Cleo
W Paryżu bawiłam się świetnie. Zostałam tutaj dłużej niż początkowo planowałam. Andrew dotrzymywał mi towarzystwa i dobrze się razem bawiliśmy. Do niczego jednak między nami nie doszło. Czułam z tego powodu ulgę, ale jednocześnie rozczarowanie.
Andrew był wyjątkowym mężczyzną. Był czarujący, uprzejmy i miał dużą wiedzę o świecie. Imponował mi w wielu aspektach. Poza tym po prostu fizycznie mi się podobał. Nie mogłam jednak się w nim zakochać, mając z tyłu głowy pewnego faceta, który pewnego dnia postanowił mnie porwać.
Myślałam o Devonie coraz rzadziej. Zdarzały się jednak chwile, kiedy wybitnie za nim tęskniłam. Przychodziłam jednak wówczas do Andrew i on odganiał moje smutki. Zabierał mnie do baru albo na dyskotekę. Było nam razem dobrze. Byliśmy jak przyjaciele, jednak wszystko zmieniło się w dniu, w którym Andrew poznał Lucy.
Lucy była paryską architektką. Była piękna i inteligentna. Andrew od razu się w niej zakochał i wtedy odstawił mnie na boczny tor. Było mi z tego powodu przykro, ale nie mogłam być samolubna. Andrew i tak dał mi więcej niż mogłam oczekiwać. Spędził ze mną w Paryżu prawie dwa miesiące, co było niepodobne do jego początkowego planu. Poza tym jasno dałam mu do zrozumienia, że między nami nic nie będzie, więc z mojej strony byłoby to po prostu nie fair, gdybym go siłą przy sobie zatrzymała.
W końcu nadszedł czas naszego nieuniknionego rozstania, co przyjęłam z trudem. Andrew i Lucy mieli wyjechać. Lucy znalazła pracę w Hiszpanii i tam mieli zamiar osiąść z Andrew. On sam zwolnił się z pracy wierząc, że w Hiszpanii znajdzie coś dla siebie.
Ja także ruszyłam do przodu. Wynajęłam pokój w nieco przerażającej i brudnej kamienicy. Nie mogłam jednak zdzierżyć paryskich cen. Dlatego zamieszkałam na uboczu, w cichej dzielnicy. Było mi tu dobrze. Tak dobrze, jak mogło być samotnej dziewczynie.
Mój pokój był niewielki, ale miałam w nim wszystko, czego było mi trzeba. Łóżko, prowizoryczną kuchnię, a nawet malutką łazienkę. Nie miałam prawa narzekać, choć po standardzie z Nowego Jorku przywykłam już do innego poziomu życia.
Przez okienko zobaczyłam, że pod blok podjechali Lucy i Andrew. Mój przyjaciel otworzył dla dziewczyny drzwi pojazdu. Lucy błysnęła swoim idealnym uśmiechem i podała swojemu chłopakowi dłoń. Była z nich idealna para. Zazdrościłam im tego, co mieli.
Kiedy para weszła do bloku, natychmiast wyszłam przed drzwi. Uśmiechnęłam się, widząc w dłoniach Lucy bukiet czerwonych róż. Andrew z kolei miał dla mnie jakiś prezent.
- Cleo! Jak dobrze cię widzieć!
Lucy podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła. Podała mi bukiet, a w moich oczach zakręciły się łzy.
- Nie musieliście - wyszeptałam czując, jak głos mi się załamuje. Wciąż nie przywykłam do przyjmowania prezentów.
- Oczywiście, że musieliśmy - odpowiedziała, chichocząc. - Czuję się okropnie z tym, że cię tutaj zostawiamy. Na pewno sobie poradzisz?
Andrew dał Lucy lekkiego klapsa w tyłek. Dziewczyna spojrzała na niego z wyrzutem, ale szybko się zarumieniła.
- Cleo jest niesamowicie zaradna - odpadł. - Na pewno sobie poradzi.
- Wejdźcie do środka - zaproponowałam, zapraszając ich do siebie.
Było mi wstyd, że zapraszałam ich do takiego wnętrza. Wymieniłam część mebli i akcesoriów, ale wciąż nie było to mieszkanie moich marzeń. Uznałam jednak, że zostanę tutaj na przeczekanie, a potem się gdzieś przeprowadzę. Może do innego kraju. Tego jeszcze nie wiedziałam. Wciąż szukałam drogi dla siebie, co nie było łatwe, gdy byłam sama. Nie miałam przy sobie mojego pana, który zawsze mi pomagał, gdy zabłądziłam. Nie było przy mnie mężczyzny, który niecały rok temu wyrwał mnie z meksykańskiej dzielnicy biedy po to, aby przewieźć mnie do innego rodzaju niewoli. Nie było przy mnie człowieka, który w obliczu śmierci oddał mi wolność. Tyle tylko, że dla mnie to nie była wolność, a kolejny rodzaj niewoli.

CZYTASZ
Devon
ActionDevon podczas misji w Meksyku zauważa piękną dziewczynę, którą rozpaczliwie chce mieć. Mimo, że obiecał sobie nigdy nikogo nie porywać, zmienia zdanie na widok Cleo. Mężczyzna porywa swoją niewinną ofiarę do Iranu, gdzie mieszkają razem przez osiem...