Devon
Zeszliśmy do ogrodu. Udaliśmy się do altany. Tam zasiedliśmy na dwóch kanapach. Ja zająłem miejsce na jednej z nich, a na tej znajdującej się na przeciwko mnie usiedli Jerom i Jahmel.
Moi przyjaciele mocno trzymali się za ręce. Nie wiedziałem dlaczego, ale miałem wrażenie, że w pewien sposób się mnie obawiali. Zachowywali się tak, jakbym był ich szefem i miał ich z czegoś rozliczyć.
Nie podobało mi się to, że nawet po tylu latach spędzonych razem, wciąż czuli przede mną respekt. Zawsze uważali mnie za kogoś lepszego od nich, co było błędne i niepoprawne. Kochałem ich i byli dla mnie jak bracia. Każdego dnia cieszyłem się, że postanowiłem ich uratować. Tym sposobem dałem im szansę na nowe, lepsze życie.
Znaliśmy się już od kilku lat. Sądziłem, że nie mieliśmy przed sobą żadnych tajemnic. Dlatego słuchanie o tym, co obaj czuli do mnie i do Cleo, było co najmniej dziwne. Po raz pierwszy od dawna czułem niepokój, który ściskał mój brzuch.
Jerom płakał, a Jahmel starał się trzymać fason. Co było dziwne, gdyż zazwyczaj było na odwrót. To Jerom dominował w tym związku, choć nie robił tego w przesadny sposób. Po prostu troszczył się o Jahmela jak o własne dziecko, ale gdy zachodziła taka potrzeba, dominował nad nim w sensie seksualnym.
- Pomówmy o tym. Na spokojnie.
Nalałem chłopaków po szklance wody. Jerom wtulił się w Jahmela tak, jakby ten mógł go przed czymś obronić.
- Proszę, nie odsuwajcie się ode mnie. Wiecie, że was kocham.
- Dev, to nie takie proste - powiedział Jahmel, który chyba musiał przejąć kontrolę nad rozmową. - Dla nas to trudne. Jesteś naszym przyjacielem, ale i niejako naszym szefem.
- Nigdy nie byłem i nie będę waszym szefem - odpowiedziałem łagodnie, pochylając się tak, że oparłem łokcie na udach i złożyłem palce dłoni przed twarzą w piramidkę. - Jesteśmy jak bracia. Cóż, teraz może bardziej jak kochankowie.
Próbowałem rozładować atmosferę, ale mój żart chyba się nie udał.
- Wiecie, że was kocham - mówiłem dalej. - Jesteście dla mnie ważni. Myślicie, że mnie nie dotknęło to, do czego dopuściliśmy się w ogrodzie? Naprawdę sądzicie, że przeszedłem obok tego obojętnie? Gdyby mi na was nie zależało, nie dopuściłbym do tego, do jasnej cholery. Czy naprawdę sądzicie, że pozwoliłbym na to wszystko, gdybym czegoś do was nie czuł?
- Pytanie tylko, co czujesz, Dev - zauważył Jerom, który na szczęście postanowił się odezwać. Jego milczenie mnie niepokoiło. - Przywiązanie? Braterskość? Czy może ten piekielny żar, który czujemy my?
Potarłem palcami czoło i uścisnąłem nasadę nosa. Nie sądziłem, że rozmawianie o tym okaże się aż takim wyzwaniem.
- Na początku chciałbym zaznaczyć, że dziś rozdziewiczyłem Cleo.
Jahmel, który pił wodę, zakrztusił się. Jerom musiał energicznie poklepać go po plecach.
- Co, kurwa? Już? Tak szybko?
- Szybko? - spytałem, po czym łagodnie się zaśmiałem. - Czekaliśmy na to cholernie długo, Jerom. Nie powinno to więc być "już", a "nareszcie".
- Moje gratulacje - rzekł Jahmel, a Jerom pokornie skinął głową. - Zasługujecie na wszystko, co najlepsze. Wiecie, że wam kibicuję.
- Dziękuję - odparłem, uśmiechając się z wdzięcznością. - Nie bawmy się dłużej w podchody. W tym domu mieszkają dwie pary. Cleo i ja, a także wy. Kiedy nie było tu Cleo, wszyscy za nią tęskniliśmy, ale zauważcie, że wtedy nie czuliście pociągu do mnie. Byłem waszym przyjacielem. Nikim więcej. Dlaczego więc teraz, gdy Cleo do nas wróciła, nagle coś takiego się w was narodziło?

CZYTASZ
Devon
AksiDevon podczas misji w Meksyku zauważa piękną dziewczynę, którą rozpaczliwie chce mieć. Mimo, że obiecał sobie nigdy nikogo nie porywać, zmienia zdanie na widok Cleo. Mężczyzna porywa swoją niewinną ofiarę do Iranu, gdzie mieszkają razem przez osiem...