Rozdział trzydziesty siódmy

1K 142 15
                                    

Skyler

Opcja numer trzy jest zdecydowanie najlepszym wyjściem. Być może to właśnie klucz do uwolnienia się od tego sukinsyna, który postanowił mnie szantażować. Nie mogę jednak przestać myśleć o tym, że takim wyborem wykopię sobie grób. Ten rodzaj ryzyka wcale mnie nie nakręca.

- Najpierw Santiago. - Moje rozmyślania przerywa zdecydowany głos Michael'a. - Jego załatwimy bez najmniejszego problemu.

- Ten sam plan? - pytam nieco pobudzona.

- Jeśli chcesz... ale tym razem nie każ mi patrzeć.

- Odbieranie życia takim skurwielom strasznie mnie nakręca - mówię przeciągle. - Dlaczego chcesz mi to odebrać?

Pochyla się i łapie mocno moją brodę.

- Bo mam ochotę ukarać każdego, kto chociaż pomyśli, że może położyć na tobie swoje łapska. Jesteś, kurwa, moja.

Nim się orientuję, Michael przywiera ustami do moich. Całuje z pasją, wręcz agresją i cholernie mi się to podoba. Tłumię jęk, który pragnie wydostać nie na zewnątrz i robię wszystko, by zmusić się do oddalenia od mężczyzny. Kiedy udaje mi się to jakimś cudem, biorę głęboki wdech, zanim w ogóle jestem w stanie wypowiedzieć choćby słowo.

- Improwizujmy - proponuję z przebiegłym uśmiechem. - Lubię czasami zdać się na los. Wystarczy, że Rosjanin jest dla nas niezłą zagadką.

Zodiac opada na oparcie fotela. Przez moment patrzy przed siebie, a kiedy ponownie odwraca się w moim kierunku, na jego twarzy zauważam zmianę. Nie uśmiecha się, lecz wiem, że moja propozycja mu się podoba.

- Skoro w Miami nie trafiliśmy na pułapkę, tym razem także powinno obyć się bez problemów. A więc możemy zaszaleć.

- Myślisz, że Giovanni zna cel naszej podróży?

- Nox robi wszystko, by temu zapobiec. Wciąż jednak nie mamy pojęcia, kto naprawdę stoi za zdemaskowaniem nas.

- A więc wszystko jest możliwe - szepczę pod nosem, bardziej do siebie niż do mężczyzny.

- I o jest najlepsze.

- Nie rozumiem twojego toku myślenia. Naprawdę się nie boisz?

Na jego twarzy pojawia się złowieszczy uśmiech. Teraz nawet bez farby na twarzy wygląda jak wcielenie zła, zesłane prosto z piekła, by zdobywać dusze grzeszników.

- Nie. I w końcu cię tego nauczę.

Prostuję się i przechylam na bok, by dokładnie mu się przyjrzeć.

- A jeśli by cię złapali?

- Nikt mi nic nie udowodni. - Wzrusza ramionami. - Zawsze zacieram ślady. Noszę rękawiczki, więc nikt nigdzie nie znajdzie odcisków moich palców. Zakładam ubrania, które zasłaniają skórę. Noszę kapelusz, by przypadkiem żaden włos nie spadł na miejscu zbrodni - tłumaczy wolno, tonem sugerującym, że to zwykła pogawędka. - Mojej twarzy także nie można rozpoznać. Jesteś na to najlepszym przykładem.

- Nawet mi nie przypominaj - syczę, wciąż nie mogąc sobie wybaczyć, że go nie poznałam.

- Ciał także nie ma. Zresztą zdążyłaś się przekonać, jak to zwykle wygląda.

- A więc zbrodnia doskonała według wielkiego Kata z Portland.

- Cóż mogę poradzić. Jestem legendą.

- I do tego jaki skromny - dopowiadam, próbując powstrzymać śmiech.

- I przystojny. I nieziemski w łóżku. I...

- Wystarczy! Bo jeszcze wpadniesz w samozachwyt.

Łapie mnie za dłoń i całuje delikatnie jej wierzch.

- Obawiam się, kochanie, że to stało się już dawno temu.

Jego ciepłe usta muskające moją szyję robią z moim ciałem wiele grzesznych rzeczy. Zabieram dłoń, by po raz kolejny nie poddać się złemu urokowi mężczyzny, który doskonale wie, co zrobić, bym uległa.

- A więc mamy plan - zmieniam temat, bo tylko to może mnie uratować. - Jak myślisz, kiedy Giovanni dowie się, gdzie jesteśmy? Zakładając, że jeszcze niczego nie wie.

- Najpóźniej dwie godziny po zabójstwie. Nie kontaktuje się z nami, lecz na pewno stara się przewidzieć nasze ruchy. Kiedy już pozbędziemy się wszystkich dowodów z jego rąk, wpuszczę go do labiryntu i będę strzelał do niego z łuku.

- To ciekawa wizja - stwierdzam rozmarzona. - Myślisz, że do tego czasu nauczyłbyś mnie posługiwać się łukiem? Też chcę spróbować.

- Oczywiście.

W Vancouver zjawiamy się jeszcze przed zmrokiem. Wykorzystuję ten czas na zakupy. Nie mam zamiaru udawać kolejny raz idiotki, więc inwestuję w czarną perukę i dwuczęściowy strój w tym samym kolorze. Nie pozostawia wiele dla wyobraźni, więc mogę śmiało stwierdzić, że dzisiejsze polowanie będzie udane. Diego Santiago to idiota, o czym świadczą zdobyte przez Nox'a informacje na jego temat. Nie stroni od narkotyków i dziwek, a ponadto lubi gry hazardowe. Bardzo łatwy cel i wie to nawet kobieta z kilkudniowym doświadczeniem. To, co robimy teraz niesie za sobą większe ryzyko niż moje dotychczasowe poczynania, a przez to czuję się nakręcona i przerażona jednocześnie. Nie wiedziałam nawet, że można się tak czuć.

Wynajęliśmy niewielki pokój w podrzędnym hotelu, by nie zwracać na siebie zbyt dużej uwagi. W drodze do niego założyłam nową perukę i zakryłam różowe ubranie czarnym płaszczem, zakupionym w ostatniej chwili w jednym ze sklepów, w których szukałam odpowiednich ubrań. Dzięki temu recepcjonistka nie dozna szoku widząc mnie w zupełnie innym wydaniu, gdy opuścimy nasz pokój.

Po godzinnej kąpieli i przygotowaniach wychodzę z łazienki, prezentując Michael'owi nowe wcielenie.

- To podoba mi się bardziej - stwierdzam z szerokim uśmiechem i obracam się wolno, prezentując w całej okazałości.

Kiedy ponownie patrzę na mężczyznę, widzę, jak zagryza dolną wargę. Wygląda przy tym tak cholernie seksownie, że mam ochotę zostawić plany i rzucić się na niego. W ostatniej chwili przypominam sobie, że stawką jest moja wolność i biorę się w garść.

- Czerń to zdecydowanie twój kolor - mówi wolno, lustrując moje ciało.

- Twój również.

Strój Zodiac'a jest bardziej elegancki, z moim łączy go jedynie kolor. Czarna koszula opina jego bicepsy, a rozpięte guziki delikatnie odsłaniają mięśnie klatki piersiowej. Podchodzę do niego i przesuwam palcem po odsłoniętej skórze, na co wzdycha w odpowiedzi.

- Lepiej już chodźmy.

Sięga po swój kapelusz, po czym podaje mi płaszcz. Naprawdę wolę robić coś zupełnie innego...

Sick Game (18+)| ZakończonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz