Skyler
Wyłączam światło i odpalam telewizor, odszukując program, na którym za chwilę powinien zacząć się nowy horror. Premiera, na którą nie znalazłam czasu, gdy emitowali ją w kinach, ale teraz bardzo chętnie nadrobię zaległości. Na stoliku przed sobą stawiam miseczkę z przekąskami i trzy butelki piwa, a obok nich otwieracz. Nie spodziewam się gości, lecz nie chcę niepotrzebnie chodzić, gdy zechce mi się pić, a butelka będzie pusta. Można to nazwać lenistwem, jednak ja określam to jako oszczędność czasu i energii. To brzmi zdecydowanie lepiej.
Film się zaczyna, więc rozsiadam się wygodnie z piwem w dłoni i łapię garść orzeszków, które od razu wpakowuję sobie do ust. Początki zwykle bywają nudne. Pokazują ludzi, którzy nie spodziewają się zła, które na nich czyha. Tu jednak zaczynamy od morderstwa przez bestię.
Zapowiada się całkiem ciekawie.
Z pewnością niektórzy już po tej jednej scenie mieliby problem ze snem. Ja znów mam odwrotnie. To mnie uspokaja i jest najlepszym dowodem na to, że mój spaczony umysł wcale nie zdrowieje, choć jakaś część mnie naprawdę by tego chciała. Bać się na strasznych filmach i unikać adrenaliny. Pragnąć trzymać się jak najdalej od kłopotów. Cóż poradzę, że nie potrafię się zmusić do przekodowania? To wiele by ułatwiło.
Dwie godziny i trzy piwa później na ekranie pojawiają się napisy końcowe. Przeciągam się na kanapie, głośno ziewając. Jestem wykończona, ale zadowolona z rozrywki, na którą się zdecydowałam. Co prawda zmieniłabym zakończenie, bo nawet w horrorze dobro wygrywa, co jest, kurwa, śmieszne. Bestia powinna wszystkich pozabijać, ale jak to w filmach już bywa, znalazł się ktoś, komu udało się zabić ją.
Co za przewidywalny zwrot akcji...
Dziękuję sobie w myślach, że wzięłam prysznic wcześniej i przebrałam się w koszulkę nocną. Dzięki temu oszczędzam sporo czasu. Po umyciu zębów wskakuję do łóżka i od razu zamykam oczy.
Nie wiem, czy zdążyłam odpłynąć, ale moje powieki nagle się otwierają. Zapewne przez dźwięk, który chyba słyszałam. Nie wypiłam tak dużo, by mieć halucynacje.
A może mi się przyśniło?
Mój mózg zaczyna działać na najwyższych obrotach. Nie ma mowy o śnie, lecz zamykam oczy, by móc bardziej się skupić. Nasłuchuję i przysięgam, że mam już pewność, że nie jestem sama w mieszkaniu. W pierwszym odruchu nieco się wzdrygam, ale dociera do mnie, że jeśli ktoś tu jest, nie chodzi mu o napad czy kradzież. Ten ktoś zakradł się tylko po to, by znów mnie podrażnić i ja doskonale wiem, kim on jest.
Drzwi do mojej sypialni otwierają się cicho.
– Pieprzony Romeo z Portland – szepczę do siebie.
Wygląda na to, że usłyszał, bo dociera do mnie stłumiony śmiech. Może bardziej prychnięcie.
– Tak jeszcze nikt mnie nie nazwał.
Materac obok mnie ugina się. Usiadł, jakbym go tu zapraszała. Niechętnie unoszę ciało do pozycji siedzącej, opieram się plecami o ścianę i wzdycham cicho.
– Co tu robisz?
– Chciałem cię zobaczyć.
– Ja pierdole. Ty naprawdę jesteś psychiczny.
Kolejny śmiech. Tym razem wyraźniejszy.
– Tak mówią.
– Zobaczyłeś mnie, a więc możesz iść. – Mrużę oczy i zauważam, że dziś ma na sobie maskę, którą nosił także w klubie. – Chyba że chcesz pokazać mi siebie.
– Mogę. Ale od pasa w dół.
Kilka przekleństw ciśnie mi się na usta, lecz nie pozwalam im się wydostać. Nie dam się sprowokować. Rozumiem zasady jego gry. Przynajmniej tak mi się wydaje. Emocje. Bawi się nimi. W zależności od tego, co chce uzyskać, robi wszystko, by wydostać tę jedną. A dziś próbuje wydobyć ze mnie gniew. Nie jest to trudne, bo chcę, kurwa, spać. No i lepsze to od prób uwodzenia.
– Jeśli to wszystko, idź już. Chcę spać.
– Nie. Mam coś dla ciebie.
– Nóż? Pistolet? A może jebaną maczetę? – rzucam zgryźliwe.
To wszystko robi się tak popieprzone, że nie mogę uwierzyć, że dzieje się naprawdę. Przecież takie sytuacje nie mają racji bytu. A jednak muszę stwierdzić, że to mi się nie śni. Leżę w łóżku, gdy legendarny Kat z Portland siedzi obok i wyciąga... No właśnie... co to właściwie jest?
Chryste
Jeszcze kilka takich spotkań i zacznę się, kurwa, modlić.
– Prawdziwa – mówi z dumą, od czego aż mnie skręca.
– Cudownie – ledwo wyduszam. – Mam ludzką czaszkę. Zawsze o niej marzyłam.
Gdy nie przyjmuję podarku, jeśli w ogóle można tak to nazwać, stawia go na szafce nocnej. Pieprzony psychopata zrobił jej opaskę z czarnej wstążki i kokardki!
– Zabiłeś tego biedka którymś z poprzednich prezentów i chcesz mnie wrobić w morderstwo? – pytam zupełnie poważnie.
– Nie – odpowiada ze śmiechem. – Tego akurat nie zabiłem. Można powiedzieć, że jest ze mną od dziecka.
– Od dziecka? – dukam. – To bardzo... popieprzone. Dlaczego mi ją przyniosłeś? Nie chcę mieć ludzkiej czaszki w domu. To chore.
– Nie wyglądasz na obudzoną. Nie jesteś też przestraszona. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że wyczuwam obojętność.
Wypuszczam głośno powietrze, próbując spojrzeć mu w oczy, ale teraz są niemal niewidoczne. Sięgam w stronę lampki nocnej, lecz Zodiac to wyczuwa i nim udaje mi się złapać włącznik, on chwyta moją dłoń. Wyrywam się, dając za wygraną, po czym wypuszczam kolejny głośny oddech.
– Nie jestem przerażona widokiem czaszki. Może gdybyś przyniósł mi świeżo ściętą głowę, byłabym bardziej poruszona – przyznaję beznamiętnie. – Nie wiem co robisz i jaki masz w tym cel, ale nie chcę brać udziału w twojej chorej grze. Jeśli nie masz zamiaru powiedzieć mi, czego ode mnie chcesz, po prostu wyjdź.
Ku mojemu zaskoczeniu wstaje i kieruje się do drzwi. Zatrzymuje się jednak, by dobić mnie na koniec tego spotkania.
– To jeszcze nie ten dzień, Sky. Ale on się zbliża. Niemal czuję smak chwili, w której twoja dusza będzie moja. Możesz mi nie wierzyć, lecz już niedługo pojmiesz, że mówię prawdę. Nic mnie nie powstrzyma. Jestem cieniem, skarbie. Ale nie dla ciebie.
– Wolałam, gdy byłeś tylko legendą.
– Tak, wiem – odpowiada z delikatnym rozbawieniem. – Legendy nie pragnęłaś.
Otwieram usta, by zaprzeczyć, ale nie potrafię. On to wie. Czuł to. Czeka jeszcze kilka sekund i odchodzi. Po chwili słyszę charakterystyczny dźwięk przekręcanego zamka.
Ten skurwiel ma klucz!
Mam dwa wyjścia. Mogę zmienić zamki. Albo mogę ich nie zmieniać. Coś mi jednak mówi, że ich zmiana w ogóle go nie powstrzyma. Ma racje, jest cieniem. A cień może wszystko. Kolejna opcja: zmiana miejsca zamieszkania. Nie budynku. Miasto. A może kraju. Może powinnam udać się do Europy?
Nie. Nie mogę uciekać przed chorym pojebem.
Im dłużej o tym myślę, tym bardziej obojętne staje się to, czy może wejść czy też nie. Jeśli miałby mnie zabić, czy zrobić jakąkolwiek krzywdę, zrobiłby to już dawno. Pragnie mojej zranionej i czarnej duszy? Wiele mogłabym zaoferować mężczyźnie, który w jakimś stopniu mi imponuje. Dusza jednak zostanie moja. W zamknięciu na zawsze.
Jedno jest pewne – Zodiac ma asa w rękawie. Kiedy go użyje? Zapewne w momencie, w którym będę się tego najmniej spodziewać. Pozostaje mi tylko zachować czujność.
I schować tę przeklętą czaszkę...
CZYTASZ
Sick Game (18+)| Zakończona
RomanceDrogi Czytelniku Niech Cię nie zwiedzie początek tej historii. Poznasz bowiem bohaterów, którzy zmuszeni są ukrywać swoje prawdziwe oblicza. Jedno z nich znalazło na to sposób, drugie natomiast tłamsi w sobie zło, z jakim się urodziło, by dopasować...