25

179 12 1
                                    

Siedziałam nad wodą. Pojechałam w moje ulubione miejsce. Był to las w którym była piękna rzeka wraz z niedużym jeziorem. Mało kto znał to miejsce a było magiczne. Szczególnie latem było tu nieziemsko.

Wzrok z wody przeniosłam na drzemiącą kobietę, która opierała się o moją klatkę piersiową. Nie wiedziałam co mnie pod kusiło ale zabrałam tutaj moją nauczycielkę, żeby spędzić nowy rok razem chodź po incydencie w wigilię nie odzywaliśmy się do siebie trzy dni.

Czułam się...dziwnie. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Nigdy nikogo nie pocałowałam w usta. Nikt nigdy nie miał tego przywileju. Nawet jeśli nasze usta tamtego dnia zetknęły się na zaledwie dwie sekundy to i tak było to dla mnie trochę za dużo. To raz. A dwa było to coś nowego.

Czułam dziwne i nieznane mi wcześniej uczucie, które od wigilii mi towarzyszyło ale było takie...przyjemne? Nie byłam pewna jak to opisać. Uczucie było dziwne. Czułam dziwne ciepło za każdym razem gdy wracałam do tego we wspomnieniach albo jak patrzyłam na Mishe.

Czułem się w chuj niekomfortowo ale jednoczenieśnie czułam jakąś iskrę spokoju. To ciepło było podobne do... Właśnie. Do czego? Do czego mogłam porównać to ciepło? Dawało ono uczucie spokoju i bezpieczeństwa ale jednocześnie było przerażające i miałam ochotę od niego uciec.

Westchnęłam cicho poprawiając się na gałęzi. Po tym jak Michael wystraszyła się łamanych gałęzi prawdopodobnie przez jelenie postanowiłyśmy wejść na stare drzewo, które tutaj było. Jako jedyne od kilku lat nie zakwitło zupełnie jakby nagle zostało pozbawione życia. A jeszcze je pamiętam gdy siedziałam pod nim, patrzyłam w niebo i jego zielono złote liście pod koniec lata.

Wsunełam dłoń we włosy kobiety i delikatnie je przeczesałam, drugą dłonią poprawiając koce na jej ramionach. Żałowałam trochę, że nie wzięłam z auta poduszek bo autentycznie już bolała mnie dupa i plecy od tego twardego.

-Niewierć się. Daj mi jeszcze chwilę się zdrzemnąć.

Mrukneła kobieta wtulając się we mnie bardziej. Zaśmiałam się cicho i postarałam się więcej nie ruszać chodź miałam serio ochotę zejść i trochę rozprostować te stare kości.

-Ale i tak musisz już powoli wstawać. Zaraz północ i nowy rok. - Szepnełam, dłoń z włosów przenosząc na jej kark i lekko go drapiąc. - Wstawaj śpiochu.

-Piec minut skarbie.

Ehh. Taak. Od tamtej pory częściej jej się zdarzało tak do mnie mówić jednak starałam się na to nie zwracać uwagi. Od początku naszej znajomości mówiła tak jednak nie tylko do mnie więc małą wagę do tego przywiązywałam.

-Misha, musimy zejść na dół. Tam zostawiłam szampana i wino. No i przekąski. Chodź. Usiądziemy na dachu auta. Nic nas nie zje.

Zaśmiałam się na co dostałam po żebrach. Jęknełam cicho masując obolałe miejsce.

-Pomożesz mi zejść? - Zapytała siadając ostrożnie. Wyjęłam nogi spod jej kolan i zawiesiłam mogąc w końcu się przeciągnąć.

-Ymmmm.

Jęknełam przeciągając się i czując jak miejscami strzelają mi kości. Nie odpowiadając na jej pytanie przechyliłam się na bok zwisając w dół czemu towarzyszył jej krzyk.

-Wariatka! Chcesz mnie do zawału doprowadzić?

-Aż taka stara pani nie jest.

Dobrze że nie było wysoko bo bez problemu zeskoczyłam ani dół. Chodź i tak zaryłam łbem o kupę śniegu. Wstałam potrzebując się i machając do nauczycielki, żeby zrzuciła mi rzeczy które były na gałęzi.

Jesteś Moim Ratunkiem Skarbie - Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz