Rozdział czterdziesty pierwszy

1.2K 138 13
                                    


Skyler

Po powrocie do Portland udajemy się prosto na spotkanie z Nox'em. Czeka na nas w salonie, a po jego minie niewiele mogę odczytać. Michael opowiada mu o wszystkim, co nam się przytrafiło, nie pomija żadnego szczegółu rozmowy z Rosjaninem, a na końcu wylicza wszelkie możliwości i plany działania. Sama niewiele mówię, niemal w ogóle się nie odzywam. Słuchając rozmowy mężczyzn, jeszcze raz przeżywam ostatnie dni, począwszy od tego, w którym w moim życiu ponownie pojawił się przeklęty Giovanni i zniszczył wszystko, co wypracowałam.

– Wasz plan jest ryzykowny – stwierdza Nox, patrząc raz na mnie, raz na przyjaciela. – Ale mimo wszystko wydaje się najlepszy z możliwych. Musimy tylko uważać, by ten kutas niczego się nie domyślił.

– Nie to jest problemem – odpiera poważnie Nox. – Czas nas goni. Nie mamy go zbyt wiele, by dopracować szczegóły. W ogóle go nie mamy. W dniu transportu wszystko musi pójść tak, jak ustaliliśmy, a dobrze wiemy, ile rzeczy może pójść nie po naszej myśli.

– Kurwa. – Nox zaczyna chodzić od ściany do ściany. – Wciąż nie mam pojęcia, gdzie Sanoti trzyma dowody obciążające Sky. Mam wrażenie, że w ogóle ich nie posiada.

– To możliwe? Przecież skądś się dowiedział – włączam się do rozmowy.

– Teoretycznie nie ma to sensu, ale ciężko jest znaleźć cokolwiek, co mogłoby być wskazówką. Godzinę temu skontaktowałem się z człowiekiem, który może nam pomóc.

– Kto to? – pytam zaintrygowana.

– Pewien haker. Nikt nie wie kim jest. Nikt nie zna nawet jego narodowości. Za usługę życzy sobie milion dolców, ale jeśli mu się uda, to będą dobrze wydane pieniądze.

– Ile?!

Moje serce staje na moment. Jakim cudem ktoś może chcieć tyle pieniędzy?!

– To nie jest problem – Zodiac rzuca obojętnym tonem.

Na moment zapomniałem, że siedzi obok mnie facet, który z banknotów może zbudować sobie miasto, a kilka milionów wciąż zostanie na jego koncie. Mimo wszystko i tak czuję się przytłoczona sumą, którą trzeba zapłacić.

– Nakreśliłem mu sprawę, wskazałem tropy i zaznaczyłem, że mamy tylko dwa dni – kontynuuje Nox. – Zgodził się. Mamy czekać na kontakt. Wy natomiast powinniście spotkać się z Sanoti'm i udawać, że macie wszystko pod kontrolą. Skurwiel wciąż kręci się po naszym mieście, jakby szykował się do objęcia władzy.

Na te słowa Michael syczy gniewnie.

– Kiedy go dorwę, będzie błagał o łaskę – cedzi przez zaciśnięte zęby. – Nawet nie wie, w jak wielkie kłopoty się wpakował.

– Tym bardziej zakładam, że ktoś mu pomagał.

– Albo jest mądrzejszy niż nam się wydaje – stwierdzam niechętnie. – Był najmłodszy i niedoceniany. Mało kto zwracał na niego uwagę, nikt nie brał go na poważnie w interesach. Być może planował zemstę od dawna, a ja naprawdę mu pomogłam.

Nie wiem, czy kiedykolwiek mnie szukał. Czy od początku wiedział, że ja stoję za śmiercią jego braci. Nie wiem nawet, jakim cudem trafił na mój trop. Czuję, że nie zauważamy ważnej wskazówki. Jakby niewidzialna ręka machała mi przed oczami, próbując wskazać to, czego żadne z nas nie może dostrzec. Obawiam się, że nasza ślepota doprowadzi nas do zguby. Wciąż jednak mam nadzieję. Dopóki żyję, nie stracę jej.

– Pójdziemy dziś do klubu – Zodiac decyduje po namyśle. – Na pewno Sanoti się pojawi, by z nami porozmawiać.

– A jeśli jakimś cudem nas rozgryzł? – pytam drżącym głosem.

Sick Game (18+)| ZakończonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz