XXVI

245 17 12
                                    

Obudziłaś się niestety z towarzyszącym ci krzykiem. Parę ostatnich nocy udało ci się wstawać bez tego, jednak tym razem zabrakło ci po prostu szczęścia.

Oświeciłaś lampkę nocną, po czym dałaś ręce na głowę dociskając ją do poduszki starając się tym samym uspokoić swój oddech. Pot spływający z czoła tworzył swojego rodzaju stróżki wędrujące aż na twoją szyję.

Nie czekając długo zwlekłaś się z łóżka idąc w kierunku łazienki, gdy nagle usłyszałaś pukanie do drzwi. Stanęłaś jak wryta wpatrując się w nie czując, jak zaczyna zbierać się w tobie panika.

No bez jaj! Co jak to znowu on? Co jak mnie słyszał? Nie otworzę mu! Nie ma na to szans!

Zerknęłaś na telefon była 3:18. Miałaś nadzieję, że pod drzwiami nie widać tego, że oświeciłaś światło. Patrząc po tak późnej godzinie i tak nie masz obowiązku mu otwierać, więc dziś może się wypchać.

Stałaś tak chwilę, gdy on nadal pukał, a przynajmniej jak się mogłaś domyślać był to radiowiec. W końcu w tym skrzydle jesteście sami, a małe jest prawdopodobieństwo, że ktoś inny tędy przechodził o tej porze.

Zaczęłaś na szybko wszystko analizować. Przerwa między waszymi pokojami jest dość spora, więc raczej nie powinien nic u siebie słyszeć, lecz prawda jest niestety taka, że jaki miałby inny powód, aby nachodzić cię w środku nocy jeżeliby tego nie usłyszał. Kto wie czy jego cień nie jest aktywny nawet, gdy jego właściciel śpi. Miałaś nadzieję, że jednak zrezygnuje bo pewnie nie woła cię tylko dlatego, że nie ma pewności, czy nie śpisz.

Olewając go, jak najciszej poszłaś w stronę łazienki, aby móc przemyć twarz. Nowej piżamy do przebrania ze sobą nie wzięłaś, aby grzebiąc w szafie cię przypadkiem nie usłyszał.

A gdy wyszłaś z łazienki w twoim pokoju panowała cisza. Najwyraźniej musiał ku twojej uldze w końcu odpuścić.

Jednak robiąc parę kroków w głąb pokoju zauważyłaś czerwone światło wydobywające się spod drzwi.

Co to ma być!?

Po chwili czerwień zmieniła się w zieleń przybierając na mocy, tak że mimo niewielkiej szpary pod drzwiami światło zaczęło cię ślepić.

Niepewnie podeszłaś do drzwi przykładając do nich głowę, aby nasłuchiwać odgłosów po drugiej stronie. Jednak nic nie miałaś szansy usłyszeć.

Zerknęłaś na swoje stopy pokryte zielenią, która z każdą chwilą kusiła cię coraz bardziej, aby sprawdzić skąd ona się wzięła.

Delikatnie nacisnęłaś na klamkę uchylając lekko drzwi. Nikogo przed nimi nie było, więc otwarłaś je całkowicie wychylając głowę.

Lampy w hotelu były pogaszone, a mimo to w całym holu było widno przez zielonkawą poświatę, co jakiś czas mieszającej się z czerwienią.

Byłaś pewna, że te światło wydobywało się z korytarza naprzeciw twoich drzwi, a przynajmniej tak to wcześniej wyglądało bo teraz jego źródło pochodziło z drugiego końca holu w zasadzie od strony schodów.

Zrobiłaś parę kroków w tamtą stronę, a będąc przy drzwiach jadalni nagle te światło zgasło, tak że zapanowała całkowita ciemność. Poczułaś, jak po plecach przechodzą cię ciarki.

Nie wzięłaś ze sobą telefonu, więc nie miałaś latarki, dlatego sunąc ręką po ścianie postanowiłaś się wrócić do siebie.

Kiedy zaczęłaś wyszukiwać ręką klamki swojego pokoju usłyszałaś rechot za swoimi plecami właściwie przy samym twoim uchu.

Twój koszmar (Alastor x Reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz