26

80 3 0
                                    

Poniedziałek. Do mieszkania wróciłam wczoraj, a zwolnienie mam do końca tygodnia. Nie rozumiem po co aż tak długo, mogłabym się zapytać lekarza ale chciałam już wyjść stamtąd.

Max nie zadzownił, po tym jak wyszedł razem z resztą, jak zapytalam sie dlaczego, odpowiedział że był zmęczony i zasnął, nie miałam podstaw żeby mu nie wierzyć. A postać zza okna, chodzi mi po głowie. Od soboty krążę myślami wokół moich znajomych i zastanawiam się, kto ma taką figurę, kto z moich przyjaciół jest tak napakowany. Nie znalazłam takiej osoby i nie znajdę bo nikt takiej figury nie ma. Nie powiedziałam też o tym Maxowi bo nie chciałam, jest zbyt zajęty swoimi sprawami żeby słuchać o tym jak jakiś facet o drugiej w nocy stoi za szybą w szpitalu i mnie obserwuje, gdy sama sobie o tym myślę, wiem że to głupie.

Byłam sama w mieszkaniu, wszyscy byli na zajęciach. Ja wychodzę z ciocia na miasto, Max dał mi auto, nie prosiłam go o to, po prostu mi je dał a ja nie chciałam się z nim kłócić dlatego machnęłam ręką I wzięłam kluczyki. Miałam dziś się z nim spotkać ale dopiero wieczorem bo miał jakieś sprawy do załatwienia. Do tej pory nie wiem dlaczego, tak szybko wyszedł ze szpitala, gdy dostał wiadomość ale nie chce naciskać, jeśli jest ze mną szczery, sam mi powie.

Zatrzymałam się pod hotelem w którym przebywa moja ciocia. Nie był on daleko od kamienicy bo jakieś 10 minut autem, nie było żadnych korków ze względu na godzinę, bo była 12.

- Cześć słoneczko.- powiedziała ciocia wsiadając do auta, na miejsce pasażera.

Miała na sobie zwykłą czerwoną koszulkę z krótkim rękawem i niebieskie spodenki jeansowe.

- hej.

Wyjechałam spod budynku i kierowałam się w stronę centrum Los Angeles.

- gdzie jedziemy?- zapytała.

- przejść się po Hollywood Walk of Fame.

Kobieta pokiwała głową w wlepiła wzrok w widoku zza okna. To nie było daleko tylko kolejne 10 minut drogi.

- Rayden na uczelni?- zapytała.

‐ tak, kończy o 14.

- Max też jest na uczelni?- zapytała, gdy skręcałam w prawo.

- tak, studiują razem.- odpowiedziałam.

Rękę miałam skręcona ale i tak mogłam prowadzić, nie bolała mnie.

- dobrze Ci z nim?

To pytanie mnie zdziwiło, dlaczego pytała się o takie rzeczy? może się martwiła?

- tak.- odpowiedziałam po krótkiej chwili.

- cieszę się że jesteś szczęśliwa, pasujecie do siebie.- westchnęła ciężko.

Zatrzymałam się na czerwonym świetle i spojrzałam na kobietę, szczerze się uśmiechała.

- ja też się cieszę że jestem szczęśliwa, a co u ciebie?- zapytałam, zmieniając temat.

- dobrze, spokój w Chiacago, nic się nie dzieje.

- Raydena nie ma, to jest spokój.- oznajmiłam z uśmiechem, po czym ruszyłam autem.

Ciocia się cicho zaśmiała na to co powiedziałam. Nie małe problemy były gdy Rayden mieszkał w Chicago, przynajmniej raz w tygodniu trzeba było odbierać go z komisariatu. Istna tragedia.

Resztę drogi wspominałyśmy, chwile z Raydenem, te miłe ale też te nie miłe. Fajnie było tak powspominać, stare czasy. Przypomniała mi się ostatnia kolacja, zanim wyjechali w delegacje. Żyrandol spadł na szklany stół w salonie a Rayden zbił kolejny wazon. Mama była zła ale nie na Raydena za wazon tylko na żyrandol, który był spory i zbił jej ukochany szklany stolik. Ten stolik był z nami bardzo długo, przechodził z pokolenia na pokolenie. Ten stół zaraz po śmierci rodziców, miałam dostać ja, razem z domem ale los miał na nas inne plany.

Shadows of Los Angeles  (TOM I & II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz