Informacja na końcu rozdziału!
Devon
Kilkanaście miesięcy wcześniej
Carmichael z dumą wysunął się z mojego tyłka. Jego szef dał mu znać gestem dłoni, aby zostawił nas samych. Mężczyzna posłusznie wyszedł z pomieszczenia. Zanim jednak to uczynił, obrzucił moje zmasakrowane i zmęczone ciało wzrokiem i zaśmiał się kpiąco pod nosem. Był prawdziwym diabłem w ludzkiej skórze. Skoro skrzywdził mnie tak potężnie zaledwie w ciągu prawdopodobnie godziny, jego niewolnice musiały przechodzić przez piekło.
Szef, czyli mężczyzna o imieniu Samuel, zbliżył się do mnie. Podszedł tak blisko, że złapał mnie za szyję i odchylił moją głowę w tył tak, abym mógł spojrzeć mu w oczy. Nie widziałem go jednak dokładnie, gdyż moje oczy wypełnione były łzami bólu i krwią, która spływała mi z rany na głowie.
- Wiedziałem, że pewnego dnia będę miał przyjemność goszczenia cię w tym miejscu, Devonie.
Nie odpowiedziałem. Nie miałem na to siły. Byłem pewien, że dziś umrę, więc szykowałem się na śmierć. Obiecałem sobie, że gdy odejdę z tego świata, stanę się aniołem stróżem dla mojej małej Cleo. Obawiałem się śmierci, ale nie dlatego, że bałem się odejść. Nie chciałem, aby Cleo była sama.
Myśli o Cleo zostały siłą wyrwane z mojej głowy w momencie, w którym Samuel uderzył mnie siarczyście w twarz. Pękła mi warga i polała się krew.
- Wyglądasz żałośnie. Mówiłem Carmichaelowi, żeby zostawił coś dla mnie, ale on porządnie cię wykończył.
- Goń się.
Czterdziestoletni mężczyzna zaśmiał się. Przeczesał palcami swoje ciemne, długie do ramion włosy. Jego brązowe oczy błyszczały podekscytowaniem. W całym Iranie wiedziano, że nie było tutaj bardziej niebezpiecznego mężczyzny niż właśnie ten facet. Dlatego z góry wiedziałem, że znalazłem się w samym sercu piekła.
- Nie jestem w stanie jednak uwierzyć w to, że postanowiłeś oddać się na tortury w imię miłości. Co ci strzeliło do głowy, Devonie?
- Może pewnego dnia to zrozumiesz.
Mężczyzna jednak tylko parsknął śmiechem i poklepał mnie po policzku jak zabawne dziecko.
- Wiesz, że wolę korzystać z usług swoich niewolnic. One przynajmniej nie liczą na uczucia. Gdy potrzebuję ich cipek albo ust, chętnie z nich korzystam.
Brzydziłem się jego słowami i jego postępowaniem. Te dziewczyny musiały okropnie cierpieć. Na pewno bardziej niż ja w tej chwili.
- Mam do ciebie sentyment, Devonie, ale kara cię nie ominie. Wiesz, że boss w Iranie może być tylko jeden. Od lat konkurujemy ze sobą w tej kwestii, ale w końcu trzeba rozstrzygnąć spór. Jako uczciwy mężczyzna powiem ci, że twoja Cleo jest już w drodze do domu. Nie umrzesz, dopóki tam nie dotrze. Nie miałbym serca wysłać cię na tamten świat bez wiedzy, co stało się z twoją ukochaną. Może nie rozumiem potęgi miłości tak, jak ty, ale to nie znaczy, że nie trzymam się ustalonych zasad. Jednak do czasu, gdy twoja ukochana będzie w drodze do domu, ja będę się tobą bawił.
Nie powinno się czuć wdzięczności do własnego oprawcy, ale nie dało się ukryć, że po części ją czułem. Chodziło o to, że byłem wdzięczny Samuelowi za to, że zamierzał dotrzymać słowa o Cleo. Musiałem się dowiedzieć, co się z nią stało.
- Wiesz, że nie przepadam za mężczyznami, więc nie będę cię pieprzył. Nie znaczy to jednak, że ktoś inny się z tobą nie zabawi. Popatrz tylko, kogo dla ciebie przyprowadziłem.
![](https://img.wattpad.com/cover/371807539-288-k467512.jpg)
CZYTASZ
Devon
ActionDevon podczas misji w Meksyku zauważa piękną dziewczynę, którą rozpaczliwie chce mieć. Mimo, że obiecał sobie nigdy nikogo nie porywać, zmienia zdanie na widok Cleo. Mężczyzna porywa swoją niewinną ofiarę do Iranu, gdzie mieszkają razem przez osiem...