Rozdział czterdziesty siódmy

839 125 16
                                    


Skyler

Olivia przyszła do mnie godzinę temu z całym asortymentem alkoholu. Postanowiłam, że odczekam trochę, aż będzie chętna do rozmowy o czymś innym niż jej wspaniały chłopak i ich wycieczki motocyklem. Muszę przyznać, że nawet dobrze mi się tego słucha. Cieszę się, że znalazła kogoś, kogo szukała przez całe życie. Tak jak ja, choć wciąż boję się przyznać do tego na głos.

– A ty i Michael? – pyta, jakby właśnie odczytała moje myśli?

– Hmm? – Posyłam jej spojrzenie mówiące „nie wiem o czym mówisz".

– Jakieś postępy?

To mało powiedziane.

Zamykam tę myśl gdzieś z tyłu głowy i zamiast tego odpowiadam beznamiętnie:

– Chyba tak. Dogadujemy się coraz lepiej.

– A w łóżku?

– Niczego mi nie brakuje.

– To dobrze, zaspokojona kobieta, to szczęśliwa kobieta. Cieszę się, że plotki na temat Archibald'a okazały się bez pokrycia. Całe szczęście. W przeciwnym razie musiałabym go zabić.

Uśmiecham się i chyba po raz pierwszy w życiu nachodzi mnie myśl, że Oli jest dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką.

– A skoro mówimy o plotkach – zaczynam niepewnie – podobno Chuck szuka kontaktu z Zodiac'em?

– Skąd o tym wiesz?

– Spotykam się z dość wpływowym facetem. – Wzruszam ramionami, chcąc pokazać, jak bardzo to wszystko jest naturalne.

– Jasne, zupełnie zapomniałam – śmieje się w odpowiedzi, ale uśmiech nie dociera do oczu. – A więc na jednej z naszych motocyklowych wycieczek trafiliśmy do zaprzyjaźnionego gangu, w którym ktoś zdradził nam, że Roy, poprzedni szef, chce zemścić się na Chuck'u. Podobno on także planuje zlecenie zabójstwa Katowi z Portland. Chuck postanowił, że będzie pierwszy.

– Jak prawdziwa może być ta informacja?

– Niestety mamy pewność, że to nie zwykła plotka. Roy kilka razy po przegranym wyścigu o przywództwo pojawiał się w siedzibie gangu. Kilkukrotnie doszło także do bijatyki, a on się odgrażał. Chłopaki mówią, że to wariat. – Opuszcza głowę i dodaje ciszej: – Kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że poluje także na mnie. – Znów patrzy mi w oczy. – To dlatego wprosiłam się na noc. Chuck dziś jest poza miastem i nie pozwolił mi jechać do ciebie, jeśli miałabym wracać. Nie wiemy, na ile szalony jest Roy.

– Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałaś?!

Chcę zabić go własnoręcznie. Czy Zodiac się zgodzi, czy też nie. Sama dam sobie radę. Zresztą on mnie nie zostawi, nawet jeśli mój plan byłby mu nie po drodze.

– Nie chciałam cię martwić. Poza tym dopiero niedawno dotarło do mnie, że to wszystko dzieje się naprawdę.

– Pomogę wam. Poproszę Michael'a. On na pewno będzie wiedział, jak skontaktować się z Zodiac'em.

– Dziękuję. – Oli łapie mnie za dłonie, a w jej oczach pojawiają się łzy. – To takie niesprawiedliwe.

– Życie nie jest sprawiedliwe. Nie jest też proste. Na szczęście niektórzy, tak jak ty, mają wokół siebie ludzi, którzy ułatwiają im całe to pokręcone jestestwo.

Uśmiechamy się w tym samym momencie, a atmosfera wydaje się oczyszczać. Jestem przekonana, że za chwilę wrócimy do normalnej rozmowy. Czas odrzucić poważne tematy. Jutro przyjdzie na nie czas. Jutro...

Dochodzi północ, gdy Olivia decyduje się na prysznic i położenie do łóżka. Wykorzystuję moment jej nieobecności i wysyłam wiadomość do Michael'a, próbując jak najdokładniej opisać wszystko to, czego się dowiedziałam. Na końcu informuję o tym, co postanowiłam i zaznaczam, że nic mi nie wybije z głowy mojego pomysłu. Na szczęście mężczyzna nie zamierza się stawiać. Zgadza się, choć oboje wiemy, że to Nox będzie prawdziwym problemem. Boi się zdemaskowania i wcale mu się nie dziwię. W końcu obaj tańczą po cienkiej linii oddzielającej niebezpieczeństwo od spokojnego życia. Cóż, spokojnego według ich standardów. Zresztą wiem coś o tym, jestem ich częścią. Nic jednak nie powstrzyma mnie od pomocy Olivii. Jeśli będzie trzeba, zamknę na ten czas Nox'a w piwnicy i wypuszczę go, gdy tylko będzie po wszystkim.

Nie wiem, która jest godzina, ale budzi mnie okropny hałas, a zaraz po nim pisk Olivii. Nim dociera do mnie, co się dzieje, ktoś wyszarpuje mnie z łóżka. Jest ich kilku, kilku mężczyzn w kominiarkach. Mówią coś do mnie, lecz mój umysł odrzuca rzeczywistość, bo właśnie spełnił się mój największy koszmar.

Jeden z antyterrorystów przetrzymuje Oli, która rzuciła mi się na pomoc. Krzyczy i patrzy na mnie ze strachem. Po jej twarzy spływają łzy. Moje policzki również są mokre, a ja jestem przerażona tym, co właśnie się dzieje. Wszystko trwa pół minuty. Wyprowadzają mnie w piżamie, nie walczę, bo wiem, że nie wygram.

– Michael! – krzyczę do Olivii. – Jedź do Michael'a!

Mężczyźni wciąż coś mówią, rzucają między sobą poleceniami. Ktoś ma zostać i przeszukać moje mieszkanie. Ktoś ma jeszcze przyjechać. Wyłapuję to wszystko. Każde wypowiedziane przez nich zdanie i przekonuję się jedynie, że już nic mnie nie uratuje. Mam ludzką czaszkę tuż przy łóżku. Mam broń. Mam też pieniądze, dużo pieniędzy, w torbie podróżnej. Klnę w myślach, ciągnięta po schodach przez uzbrojonych po uszy gliniarzy w kominiarkach. Nie przestaję, gdy jestem wepchnięta do furgonetki. Dopiero teraz, gdy chcę przetrzeć twarz, orientuję się, że mam ręce zablokowane kajdankami. Unoszę głowę i trafiam na spojrzenie jednego z mężczyzn. Nie widzę jego twarzy, ale zdaję sobie sprawę, że się śmieje. Czekam na jakikolwiek komentarz, ale żaden z tu obecnych nie zaszczyca mnie nawet słowem.

Pozostaje mi już tylko nadzieja.

Nie. Muszę się jakoś zabić.

Obiecałam coś sobie.

Sick Game (18+)| ZakończonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz