LXI

169 10 20
                                    

Przyglądałaś się ukradkiem jego ruchom - temu jak tupał obcasem buta o posadzkę w rytm muzyki, jednocześnie mieszając energicznie zawartość patelni. Przez chwilę zapatrzyłaś się na niego, gdy dodatkowo zaczął nucić i podśpiewywać melodię, przez co nóż objechał ci z cebuli, natrafiając na twój palec, na co cicho syknęłaś.

Alastor natychmiast się odwrócił, słysząc cię. Jego oczy rozszerzyły się z zaskoczenia, a następnie przybrał zmartwiony wyraz twarzy.

- Och, sarenko, co się stało? - zapytał, podchodząc bliżej.
- Czyżby ta cebula była aż tak podstępna?

Przyjrzał się twojemu palcowi - rana była mała, ale krew zaczęła się sączyć. Demon pochylił się bliżej, a jego spojrzenie stało się intensywne, jakby nagle cały świat przestał istnieć, oprócz tej jednej kropli krwi.

- To nic takiego. - próbowałaś powiedzieć, próbując wyrwać dłoń, ale Alastor trzymał cię delikatnie, lecz stanowczo, a z jego oczu zniknęła figlarność, zastąpiona czułością i troską.

- Och, moja dzielna sarenko. - mruknął, pochylając się jeszcze bliżej, jakby miał zamiar...

No właśnie, co? Pocałować ranę? Podmuchać? ...Skosztować krwi?! Łoo cium panie, ratuj się...!!

Zanim całkowicie dosięgnął twojego palca, wyprzedziłaś go, pochylając się i biorąc palec do ust, a jak szybko go włożyłaś, to tak samo szybko go wyciągnęłaś, kiedy poczułaś intensywny smak cebuli, na co się skrzywiłaś, a on wybuchnął śmiechem, widząc twoją minę.

-Ach, cebula, zawsze potrafi zaskoczyć! - rzucił, chichocząc, a jego wcześniejsze poważne oblicze zniknęło, zastąpione rozbawieniem.
- Ale powiedz, sarenko, czyżbyś próbowała mnie ubiec? To ja miałem zająć się twoim rozcięciem, a nie odwrotnie!

Przewróciłaś oczami, starając się zignorować pieczenie w palcu.

- Zajęłam się nim na tyle, aby cię nie kusiło. - rzuciłaś, patrząc na niego podejrzliwie.

- Ach, sarenko, nie doceniasz mojej dyscypliny. Choć, przyznam, twoje zaufanie do mnie jest... inspirujące. - powiedział, wyciągając z kieszeni białą chusteczkę, jakby była tam przygotowana od samego początku - delikatnie owinął nią twój zraniony palec, a jego ruchy, jak zwykle, miały w sobie pewną teatralność, jakby cały proces był częścią większego spektaklu.
- I gotowe! - oznajmił triumfalnie, wyprostowując się.

- Dyscyplina dyscypliną, ale wolę ci w ten sposób ułatwić, abyś nie popadł w uzależnienie. Wiesz... to jest tak jak z goracą czekoladą, jak się raz jej skosztuje, to potem się do tego wraca. A ja nie zamierzam stawać się twoim automatem niczym do kawy.

Alastor wybuchnął śmiechem, tym razem tak głośnym i szczerym, że echo jego radosnych dźwięków wypełniło kuchnię. Potrząsnął głową, a jego charakterystyczny, lekko szelmowski uśmiech pojawił się na jego twarzy.

- Och, sarenko, jakże przewrotnie to ujęłaś! Automat do krwi? Toż to prawdziwe arcydzieło wyobraźni! - odparł, po czym pokręcił palcem w powietrzu, jakby rysując niewidzialne linie.
- I choć dobrze znasz moje małe... przyjemności. To nie martw się, nie jestem tak nienasycony, jak mogłoby się wydawać. W końcu mam swoje zasady.

- Zasady? Ty i zasady? To ciekawe połączenie.

Radiowiec uniósł ręce w obronnym geście.

- Ależ oczywiście! Każdy dżentelmen musi mieć swoje zasady. Na przykład... nigdy nie podbieram kogoś innego śniadania. - uśmiechnął się szeroko, a jego zęby błysnęły w świetle lampki nad kuchnią.
- Z resztą, gdzieżby tam mi do uzależnienia... - na to przewróciłaś oczami, ale nie mogłaś powstrzymać uśmiechu.

Twój koszmar (Alastor x Reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz