Czułam mokre pocałunki na szyji. Ręce błądzące po moim ciele i ciche pomruki jak i swoje tak i osoby, która próbowała mnie obudzić dobierając się do mnie.
Z westchnieniem przekręciłam się na plecy a w tedy na moich biodrach poczułam ciężar a na piersi dotyk delikatnych dłoni. Do mojego nosa dotarł zapach, który jakiś czas temu wyrył mi się w pamięci.
Wzdycham czując na szyji kolejne pocałunki pomieszane z lekkim gryzieniem. Nie otwieram oczu udając, że śpię. A na prawdę chciałabym pospać jeszcze jednej ktoś skutecznie mi to uniemożliwiał.
Czułam jak kobiece dłonie przesuwają się w dół mojego ciała zatrzymując się na gumce dresów. Poczułam deszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa a gdy poczułam dłonie na skórze zaraz nad kobiecością szybko otworzyłam oczy.
***
Usiadłam gwałtownie na łóżku przecierając twarz dłońmi. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę czwartą sześć. Stwierdzając, że nie zasnę ubrałam się w dres do biegania i po cichu wyszłam z pokoju a następnie niepostrzeżenie z akademika.
-Kurwa zimno.
Mruknełam gdy lodowate powietrze uderzyło w moje ciało. Z westchnieniem ruszyłam trasą, którą dawno nie biegałam.
Co jakiś czas przeczesywałam dłonią włosy, które pod wpływem wiatru co rusz leciały mi na twarz a czasem nawet do ust. Trochę żałowałam, że nie wziełam słuchawek chodź nie miałam pewności czy są naładowane.
Skręcając w następną ulice myślałam o śnie i o kobiecie, która w nim była. Nie widziałam kto to jednak ten jej zapach był bardzo znajomy. Bardzo znajomy ale jednak mózg blokował mi dostęp do wspomnień z nim związanych. Czułam nie raz ten zapach ale nie mogłam go do nikogo przydzielić.
-Avery? - Usłyszałam za sobą. Zatrzymałam się i odwróciłam. Jednak nikogo nie było. - Wyżej głupia. - Spojrzałam w górę. Na gałęzi siedziała Liliana z Kirą.
-A wam to co? - Zapytałam i zaczęłam się wspinać na drzewo. - To random drzewo w mieście a wy sobie siedzicie na nim jak gdyby nigdy nic. I to o tej godzinie.
-Wyszłyśmy pobiegać, jak widać tak samo jak ty ale zaczął gonić nas pies jak wracaliśmy. I no...- Zaczęła Kira gdy usadowiłam się na gałęzi tuż nad nimi i zawisłam do góry nogami. - Widać, że nie tylko my nie mogliśmy spać.
-Taaa. Teraz się cieszę, że słuchawek nie wzięłam bo bym przebiegła i nawet nie wiedziała, że tu jesteście. - Zaśmiałam się cicho ale wrednie na co dostałam w ramię. - Ał, weź! Jeszcze słońce nie wzeszło a ty mnie bijesz. - Fuknełam na Lili udając obrażoną.
-Od prowadzisz nas do akademika? Trochę zmarzłyśmy.
-Pewnie. Po drodze możemy wejść po gorącą czekoladę dla reszty. O ile już będzie otwarte.
-A ja bardzo chętnie! - Zawołała ucieszona Kira. - Chodźcie.
-Zaczekaj. Gonił was pies, tak? Zobaczę czy go nie ma.
Westchnęłam i zeszłam a raczej spadłam na chodnik pokryty na nowo śniegiem. Wstałam otrzepując się i przeszłam kawałek rozglądając się czy nie widać żadnego psa. Gdy się upewniłam, że nie ma wróciłam do dziewczyn i pomogłam im zejść.
CZYTASZ
Jesteś Moim Ratunkiem Skarbie - Tom 1
RomansaMówią, że żyje się raz... Mówią, że rany leczy czas... Mówią również, że miłość jest wieczna... Ale czy każda miłość jest wstanie wytrzymać wszystko? Czy prawdziwa miłość jest wstanie naprawić? Czy człowiek dla niej jest wstanie się zmienić? Czy...