22 kwietnia 2020 roku...
"Śmiertelny wypadek znanych prawników Devis. Państwo Devis wracali z najważniejszej rozprawy sądowej, która odbywała się w Oksfordzie i miała ogromne znaczenie dla ich reputacji. W drodze do rodzinnego domu w Londynie pijany kierowca ciężarówki stracił panowanie nad pojazdem i uderzył w auto państwa Devis. Gdy odpowiednie służby pojawiły się na miejscu zdarzenia, było już za późno. Czy ich wypadek był zaplanowany? Czy ktoś celowo chciał zaszkodzić rodzinie Devis? Co stanie się z 16-letnią Mią i 18-letnim Raydenem, dziećmi państwa Devis? Kto się nimi zaopiekuje? Czy trafią do ośrodka opiekuńczego?"
Od wczoraj na każdym programie informacyjnym, wciąż krążą te durne wiadomości, a ja nadal nie mogę w to uwierzyć. Moi rodzice mieli wypadek i zginęli na miejscu. To nie może być prawda, to na pewno jakaś pomyłka. Musieli ich z kimś pomylić.
Zaraz na pewno otworzą drzwi, wejdą i wszystko wyjaśnią – wytłumaczą, dlaczego nie odbierali telefonów. Powiemy im o wiadomościach, a oni zrobią zdziwione miny, zadzwonią do paru osób i nagle wszystko zniknie, jakby nigdy się nie wydarzyło. Potem jeszcze, jak zawsze, zaczną mówić, że wygrali rozprawę.
Ale chyba tak się nie stanie. Powoli zaczyna do mnie docierać rzeczywistość.
Gdy tylko rodzina dowiedziała się o wypadku rodziców, od razu zaczęła się dyskusja, kto się nami zaopiekuje, żebyśmy nie trafili do Ośrodka Opiekuńczego. Każdy miał swoje zdanie, każdy swoje plany, jakby to była decyzja o tym, gdzie pójść na wakacje, a nie o naszym życiu.
Po półgodzinnej dyskusji ustalili, że ciocia Hunter, siostra mamy, przyleci po nas, żeby zabrać nas do Chicago.
Byłam wściekła. Twierdziłam i nadal twierdzę, że to głupi pomysł, żebyśmy wyjeżdżali. Miałam tu swoje życie, przyjaciół, szkołę. Ale co mogłam powiedzieć? Miałam tylko szesnaście lat, a w ich oczach byłam po prostu dzieckiem, które nic nie wie o życiu. Mój brat, Rayden, miał więcej do powiedzenia, bo jest pełnoletni, jakby to coś zmieniało. Ale jemu ten pomysł, o dziwo, bardzo się podobał.
– Kurwa. – warknął Rayden, zamykając walizkę. – Gdzie ta ciotka?
– Powinna być za niedługo. Przecież nie pośpieszy pilota, żeby szybciej leciał – odparłam z ironią, parskając cichym śmiechem.
– Masz rację. To i tak dobrze, że tak szybko załatwiła lot w jedną i drugą stronę, w niecałe dwie godziny.
Rayden, mój brat, średniego wzrostu brunet z niebieskimi oczami, z którym zawsze mnie mylono. Byliśmy do siebie bardzo podobni, ale ja byłam tą ładniejszą – przynajmniej tak twierdziła rodzina.
– Ja i tak uważam, że to idiotyczny pomysł, żebyśmy wylatywali. Mam tu swoich przyjaciół i szkołę – powiedziałam, czując, jak moje ciśnienie rośnie.
– Wiem, mówisz to setny raz, ale lepiej być z ciocią niż w ośrodku, prawda? – odpowiedział, unosząc brew. Przewróciłam oczami, bo miał rację, ale nie chciałam mu tego przyznać.
To wszystko jakiś cyrk na kółkach. Nie spałam całą noc, płacząc za rodzicami i pakując walizkę. Miałam z nimi świetne relacje; zawsze byli przy mnie, wspierali mnie w każdym wyborze, a miłości, którą mi dawali, wystarczyłoby na kilka żyć. Ale jeden pijany kierowca w ciężarówce wystarczył, żeby wszystko to zniszczyć.
Dzwonek do drzwi wyrwał mnie z zamyślenia. Rayden spojrzał na mnie, uśmiechając się lekko, a w jego oczach widać było ulgę.
To była ciocia Hunter.
– Cześć, ciociu – powiedział Rayden, przytulając się do niej.
– Witaj, Rayden. Jak się trzymasz? – zapytała ciocia, niższa brunetka z niebieskimi oczami, ubrana w jeansy i szarą bluzę. Jej styl zdecydowanie odstawał od tego, czego można by się spodziewać po "typowej cioci".
– Jakoś daję radę. Dzięki, że przyjechałaś – odpowiedział Rayden, choć wiedziałam, że w środku też cierpi. Byliśmy blisko, ale on zawsze lepiej ukrywał emocje.
– Nie ma sprawy. A gdzie Mia? – zapytała ciocia, rozglądając się po pokoju.
– Tu jestem! – zawołałam, podchodząc i zamykając ją w uścisku.
Ciocia była trochę wyższa ode mnie. Mówiliśmy na nią „cool ciocia", bo mimo wieku wciąż trzymała fason i ubierała się modnie, jak na kogoś dużo młodszego.
– Piękna dziewczyna z ciebie – powiedziała, odsuwając się ode mnie i patrząc z dumą.
– Dziękuję. Wejdziesz, napijemy się czegoś? – zapytałam, wskazując w stronę kuchni.
– Tak, ale nie mamy zbyt dużo czasu. Mamy lot pod wieczór – odpowiedziała, wchodząc do środka.
Spojrzałam na zegar wiszący w salonie – było popołudnie. Jeszcze mamy chwilę.
Przez kolejną godzinę siedzieliśmy przy stole, pijąc herbatę i rozmawiając o wszystkim. Ciocia opowiadała o nowym domu w Chicago i o tym, że od września zacznę tam szkołę. Rayden postanowił wziąć sobie rok przerwy od nauki, co mnie wcale nie dziwiło. Do września jeszcze daleko, ale myśl o nowym miejscu wywoływała u mnie mieszane uczucia.
– Dobra, dzieci, czas na nas. Walizki w dłoń i ruszamy – powiedziała ciocia, wstając energicznie.
Wzięłam swoją walizkę i po raz ostatni rozejrzałam się po domu, który znałam od zawsze. Chciałam zapamiętać każdy szczegół, każdy kąt, bo nie wiadomo, kiedy znowu tu wrócę. Założyłam białe Air Force i ruszyłam za Raydenem w stronę drzwi. Dom, który był moim schronieniem, teraz będzie wynajęty obcym ludziom.
Kiedyś tu wrócę.
W życiu wszystko się zmienia; jedyne, co pozostaje, to wspomnienia.
CZYTASZ
Shadows of Los Angeles (TOM I & II)
RomanceMia Devis wraz ze swoim bratem, po tragicznym wypadku rodziców, przeprowadzają się do Chicago, by zamieszkać u cioci Hunter i rozpocząć nowe życie. Rayden, po roku przerwy w nauce, wyjeżdża na studia do Los Angeles. Po ukończeniu szkoły, jego siostr...