Patrzyłem na tatę, który ledwo co trzymał się na nogach. W ręce miał butelkę wódki, jego jedynego towarzysza. Wódka była jego tlenem.
- Młody...- wybełkotał mężczyzna.- Podaj mi kieliszek.
Podniosłem się z fotela i chwyciłem za szkło leżące na stole. Lecz nie podałem go ojcu, odłożyłem na miejsce, patrząc na niego z gniewem i żalem.
- No, podaj mi go- powtórzył, niezręcznie kiwając się na boki.
- Nie, nie podam ci go - pokręciłem głową. - To cię niszczy, ojcze.
- Pierdolenie - machnął ręką i próbował wstać, tracąc równowagę. Upadł na podłogę z hukiem.
Był alkoholikiem. Nie rozumiałem, co w tym widzi. Alkohol nie rozwiązuje problemów.
Huk rozległ się po całym domu. Nie tylko mój ojciec upadł, ale też przewrócił fotel, na którym siedział. Drzwi do pokoju mojego brata się otworzyły, a w nich stanęła mama. Smutna, blada, bez życia. Coś się z nią działo, a ja nie mogłem jej pomóc. Nie chciała od nikogo pomocy. Już nie raz mówiłem jej, żebyśmy zostawili ojca, żeby się zapił na śmierć, ale mama nie chciała tego słuchać. Wyrządził jej piekło, a ona dalej nie chciała go zostawić. Nie rozumiałem jej.
- Co tu się stało? - zapytała, zbiegając ze schodów. - Znów go pobiłeś?
- Nie - odpowiedziałem od razu. - Wypierdolił się przez swoje idiotyzmy. Dlaczego nie odstawi tego trunku?
Już nie raz go biłem, ale to było bronienie się. Nigdy bym nie uderzył własnego ojca bez powodu. Zawsze to on zaczynał, a potem kończyło się tak, że obaj mieliśmy rany, mama płakała, a Luca wychodził i nie wracał przez kilka godzin. Miałem dość tego życia.
- Ten gówniarz nie może ruszyć dupy i podać mi kieliszka - odezwał się facet, podnosząc się.
- Nie podam ci, bo to cię zabija - wyjaśniłem spokojnie.
- Chuj wiesz - wysyczał.
- Wiem więcej, niż ci się wydaje. To ja zapierdalam, żebyś ty siedział na dupie i się zabijał! - wykrzyczałem.
-.Max, spokojnie. Nie krzycz na ojca - mama próbowała mnie uspokoić, ale to na nic.
- Jak mam na niego nie krzyczeć? - zapytałem. - Próbuję mu wpoić, żeby zostawił ten alkohol i zajął się pracą.
- On już jest stary.
- Jest przed czterdziestką - przypomniałem. - Babcia ma siedemdziesiątkę na karku, a robi na polu.
- Zamknij się! - krzyknął ojciec.
Prychnąłem, kręcąc głową. Nie bałem się go. Dowali mi raz i tyle.
- Już nie raz ci mówiłem - zwróciłem się do mamy - żebyś go zostawiła. Niech się zapije na śmierć. Dla niego to nie różnica.
Kobieta popatrzyła na mnie z zeszklonymi oczami. Jej oczy codziennie traciły blask, a teraz widziałem w nich tylko smutek.
- I do kogo byście poszli? - zapytał ojciec, wstając. - To mój dom. Dzięki mnie macie dach nad głową.
- Dalibyśmy sobie radę - zapewniłem. - A ty byś gnił od środka, umierając w samotności.
- A to wy nie? - prychnął. - Masz jego chuja na boku?
Mężczyzna złapał mamę za ramię. Kobieta syknęła z bólu. Wiedziałem, że muszę interweniować, inaczej skończy się to katastrofą.
- Zostaw ją - powiedziałem spokojnie, podchodząc do ojca.
- Odpowiedz! - krzyknął, patrząc na mamę.
- Aua... to boli...- wydusiła z siebie.
- Powiedziałem coś - powiedziałem głośniej.
- Skończ z warknął w moją stronę. - Ostatni raz zadaję ci pytanie: masz jakiegoś na boku?
- Nie mam...- odpowiedziała.
Patrzyłem na całą sytuację. Nie mogłem tego tak zostawić, nie mogłem jej tak zostawić.
- Kłamiesz! - krzyknął i zrobił zamach, uderzając mamę w policzek.
Kobieta upadła, łapiąc się za twarz. Nie wytrzymałem. Rzuciłem się na ojca i obaj upadliśmy na podłogę. Biłem go po twarzy za to, że uderzył mamę. Już nie raz to robił, a kończyło się tak samo.
- Max! - krzyknęła kobieta. - Zostaw go!
Nie słuchałem jej, siedziałem okrakiem na ojcu i biłem go po twarzy. W oczach miałem łzy. Nie chciałem dłużej tak żyć. Nie chciałem dłużej z nim żyć. Chciałem uciec, ale nie mogłem. Nie mogłem zostawić tu mamy i brata.
Usłyszałem kroki, ale je zignorowałem. Zadałem ostatnie ciosy ojcu i opuściłem ręce. Jego krew miałem na dłoniach, on miał rozcięty łuk brwiowy, z którego leciała krew, podobnie jak z nosa.
- Masz za swoje - wysyczałem. - Nigdy więcej nie podnoś ręki na mamę.
Wstałem i spojrzałem w stronę kuchni. Na blacie leżało opakowanie po tabletkach, a mama z trzęsącą się dłonią piła wodę z przezroczystej szklanki. W tamtym momencie szkło wypadło jej z dłoni. Kobieta upadła na ziemię.
- Mamo!- krzyknąłem, podbiegając do niej.
To były sekundy, gdy na podłodze pojawiła się kałuża krwi.
Nie, nie, nie. To żart. To sen. Ona nie uderzyła głową. Nie.
- Dzwoń po karetkę!- krzyknąłem w stronę ojca, ale on się nie ruszał.- Kurwa!
Cud. Do domu wszedł Luca. Po paru godzinach w końcu wrócił.
- Co do cholery...- nie dokończył. Chyba nie wierzył w to, co widzi.
Gdy tylko spojrzał na ojca, obrócił głowę w moją stronę. Siedziałem obok mamy i trzymałem ją za rękę, gładząc włosy.
- Mamo!- krzyknął Luca, podbiegając w naszą stronę.- Co się stało?
- Upadła, dzwoń po karetkę.- rozkazałem.
- Max...- wyszeptał Luca, przykładając dwa palce do szyi kobiety.- To nic nie da.
- Co kurwa?- zapytałem.- Dzwoń, nie pierdol.
Nie przyjmowałem tego do wiadomości.
- Nic nie zrobisz!- podniósł głos.- Mama nie ma pulsu.
Nie wiedziałem kiedy, po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. To nie prawda. Ona żyje. Luca coś źle zrobił, ma puls. Żyje. Nie zostawiła by nas.
- To te tabletki wzięła?- zapytał Luca, stając i trzymając w dłoni opakowanie po tabletkach.
- Chyba tak...- wydusiłem.
Tylko te leżały na blacie, więc te na pewno wzięła.
- Były cztery, nie ma żadnej.- oznajmił.- Przedawkowała leki uspokajające.
- Nie, nie, nie.- kręciłem głową.- To nie prawda. Mamo... Mamo, proszę obudź się.
Patrzyłem na nią, gładziłem jej włosy, łzy spływały po moich policzkach. Siedziałem w kałuży krwi. W jej kałuży krwi.
CZYTASZ
Shadows of Los Angeles (TOM I & II)
Roman d'amourMia Devis wraz ze swoim bratem, po tragicznym wypadku rodziców, przeprowadzają się do Chicago, by zamieszkać u cioci Hunter i rozpocząć nowe życie. Rayden, po roku przerwy w nauce, wyjeżdża na studia do Los Angeles. Po ukończeniu szkoły, jego siostr...