Rozdział pięćdziesiąty drugi

555 100 10
                                    


Skyler

Może i zabiłam kilku ludzi, ale traktują mnie, jakbym była psychicznie chorym seryjnym mordercą. Widząc obstawę, która czeka na dostarczenie mnie na rozprawę sądową, mam wrażenie, że stałam się najgroźniejszym człowiekiem chodzącym po ziemi.

Skuta w kajdanki – nie tylko na rękach, ale także nogach – zostaję wprowadzona do furgonetki, w której na wszelki wypadek przypinają moje łańcuchy do rury pod siedzeniem.

– Gdybyśmy wszyscy byli nago, uznałabym to za wstęp do niezłej zabawy – rzucam mimowolnie, przyglądając się wszystkim strażnikom.

Żaden jednak nie odpowiada. Szkoda. Ostatnimi dniami przyszło mi rozmawiać jedynie z przerażonym prawnikiem i wściekłym gliną, który próbował wrobić mnie w zabójstwa, w których udziału nie brałam. Miło byłoby się trochę podroczyć, jednak żaden z moich towarzyszy nie wydaje się skory do pogawędek.

– Podobno w więzieniach dla kobiet można się nieźle zabawić – podejmuję kolejny temat. – Wiecie, wspólne prysznice i takie tam. Kiedyś oglądałam porno, w którym pokazywali, jak przyjemnie można odsiedzieć wyrok.

– Zamknij się! – cedzi jeden z mężczyzn, wyraźnie w nerwowym nastroju.

– Dlaczego nikt nie chce ze mną rozmawiać? – pytam urażona.

– Bo jesteś pieprzoną morderczynią. Mam nadzieję, że dostaniesz karę śmierci. Chętnie popatrzę, jak jej dokonują. Może posadzą cię na krześle? Chciałbym widzieć, jak się smażysz.

– Ale po co od razu ta agresja? – Wzruszam ramionami, udając, że jego słowa mnie nie obeszły. – Chciałam jedynie przeprowadzić kulturalną rozmowę. Możemy pogawędzić o pogodzie, albo polityce. Możemy także...

Nie udaje mi się dokończyć, bo coś cholernie twardego uderza w moją twarz. Ten sukinsyn mnie uderzył! Gdy tylko dochodzę do siebie, posyłam mu mordercze spojrzenie. Teraz jest wesoły, ale nie wie, że na rozprawie zrobię wszystko, by wskazać go Michael'owi. Nic nie mówię, ale na widok mojego wzroku przestaje się uśmiechać. To jak obietnica wolnego konania. Będzie ostatnim trupem na mojej liście.

W końcu ruszamy, a ja postanawiam przemilczeć całą podróż. Już odechciało mi się z nimi rozmawiać. Czekam tylko, aż zobaczę Michael'a i ostatni raz spojrzę mu w oczy. To boli najbardziej. Wizja rozłąki do końca życia. Niezależnie od wyroku, już nigdy nie będziemy razem i nie zrobimy wszystkich tych rzeczy, które planowaliśmy zrobić. Już nigdy nie odbierzemy życia skurwysynowi, który na nie nie zasłużył. Jakaś część mnie marzy o wyroku śmierci.

Próbuję nasłuchać szepty, które nagle stają się coraz głośniejsze. Strażnicy najwyraźniej czymś się denerwują. Niewiele słyszę, lecz to nie jest istotne. Dociera do mnie dźwięk strzałów. Furgonetka się zatrzymuje, a wszyscy zaczynają krzyczeć. Strażnicy, którzy do tej pory przyglądali się mi, wychodzą na zewnątrz z gotową bronią. W środku zostaje ich tylko dwóch. Jednym z nich jest człowiek, który ośmielił się mnie uderzyć.

– Nie macie jaj? – drwię, wiedząc, że mój ukochany postanowił mnie odbić. – Boicie się, co? I słusznie.

Nie odpowiadają, lecz mogę się założyć, że z całych sił starają się nie popuścić.

Strzały i krzyki są coraz częstsze, lecz nic więcej się nie dzieje. Nie jestem głupia. Wiem, jak odbywają się takie akcje. Wszystko trwa już za długo, a ja wciąż jestem przykuta. Kiedy tracę nadzieję, do furgonetki wskakuje Zodiac w pełnej okazałości. Celuje do dwóch mężczyzn, którzy w tym momencie z pewnością szczą w gacie, lecz powstrzymuję go, nim pociąga za spust.

– Ten po prawej jest mój. Mamy rachunki do wyrównania.

Patrzy na mnie i zapewne dostrzega ślad na mojej twarzy. Widzę, jak zaciska zęby, ale spełnia moją prośbę i celuje tylko do jednego ze strażników. W tym samym czasie wkracza mężczyzna w kominiarce, który od razu podchodzi do mnie z kluczami. Oczy w kolorze lodu wystarczą, bym rozpoznała w nich rosyjskiego przyjaciela.

– Witaj, skarbie. Źle wyglądasz.

– Ale czuje się wspaniale. – Wstaję, gdy tylko jestem wolna. – Proszę, powiedz mi, że masz jakiś nóż.

– Oczywiście – odpiera z szerokim uśmiechem i wręcza mi piękny sztylet.

Podczas naszej krótkiej rozmowy, Michael zdążył już obezwładnić mojego oprawcę. Jeśli można go tak nazwać. To chyba zbyt wielkie określenie dla takiego robaka.

– Niestety nie mam czasu. – Uderzam go rękojeścią w twarz, po czym odwracam sztylet i wbijam mu ostrze w policzek. – Pięknie krzyczysz. Mówiłeś, że chcesz zobaczyć mnie na krześle elektrycznym? Zamiast krzesła proponuję ci ogień. – Wbijam sztylet w jego brzuch, a on osuwa się na podłogę. – Spłoniesz na moich oczach.

– Sky, pośpiesz się – pogania mnie Zodiac.

Przesuwam ostrzę w górę, rozkoszując się ostatnimi sekundami tego widoku, po czym wyciągam je i dołączam do mężczyzn. Gdy mijam Rosjanina, oddaję mu sztylet, a w zamian dostaję pistolet, który pewnie chwytam w dłoń, gotowa strzelić do każdego, kto ośmieli się odebrać mi wolność.

To chwila. Chwila adrenaliny. Chwila, podczas której jestem poprowadzona do jednego z helikopterów. Wszyscy są martwi. Każdy, kto brał udział w przewiezieniu mnie do sądu, nie żyje.

– Myślałaś, że pozwolę im odebrać mi ciebie? – Michael przyciąga mnie do siebie. – Obiecałem, że wszystkich zniszczę. Zostało już niewiele ludzi na mojej liście. Na naszej liście – dodaje ciszej.

– Przygotujcie się – odzywa się Vanya. – To musi być szybka akcja. Mamy niewiele czasu.

– Na co? – pytam, wciąż roztargniona, upojona adrenaliną.

– Za chwilę dotrzemy na miejsce, gdzie czeka na nas kilka samochodów. Musimy wtopić się w tłum – wyjaśnia Michael. – Nie chcemy, by nas złapali.

Kiwam głową w geście zrozumienia, choć naprawdę ciężko mi się teraz skupić. Mój umysł nie nadąża za wydarzeniami, które miały miejsce i chyba zbyt szybko się to nie zmieni. 

Sick Game (18+)| ZakończonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz