40

213 14 10
                                    

"Mówią, że jedna chwila, jedno słowo i jeden gest może kosztować kogoś życie...a jeśli ta osoba należy do osób wegetujących"?

~ ~

Odeszłam kawałek w głąb. Starałam się być cicho. Nie deptać gałęzi. Starałam się nasłuchiwać i udało mi się wyłapać jednego z nich. Jednak głos słyszałam tylko jeden. Zmartwiło mnie to. Zdawało się, że jeden z nich rozmawiał sam ze sobą...

-AVERY! AAAAA!

Usłyszałam przeraźliwy krzyk Michael. Poczułam nagle nieprzyjemny ból w sercu i ścisk w gardle. Nie myśląc za wiele pobiegłam spowrotem. Czułam jak serce z przerażenia cholernie mocno mi bije. Po co ja ją tam zostawiłam?! Po cholerę ja się zgodziłam, żeby szła ze mną?! Nosz kurwa! Mogłam się nie zgadzać! A jakby się uparła to ją do drzewa przywiązać!

Zatrzymałam się otwierając szeroko oczy. Na krańcu patrząc w dół stał Garnolik...ale jej nie było... Nie było mojej Michael. Po policzku spłynęła mi łza, a ja mało myśląc czując potworne przerażenie zdjęłam buty, kurtkę i ten biały top.

Woda... Zepchnął ją... Ja... Ja nie wskoczę... Woda... Za bardzo się... Ja nie mogę...

~Weź się w garść! Nie jesteś ofiarą! Ocknij się! Nie jesteś jej ofiarą!!

Podbiegłam najszybciej jak się da do krańca i spychając również jego, skoczyłam za kobietą. Słyszałam znowu przeraźliwy krzyk, ale tym razem Grace i chyba pani od chemii. Nie byłam pewna. W uszach mi szumiało, a wszystko działo się kurwa jak w filmie w zwolnionym tempie.

Zaraz po tym jak skoczyłam, spychając Garnolika, zauważyłam przerażony wzrok Mishy, a chwilę później jedynie taflę niespokojnie poruszającej się wody. Zamknęłam oczy biorąc głęboki oddech zaraz po tym sama wpadając pod zimna taflę żywiołu.

Spanikowałam... Przez chwilę się miotałam jak związane zwierzę. Przez chwilę... Dopuki nie zobaczyłam opadającej na dno Mishy, która panicznie próbowała wypłynąć. Jednak nie mogła zupełnie jakby coś ją trzymało za nogi.

~Nie jestem ofiarą... Nie. Jestem. Twoją. OFIARĄ!!

Wrzasnełam na siebie w myślach. Od razu zaczęłam płynąć w stronę blondynki, który jak tylko mnie dojrzała przestała się szamota. Jej oczy szeroko się otworzyły. Podpłynełam do niej. Była przerażona, ale nie wiem czy tym, że możemy się zaraz utopić czy tym, że mnie widzi.

-ymmm.

Jękneła i wskazała na nogę wypuszczając stronę powietrza nosem. Warknęłam i złapałam za jeden z kamieni gdzie utknęła noga kobiety. Jedną reką próbowałam odsunąć kamień a drugą złapałam ją za kostkę. Udało mi się dopiero za trzecim razem wyswobodzić jej noge.

Pociągnęła mnie za za ramię. Spojrzam na nią. Z braku powietrza powoli odpływała. Nie myślałam w ogóle, złapałam ją za kark przyciągając do siebie i łącząc nasze usta, zatkałam jej nos i oddałam jej powietrze, które mi jeszcze zostało. Nie przejmowałam się sobą, liczyło się dla mnie to, żeby ona się wydostała...

Złapałam ją tak, żeby objęła mnie ramionami i odpychając się od kamienistego dna popłynęłam w górę. To miała być kurwa zwykła wycieczka. Jebana wycieczka! Czy ja zawsze muszę przynosić jakiegoś pecha jak czarne który, które przebiegną ci drogę, albo jak przejdziesz pod rozstawioną drabiną? Japierdole... Masakra...

Będąc prawie przy powierzchni coraz bardziej traciłam kontakt choć walczyłam sama ze sobą. Czułam jak się zaczynam dusić. Zrobiłam może z dwa zamachy i uchylając lekko usta, przestałam.

Jesteś Moim Ratunkiem Skarbie - Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz