LII

205 12 20
                                    

Nim zdążyłaś otworzyć szafę, Alastor zmaterializował się przed tobą, biorąc cię na ręce z wielkim uśmiechem.

- Ej, czekaj. Nie możemy tak iść do kuchni. Ja muszę się przebrać i zwrócić ci marynarkę. A ty, może wypadałoby żebyś założył górę i zmienił gacie, bo jak Angel nas zobaczy i twój ślad na tyłku, to nie da nam żyć. I wolałabym żebyś nie nosił mnie na rękach przy pozostałych. - powiedziałaś zmieszana, na co jego uśmiech tylko się poszerzył.

- Słuszna uwaga, sarenko. - pstryknął palcami, zmieniając swój strój, ale tylko swój.
- Ale pozostali wiedzą o twoim "małym wypadku podczas biegania", więc nie ma się czego wstydzić, że będę cię nosił.
- Choć... gdzie pojawiła się twoja pewność siebie, która towarzyszyła ci podczas naznaczania mnie, hmm? - odwróciłaś wzrok, czując ciepło na policzkach, na co zachichotał.

- To co innego. My jesteśmy wtajemniczeni w nasze droczenia, ale wiesz jak to będzie wyglądać przed innymi.

Alastor spojrzał na ciebie z rozbawieniem, jakby twoje słowa tylko dodawały mu ochoty do dalszych psot.

- Wtajemniczeni, powiadasz? - zapytał z niewinnym uśmiechem, unosząc cię odrobinę wyżej w swoich ramionach, jakby chciał podkreślić swoją kontrolę nad sytuacją.
- O ile dobrze pamiętam, to sama mówiłaś, że moja marynarka wygląda na tobie lepiej niż na mnie, sarenko, więc myślę, że nie będzie to stanowić dla ciebie większego problemu, aby pokazać się w tak stylowej i dobrze dopasowanej kreacji.

Od razu po skończeniu swojej wypowiedzi, nie dając ci szansy na odpowiedź, przyniósł was do kuchni, kładąc cię na blacie, gdzie ku twojej uldze nikogo nie było poza wami.

Choć nie było to tak wielkim pocieszeniem, patrząc na to, że nie odsunął się od ciebie, nadal stojąc między twoimi nogami, z rękami opartymi na blacie, po obu stronach twojego ciała.

- Ej no... odsuń się, bo jeszcze ktoś tu przyjdzie.

Próbowałaś go odepchnąć, ale Alastor nie poruszył się ani o milimetr, a jego uśmiech tylko się pogłębił, gdy patrzył na twoją próbę pozbycia się go, z tym swoim charakterystycznym błyskiem w oku, jakby doskonale zdawał sobie sprawę z twojego zakłopotania, a jednak nie miał najmniejszego zamiaru odpuścić.

- A co, sarenko? - zapytał z szelmowskim uśmiechem.
- Boisz się, że ktoś nas zobaczy?

- Oczywiście, że tak! - odpowiedziałaś szybko, choć starałaś się nie brzmieć zbyt nerwowo.
- Jak Angel tu wejdzie, zacznie sobie coś wyobrażać, a potem nie da mi spokoju. A ja nie mam ochoty na jego komentarze.

Radiowiec przez chwilę udawał, że się zastanawia, po czym wzruszył ramionami, jakby to nie było dla niego ważne.

- Hmm, masz rację. Angel potrafi być... nieco natarczywy. - przyznał, ale nie zrobił kroku w tył, a zamiast tego pochylił się lekko bliżej ciebie.
- Tylko, że nie mogę się oprzeć, kiedy widzę, jak się denerwujesz. Jesteś wtedy... taka urocza. - jego głos stał się niższy, a ręka mimowolnie przesunęła się wzdłuż blatu bliżej ciebie.

- A ty upierdliwy. Suń się w końcu, chce iść na krzesło.

Jeszcze mocniej docisnęłaś ręce do jego klatki i właśnie w tym momencie do kuchni chciał wejść Husk, ale gdy tylko was zauważył, stanął w progu.

- Wiedziałem, że ten skurwysyn ma jeszcze serce, a tobie dzieciaku udało się je urobić. - zaśmiał się ochryple, biorąc łyka z flaszki, wcześniej unosząc ją w geście toastu.

Na dźwięk głosu kocura, Alastor odwrócił głowę, nie zmieniając swojej pozycji, a jego uśmiech, o ile to w ogóle możliwe, stał się jeszcze bardziej złośliwy.

Twój koszmar (Alastor x Reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz