28

178 12 1
                                    

Jak ja się cieszę. Jak ja się kurwa cieszę! Mają to ogarnąć i jak dobrze pójdzie to możliwe, że Lilia z Poli będą ze mną w pokoju a Moonrav i Smith zajmą pokój dziewczyn.

Jednak nie zdziwię się jeśli nic z tym nie zrobią tylko po to, żeby mieć mnie na oku. Już raz tak było ale na szczęście to były tylko dwie noce, które jakoś przeżyłam. O dziwo bo nauczycielka, z którą dzieliłam pokój dostawała pierdolca, nerwicy i kurwicy przeze mnie. I wszyscy naszej dwójki unikali podczas wyjazdu co było komiczne.

Rzuciłam plecak i walizkę koło łóżka pod oknem i się na nie rzuciłam zawijając się w kokon z kołdry. Westchnęłam zaciągając się zapachem typowego pokoju hotelowego. Chodź ten był o dziwo przyjemny i dało się wyczuć nutę cytrusów.

-Nie śpij.

Warknęłam. Stopami zdjęłam buty i skuliłam się, mocniej okrywając się kołdrą. Ktoś usiadł na łóżku zaraz za moimi plecami i się o nie opar. Warknęłam znowu, próbując wydostać się z kołdry, żeby tylko odepchnąć osobę ale zakopałam się tak, że nie mogłam w ogóle nawet ruszyć ręką.

-Rarunku!

Krzyknęłam zaczynając się trochę szamotać tylko po to, żeby się wydostać.

-Zaczekaj. Moment..- Mrukneła roześmiała Michael. - Nie szarp się!

-Oj, zostaw mnie! Jestem połamana i chce spać!

-Za pół godziny idziemy na krótki spacer po okolicy. Nie zostaniesz tutaj sama. Wstawaj i ogarniaj się!

Jęknełam załamana. Chciałam spać. Byłam padnięta a nawet nie wiedziałam od czego skoro większość trasy przespałam. Szczególnie gdy ruszyliśmy dalej w drogę po postoju to spałam z głową na udach Michael wyciskając nos w jej brzuch.

-Mogę chociaż pięć minut?

Mruknęłam prawie zasypiając. Misha jedynie pomogła mi łeb wydostać spod kołdry. Poczułam dłoń we włosach a chwilę później drapanie za uchem. Zamruczałam cicho i westchnęłam.

-Wstawaj. Zobaczymy przy okazji co da się zrobić z pokojami.

Otworzyłam oczy i szybko zerwałam się na równe nogi zaliczając glebę prze kołdrę, w którą się zawiniłam. Spojrzałam na Mishe z niemą prośbą o to, żeby mi pomogła się rozplątać.

***

Kichnełam przecierając łzawiące oczy. Siedzieliśmy na polanie nieopodal hotelu, w którym się zatrzymaliśmy. Dostałam pierdolonej alergii na jebaną sosnę gdzie ja uwielbiam to drzewo i nigdy na nie uczulenia nie miałam.

Wzięłam od Smith paczkę chusteczek ale poszła w ciągu kilku minut. Pociagnełam nosem i oparłam głowę na ramieniu Levy'ego. Czułam się jakby ktoś mnie zjadł, wipluł i zdeptał. Siedzimy tutaj bo nauczyciele próbują sami ściągnąć z drzewa Camila.

Tak. Niestety udało mu się dostać na listę i jechać z nami. Jakim cudem? Nie wiem. Ale siedzi aktualnie na drzewie bo chuja pogoniłam po tym jak próbował coś Dianie nagadać. Myślałam, że go rozszarpe jak zobaczyłam, że do niej podchodzi i zaczyna rozmowę.

Wstałam z zimnej ziemi, otrzepałam się i po prostu ruszyłam w stronę drzewa, na którym siedział chłopak. Weszłam na nie bez większego problemu i po prostu zrzuciłam chłopaka. Wysoko nie było więc nic mu się nie stało. Mam nadzieję. A nawet jeśli to chuj mu w oko.

Zeskoczyłam na ziemię ryjąc o nią kolanami. Westchnęłam i wstając po prostu ruszyłam w stronę hotelu odprowadzona różnymi spojrzeniami innych.

Jesteś Moim Ratunkiem Skarbie - Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz