku David wciąż wygląda na zaskoczonego sytuacją, w której się znalazł. W drodze do wejścia rozmawia z Markow'em, który próbuje wyjaśnić mu cały plan, lecz ten nie wygląda, jakby rozumiał cokolwiek. Kiedy zadaje dziesiąte pytanie, zaczynam walczyć ze sobą, by nie wyjąć broni i nie strzelić mu w łeb. Powstrzymuje mnie przed tym jedynie świadomość, że zginę pięć sekund później.

Wchodzimy do Sali tortur, która dziś jest wyjątkowo pusta i wydaje mi się być przerażająca bardziej niż kiedykolwiek. Rozglądam się dyskretnie, nie chcąc pokazać, że to wciąż dla mnie nowość, ale szybko odzyskuję pewność, która na moment się ulotniła. Obracam się wokół własnej osi z szerokim uśmiechem, przyciągając tym spojrzenia wszystkich zebranych mężczyzn.

– Jesteś naszym gościem specjalnym – mówię do David'a i łapię go za rękę, ciągnąc na środek pomieszczenia. – Pozwól, że na moment cię unieruchomię. – Zatrzaskuję jego ręce w żelaznych kajdanach zwisających z sufitu, na co wyraźnie się krzywi. – Wybacz, zapomniałam o futerku. – Wzruszam ramionami, robiąc teatralną minę smutku. – Spokojnie, nie stracisz rąk. To ma tylko przytrzymać cię w miejscu, kiedy zaczną się tortury. Oczywiście tak to ma tylko wyglądać.

– Kim wy właściwie jesteście? – pyta jakby otępiały.

– Nie mamy na to czasu – odzywa się Vany'a. – Powiedziałem ci wszystko, co powinieneś wiedzieć. A im mniej wiesz, tym bardziej wiarygodny się staniesz. Gdzie mamy się ukryć?

Pytanie kieruje do Zodiac'a, który gestem ręki wskazuje niewielką ścianę wybudowaną tuż za wiszącym mężczyzną. Rosjanin ze swoimi ludźmi ledwie się mieści, lecz udaje im się pozostać niezauważalnymi. W tym samym czasie dołącza do nas Nox, który wychodzi w ciągu kilku sekund, ponieważ Michael daje mi wyraźny znak, że pora zaczynać. Wraca pięć minut później z Santiago i jego czterema ludźmi. Giovanni uśmiecha się w pełni zadowolony z widoku uwięzionego David'a.

– Szybko wam poszło. Jestem pod wrażeniem – mówi z szerokim uśmiechem. – Mój człowiek miał za wami jechać. Nie widzę go.

– Poszukaj w klubie – odzywa się Nox. – Nie wpuszczamy nikogo wejściem przeznaczonym tylko dla nas. Jeśli chcesz, idź po niego.

– Nie. Nie jest dla mnie ważny. Chcę już zacząć. A kiedy już skończymy, chciałbym, żebyście pozbyli się Markow'a.

– Mówiłem ci już, że nie widzi mi się wycieczka do Rosji – Zodiac odzywa się z niebywałym spokojem.

– Niedługo odwiedzi Stany. Dam wam znać, kiedy to nadejdzie.

– Nudzi mi się – mówię, krążąc wokół przykutego mężczyzny. – Mogę się już z nim zabawić, czy będziemy rozmawiać o pogodzie?

– Nie krępuj się.

Giovanni wydaje się wręcz podniecony wizją, która go czeka. Nie wygląda na kogoś, kto wyczuwałby choć najmniejszy podstęp. Co za idiota...

Sick Game (18+)| ZakończonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz