LV

172 15 29
                                    

Nagle usłyszałaś cichą jazzową muzykę z łazienki, a zaraz dołączył do niej jego śpiew z radiowym tembrem głosu. Nie miałaś pojęcia, czy to jego normalne przyzwyczajenie, czy specjalnie się popisuje, choć brzmiało to dość naturalnie. Ciekawa wstałaś i podeszłaś pod drzwi łazienki, opierając się o ścianę, aby lepiej go słyszeć.

Stojąc tak przy drzwiach, wsłuchiwałaś się w melodyjny głos Alastora, który jakby odpływał w świat swojej muzycznej wyobraźni. Jego śpiew był zaskakująco łagodny, pełen emocji, których zazwyczaj nie okazywał w codziennych rozmowach.

Melodia płynęła lekko, a jego głos, choć z nutą nonszalancji, miał w sobie coś uspokajającego. Nie mogłaś oprzeć się wrażeniu, że słuchałaś go z przyjemnością, choć z pewnym zawstydzeniem, bo przecież to nie było coś, do czego chciałbyś się przyznać.

Może on naprawdę nie jest taki zły... - pomyślałaś przez chwilę, nim szybko zganiłaś samą siebie za ten moment słabości.

Nagle jego śpiew ustał, a ty, zaskoczona ciszą, odsunęłaś się od drzwi. Przez moment rozważałaś, czy nie wrócić szybko na łóżko, ale nim zdążyłaś podjąć jakąkolwiek decyzję, drzwi łazienki uchyliły się powoli.

Stał w nich Alastor, z ręcznikiem owiniętym wokół bioder, a woda wciąż spływała z jego rozczochranych włosów na kark. Jego oczy spotkały twoje, a w nich znów zagościło to znajome, figlarne błyskanie.

- Przyznaj się, sarenko, podsłuchiwałaś. - powiedział miękkim, niskim głosem, jakby był całkowicie pewny, że trafił w sedno.

Pokiwałaś głową na boki, próbując zachować kamienną twarz, ale niewielki uśmiech zdradził cię momentalnie.

- Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Przyszłam tylko sprawdzić, czy przypadkiem się nie utopiłeś. Właśnie miałam ci rzucać koło ratunkowe.

Demon zaśmiał się cicho, podchodząc bliżej, a ty cofnęłaś się o krok, starając się utrzymać dystans, niemal kończąc w rogu pokoju. Jego oczy jednak były teraz bardziej miękkie, pozbawione tej aroganckiej iskry, którą zwykle w sobie miał.

- Cóż, przynajmniej mam publiczność. Nawet jeśli stara się udawać, że nie jest zainteresowana. - powiedział, pochylając się lekko w twoją stronę, a kropla wody spłynęła mu z włosów na policzek.

- Twoja publiczność najwyraźniej ma lepsze rzeczy do roboty. - odparłaś, próbując brzmieć lekceważąco, choć serce biło ci trochę szybciej.
- A teraz, jeżeli skończyłeś, to może się ubierz. Przynajmniej na tyle, żeby można było normalnie porozmawiać. W końcu u ciebie wystarczyłoby jedno pstryknięcie palców, które zdążyłbyś wykonać przed pojawieniem się w drzwiach, czyż nie, rozczochrany eleganciku? - powiedziałaś, unosząc brwi.

Radiowiec przysunął się bliżej, że niemal czułaś na skórze ciepło bijące od jego ciała, choć wciąż emanował tą nonszalancką pewnością siebie, która tak często przyprawiała cię o irytację.

- Rozczochrany elegancik? - powtórzył z rozbawieniem, przekrzywiając głowę.
- To prawie jak komplement, choć nie wiem, czy bardziej podoba mi się część o elegancji, czy ta o rozczochraniu. - spojrzał na ciebie spod półprzymkniętych powiek, po czym uśmiechnął się szerzej.
- Ale jeśli chodzi o pstryknięcie palców, sarenko, to gdzie wtedy by była cała zabawa? - pochylił się bliżej, teraz ledwie kilka centymetrów dzieliło wasze twarze, a ty poczułaś jego oddech na swojej skórze.
- A może po prostu nie chcesz przyznać, że lubisz to, jak wyglądam rozczochrany i mokry?

Z trudem powstrzymałaś się przed wywróceniem oczami, choć uśmiech sam wślizgnął ci się na twarz.

- Alastor, myślę, że twoje ego właśnie przebiło sufit. - odparłaś, choć twój głos, mimo wysiłków, brzmiał bardziej miękko, niż zamierzałaś.
- I zaufaj mi, mokry czy nie, zawsze znajdę sposób, żeby to ego sprowadzić na ziemię.

Twój koszmar (Alastor x Reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz