Epilog

28 0 0
                                    

Zrobiliście coś, czego nie powinniście zrobić.

Przekroczyliście pewną granice.

Porwaliście, osobę, która na tym rynku jest gwiazdą. Teraz ty ją zastąpisz.

Jesteś taka słodziutka, każdy będzie się o ciebie zabijał.

Nauczymy cię naszych zasad. Jesteś naszym diamentem.

Wykorzystamy to, że w końcu cię mamy.

Cała spocona, podniosłam się do pozycji siedzącej i schowałam twarz w dłoniach. Nie zdążyłam nawet zarejestrować, kiedy moje policzki stały się mokre.

Teraz należysz do nas, czy ci się to podoba, czy nie.

Głosy, które mnie nawiedzały, nie dawały mi spokoju, nawet na chwile. Miałem dość. Chciałam spokoju. Do Chicago. Do cioci. Do Maxa i Emily.

Chciałam do domu.

Twoje życie, jakie znałaś, właśnie się skończyło.

W płucach zaczynało brakować mi powietrza, przez co zaczynałam się dusić. Kaszlałam, dusząc się łzami, które ciurkiem leciały po moich policzkach.

Masz potencjał, nie możemy tego zmarnować.

– Kochanie, co się dzieje? – zapytał ktoś, jednak nie umiałam zarejestrować tego głosu.

Przez lzy w oczach, nie widziałam kto to jest ale miałam nadzieje że to nie Declan, Daniel czy Luca.

Dusiłam się.

A gdy brałam oddechy, czułam jak jeszcze bardziej brakowało mi powietrza.

– Oddychaj... – powiedział, łapiąc mnie za dłonie. – Wdech... Wydech... Spokojnie, jestem przy tobie. Jesteś bezpieczna.

Brałam wdechy i wydechy, które pomagały. Pomrugałam pare razy, aby odgonić łzy i zobaczyć kto siedzi przede mną.

Moim oczom ukazał się Max. Zmartwiony Max, który trzymał mnie za dłonie i gładził je kciukiem.

To nie mogła być prawda.

Oni... Oni mnie przecież porwali.

Nie było Maxa.

To nie on.

– Spokojnie, to ja – dodał zachrypniętym głosem. – Już dobrze. Wszystko w porządku? Możesz oddychać?

Pokiwałam głową.

– Max? – zapytałam cicho.

– Tak, jestem tutaj.

Rzuciłam się na niego, oplatając jego brzuch.

Był tutaj.

Łzy kolejny raz spływały po moich policzkach. Objęłam mocniej jego ciało, na co on poprawił swoją pozycje, tak żebym mogła siedzieć na jego kolanach. Słyszałem jego oddech, oraz głośne bicie serca. Jego dłonie, które jeździły po moich plecach, nieco mnie uspokajały.

– Nie płacz... Jestem tu i nigdzie się nie ruszam – wyszeptał w moje włosy.

Wciąż trudno było mi było uwierzyć że tu był.

Odsunęłam się lekko od niego, aby spojrzeć na jego zmęczoną twarz. Miał cienie pod oczami, cerę bladą i usta suche.

– Jak? – spytałam, pociągając nosem. – Przecież...

– Lora powiedziała nam o jednym miejscu, pojechaliśmy tam i... byłaś tam... spałaś. Cholernie sie o ciebie bałem. Bałem się że już więcej cię nie zobaczę ale... Już jesteś bezpieczna. Nic ci już nie grozi.

Shadows of Los Angeles  (TOM I & II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz