To ten dzień. Ślub oraz wesele wujka Maxa, od rana stresowałam się, jakby to było moje wesele, ale nie było.
Sukienka leżała idealnie, lepiej niż wtedy, gdy ją przymierzałam. Podobała mi się, długa beżowa sukienka na ramiączkach. Max mówił, że wyglądam ślicznie. Dekolt był w literze „V", góra sukienki była dopasowana, a dół delikatnie rozszerzony. Na dole miała rozcięcie, które sprawiało, że moje nogi były odsłonięte przy każdym kroku.
Dziś poświęciłam się i postawiłam na szpilki w tym samym kolorze, pożyczone od Amelii, która nie miała nic przeciwko. Torebkę miałam małą, też beżową, cały mój outfit był beżowy. Wszystkie kobiety miały jasne sukienki, a mężczyźni czarne garnitury. Wyglądali ładnie, ale Max wyglądał jeszcze lepiej. Miał na sobie czarną, opinającą koszulę. Gdy go zobaczyłam, oczy mi się zaświeciły.
Ceremonia minęła bardzo szybko, była inna niż zwykle. Odbywała się w ogrodzie za rezydencją, ławki były białe, a dywan czarny. Były też drobiazgi w kolorze złotym. Wszystko było śliczne i idealnie się komponowało.
Wszyscy goście kierowali się do wnętrza rezydencji, która przypominała paryską, ale była jeszcze większa i ładniejsza. Poznałam niektóre osoby z rodziny Maxa, ale nie wszystkich. Jego ciocia była zajebista, polubiłam ją od razu. Jako pierwsza podeszła do nas i się przywitała. Kolejną osobą był mąż cioci Diany, wujek Maxa, z nim też się polubiłam. Babcia powiedziała, że jestem śliczna i cieszy się, że taki cichy Max znalazł sobie taką dziewczynę. Było to słodkie. Kuzynów też poznałam, ale nie wszystkich.
Para młoda jeszcze do nikogo nie podeszła, ale mieli zamiar. Rezydencja miała podobny styl do ogrodu, te same kolory. Stoły były okrągłe, a na nich złote talerze oraz sztućce, ciemne kwiaty i dużo alkoholu, bardzo dużo.
Usiadłam na przydzielonym miejscu obok Maxa, z nami siedzieli John, Tim, Julia i Charlie, osoby, które znałam. Pitera i Emily oraz Lydie też znałam, ale jeszcze z nimi nie rozmawiałam.
- Dobra, pijemy? - zapytał pan młody.
Prawie wszyscy odpowiedzieli klaskaniem i gwizdaniem. Podniosłam kieliszek i wypiłam łyk szampana, który okazał się zaskakująco dobry.
- Trzeba coś mocniejszego wlać do gardła - powiedział Tim, odkładając kieliszek.
- Wódka - odezwał się Charlie.
Zaczęła się biesiada. Wszyscy śmiali się i rozmawiali, a wódkę nalewano bez opamiętania. Czułam, że zaczyna się prawdziwa zabawa.
- Twoja rodzina to jakaś mafia? - zapytałam.
Max cicho się zaśmiał i pokręcił głową.
- Można to tak nazwać, kiedyś Ci o tym opowiem - puścił mi oczko.
Moje oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. To mogło wyjaśniać, dlaczego wesele miało taki mafijny styl.
- Co? Nie zabiją mnie?
- Nie - odpowiedział.
- Na pewno?
Chciałam się upewnić, bo choć jego odpowiedź była szczera, nie uspokoiła mnie w pełni.
- Nie zabijają moich bliskich.
Pokiwałam głową i przełknęłam gulę w gardle. Wystraszyłam się, ale tylko trochę. Max nachylił się do mnie, a jego oczy błyszczały.
- Mam nadzieję, że masz ochotę na tańce - szepnął mi do ucha.
- Z tobą zawsze - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
Na parkiecie pojawiła się pierwsza para, a za nimi kolejne. Muzyka grała coraz głośniej, a światła zaczęły migotać. Max złapał mnie za rękę i pociągnął na parkiet. Tańczyliśmy, śmiejąc się i bawiąc. Czułam, jak stres opada, a ja w pełni zaczynam cieszyć się chwilą.

CZYTASZ
Shadows of Los Angeles (TOM I & II)
RomanceMia Devis wraz ze swoim bratem, po tragicznym wypadku rodziców, przeprowadzają się do Chicago, by zamieszkać u cioci Hunter i rozpocząć nowe życie. Rayden, po roku przerwy w nauce, wyjeżdża na studia do Los Angeles. Po ukończeniu szkoły, jego siostr...