Rozdział trzydziesty pierwszy

1.7K 193 10
                                    

Skyler

Jestem... sama nie wiem, jak dokładnie określić to, co teraz czuję. Pobudzona? Zła? Na pewno nie ma we mnie obawy. Jeszcze nie tak dawno temu, na wzmiankę o bracie mojego byłego chłopaka z pewnością miałabym problem ze złapaniem oddechu. Oni nigdy nie chodzą w pojedynkę i z pewnością są przygotowani. Teraz jednak wiele się zmieniło i zdaję sobie z tego sprawę. Mężczyzna czekający za drzwiami daje mi energię, której potrzebuję i o której niemal już zapomniałam. Głupio postąpiłam, decydując się na udawanie kogoś, kim nie jestem. Jakaś część mnie odeszła w zapomnienie. Ale już wróciła i to ze zdwojoną siłą.

Robię makijaż całej twarzy. Kolejna próba wychodzi dużo lepiej. Wyglądam jak żywy szkielet i nie ma możliwości, by ktoś mnie poznał. Z zielonymi doczepami już zupełnie nie przypominam siebie. To znaczy nie tej siebie, którą znają w tym mieście. Wciskam się w czarny skórzany gorset, zakładam rozkloszowaną spódniczkę w tym samym kolorze, po czym wsuwam na nogi pończochy kabaretki i kozaki za kolano. Wychodząc z sypialni, zakładam jeszcze rękawiczki i z satysfakcją obserwuję miny obu mężczyzn, którzy wpatrują się we mnie jak w coś niemożliwego.

W aneksie kuchennym otwieram górną szufladę i sięgam do skrytki na górze, gdzie schowałam pistolet i nóż. Zakładam je za niewielki pasek, po czym zerkam na Zodiac'a.

– Jestem gotowa.

– Widzę – rzuca głosem tak głębokim, że o mały włos nie padam na kolana.

– Co teraz?

– Czekamy – odzywa się Nox.

– To nudne.

– Możemy wrócić do nas. Poszukam nagrań z kamer, które go wyłapały. Ale jeśli przyjdzie tutaj, a my będziemy tam...

– To znajdziemy go pierwsi – wtrącam z powagą. – Nawet lepiej.

– Ma racje – głos zabiera Zodiac. – Może i nie spodziewają się nas tutaj, ale to my powinniśmy gonić ich. Nie odwrotnie.

– Pójdę po płaszcz!

Wbiegam do sypialni, z szafy zabieram nakrycie, które stało się teraz moim ulubionym. Zanim opuszczamy mieszkanie, zasłaniam twarz ogromnym kapturem i na szelki wypadek opuszczam głowę. Co prawa jest już ciemno, lecz Michael nauczył mnie, by nigdy nie ignorować żadnych możliwych powikłań.

W samochodzie zdejmuję kaptur, a na mojej twarzy maluje się uśmiech. Właśnie teraz, gdy się zapominam i daję ponieść emocjom, napotykam rozpalony wzrok Zodiac'a we wstecznym lusterku.

– Zmarnowaliśmy sporo czasu – mówi z niewielką pretensją. – Gdybyś nie wmawiała sobie, że tego nie potrzebujesz, zdążyłbym cię wyszkolić.

– Trenowałam boks i karate. Mam niezły cel, jeśli chodzi o broń krótką i całkiem nieźle posługuję się nożem – odpieram z delikatną wyższością, której nie mogę sobie odmówić. – Nie trzeba mnie szkolić. Szybko przypomnę sobie wszystko, czego nauczyłam się przez lata.

– Tak wiele lat zmarnowanych – cedzi przez zaciśnięte zęby. – Taki potencjał tak długo siedział w ukryciu. Powinienem cię za to ukarać.

Przechylam głowę na bok, posyłając mu gniewne spojrzenie.

– Pamiętaj, że już potrafię grać na twoich zasadach. Nie chcesz ze mną zaczynać.

Uśmiecha się, lecz jego wzrok jest pełen podziwu, co sprawia, że czuję się jeszcze silniejsza. Przesuwam się nieco w bok i pochylam tak, by położyć dłoń na ramieniu Nox'a.

– Nie wciągaj mnie w to – odzywa się od razu. – Nie mam ochoty na wasze chore gry.

– Och, taka strata – mówię nadąsana. – Moglibyśmy się dobrze bawić. – Sunę palcem wzdłuż jego szyi. – Nie sądziłam, że jesteś nudziarzem.

Prycha i kręci głową. Wracam na swoje miejsce i znów zerkam w lusterko wsteczne, by spojrzeć na Zodiac'a. On jednak nie jest zły. Mam wrażenie, że właśnie obmyśla plan i bardzo podoba mi się pomysł, jaki przyszedł mu do głowy. A to oznacza, że mam przejebane.

Dojeżdżamy na miejsce. Idę za mężczyznami przez labirynt korytarzy, aż w końcu trafiamy do przestronnego pokoju, który wygląda jak sanktuarium szalonego informatyka. Choć w tym przypadku do Nox'a bardziej pasuje określenie haker. Siada na fotelu i klika coś w klawiaturę. Kilka ekranów włącza się i zaczyna pokazywać coraz to nowe zdjęcia. Nie sposób zobaczyć dobrze jednego, lecz domyślam się, że te fotografie są nieistotne. Opieram się o ścianę i czekam cierpliwie, bo w sumie nie mam innych zajęć. Czuję, że Zodiac mi się przygląda, ale ignoruję palące uczucie na policzku, które rozchodzi się po całym ciele. Skupiam się na drugim mężczyźnie i robię to z absolutną premedytacją. Badam granice człowieka, który zbyt mocno pragnie mnie w całości. Jeśli pozwolę mu myśleć, że jestem cała jego – choć tak właśnie jest – zyska przewagę, której nie chcę mu dawać. Być może wszystko jest kwestią czasu, co wcale nie oznacza, że powinnam się poddać.

– Chyba nie szuka Sky – odzywa się nagle Nox. – Ale i tak musimy go zabić.

Oboje z Michael'em podchodzimy bliżej, by przyjrzeć się zatrzymanym klatkom z kamer.

– Co on właściwie robi? – pytam, nie potrafiąc zrozumieć, na co dokładnie patrzę.

– Chyba próbuje poszerzyć działalność – odpowiada Zodiac. – Nie przypominam sobie, by prosił mnie o pozwolenie.

– Być może dlatego, że dla większości ludzi jesteś legendą.

– Skarbie, dla większości zwykłych śmiertelników. Nie dla ludzi jego pokroju. On zdaje sobie sprawę o moim istnieniu i coś mi mówi, że chce zwrócić moją uwagę.

To głupie, ale czuję zawód. Myślałam, że chodzi o mnie.

– Co robimy? – pyta Nox, wciąż przesuwając obrazem na jednym ekranie. – Idziemy na spotkanie? – Zatrzymuje obraz, a wtedy zauważam wejście do klubu „Noc Halloween" – To jawne zaproszenie. Wie, że prędzej czy później dowiesz się o jego wycieczkach.

– Nawet prędzej – odpowiada zamyślony, w dłoni ściskając telefon. – Lorenzo właśnie poinformował mnie o niezapowiedzianej wizycie i propozycji współpracy. – Chowa telefon do kieszeni i uśmiecha się szeroko. – Pozwólcie, że się przygotuję.

Kiedy zostaję sama z Nox'em, rozważam kilka pytań, jakie mogłabym mu zadać. Gdyby nie odwiedziny mojego dawnego znajomego, rozegrałabym wszystko inaczej, lecz teraz muszę porzucić ochotę na zabawienie się.

– Dlaczego on tu jest? – pytam bardziej siebie niż mężczyzny, ale ku mojemu zaskoczeniu, on mi odpowiada.

– Michael nieźle sobie radzi. Niezależnie czy działa jako Archibald, czy też Zodiac. Niektórzy chcą rozmawiać z jednym lub z drugim, niektórzy chcą wszystko odebrać i ustawić się na resztę życia.

– Z kim właściwie chce się spotkać Giovanni?

– To oczywiste. – Obraca się na fotelu, by na mnie spojrzeć. – Michael go nie obchodzi. Być może nie zdaje sobie sprawy z tego, że ktoś taki mieszka w Portland.

– Ale... – Robię pauzę, bo nie wiem, czy moje pytanie nie jest głupie, ale i tak postanawiam je zadać. – Skąd wie, gdzie szukać?

Nox się uśmiecha. Tak, by dać mi do zrozumienia, że jeszcze wiele muszę się nauczyć.

– Zamknięte skrzydło klubu nie jest tajemnicą dla wszystkich, prawda? Ludzie obracający się wokół podobnych sobie prędzej czy później usłyszą plotki. A sala tortur jest zdecydowanie warta rozgłosu. Przez nią właśnie kolejni dowiadują się o istnieniu Zodiac'a.

– Czy to nie jest ryzyko?

Cieszę się, że mam makijaż. Dzięki niemu nie widać tak bardzo, jak spinam mięśnie twarzy, próbując rozgryźć całą tę sytuację.

– Wszystko jest ryzykiem.

– Cóż za wyczerpująca odpowiedź. – Wywracam oczami. – Próbuję zrozumieć.

– Nie zrozumiesz tego w dzień czy dwa. Wszystkiego się nauczysz. Po prostu patrz.

Gryzę się w język. Cóż mogę poradzić? Będę patrzeć i postaram się nauczyć wszystkiego tak szybko, jak to w ogóle jest możliwe. 

Sick Game (18+)| ZakończonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz