27

191 13 3
                                    

Dzień wycieczki a ja pierdolca dostaje. Siedzę na chłodnym asfalcie opierając się o oponę autokaru. Jak na razie jestem jedyną osobą nie licząc opiekunów którzy z nami jadą.

Przetarłam dłońmi zmęczoną twarz. Od dnia kiedy znalazłam nieprzytomna Mishe w jej domu mi się we łbie kompletnie popierdoliło. Pisałam do niej częściej i sprawdzałam czy wszystko okey. A to kurwa moja nauczycielka a dostaje pierdolca jakby była moim dzieckiem, które zrobiło sobie krzywdę i trzeba na nie uważać jak na porcelanę i dmuchać jak na jajko.

Lili z Poli i chłopakami to cisnęli ze mnie bekę jak się zorientowali co tak na prawdę siedziało mi w głowie i dlaczego dostaje delikatnie mówiąc takiego pierdolca. Ich to bawiło a mnie drażniło. Na szczęście reszta dziewczyn tylko czasem się o coś pytała i podeszła do tego jak dorośli a nie jak dzieci.

Uniosłam głowę do góry i aż krzyknęłam widząc koło siebie Moonrav. Wzdrygnęła się z początku na mój nagły krzyk ale zaraz potem zaczęła się śmiać. Czułam jak mi serce przyspieszyło a krew odpływa z twarzy.

-Wybacz. - Mówiła wciąż się śmiejąc. - Nie chciałam cię...wystraszyć.

-Śmiej się śmiej. Zemszczę się. - Mruknęłam biorąc głęboki oddech. - Czemu się tak pani zakrada? - Wstałam otrzepując tyłek z piachu. Jest połowa lutego ale śniegu nie ma już od stycznia.

-Mam dla ciebie mały prezent a nie chciałam, żeby inni nauczyciele widzieli. Ale po tym jak krzyknęłaś to już po ptakach. - Mówiła z uśmiechem i oczami pełnymi łez. Warknęłam cicho. - Nie wiedziałam z początku kiedy masz urodziny a później...

-Skończ. - Mruknełam już zirytowana. - Nie zaczynaj tematu moich urodzin. - Westchnęłam. - Porszę.- Szepnełam patrząc na nią spod przymrużonych powiek ale praktycznie błagalnie tak, żeby tylko ona widziała. - Nie teraz, nie dziś. Nie chce psuć sobie wyjazdu.

-Nie lubisz urodzin?

-Nie na widzę. - Pokreciłam głową. - Może kiedyś ci powiem dlaczego. Nie świętuje urodzin ale te uważam za szczególnie udane kochana.

Mruknęłam cicho lekko pociągająco na co się zarumieniła i ją minęłam widząc moją zgraję wchodząca na teren placówki. Widząc, że Brandon idzie tyłem popisując się starając się być cicho podbiegłam do niego i współczułam mi na plecy.

Oboje krzyknęliśmy gdy chłopak nie utrzymał równowagi i oboje polecieliśmy jak kłody na ziemię. Parsknełam śmiechem schodząc a raczej turlając się z chłopaka.

-Zabije cię łajzo!

Krzyknął i usiadł na mnie okrakiem próbując mnie łaskotać jednak ja się broniłam. Trulaliśmy się po ziemi. Każde z nas próbowało zdominować to drugie, żeby tylko nie przegrać. Wyglądaliśmy jak klauny zapewne bo dało się słyszeć śmiechy naszej licznej brygady i ironiczne gadanie i śmiechy nauczycieli, którzy tu byli. No może poza Moonrav bo było słychać, że ona się śmieje tak na prawdę a nie ironicznie.

-Dość!!

Podskoczyłam spadając z chłopaka gdy usłyszałam donośny głos dyrektorki. Podnieśliśmy się z ziemi z czego ja się wklekłam jakbym wstawała z najwygodniejszego łóżka na świecie. Otrzepałam się leniwie i spojrzałam na dyrektorkę unosząc brew a na moje usta wpłynął ten mój firmowy ironiczny uśmiech. Widziałam jak na ten ruch jeszcze bardziej się w niej zagotowało.

-Nie sądziłam, że jesteś aż tak beszczelna. - Warknęła na mnie na co ja parsknełam śmiechem.

-Co tym razem zrobiłam? Znów mrówki na stołówkę wpuściłam? - Mój uśmiech z ironicznego przerodził się na wredny. - No co jest pupie? Mów co tym razem jest ze mną nie tak. - Poruszyłam biodrami na boki w trochę śmieszny sposób.

Jesteś Moim Ratunkiem Skarbie - Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz