LXVIII

89 10 6
                                    

Rano obudziło cię delikatne światło sączące się przez zasłony. Leżałaś na Alastorze, wciąż wtulona w jego ramiona, jakby nocą wasze ciała znalazły idealny rytm wspólnego odpoczynku.

Alastor nie spał - delikatnie bawił się twoimi włosami, czekając, aż się obudzisz. Otworzyłaś oczy, napotykając jego ciepłe, lecz skupione spojrzenie.

- Dzień dobry, moja mała sarenko. - powiedział, głaskając cię po głowie.
- Dobrze spałaś?

- Dzień dobry. - odpowiedziałaś miękko, przeciągając się lekko.

- Czas na prawdę, moja droga? - zapytał spokojnie.

- Eh, szybki jesteś. - westchnęłaś, siadając na łóżku, wiedząc, że nie możesz już dłużej zwlekać.

Alastor milczał, jakby dając ci przestrzeń, byś sama zaczęła. W powietrzu unosiło się oczekiwanie. A ty w końcu zebrałaś się w sobie, odetchnęłaś głęboko i spojrzałaś na niego.

- Wiem, że to, co ci teraz powiem, nie będzie łatwe do zrozumienia. - zaczęłaś, starając się zachować spokój.
- Ale musisz wiedzieć, że tamtej nocy... nie wróciłam w złym stanie przez kogoś, kto mnie zaatakował niespodziewanie.

Demon zmarszczył brwi, ale nie przerwał, choć jego wyraz twarzy stał się bardziej napięty. Czułaś, że nie zamierza tego odpuścić, ale pozwalał ci mówić.

- Ja zgodziłam się na to. Sama wybrałam, że może mi się przytrafić taka... ewentualność.

Jego spojrzenie stało się twardsze, ale wciąż nie przerwał. Złapał twoją dłoń mocniej ją ściskając, jakby chciał cię zatrzymać w tej chwili, przy sobie, choćby na siłę.

- Ja... wzięłam udział w ulicznych walkach. - powiedziałaś cicho.

- Walkach, czy w piekielnym turnieju? - zapytał, choć nie brzmiało to jak zarzut, a raczej jak próba doprecyzowania.

- Turnieju. - przyznałaś jeszcze ciszej, zdziwiona, że się domyślił.

- Dlaczego? - zapytał cicho, choć jego głos był pełen wewnętrznej siły.
- Dlaczego miałabyś się na to zgodzić? Z pewnością nie zrobiłaś tego dla pieniędzy, więc po co? Wiedziałaś, jak niebezpieczne to może być. Wiedziałaś, że mogłaś nie wrócić.

Zacisnęłaś usta, czując narastające emocje. Próbowałaś znaleźć właściwe słowa, ale każde wydawało się nieadekwatne.

- Bo... chciałam się sprawdzić. Rozwinąć swoje moce... może nawet udowodnić sobie, że te ręce nie wytwarzają tylko sztabek, ale też broń, którą ja z pewnością powinnam umieć używać.

Radiowiec wpatrywał się w ciebie intensywnie, jakby próbował przetrawić twoje wyjaśnienia. Jego uśmiech, choć wciąż obecny, był o wiele bardziej wymuszony niż zazwyczaj, a jego dłonie lekko drżały, gdy mocniej ścisnął twoją dłoń.

- Sprawdzić się...? - powtórzył cicho, niemal szeptem, jakby mówił do siebie.
- Przez trzy noce wracałaś w coraz to gorszym stanie, przez które ja cię nie powstrzymałem, a ty mówisz mi, że chciałaś się sprawdzić? - zaczął miękko, lecz w jego głosie była stalowa nuta.

- Tak. - odparłaś pewnie.

Przez chwilę wydawało się, że milczenie między wami zgęstniało, stając się niemal namacalnym.

- Pomyślałeś kiedyś co by było, gdybym straciła nietykalność? Miałabym się poruszać po ulicach piekła bezbronna? Niezdolna do obronienia samej siebie? - przymknęłaś na chwilę oczy, zanim kontynuowałaś.
- Byłabym jak czerwony punkt w samym środku tarczy. Kto by w niego nie celował?

Twój koszmar (Alastor x Reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz