3

1.2K 66 10
                                    

Cleo

Miesiąc po powrocie do domu

Minął miesiąc, odkąd zostałam wyrzucona na swojej ulicy. 

Nie wychodziłam z domu prawie wcale. Jedynie późnymi wieczorami udawałam się do lokalnego sklepu, aby kupić coś do jedzenia. Po to, aby przetrwać. 

Tak naprawdę wychodziłam z domu tylko wieczorami z dwóch powodów. Po pierwsze nie chciałam, aby moi znajomi mnie widzieli. Nie, żeby im na mnie w jakikolwiek sposób zależało. Wieści o mnie umilkły. Nawet pani sprzedawczyni w sklepie, którą znałam od lat, w ogóle nie zwróciła uwagi na to, że wróciłam do miasta po ośmiu miesiącach. 

Wieczorami wychodziłam także z jeszcze jednego powodu. Była nim nadzieja, że gdy będę wracać do domu, zostanę porwana przez Devona. 

Każdego dnia od powrotu płakałam. Śniły mi się koszmary związane z Devem, Jeromem i Jahmelem. W swoich snach widziałam ich jako zombie. Devon umierał na moich oczach, a Jerom i Jahmel rozrywali moje ciało, aby się nim pożywić. Nawiedzały mnie najróżniejsze koszmary senne. Nie przespałam spokojnie ani jednej nocy. 

Najbardziej bolało mnie to, że nie wiedziałam, co stało się z Devem. Nie wiedziałam, czy tamtej nocy albo później nie został zamordowany. Wiedziałam, że Dev miał wielu wrogów, którym zależało na jego śmierci. Nigdy nie pytałam go o pracę, jaką się zajmował, ale nie byłam naiwna. Devon wiele razy wracał do domu zakrwawiony, z licznymi ranami czy siniakami. Zawsze miał także przy sobie broń. 

Byłam wściekła. Chodziłam po pokoju w kółko i płakałam. Sąsiedzi z góry często uderzali w podłogę, aby dać mi znać, że mój płacz im przeszkadzał. Tutaj nikt nie dbał o drugiego człowieka. Ludzie byli samolubni. Uwielbiali kraść i niszczyć innym życie. Egzystencja w tym miasteczku nie była łatwa, ale nigdy nie miałam ambicji, aby się stąd wyrwać. Z góry skazałam samą siebie na potępienie. Uważałam, że ktoś taki jak ja nie zasługiwał na nic dobrego. 

Minęło trzydzieści dni od momentu, gdy uwolniłam się od swoich porywaczy, ale wcale nie czułam się dobrze. Potrzebowałam pomocy. Chciałam wrócić w ramiona Devona. Pragnęłam upewnić się, że wszystko było z nim w porządku. 

Czasami myślałam o tym, że może los dał mi szansę na to, abym naprawiła swoje życie. Przecież od początku niewoli marzyłam o tym, aby wrócić na wolność. Codziennie błagałam Boga o to, aby pomógł mi uciec i wrócić na granicę amerykańsko-meksykańską. Moje życie w tym miejscu było straszne i wolałabym nie urodzić się w takiej biedzie, ale wolałam wszystko od niewoli. 

Może cierpiałam na syndrom sztokholmski. Może moje serce się pogubiło. Może wcale nie kochałam Devona. 

Może go okłamałam.

Padłam na kanapę i schowałam twarz w dłoniach. Nie chciałam głośno płakać, aby nie rozzłościć sąsiadów z góry. Cierpiałam w ciszy i samotności. 

Warto wspomnieć o tym, że gdy wróciłam do domu, a raczej swojego mieszkania, wszystko wyglądało na zadbane. Co więcej, miałam lodówkę pełną jedzenia i picia. Nie rozumiałam, kto tutaj był ani dlaczego to zrobił. Miałam teorię mówiącą o tym, że odpowiadał za to nie kto inny jak mój porywacz. On jednak mógł nie żyć. Już niczego nie rozumiałam. 

Byłam głodna, ale nie miałam siły zrobić sobie jedzenia. Położyłam się więc na boku na kanapie i płakałam. 

Musiałam wziąć się w garść. Musiałam znowu iść do pracy. Nie mogłam przecież bezczynnie siedzieć na kanapie i zastanawiać się nad tym, dlaczego życie tak okropnie sobie ze mnie zakpiło. 

DevonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz