Rozdział dwudziesty ósmy

1.4K 217 15
                                    


Zodiac

Jak powiedzieć, że jest się złym, bo tak się wybrało? Odkąd sięgam pamięcią, miałem chore myśli, choć nie zamieniałem ich w czyny do czasu... cóż, i tu zaczyna się problem.

– Wszystko zaczęło się, gdy poznałem Nox'a – zaczynam swoją opowieść, wiedząc, że nastał ten czas. – Można powiedzieć, że go uratowałem.

– Opowiesz mi o tym?

Sky leży przede mną, opiera głowę na moim torsie i unosi ją tak, by na mnie spojrzeć. Chwytam mały ręcznik, moczę go w wodzie i przesuwam nim po jej twarzy, powoli zmywając makijaż. Skupiając się na tym, wracam do wspomnień.

– Obaj byliśmy jeszcze nastolatkami. Nox w przeciwieństwie do mnie, nie miał dobrego dzieciństwa. W ogóle go nie miał. Spotkałem go, gdy próbował popełnić samobójstwo.

– Samobójstwo? On?

– Tak. Nie zawsze był taki groźny. – Zaciskam usta, by przez chwilę pomyśleć, ile mogę powiedzieć Skyler. W końcu nie chodzi tylko o mnie. – Był krzywdzony. Bardzo krzywdzony. Czuł, że i tak umrze. Zakładał, że ktoś prędzej czy później go zakatuje. I tak oto pojawiłem się ja, z masą pomysłów na zadawanie bólu.

– Dwóch nastolatków postawiło się dorosłym ludziom i wygrało? – pyta z niedowierzaniem.

– Nie, skarbie. Najpierw zabrałem go do siebie. Rodziców i tak nie było w domu przez większość czasu, więc nie zdawali sobie sprawy z lokatora. Długo ćwiczyliśmy. Każdego dnia, kilka godzin dziennie trenowaliśmy w siłowni, poznawaliśmy sztuki walki i ćwiczyliśmy celne strzały. Dzień w dzień. Aż w końcu uznaliśmy, że jesteśmy gotowi.

– Jak długo to trwało?

– Niemal dwa lata.

– Wszystko po to, by się zemścić?

– Na początek. – Na mojej twarzy pojawia się uśmiech. – Tej nocy, której wyszliśmy z domu, uznaliśmy, że potrzebujemy kamuflażu, by nikt nas nie rozpoznał. Znalazłem maskę, którą dałem Nox'owi i sam udałem się na poszukiwania kolejnej. Przeszukałem cały dom, lecz niczego nie znalazłem. Wszystko działo się w noc Halloween, więc postanowiłem ukraść kilka kosmetyków matki i zrobić nimi makijaż.

Przerywa mi jej krótki śmiech.

– Jesteście tradycjonalistami.

– Można tak to nazwać – odpieram równie rozbawiony. – Spodobało mi się to. – Kładę wolną dłoń u dołu jej brzucha. – Wiesz jak działa adrenalina. Wiesz też, jakie to podniecające, gdy atakuje cię ze zdwojoną siłą. Zapamiętałem wszystko. Każdy krzyk, każdą kroplę krwi. Niczego nie zmieniłem, by dzięki temu zachować jak najwięcej wspomnień.

Odrzucam ręcznik, gdy twarz Sky jest już czysta. Jej klatka piersiowa unosi się, gdy moja lewa dłoń sunie jeszcze niżej. Łapię prawą pierś i szczypię twardy sutek.

– Kiedy jesteś Michael'em? – pyta na bezdechu.

– Kiedy nie jestem sobą – szepczę jej do ucha. – Tego dnia, w noc Halloween, narodził się Zodiac. Zabiłem pięcioro ludzi. Dużo starszych i zdeprawowanych kutasów, którzy nie spodziewali się ataku. Alter ego, które do tamtej pory siedziało tylko w mojej głowie, wyszło na wierzch, a Michael odsunął się w cień.

– Co było dalej?

Coraz ciężej jest mi się skupić, gdy porusza biodrami. Moje palce coraz mocniej naciskają na jej łechtaczkę, uwalniając cichy jęk rozkoszy. Przymykam oczy, by wspomnienia stały się bardziej wyraźne.

– Wróciliśmy do domu. Umyliśmy się i spędziliśmy kolejne godziny przy whisky ojca. Rozmowa o przyszłości nabrała kolorów.

Przerywam, gdy czuję, że Sky zaczyna dochodzić. Z zarysem uśmiechu pochylam głowę, wgryzając się w jej ramię i napieram palcami jeszcze mocniej. Krótki krzyk rozkoszy wypełnia pomieszczenie, a zaraz po nim następuje cisza, którą przerywa jedynie głośny oddech kobiety.

– To nie jest w porządku – szepcze cicho. – Twój dotyk nie powinien tak na mnie działać.

– Ale działa i chyba oboje wiemy dlaczego – mruczę do jej ucha.

– Możemy wyjść? Nie mogę leżeć nago zbyt blisko ciebie.

Puszczam ją, nie śpiesząc się z wyjściem z wanny. Skupiam się na jej nagim i mokrym ciele, które po chwili okrywa ręcznikiem. Wstaję dopiero wtedy, gdy moim oczom odbiera się ucztę. Chwytam drugi ręcznik, owijam go wokół bioder i zwracam się do Sky.

– Chodź, dam ci coś do ubrania.

Nie protestuje. Idzie za mną do garderoby, w której sięga po jeden z T-shirtów.

Pięć minut później wracamy do łóżka.

– Miałeś dobrych rodziców?

– Nie. Ale nie narzekam na moje dzieciństwo. To kolejna skomplikowana kwestia. Pochodzę z bogatej rodziny. Najpierw wychowywałem się z niańkami, a kiedy skończyłem czternaście lat uznali, że jestem na tyle duży, że mogę zająć się sobą sam.

– To trochę smutne.

– Nie dla kogoś z myślami jak moje – rzucam rozbawiony. – Mogłem się na nich skupiać. W wieku piętnastu lat dostałem własne konto, na którym miałem sporo gotówki. Dwa lata później Nox zaczął interesować się komputerami. I w ten właśnie sposób na moim koncie pojawiły się trzy dodatkowe zera. Wyczyścił jedno z kont ojca, który nie zauważył tego zapewne przez kilka tygodni. Ja natomiast miałem wystarczająco dużo gotówki, by zacząć żyć.

– I już nigdy nie spotkałeś się z rodzicami?

– Ostatni raz trzy tygodnie przed tamtym Halloween. Przyjechali przepakować walizki.

– Miałeś ochotę się z nimi spotkać?

– Przez dwa lata miałem ten sam numer telefonu. Matka zadzwoniła tylko raz. Zapytała, czy na dobre się wyprowadziłem.

– Ale... – Zaciska usta. – Z drugiej strony moi rodzice także nie próbowali się ze mną skontaktować. Szkoda, że nie byli bogaci. Miałabym chociaż więcej możliwości.

– Teraz masz wszystkie możliwości – zaznaczam, sunąc po jej nagim udzie. – Wszystko, czego sobie zapragniesz, może być twoje. Powiedz tylko słowo.

– A jeśli...

Nie pozwalam jej dokończyć. Unoszę się, moszczę między jej nogami i łapię mocno za kostki, by rozłożyć szerzej nogi.

– Nie ma „jeśli"

– Nauczysz mnie?

– Wszystkiego.

Pochylam się, by skraść jeden krótki pocałunek.

– Będziesz mnie chronił?

– Zawsze.

Zasysam skórę na jej szyi.

– A więc się zastanowię.

Sick Game (18+)| ZakończonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz