51

763 41 3
                                    

Cleo

- Proszę, moje kochane dziewczynki. Jesteśmy na miejscu. 

Samuel wyciągnął nas z samochodu. Carmichael wziął na ręce mnie, a Samuel wziął Katie. Tak przynajmniej wnioskowałam, gdyż wciąż miałam na oczach opaskę i byłam związana. 

- Ładna z ciebie sztuka. Może poproszę szefa, aby pozwolił mi cię zerżnąć? 

Carmichael przesunął językiem po moim policzku. Brzydziłam się tego faceta. Denerwowało mnie to, jak się zachowywał. Będąc przy nim, czułam rozgoryczenie, gdyż to właśnie on zgwałcił Devona. 

- Ostatnimi czasy znudziły mi się kobiety, ale ty masz w sobie coś wyjątkowego - kontynuował mężczyzna, idąc ze mną w ramionach do miejsca, które było celem mężczyzn. - Mój uroczy chłopiec na pewno będzie miał z tobą mnóstwo zabawy. Nie ma nic piękniejszego niż łamanie niewolników, każąc im się ze sobą zabawiać. Najbardziej bawi mnie zmuszanie heteroseksualnych niewolników do homoseksualnych czynów. 

Dobry Boże. Ten człowiek miał chorą głowę. Gdyby był normalny, z pewnością by się tak nie zachowywał.

Carmichael wniósł mnie do jakiegoś wnętrza, które nie pachniało ciekawie. Samuel mówił do niego coś w języku, którego nie znałam. Do tej pory posługiwali się angielskim, więc wszystko bez problemu mogłam zrozumieć, jednak teraz miałam niemały kłopot. 

Przełknęłam ślinę, a raczej próbowałam to uczynić, gdyż przełykanie, kiedy miało się w ustach knebel, nie było łatwe. 

Po chwili poczułam, jak mój oprawca schodzi ze mną w ramionach po schodach. Bałam się, że mnie upuści i zrobię sobie krzywdę. Nie chciałam umierać. Wciąż naiwnie i głęboko wierzyłam w to, że Dev mnie uratuje. 

Po rozmowie telefonicznej mającej miejsce w samochodzie, wiele się zmieniło. Słysząc przestraszony głos Devona, moje serce zaczęło niesamowicie szybko bić. W tej chwili oddałabym wszystko, aby być z nim. Tak bardzo nie chciałam, aby się martwił. Zależało mi na tym, aby mój pan był szczęśliwy i bezpieczny. 

Starałam się jednak powstrzymywać łzy. Musiałam sama o siebie zadbać. Nie mogłam pozwolić na to, aby mnie zamordowano. Devon by mi tego nie wybaczył. Jeśli nie chciałam walczyć dla siebie, to musiałam walczyć dla niego. W końcu on walczył o mnie już nieraz. Nie miałam o sobie nie wiadomo jakiego mniemania, ale wiedziałam, że dodawałam mu sił w momentach, gdy myślał, że wszystko zostało już spisane na straty. To dzięki mnie żył, a ja musiałam przeżyć dzięki niemu. 

- Posadzimy je tutaj. 

Carmichael, po słowach Samuela, posadził mnie na podłodze. Opierałam się plecami o zimną ścianę. 

- Nie ruszaj się - warknął na mnie Carmichael tak, jakbym miała w sobie odwagę i siłę, aby się ruszyć. 

Carmichael rozkuł mi ręce po to, aby po chwili unieść je wysoko i przykuć kajdanami do łańcuchów znajdujących się nade mną. Domyślałam się, że łańcuchy przymocowane były do ściany. 

Mężczyzna następnie upewnił się, że miałam mocno związane nogi. Krew chyba nie dochodziła mi do stóp. Czułam się okropnie.

- Szefie, mogę zdjąć jej knebel? Chcę wypróbować jej usta. 

Zamarłam. Miałam nadzieję, że Samuel, który niejako był teraz moim panem, nie zgodzi się na coś tak obrzydliwego, ale stało się inaczej.

- Nie żałuj sobie. Ja zajmę się moją seksowną żoneczką. 

Carmichael nie zdjął mi opaski z oczu, ale pozbawił mnie knebla. Nie dostałam nawet możliwości zamknięcia ust choćby na moment. Mężczyzna bowiem szybko wsadził mi do ust swojego penisa. 

DevonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz