Cleo
- Nie! Nie róbcie im tego, proszę!
Po wyjściu Devona sytuacja rozwinęła się dynamicznie. Nagle zostałam złapana przez Carmichaela, a zza zasłon znajdujących się w pokoju wyszło dwóch mężczyzn. Obaj byli uzbrojeni, ale nie musieli nawet używać broni. Niespodziewanie bowiem złapali Jeroma oraz Jahmela i wstrzyknęli im coś w przedramiona.
Krzyknęłam przerażona, gdy moi najbliżsi przyjaciele padli na podłogę. Ich piersi się unosiły, więc oddychali, co oznaczało, że żyli. To było w tej chwili dla mnie najważniejsze, choć powiedzieć, że czułam strach, to jak nic nie powiedzieć.
Byłam, kurwa, przerażona.
Płakałam, wyrywając się Carmichaelowi. On jednak mocno trzymał mnie za przedramiona. Nie musiał kłopotać się skuwaniem moich rąk, gdyż ja i tak miałam je skute. Nie mogłam zrobić nic, aby sobie pomóc.
- Zabierzcie ich. W miejsce, o którym rozmawialiśmy wcześniej - rozkazał Carmichael.
- Nie! Błagam, zostawcie ich w spokoju!
Zamaskowani i uzbrojeni mężczyźni jednak nie mieli zamiaru mnie słuchać. Chwycili Jeroma i Jahmela pod pachy i wywlekli ich z tego pokoju. Za nimi na czworakach podążyły niewolnice Caremichaela.
Dotarło do mnie, że wszystko musiało zostać już wcześniej zaplanowane. Akcja działa się wręcz z chirurgiczną precyzją. Wszystko zostało ustalone zawczasu, a my wpadliśmy w pułapkę. Stało się to, co zakładał Devon. Wydarzyło się najgorsze.
Płakałam okropnie. Szlochałam, gdy Jerom i Jahmel zniknęli z moich oczu. Wyrywałam się Carmichaelowi jak opętana, ale ten mężczyzna był ode mnie o wiele silniejszy i co ważne - miał wolne ręce. Poza tym był uzbrojony podczas, gdy ja nie miałam nic. Byłam bezbronna i zdana na jego łaskę. Mógłby mi w tej chwili zrobić absolutnie wszystko, a ja nie miałabym możliwości, aby się przed tym obronić.
Gdy pozostałe osoby zniknęły nam z oczu, Carmichael mnie puścił. Padłam na kolana na podłogę, ale mimo wszystko próbowałam podczołgać się do drzwi. Carmichael jednak złapał mnie za smycz, uniemożliwiając mi mój plan.
Mężczyzna uklęknął przede mną na jedno kolano. Ciasno nawinął sobie moją smycz na nadgarstek, a drugą ręką objął mój policzek. Splunęłam mu w twarz. Spodziewałam się, że uderzy mnie za to, w ten sposób mnie karząc, ale on tylko starł ślinę z podbródka i się zaśmiał.
- Cieszę się, że byliście na tyle głupi, aby wpaść w naszą pułapkę, słoneczko.
- Pieprz się, skurwielu! Gdzie oni są?! Gdzie Devon?! Gdzie Jerom i Jahmel?!
- Spokojnie, dziewczynko - znowu parsknął śmiechem, klepiąc mnie po głowie jak posłusznego psa. - Bądź grzeczna, a może wszystko ci wyjaśnię.
- Pieprz się!
- Już to mówiłaś, skarbie. Jeszcze chwila, a pomyślę, że naprawdę chcesz, żebym cię wypieprzył.
Warknęłam na niego. Moim ciałem targała wściekłość. Byłam tak bardzo zła, że żadne słowa nie były w stanie tego opisać. Czułam najwyższy wymiar wściekłości, jednak musiałam nad sobą zapanować. Dla własnego dobra.
- Gdzie oni są? Czego od nich chcecie?
- Od nich? Praktycznie niczego, słonko.
- W takim razie...
- Niebawem przybędzie tutaj mój szef. Człowiek, który skrzywdził twojego pana.
Dobry Boże.
Nie.

CZYTASZ
Devon
ActionDevon podczas misji w Meksyku zauważa piękną dziewczynę, którą rozpaczliwie chce mieć. Mimo, że obiecał sobie nigdy nikogo nie porywać, zmienia zdanie na widok Cleo. Mężczyzna porywa swoją niewinną ofiarę do Iranu, gdzie mieszkają razem przez osiem...