Rozdział dwudziesty trzeci

1.5K 213 14
                                    

Skyler

Skóra mnie pali, puls niebezpiecznie przyśpiesza, a w podbrzuszu dzieją się rzeczy, które zwykle towarzyszą mi tuż przed orgazmem. Walczę ze sobą, by tego nie czuć i by nie pokazać mu, że tak cholernie na mnie działa. Jeśli to przyznam, wszystko będzie jasne. Jakaś część mnie pragnie do niego dołączyć. Tu i teraz. Pragnie usiąść na nim okrakiem i ujeżdżać bez opamiętania, niezależnie od miejsca, w jakim aktualnie przebywamy. Sama jego obecność tak na mnie działa.

Kręci mnie zło, a on jest złem w ludzkiej postaci. Czy istnieje coś bardziej podniecającego?

Mój pieprzony umysł podsyła mi tyle wspaniałych wizji. Nie mogę mu jednak uwierzyć. Obietnice, jakie składa mi Zodiac, są szalenie intrygujące, ale mam wrażenie, że zupełnie nierealne. Jak mogłyby być? Walczę za łzami, gdy moje ciało owiewa tęsknota za wolnością. Niczego nie pragnę bardziej. To jednak zbyt piękne.

Dam mu szansę. Dopóki nie biorę udziału w niczym niebezpiecznym, mogę sprawdzić, co ma mi do zaoferowania. Przyznaję, że rozważałam ucieczkę, ale lubię to miasto. Lubię Olivię i Nico. Moje mieszkanie i udawaną tożsamość. Tak, brakuje mi adrenaliny i tego niesamowitego uczucia, które towarzyszyło mi za każdym razem, gdy robiłam coś złego. To jak najbardziej uzależniający narkotyk. Lecz skoro z tym skończyłam i jakimś cudem udało mi się przetrwać, nie zamierzam tego niszczyć. Nie chcę znów uciekać. Poza tym dobra passa nie będzie trwała wiecznie.

– Jesteśmy. Ale nie ściągaj jeszcze opaski.

Zodiac klepie mnie po udzie. Chwilę później słyszę dźwięk zamykających się drzwi, a później otwierają się moje. Mężczyzna łapie mnie za rękę i pomaga wyjść z samochodu.

– Skoro już jesteśmy, dlaczego nie pozwolisz mi ściągnąć opaski?

– Ponieważ jest tylko jedno miejsce, z którego nie będziesz później w stanie rozpoznać mojego domu.

– Twoje zaufanie jest godne podziwu – rzucam z sarkazmem.

– Nie, skarbie. Daję ci tyle, ile ty dajesz mi. Tak to działa.

Ruszam, prowadzona przez niego, ale mimo wszystko potykam się po kilku krokach.

– Cholera! – krzyczę zupełnie odruchowo.

– Tak to nigdy nie dojdziemy.

Mija chwila i moje stopy unoszą się ponad ziemią. Zodiac bierze mnie na ręce, a ja nie jestem w stanie walczyć. Tak bardzo chciałabym krzyknąć, żeby mnie puścił, że poradzę sobie sama, ale teraz nie mogę tego zrobić. Oplatam rękoma jego kark, czuję twarde ciało i znów daję się ponieść fantazji. Dociera do mnie, że jestem silniejsza, niż mogłoby się wydawać. Przeciętna kobieta zamknięta w jednym pokoju ze swoim największym idolem, nie myślałaby o konsekwencjach. Po prostu poszłaby za ciosem, nie myśląc o tym, że robi źle. Przecież takie rzeczy się nie zdarzają. Ja natomiast trzymam się dzielenie, a seks z Zodiac'em uprawiam tylko w moich myślach.

Uśmiecham się mimowolnie na samo wspomnienie tych grzesznych myśli. Cóż, to musi wystarczyć. O ile nie będę widywać go codziennie, mam szansę wytrwać. Jeśli jednak nasze spotkania będę regularne i zbyt intensywne... nie ma co się oszukiwać. Ulegnę.

– Jesteśmy. – Zodiac stawia mnie na ziemi i od raz ściąga opaskę.

Co do cholery?!

Rozglądam się dookoła, ale widzę tylko wysokie ściany z gęstych krzewów.

– Labirynt? – pytam z szokiem namalowanym na twarzy.

– Radzę ci trzymać się blisko mnie. Sama nie wyjdziesz zbyt szybko.

Sick Game (18+)| ZakończonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz