41

207 15 4
                                    

Szłam ciemnym zamglonym lasem. Nie czułam w sobie nic, zupełnie jakbym obserwowała wszytko gdzieś z boku. Jednak byłam tu. Szłam dobrze znanym mi szlakiem ale...nie mogłam sobie przypomnieć skąd go znam. Taki znajomy, a jednocześnie obcy.

-Misha?

Słyszałam swój głos jak spod wody. Jednak dało się też słyszeć echo jak w jakiejś grocie. Szłam coraz dalej w głąb. Rozglądałam się, szukałam kogoś. Wolałam czyjeś imię. Tylko kto to był? Czułam, że znałam osobę, którą wolałam i szukałam jej, ale nie mogłam sobie przypomnieć kto to, ani kim była dla mnie ta osoba.

Było cicho, za cicho. Zero wiatru. Serio ptaków. Nie było słychać nawet moich kroków, a mogłam przysiądz, że nie raz nadepnąłam na gałąź, czy chociażby powinno być słuchać suche liście. A tu nic. Cisza. Cisza, która nie zwiastowała nic dobrego.

-Michael? Jesteś tu?

Czułam zapach osoby, którą wolałam. Wiedziałam, że należał do niej. Podświadomie to wiedziałam. Usilnie również próbowałam przypomnieć sobie kto to jest. Na marne...

Nie wiedziałam ile czasu minęło. Dziesięć mitun, dwadzieścia czy może godzina czy pięć. Po prostu szłam przed siebie rozglądając się na boki. Czułam, że im dalej szłam tym coraz bardziej czułam panikę, której wcześniej nie było. Panikę, strach i ból, którego nie mogłam zidentyfikować. I coś, co kryło się w mroku. Coś co czyhało na mój błąd...

-Misha?

Zawołałam, ale to było trochę głośniejsze od szeptu. Zatrzymałam się. Potrasnełam głową i panicznie się rozejrzałam. Nie byłam w środku lasu, a teraz stałam na tej skarpie, z której skoczyłam za Mishą. Jednak jak szłam to nawet nie było widać, żebym się tu chociażby zbliżała. Tam było tak jakbym szła w miejscu, albo zataczała wielkie koło.

Rozejrzałam się. Woda była wręcz czarna, na plaży coś było, ale ciężko było mi dostrzec co tam jest, ale kobiety jak nie było - tak nie ma.

Usłyszałam chszęst gałęzi za plecami. Odwróciłam się, ale nikogo nie było. Tak mi się przynajmniej wydawało. W nienaturalnym tępie przede mną pojawiła się kobieta. Skoczyłam do tyłu. Delikatnie wypłowiałe blond włosy z ciemnymi końcówkami do ramion zdobiły jej głowę, lekko opadając na twarz. Nienaturalnie zielone oczy, w których była jedynie wściekłość i bezgraniczna chęć do zdobycia krwi.

-Michael?

Mruknęłam przerażona cofając się o jeszcze jeden krok. Pod moją stopą jednak była przepaść. Gdyby kobieta przede mną nie złapała mnie za bluzę, spadłabym. Patrzyła na mnie oceniającym wzrokiem.

-Nie, kochanie. Nie jestem Michael. Jestem twoją śmiercią. Strzeż się, twoje dni są policzone. Tak samo jak twoich przyjaciół. - Wskazała na plażę, a mi aż odebrało oddech gdy zdałam sobie kto tam leży...Martwy... - Nie uratujesz wszystkich, strzeż się niebezpieczeństwa. Ono krąży wokół ciebie. Strzeż się niebezpieczeństwa co ma twoje geny. Ono ma twoje oczy, ale wygląd i charakter twojej siostry.

Kobieta przede mną odepchnęła mnie z mrożącym krew w żyłach śmiechem. Krzyknęłam przerażona, a na mój krzyk w powietrze wzbiło się stado wron. Wpadłam do lodowatej wody, która znów odebrała mi oddech. Miotałam się próbując się wydostać, na próżno. Woda była getrza od krwi...A może to była krew...?

Przestałam się szarpać. Podałam się. Byłam za słaba, żeby wydostać się z mojego największego leku. Byłam za słaba, żeby dalej walczyć. Patrzyłam sama nie wiedząc gdzie. Widziałam jak powietrze ucieka mi z płuc przez lekko uchylone usta. Czułam jak opadam na dno czyli tam gdzie zawsze było moje miejsce...

Jesteś Moim Ratunkiem Skarbie - Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz