Devon
Kurwa. Znowu działo się to samo.
W środku nocy poczułem się źle. Ostrożnie wyślizgnąłem się z łóżka. Kaszlałem i plułem krwią. Chciałem wziąć ze sobą laskę, aby łatwiej mi było dotrzeć do łazienki, ale stukanie laski o podłogę obudziłoby Cleo. Dlatego kuśtykałem do łazienki jak ostatni idiota i zasłaniałem usta dłonią.
Kiedy znalazłem się w łazience, padłem na kolana przy desce sedesowej. Kaszląc tak, jakbym zaraz miał wypluć płuca, plułem do sedesu krwią. Po chwili zwymiotowałem. Było mi na zmianę zimno i gorąco. Przechodziły mnie dreszcze i fale ciepła.
Gdy już zwymiotowałem wszystko, co w sobie miałem, zamknąłem deskę i spłukałem wodę. Podczołgałem się do umywalki, aby namoczyć zimną wodą ręcznik. Usiadłem przy wannie tak, aby móc opierać się o nią plecami i przycisnąłem sobie chłodny ręcznik do twarzy. Zamknąłem oczy, wzdychając ciężko.
Nie był to pierwszy raz, gdy tak się czułem. Od roku, czyli od najgorszych tortur, jakie przeżyłam w całym swoim życiu, moje ciało nie działało prawidłowo. Mój lekarz nie stwierdził żadnych chorób, ale miałem na siebie uważać, aby tak szybko nie odejść z tego świata.
Cleo nie zasługiwała na takiego wybrakowanego i słabego faceta jak ja. Wcześniej byłem inny. Gdy porwałem ją po raz pierwszy, byłem silny i nieustraszony. Niczego się nie bałem. Życie było dla mnie przygodą. Jednak teraz, gdy byłem kaleką i chorowałem, życie nie było dłużej cudowne. Owszem, miałem przy sobie mojego aniołka i wspaniałych przyjaciół, którzy skoczyliby za mną w ogień, ale moja pewność siebie leżała i kwiczała.
Chłopców od maleńkości uczono, aby byli silni i pewni siebie. Chłopcom nie wolno było płakać. Ja również zostałem w ten sposób wychowany, ale potem wszystko szlak trafił. Stałem się nieustraszonym mordercą, który niósł śmierć z uśmiechem na ustach, jednak przy tym oszukiwałem samego siebie. Wewnątrz mnie bowiem mieszkał przerażony chłopiec, który potrzebował, aby ktoś ukołysał go w swoich ramionach. Tym kimś miała być dla mnie Cleo.
- Dev?
Podniosłem wzrok. W drzwiach łazienki zauważyłem zaspanego Jeroma. Mężczyzna nie czekał na moje pozwolenie. Wszedł do łazienki i zamknął za sobą drzwi.
- Znowu poczułeś się gorzej?
W głosie Jeroma nie było cienia złośliwości. To ja byłem wściekły na cały świat. Moi bliscy jednak nie zasługiwali na to, abym się na nich wyżywał, więc postanowiłem zachować spokój.
- Plułem krwią. Teraz jest już lepiej.
Jerom usiadł obok mnie. Nie przejmował się tym, że byłem nagi. Poza tym, on również nie miał na sobie ubrań. Znaliśmy się już jednak tak długo i widzieliśmy się w tak różnych sytuacjach, że nic nie stanowiło dla nas zaskoczenia.
Nasze uda się ze sobą stykały. Patrzyłem na swoje pokryte bliznami dłonie i westchnąłem.
- Może powinieneś odwiedzić lekarza? Doktor Peterson zawsze cię przyjmie.
- Nie ma takiej potrzeby, Jerom. To był tylko kolejny atak.
- Wiesz, że to może prowadzić do czegoś groźnego. Musisz o siebie dbać. Jesteś naszym szefem i przyjacielem. Poza tym jest tu teraz Cleo. Jeśli nie chcesz walczyć dla siebie, to walcz dla niej. Ona nigdy by ci nie odpuściła, gdyby dowiedziała się, że świadomie ignorowałeś objawy choroby.
- Nie jestem chory - wypaliłem może odrobinę zbyt ostro. - Nie musisz się o mnie martwić. Poradzę sobie.
Jerom mruknął. Nie był zadowolony z mojej odpowiedzi. Nie chodziło jednak o to, że po prostu nie chciałem go słuchać jak uparty chłopiec. Byłem na siebie wściekły. To była moja wina, że tamtej nocy byłem tak słaby, że musiałem poddać się torturom. Mógłbym walczyć, ale wówczas moja dziewczynka mocno by ucierpiała. Gdybym nie był posłuszny i uległy, Cleo prawdopodobnie byłaby gwałcona na moich oczach. Tego bym nie przeżył.
CZYTASZ
Devon
ActionDevon podczas misji w Meksyku zauważa piękną dziewczynę, którą rozpaczliwie chce mieć. Mimo, że obiecał sobie nigdy nikogo nie porywać, zmienia zdanie na widok Cleo. Mężczyzna porywa swoją niewinną ofiarę do Iranu, gdzie mieszkają razem przez osiem...